Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Strefa Społeczna jest organizowana przede wszystkim dla obywateli

Bardzo ważne dla mnie jest to, żeby dyskusje toczyły się w sposób „piknikowy”, czyli, że można sobie usiąść w leżaku z jakimś innym napojem i podyskutować w spokoju. Chodzi też o to, żeby nie było separacji pomiędzy mówcami, a tymi, którzy słuchają – mówi Jacek Bendykowski, prezes Fundacji Gdańskiej organizator Strefy Społecznej, która odbędzie się w Gdańsku w dniach 1-2 czerwca.
Jacek Bendykowski
Jacek Bendykowski

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Skąd wziął się pomysł na gdańską strefę społeczną?

Przywiozłem go z Bornholmu, gdzie w 2018 roku, na zaproszenie duńskiej rady adwokackiej mówiłem o naruszeniach praworządności w Polsce. I tam trafiłem na pięciodniową imprezę organizowaną przez organizacje społeczne, również polityczne. W ciągu tych pięciu dni przez strefę przechodzi 150 tysięcy ludzi. W kraju, który liczy 5.5 miliona mieszkańców. W dodatku Bornholm to wyspa. Nie da się tam dojechać. Trzeba dolecieć lub dopłynąć. A jednak 150 tysięcy Duńczyków bierze urlop, wykupuje miejsca w hotelach i pensjonatach, względnie rozbija namioty, po to, żeby przez pięć dni posłuchać i porozmawiać o sprawach królestwa. Ale też o naruszeniach praworządności w Polsce, bo to też ich interesuje. Oczywiście wszystko to jest wspierane gigantyczną liczbą food trucków, stoisk z piwem, szampanem, wszystkimi rodzajami drinków. Więc już około godziny 12-13. w południe wszyscy są bardzo rozluźnieni, a dyskusje stają się bardzo szczere. Dodam, że między stoiskami można spotkać premiera Danii, ministrów, merów, czy szefów różnych partii politycznych, bowiem cały duński establishment zjeżdża się tam, by spotkać się i podyskutować z obywatelami. W Szwecji podobna impreza odbywa się na Gotlandii.

CZYTAJ TAKŻE: Drzewa bez ludzi żyły i rosły piękniej. Ludzie bez drzew istnieć nie mogą

W Polsce rzecz trudna do wyobrażenia

Odleciałem, jak to zobaczyłem i po powrocie do kraju zaraziłem tym pomysłem Pawła Adamowicza. Niestety, nie dane mu było zobaczyć materializacji tej idei w jego ukochanym Gdańsku. Jedną z konsekwencji tragicznej śmierci Pawła była decyzja by strefę zorganizować jednak bez udziału polityków. U nas jest to przede wszystkim święto organizacji pozarządowych. Staramy się pokazać jakie jest bogactwo ruchu społecznego, ruchów obywatelskich w Polsce. Te organizacje zajmują się przecież absolutnie wszystkim. Od pomagania ludziom, którzy takiej pomocy potrzebują: dzieciom, chorym, osobom niepełnosprawnym, mniejszościom, poprzez organizacje społeczne, polityczne, ekologiczne, prozwierzęce, koła gospodyń wiejskich, stowarzyszenia aktywizujące kobiety, aktywizujące bezrobotnych, a także organizacje religijne. Nie tylko katolickie. Naszymi gośćmi byli zielonoświątkowcy, muzułmanie, żydzi, a także organizacje, powiedziałbym – „ateizujące”, jak Liberte. Zasadą jest to, że nie ma tematów tabu i nie ma cenzury. To znaczy, że każdy podmiot, który złoży wniosek, i który przedstawi sensowny program, jest przez nas zapraszany, ponieważ chodzi o to, żeby ludzie mogli zobaczyć w miarę pełne spektrum społeczeństwa obywatelskiego w Polsce.

Robert Bąkiewicz, albo, żeby nie szukać aż tak daleko – Waldemar Bonkowski, również?

Oczywiście nie wpuścimy organizacji hejterskich, antysemickich, ksenofobicznych… Natomiast generalnie nie chciałbym, żeby w przypadku Gdańskiej Strefy Społecznej ktoś stwierdził, iż jakiś rodzaj dyskusji nie powinien tam mieć miejsca, jak – nie przymierzając – na Campusie, w przypadku symetrystów. Chcemy, żeby każdy temat mógł tutaj wybrzmieć.

Ilu będzie uczestników tegorocznej strefy?

Zakładamy, że będzie to nieco ponad 200 organizacji pozarządowych. Trzonem tej imprezy są właśnie programy przygotowane przez nie, albo na stoiskach albo w przestrzeni, którą współdzielą z innymi. Staramy się mieć przynajmniej tych kilka miejsc wydzielonych na większe dyskusje. Bardzo ważna dla mnie i dla Fundacji jest formuła, skopiowana od Skandynawów, żeby dyskusje toczyły się w sposób „piknikowy”, czyli, że można sobie usiąść w leżaku, z kawą, herbatą czy jakimś innym napojem i podyskutować w spokoju. Chodzi też o to, żeby nie było separacji pomiędzy mówcami, a tymi, którzy słuchają.

CZYTAJ TAKŻE: Lasy Państwowe mają odpuścić aktywistom. Brunon Wołosz nie odpowie za zniesławienie

Nieprzypadkowy jest termin, w którym organizowana jest strefa – pierwszy weekend czerwca, możliwie blisko rocznicy wyborów 1989 roku.

W tym roku jest to akurat 1 i 2 czerwca, tak się nam ułożył kalendarz. W Strefie Społecznej będą przestrzenie dla dzieci na tyle chłonne, że wszyscy rodzice, którzy się zastanawiają, czy przyjść z pociechami, nie powinni się bać, bo te dzieci będzie można zostawić pod okiem opiekunek i opiekunów. Dzieci będą doskonale zaopiekowane, a rodzice będą mogli rozpłynąć się w najrozmaitszych aktywnościach. Równolegle do programu, który jest przygotowany wyłącznie przez NGO-sy, jako Fundacja Gdańska próbujemy pokazać pewne tematy, które są ważne z naszej perspektywy. Rok temu chcieliśmy pokazać, jak Polska zmieniała się przez ostatnie cztery dekady. W tym roku takiego jednego leitmotivu nie ma, natomiast główne debaty zogniskują się na tematach, które „przynoszą” nam dwie organizacje. Jedna z nich to Solidarni w Rozwoju, Jerzego Hausnera. Od ich panelu rozpoczyna się 1 czerwca. Oczywiście po ceremonii wciągnięcia flagi na Górze Gradowej oraz po śniadaniu społecznym, na które akurat zaprasza Agnieszka Buczyńska, ministra do spraw organizacji pozarządowych i ruchów obywatelskich. Solidarni w Rozwoju przygotowali serię różnych aktywności, które są z jednej strony nastawione na dyskusję o przyszłości Polski w Europie, z drugiej zaś na programy dotyczące tego, jak aktywizować migrantów i uchodźców, którzy mieszkają w Polsce, żeby ich zaangażować społecznie, na różnych polach. To jest z kolei bardzo istotny element polityki integracji uchodźców i imigrantów.

A mamy w ogóle w Polsce taką politykę?

Mamy ją w Gdańsku od 2015 roku, kiedy odpaliliśmy prace nad gdańskim modelem integracji uchodźców. Cechą tego gdańskiego modelu, pierwszego i tak naprawdę jedynego do dzisiaj stworzonego w Polsce, jest świadomość błędów, które zostały poczynione na Zachodzie. Uważamy, że problemy z migrantami, które się pojawiają dzisiaj we Francji, Szwecji, Holandii, etc., w mniejszym stopniu wynikają z samego faktu imigracji, a w większym stopniu z wadliwych polityk społecznych. Polityki, które w latach 70., 80. polegały na próbach asymilacji i integracji, zostały w pewnym momencie zastąpione polityką multikulturalności: „bądźcie tym, kim jesteście”, „nie musicie się zmieniać”, „wszystkie kultury są równie dobre”. Brzmi to bardzo szlachetnie, ale potrafi przynieść opłakane efekty. I dlatego gdański model od początku zakładał za wszelką cenę unikanie „gettoizacji”, czyli na przykład tworzenia w szkołach klas zdominowane przez dzieci imigranckie, czy takich dzielnic. Tych dzieci imigranckich – uważamy – powinno być od 10-20 proc w klasie. Wtedy one z jednej strony nie czują się samotne, ale też jest to sytuacja wymuszająca integrację: wspólne zabawy, a co z tym idzie szybszą naukę języka. Jeżeli się uczymy języka, to jesteśmy zintegrowani. Jak jesteśmy zintegrowani społecznie, to jest nam łatwiej znaleźć pracę. Kiedy tego nie ma, co bardzo często widzimy na Zachodzie, gdzie mamy całe dzielnice składające się wyłącznie z imigrantów, skutkuje to najczęściej powstawaniem „szklanego sufitu”, jeżeli chodzi o możliwość kariery zawodowej i bezrobociem. To z kolei kreuje problemy społeczne: przestępczość, gangi chuligańskie, narkotyki i wykluczenie społeczne, co buduje bombę z opóźnionym zapłonem. Więc my chcemy rozmawiać, w ramach budowania programów integracyjnych, o aktywizowaniu społecznym imigrantów w Polsce po to, żeby oni czuli się częścią społeczeństwa. W chwili obecnej Gdańsk ma na pewno ponad 100 tysięcy obcokrajowców, imigrantów i uchodźców. Mimo to nie mamy specjalnie poważnych problemów społecznych na tym tle. To pokazuje, że w procesie integracji jesteśmy zupełnie nieźli. Co więcej, pojawiają się u nas delegacje, choćby z Niemiec, ale również np. ze Szwecji, które przyjeżdżają zapytać jak to zrobiliśmy, że nie mamy problemów społecznych, których oni doświadczają u siebie.

CZYTAJ TAKŻE: Nie żyje dr Jerzy Kukliński, Kronikarz Gdańska

Łatwiej zintegrować obywatela Ukrainy w Polsce, niż mieszkańca Bliskiego Wschodu w Skandynawii.

Oczywiście, że wynika to przede wszystkim z narodowościowego składu „naszych” migrantów. Gdyby jednak ta polityka społeczna nie została stworzona na początku, gdybyśmy poszli w takim kierunku, który nam proponowano – tworzenia w szkołach klas ukraińskich czy białoruskich, albo umieszczenia migrantów gdzieś tam w jednym miejscu, żeby się nie rzucali za bardzo w oczy, to myślę, że takie problemy społeczne mogłyby się już pojawić.

Wróćmy jeszcze do programu tegorocznej strefy.

Tym drugim, bardzo istotnym i bardzo wartościowym, z naszego punktu widzenia, programowym partnerem jest Press Club Polska. Dziennikarze z Press Clubu – mam wrażenie – polubili gdańską Strefę. Ich obecność z roku na rok jest coraz bardziej znacząca. Dwa lata temu zorganizowali znakomity panel z udziałem prawie wszystkich najważniejszych polskich korespondentów wojennych. W tym roku Press Club prób przygotuje kilka dyskusji programowych, a niezależnie od tego ich dziennikarze będą prowadzili nasze debaty. Na pewno przyjadą: Magdalena Rigamonti, Martyna Wojciechowska, Małgorzata Niezabitowska, Marek Jurek, ks. Kazimierz Sowa.

Żeby tylko publiczność dopisała.

Frekwencję odczuwam, jako pewną słabość strefy społecznej, za wyjątkiem tej pierwszej edycji w roku 2019. Za mało gdańszczan i mieszkańców Pomorza tu przyjeżdża. Naprawdę chcielibyśmy widzieć w strefie tysiące ludzi, bo program adresowany jest do obywateli, a nie do aktywistów. Ci przyjeżdżają tu właśnie po to, żeby porozmawiać z obywatelami, ze zwykłymi ludźmi: jak widzą to, co oni robią. Ale też po to, żeby zarazić ich swoimi pomysłami. A że NGO-sów jest cała mozaika, to nie ma takiej osoby, która nie znajdzie tu dla siebie czegoś atrakcyjnego.

CZYTAJ TAKŻE: Jak Polacy oceniają swoje życie na emigracji? Powstał raport na 20 lat Polski w UE

Impreza nie ograniczy się tylko do weekendu.

3 i 4 czerwca to są już zwykłe, pracujące dni tygodnia, więc zdaję sobie sprawę z tego, że chętnych do udziału w przygotowanych przez nas obchodach będzie trochę mniej. Niemniej w Europejskim Centrum Solidarności odbędzie kilka bardzo ważnych wydarzeń. Przede wszystkim Forum Europejskie, podczas którego będziemy debatować na temat przyszłości Europy i miejsca Polski w Europie, bo Unia Europejska stoi obecnie przed największymi wyzwaniami, od czasu swojego wielkiego rozszerzenia w 2004. Musimy sformułować na nowo to, czego my Polacy oczekujemy od Unii Europejskiej. Myślę, że wszyscy sobie uświadamiają, że Unia Europejska przestaje być tylko i wyłącznie dobrym wujkiem, który daje nam pieniądze na skok cywilizacyjny. Ten bez wątpienia przez te ostatnie 30 lat został dokonany, co na Pomorzu widać znakomicie. Unia Europejska jest wspólnotą, którą powinniśmy współrządzić. Musimy wiedzieć, czego oczekujemy od Unii , zdefiniować na nowo nasze interesy po to, żeby je skutecznie forsować. Efektywna polityka zagraniczna polega na tym, że buduje się koalicje większościowe i nadaje się ton wspólnocie, zamiast budować mniejszości blokujące.

Oprócz wspomnianego Forum Europejskiego w Gdańsku odbędą się dwa ważne wydarzenia dla ludzi młodych. Podobnie jak ubiegłym roku do ECS przyjadą delegaci Parlamentu Młodzieży (delegaci samorządów szkolnych). Będzie też Forum Młodzieży organizowane przez Centrum Edukacji Obywatelskiej, podczas którego licealiści będą dyskutować z politykami na temat przyszłości Polski w Europie. Momentem kulminacyjnym będzie, jak zawsze, godzina 12.00 w południe 4 czerwca, kiedy rozpocznie się wielki wiec na Placu Solidarności. Po raz pierwszy od lat towarzyszyć mu będzie asysta wojskowa.

Będzie premier Tusk?

Jeszcze nie mogę tego potwierdzić na sto procent, ale spodziewajmy się przyjemnej niespodzianki...


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama