Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Makurat Serwis Audi w Gdańsku

Zapach roztopionych w słońcu truskawek z cukrem pamiętał do końca życia

„Sopot mojego dzieciństwa był bardzo teatralny, życie tutaj było teatralne" - mówił przed laty zmarły 17 stycznia Andrzej Dudziński, grafik, malarz, ilustrator.
Wojciech Kass (z lewej) i Andrzej Dudziński. Sopot 1995
Wojciech Kass (z lewej) i Andrzej Dudziński. Sopot 1995

Autor: Fot. Archiwum W. Kassa

Andrzejku jeszcze nie umiem się pozbierać. Na chwilę przygasła moja wewnętrzna lampa i coś w niej drży, coś jak trzęsący się z zimna ptaszek nocy. Przygaszone światło, a wtedy wiadomo najlepiej wyświetlają się filmiki pamięci, jej zerwane kadry, blednące scenki, a które miały swój początek w jednym z lipcowych dni w Sopocie 1995 roku, kiedy pojawiłeś się w swoim rodzinnym mieście wraz z żoną Magdą Dygat i m.in. dedykowałeś mi zdjęcie na zadatek” – tak oto Wojciech Kass, poeta, eseista, dyrektor Muzeum Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Praniu, w latach 90. rzecznik prezydenta Sopotu wspomina Andrzeja Dudzińskiego – zmarłego kilka dni temu grafika, rysownika, malarza, autora plakatów, ilustracji prasowej, twórcę słynnego w PRL-u "komentatora rzeczywistości" - Ptaka Dudi.

Sopot, czyli scena

Andrzej Dudziński w 1945 roku urodził się w Sopocie. Dzieciństwo spędził na Kościuszki 7. Wspominał po latach:

Sopot mojego dzieciństwa był bardzo teatralny, życie tutaj było teatralne. Nie chodzi mi o jedność miejsca, czasu i przestrzeni, chociaż to też, ale o kolejne odsłony. Jest lato. Przyjeżdżają turyści i są jak statyści, mieszający wśród stałej obsady. W latach sześćdziesiątych, kiedy zaczynałem mieć świadomość rzeczy świata tego, w Sopocie wszyscy się znali – dosłownie tak było. Z balkonu mojego mieszkania miałem widok na dworzec i ulicę Monte Cassino, a to była oś. Stałem więc na tym balkonie i obserwowałem kolejne odsłony. O, wchodzi na scenę dworca ten i ten, i tamten. Jeżeli kogoś nie rozpoznawałem, zaczynałem myśleć o nim jak o statyście, może z Gdańska, może z Gdyni”.

Andrzej Dudziński z prezydentem Sopotu Janem Kozłowskim, Sopot 1995
Andrzej Dudziński z prezydentem Sopotu Janem Kozłowskim, Sopot 1995

Filmiki pamięci, pisze Kass… I ja byłam świadkiem pamięci tego wybitnego artysty. Swego czasu opowiadał mi o swoim Sopocie, z czasów, gdy dla małego chłopaka cały Sopot był jednym wielkim podwórkiem. Na tym polegał urok tego miasta, tak uważał. Każdy czuł się na sopockich ulicach jak w domu. Bardzo bezpiecznie.

- Rodzice w ogóle o nas się nie denerwowali – mówił. - Biegaliśmy samopas do szkoły, nad morze,  do lasu, nikt się nie niepokoił, nawet gdy dziecko znikało na kilka godzin. Kiedy wybieraliśmy się na plażę z mamą, to na cały dzień. Dobrze pamiętam też frykasy, które przynosiła mama na plażę. Bułki z serem... Zapach roztopionych w słońcu, posypanych cukrem truskawek do końca życia kojarzyć będzie mi się z tamtym czasem. 

Dudinalia

Ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie, w latach 1970 – 72 mieszkał w Londynie. Jego wyjazd do Stanów Zjednoczonych, gdzie m.in. współpracował z takimi czasopismami jak Newsweek, The New York Time, The Washington Post, Rolling Stone to było pożegnanie z Sopotem na długie lata. Zawitał tu dopiero w 1995 roku. Zaprosił go prezydent Jan Kozłowski. Jak się okazało, chodzili do jednej klasy we Wrzeszczu.

Przyjechał do kurortu z wystawą swoich rysunków. Wernisaż rozrósł się do trzydniowych Dudinaliów, w których uczestniczyła elita artystyczna Warszawy i Wybrzeża.

Andrzej Dudziński z żoną Magdą Dygat w Sopocie
Andrzej Dudziński z żoną Magdą Dygat w Sopocie

Na ścianie jednego z budynków przy ul. Boh. Monte Cassino powstał wtedy jego słynny mural – niestety po latach, ze względu na remont domu, został usunięty. A mógłby dziś stać się serdecznym śladem jego pamięci...

Pamiętał odsłonięcie tego dzieła. Trzeba było wejść na dach pobliskiej lodziarni. Strasznie się wściekał jej właściciel, bo ten budynek to była ruina. Bał się, że wszyscy wlecą w ladę chłodniczą.

Cieszyły go te sopockie podróże w czasie. Z radością do nich wracał.

Miasto z czasów

W 2001 roku zrobił jeszcze zdjęcia do albumu „Sopot magiczny". Chodził utartymi ścieżkami. Poruszał się intuicyjnie. Sam nie wiedział, dlaczego skręcał w ten, a nie inny zaułek. - Na szczęście jeszcze wtedy udało mi się odnaleźć niezmieniony Sopot – mówił. - Miasto z czasów, gdy byłem bardzo młody i bardzo szczęśliwy.

W 100-lecie nadania Sopotowi praw miejskich Andrzej Dudziński, ale również Czesław Miłosz uhonorowani zostali tytułami Honorowych Obywateli Sopotu.

Ocalić piękno

Jego prace zdobiły też dwa numery dwumiesięcznika literackiego Topos. W Toposowej rozmowie Wojciecha Kassa z Andrzejem Dudzińskim „Czy piękno jest przereklamowane?” na pytanie, czy piękno ocala, artysta odpowiadał:

Ocali i ocala. Najtrudniejsze jest przewartościowanie pojęcia piękna. Ono jest dla nas czymś innym niż było dla Greków i Rzymian, Florentyńczyków z epoki Renesansu a nawet naszych rodziców. Wspomniałeś w innej rozmowie „Buddenbrooków”, gdzie na przestrzeni stulecia trzy pokolenia dzielą te same ideały, wyznają te same wartości. Moja estetyka byłaby nie do przyjęcia dla mojego ojca. Musimy na nowo opisać piękno, wskazać je tym, dla których mieszka ono teraz w świecie gier komputerowych, mizernej grafiki reklamowej, błyskawicznej papki pseudokultury. Nie wiem jak się za to zabrać, ale jestem przekonany, że to co nas w tej chwili natrętnie otacza to faza przejściowa, coś co minie jak niemiły sen albo ból głowy”. 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaPomorskie dla Ciebie - czytaj pomorskie EU
Reklama Kampania 1,5 % Fundacja Uśmiech dziecka