Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Hossa nowa oferta Wiszące Ogrody - Osiedle doskonale skomunikowane

Niech żyją mikroby, czyli walka z globalnym ociepleniem na Kaszubach

Jak w praktyce ratuje się klimat na Kaszubach?- opowiada Filip Gołębiewski, z wykształcenia – architekt, z pasji – rolnik, właściciel pięciohektarowego eksperymentalnego gospodarstwa rolnego w gminie Nowa Karczma.
Filip Gołębiewski

Autor: Filip Gołębiewski

Filmy w Internecie z panem i kompostem w roli głównej zdobywają wielotysięczną widownię. Skąd takie zainteresowanie?

Ogólnie, rolnictwo ekologiczne cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Filmy zacząłem robić w ubiegłym roku. Pomagają nie tylko wytłumaczyć, co dzieje się w glebie i z glebą, pozwalają także mi osobiście usystematyzować wiedzę. Opieram na tym również mój program biznesowy.

Co architekt robi na roli?

Architekt musi ogarniać rzeczywistość i trochę naginać ją według własnej wyobraźni. Jest to bliskie rolnictwu, także w multidyscyplinarnym podejściu do gospodarki. Trzeba wiedzieć trochę o wszystkim. Kiedy zdecydowałem się zostać rolnikiem, postanowiłem dowiedzieć się, co zrobić, żeby rosło.

Poszedł pan popytać do sąsiadów?

Oczywiście, udałem się do sąsiadów, ale także czytałem książki i przeszukiwałem internet. Natrafiłem na artykuły mówiące, że do naszej świadomości nie dociera fakt, iż rośliny są samożywne. Niby to wiemy, ale ciągle musimy dokładać coraz więcej nawozu, by zebrać plony. Tymczasem są badania mówiące, że odpowiednie zastosowanie preparatów biologicznych sprawia, że z każdym rokiem gleba staje się odrobinę lepsza. I zawiera coraz więcej węgla.

Skoro jesteśmy przy węglu – w pasjonującym dokumencie „Kiss the ground”, który obejrzałam niedawno na Netfliksie, naukowcy przekonują, że zmiany klimatyczne na Ziemi może odwrócić odpowiednio uprawiana gleba. To jakaś nowa teoria?

Od dawna wiemy, jak ważny jest węgiel w glebie. Im ciemniejsza ziemia – warto przywołać chociażby czarnoziemy – tym ma więcej węgla. A nasz problem z ociepleniem klimatu wywołany jest nadmiarem dwutlenku węgla w atmosferze. Obliczono, że gdybyśmy nie uwalniali dwutlenku węgla, tylko go wiązali, to w ciągu piętnastu lat moglibyśmy „skasować” tyle węgla z atmosfery, ile ludzkość naprodukowała od początku rewolucji przemysłowej.

Co robić, by „ściągnąć” węgiel do gleby?

Zacznijmy od kwestii, czego nie robić. Powinniśmy odchodzić od nawozów sztucznych i orki. Ziemia zaorana przyjmuje promienie słoneczne i jest kilkanaście stopni cieplejsza od tej, gdzie nie było orki. Retencja wody w martwej, pozbawionej mikroorganizmów glebie jest znacznie niższa, niż glebie, gdzie bakterie i grzyby tworzą coś w rodzaju węglowej gąbki. Sypanie nawozów sztucznych, ciągłe przewracanie gleby niszczy jej struktury grzybowe, bakteryjne i prowadzi do degradacji. Z historii znamy losy wielkich cywilizacji, które upadły z powodu wyjałowienia gleby. Od Sumerów i starożytnego Egiptu zaczynając, przez Rzym po państwo Majów.

Jak w praktyce ratuje się klimat na Kaszubach?

Prowadzę pięciohektarowe eksperymentalne gospodarstwo. Mam głównie pastwiska i przydomowe ogródki. Do gospodarstwa podchodzę jak do ekosystemu, którego integralną częścią są zwierzęta. Wielogatunkowość roślin i zwierząt sprawia, że obieg składników odżywczych i materii zaczyna tworzyć samonapędzającą się spiralę, pozwalającą na efektywne wykorzystanie energii słonecznej. Staramy się naśladować te ekosystemy w przyrodzie, które wytworzyły największe pokłady czarnoziemów, takie jak stepy ukraińskie czy amerykańskie prerie. Tam wielkie stada roślinożerców wchodziły w wysoką trawę, wszystko zjadały, zostawiały masę odchodów i przesuwały się dalej. Nie wracały w to samo miejsce, przez co rośliny miały czas na odbudowanie się. Rośliny, by uzyskać składniki mineralne z gleby, musiały wejść we współpracę z mikroorganizmami - bardzo delikatnymi stworzeniami, które nie lubią rewolucji i jednogatunkowych upraw. Naśladujemy to w naszym gospodarstwie w o wiele mniejszej skali, świadomie zmieniając miejsce wypasu zwierząt.

Tylko dzięki wędrówkom zwierząt gleba staje się coraz lepsza?

Jednym z podstawowych narzędzi odbudowy jest kompost. I nie mówię tu o obfitującej w beztlenowce śmierdzącej kupie na końcu ogrodu, gdzie wyrzucane są śmieci. Kompostowanie to konkretny proces, podczas którego mnożą się tlenowe organizmy, a sam kompost nie może śmierdzieć. Powinien raczej pachnieć runem leśnym.

PRZECZYTAJ TEŻ: Ruszamy z akcją „Zostawmy lasy”. Coraz więcej wycinek na Pomorzu!

Co zrobić, żeby wiosną pola nie cuchnęły gnojówką?

Należy kompostować obornik, by panowały tam warunki tlenowe. Wówczas tlenowe bakterie kompostowe wygrywają konkurencję z patogenami. Na jednym z moich filmów pokazuję, jak zmienić cuchnący gnój w pozbawiony smrodu nawóz. Oraz co widzimy, gdy oglądamy go pod mikroskopem.

Trzeba wyprodukować tony kompostu, by odnowić kilka hektarów ziemi. Warta skórka wyprawki?

Jest jeszcze coś takiego, jak herbata kompostowa. Można wrzucić dwukilogramową bryłkę do wody, a potem roztwór intensywnie napowietrzyć. Dodajemy do tego pożywkę, np. melasę, by rozmnożyć mikroorganizmy. I takim roztworem można polać ziemię, rośliny. Herbata kompostowa z maksymalną ilością organizmów poradzi już sobie z całą resztą. Rośliny same odżywią te organizmy, które są im przydatne, a to co jest niepotrzebne, przestaje się rozwijać.

Nie trzeba będzie wyrywać chwastów?

Istotne także jest, by na ziemi cały czas coś rosło. Nawet chwasty. To rośliny pionierskie, które nie potrzebują skomplikowanej struktury sieci pokarmowej. Wszystko, co się w ziemi pojawia, ma tam swoje miejsce. Nie jest naszym wrogiem. Raczej informatorem, który mówi co się dzieje pod ziemią i jaki jest stan naszej gleby. Obecność mniszka czy babki zwyczajnej świadczy, że gleba jest jeszcze słaba, ale zaczyna już się odżywiać. A potem przychodzi sukcesja i zmiana gatunkowa – od roślin pionierskich, przez trawy, sałatę, kapustę, wreszcie pomidory, ogórki. Przy czym nie wszystko może rosnąć wszędzie. W lesie nie wyrosną chwasty, trawa, warzywa i pomidory. Na każdym etapie sukcesji jest bowiem inny skład gatunkowy mikroorganizmów w glebie. Na początku mamy więcej bakterii w glebie, a im dalej w las, tym struktura gleby jest dojrzalsza i – nomen omen – więcej delikatniejszych od bakterii grzybów. Z tego powodu na wygolonym trawniku nie wyrosną nam piękne jabłonie. To nie ten ekosystem.

Rozkładamy ręce?

Skądże, możemy jako rolnicy, ogrodnicy tym sterować. Chcemy wyhodować sałatę – dokładamy bakterii. Nastawiamy się na borówkę amerykańską – wspieramy grzyby, wykorzystując materiał trudniej rozkładany, jak np. zrębki czy kora. Przygotowując kompost czy herbatę kompostową, możemy również mieć wpływ na ich skład.

PRZECZYTAJ TEŻ: Protest przeciw budowie elektrowni atomowej. Blokada drogi w Kurowie

Taką glebę trzeba gdzieś zbadać?

Badanie przeprowadza się w odpowiednich laboratoriach. Prowadzę pierwsze w Polsce certyfikowane laboratorium SoilFoodWeb. Firmę założyła znana amerykańska badaczka glebowych sieci pokarmowych, dr Elaine Ingham, uznawana za czołowego biologa gleby na świecie. Od kilkunastu lat tego typu laboratoria powstają w kolejnych krajach. Badamy ilość bakterii i grzybów, stosunek bakterii do grzybów. Oceniamy, czy są to dobre, pożądane organizmy, czy też nie ma tam patogenów. Sprawdzamy warunki tlenowe. W praktyce wygląda to tak, że osoba, która przywiezie nam np. próbkę kompostu dowiaduje się, jaka jest jego jakość, czy ma kompletną sieć pokarmową i czy czegoś nie należy doń dodać. Pozwala to założyć strategię dla pastwiska czy winnicy. Pryskanie roślin odpowiednio przygotowaną herbatą kompostową, zawierającą pożądane mikroorganizmy chroni rośliny przed chorobami, patogenami, a nawet owadami. Pasożyt, który usiądzie na spryskanym liściu bywa „zjadany” przez te bakterie. Rośliny są zdrowe i odporne.

Brzmi to pięknie, ale czy rolnik, który zdecyduje się na odejście od nawozów będzie miał jakiekolwiek zyski?

Widząc tylko wzrost cen nawozu sztucznego w ostatnim roku – z 1,5 tys. zł do 4, 5 tys. zł – coraz więcej rolników zaczyna rozważać przejście na gospodarkę odnawialną. Jest ona z każdym rokiem coraz lepsza, uniezależnia nas od wahań rynkowych cen nawozów oraz od ceny gazu. Aż 80 proc. kosztów produkcji nawozu sztucznego to opłata za gaz. Jest to istotne zwłaszcza dziś, gdy gaz staje się narzędziem politycznego szantażu.

I to zrekompensuje niższe plony?

Ależ plony będą wyższe! Ostatnio rozmawiałem z rolnikami ekologicznymi, którzy, w przeciwieństwie do producentów klasycznej, opartej na nawozach sztucznych żywności, nie muszą zwiększać cen swoich produktów. A i tak wychodzą na swoje. Coraz więcej osób widzi, że uzależnienie produkcji rolnej od nawozów sztucznych jest niepewne. Poza tym, że jest niezdrowe i mordercze dla Ziemi. Porównuję to do narkotyków – raz je weźmiesz, czujesz się dobrze, ale musisz stale je brać. I to coraz więcej.

PRZECZYTAJ TEŻ: Uprawianie lasu. Jak uratować choć jedno drzewo?

W 2021 roku , podczas konferencji klimatycznej w Paryżu, Polska znalazła się w grupie 30 państw, które zadeklarowały, że będą odnawiać gleby. Skończyło się na deklaracji?

Optymistyczne jest, że Unia Europejska przyjęła Europejski Zielony Ład, kierujący UE na drogę transformacji ekologicznej. Widać tam duży nacisk położony na regenerację gleb. Są to jednak ogólne dyrektywy. W Polsce czekamy jeszcze na przepisy wykonawcze. Z jednej strony pojawiły się u nas dopłaty do zalesień śródpolnych, czyli dbamy o gleby. Z drugiej wprowadzamy w kryzysie dopłaty do nawozów, zamiast raczej wspierać odnawialny model gospodarki rolnej.

Kryzys gospodarczy może pomóc w odnowieniu gleby i rozpoczęciu ratowania Ziemi?

Kryzys jest zawsze szansą. Czy mogę jeszcze przekazać krótkie  przesłanie na koniec rozmowy?

Proszę uprzejmie.

Niech żyją mikroby!


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze