Upadły amant Igo Sym. Dlaczego zajął się pan jego ponurą legendą? Wszak, jak zaczyna pan swoją książkę, to: zdrajca, kanalia, konfident...
Postanowiłem zająć się historią Igo Syma właśnie z powodu owych określeń, które pojawiają się właściwie w każdym artykule na jego temat. Zastanawiałem się, czym sobie na te wszystkie epitety „zapracował” i co skłoniło go do tego, że podjął współpracę z Niemcami, współpracę, którą przypłacił życiem. Zginął z rąk przedstawicieli Polskiego Państwa Podziemnego. Większość artykułów dotyczących aktora skupiało się bowiem przede wszystkim na jego haniebnej okupacyjnej działalności, nie zaś na dokładnej analizie jego życiorysu i motywów jego działania. Pomniejszano też jego zasługi dla polskiej, austriackiej i niemieckiej kinematografii, a tymczasem lektura przedwojennej prasy nie pozostawia wątpliwości – był wielką przedwojenną gwiazdą, która swoimi wojennymi wyborami zaprzepaściła cały wcześniejszy dorobek. Właśnie to zaintrygowało mnie w jego biografii najbardziej, a kiedy nawiązałem kontakt z rodziną Igo Syma, wiedziałem już, że muszę w pełni przedstawić jego skomplikowaną historię.
Zanim amant upadł, robił furorę. Kochała się w nim, jak pisze pan, i damska i męska publiczność.
O Igo Symie pisano nie tylko na łamach prasy polskiej, austriackiej i niemieckiej, ale też we Francji, Hiszpanii, Brazylii, a nawet w krajach azjatyckich. W latach 20. był jedną z największych gwiazd kina niemego, z kolei w latach 30. przede wszystkim uwielbianym przez warszawską publiczność aktorem rewiowym. Warto wspomnieć, że kiedy w 1933 r. zbadano, kto w Polsce otrzymuje najwięcej listów, Igo Sym zajął drugie miejsce w rankingu zaraz po marszałkowej Aleksandrze Piłsudskiej. Dla mężczyzn był przede wszystkim uosobieniem elegancji i dobrych manier, kobiety czarował zaś swoim urokiem osobistym, wyglądem i wszechstronnością – występował w filmach, śpiewał, grał na muzycznej pile, a nawet wykonywał skomplikowane akrobacje na trapezie, jak choćby w operetce „Gwiazda areny”. Wielbicielki Syma regularnie pytały o niego na łamach prasy filmowej, zrzeszały się w kluby („Igo Sym Club” istniał m.in. w Mannheim) i przychodziły po kilka razy na rewie z jego udziałem, licząc na to, że podczas wykonywania piosenki „Czy pani chce być gwiazdą” podejdzie do nich i zada im tytułowe pytanie.
Co dziś przeciętny Polak wie o Igo Symie?
Igo Sym jest dziś dla wielu przede wszystkim synonimem zdrady narodowej. W czasie okupacji zadeklarował się jako volksdeutsch, zarządzał kinem nur für Deutsche Helgoland, był dyrektorem Teatru Miasta Warszawy oraz werbował aktorów do antypolskiego filmu „Heimkehr”. Innymi słowy, zamierzał robić wielką karierę w czasach, gdy inni aktorzy zmagali się z represjami, ginęli w więzieniach i obozach koncentracyjnych lub walczyli o wolność na frontach i w ramach Polskiego Państwa Podziemnego. Taka postawa Syma sprawiła, że polskie podziemie postanowiło go zlikwidować.
Próbował pan odtworzyć jego ostatni dzień życia.
Dzień zamachu na Igo Syma udało mi się odtworzyć przede wszystkim na podstawie relacji zabójcy aktora, Romana Rozmiłowskiego ps. „Zawada”, oraz sąsiadki Symów Anieli Lawińskiej. Sym został zlikwidowany przez członków zespołu bojowego „ZOM” („Zakład Oczyszczania Miasta”) 7 marca 1941 r. o godz. 7:15 w swoim warszawskim mieszkaniu przy ul. Mazowieckiej 10, trzy godziny po tym jak odebrał z dworca swojego starszego brata Alfreda, którego udało mu się uwolnić z Oflagu XII A w Hadamarze. Likwidatorzy z ZWZ zapukali do drzwi, kiedy rodzina Symów: Igo, Alfred, ich matka Julianna i żona Alfreda – Wela, jadła wspólnie śniadanie. Drzwi otworzyła im Wela Symowa i na prośbę „Zawady” wywołała Igo Syma, który zdążył jedynie zapytać: Czym mogę panom służyć?. Odpowiedzi już nie usłyszał, ponieważ w tym momencie padł celny strzał.
A był bohaterem wielu przedwojennych piosenek...
Po wojnie zadbano, żeby nie pamiętać go nawet z tych utworów. Wzmianka o nim występuje w popularnej piosence „Nikodem”…
Brawurowo wykonywał ją sam Adam Aston: „Nikodem, Nikodem, nie równaj nawet się z Bodem, przy tobie Bodo i Igo Sym też są byle kim...”
Ale np. pojawiającą się w utworze „Gwiazda i dziewczyna” postać Syma zastąpiono Aleksandrem Żabczyńskim, a w „Co temu winien Zygmuś, że jest taki śliczny?” – Adamem Brodziszem. Sam Igo Sym wykonywał z kolei takie utwory jak „Helena”, „Ach, Ludwiko!” czy „A Ty mnie nie”, czyli polską wersję piosenki „Love for Sale”, którą niedawno zaśpiewali Lady Gaga i Tony Bennett. Piosenek Syma, w przeciwieństwie do utworów jego partnerki scenicznej Hanki Ordonówny, nie usłyszymy jednak w radiu, więc można powiedzieć, że jest on zupełnie nieznany jako piosenkarz.
Dlaczego Sym, pochodzący z rodziny o tradycjach patriotycznych zdecydował się na współpracę z okupantem?
Tak jak wspomniałem, w latach 20. był gwiazdą austriackiego i niemieckiego kina, lecz kiedy pojawiły się pierwsze filmy dźwiękowe, zaczął dostawać coraz mniej ofert z powodu problemów z wymową. Kiedy więc w 1937 r. otrzymał od reżysera Williego Forsta propozycję głównej roli w filmie „Serenade”, nie wahał się ani chwili, by odzyskać utraconą przed laty pozycję w niemieckiej kinematografii. Były to już jednak inne Niemcy niż te, w których robił karierę. W III Rzeszy o tym, kto jest gwiazdą kina, a kto nie, decydował – oprócz rzecz jasna samego Führera – przede wszystkim minister propagandy Joseph Goebbels. Igo postanowił więc przypodobać się niemieckim władzom, podejmując współpracę z niemieckim wywiadem. Już w 1937 r. działacze polskiego wywiadu ze szczecińskiej grupy „Port” zauważyli, jak po projekcji filmu „Serenade” aktor w tajemnicy udał się na spotkanie z działaczami szczecińskiej Abwehry. Raport „Portu” trafił do centrali Oddziału II Sztabu Głównego Wojska Polskiego w Warszawie, lecz został odłożony na półkę. Nie chciano wierzyć we współpracę popularnego aktora z Niemcami, lecz kiedy w czasie okupacji zaczął otrzymywać od Niemców kolejne stanowiska, stało się jasne, że doniesienia polskiego wywiadu były prawdziwe.
Amant miał problemy z dykcją? Jakiego rodzaju?
Jego największym atutem była nietuzinkowa uroda, lecz nie była ona w stanie przykryć poważnych mankamentów wymowy, a dokładniej rzecz ujmując kłopot sprawiało mu „r”... Wcześniej miał szansę występować nawet u boku słynnej Marlene Dietrich w filmie „Giełda miłości” w reżyserii Gustava Ucicky'ego, a nawet nauczył ją gry na muzycznej pile. Pamiątką po tej znajomości jest zresztą zachowana do dziś w muzeum Deutsche Kinemathek w Berlinie piła z dedykacją dla Marlene od Igo. Gdyby nie kres ery Wielkiego Niemowy Sym zapewne trafiłby do Hollywood, przewrotny los chciał inaczej…
Życie prywatne Igo Syma to też kino. Jego wieloletnią partnerką była jedna z najpiękniejszych polskich aktorek tamtego czasu - Ina Benita.
Relacja Igo Syma z Iną Benitą trwała ledwie półtora roku, lecz podobno była wyjątkowo intensywna i namiętna – rozstawali się ze sobą i znów schodzili, obydwoje bywali stanowczy i mieli ogniste temperamenty. Nawet po rozstaniu pozostawali w bardzo dobrych relacjach – pojawili się razem choćby w sztuce „Na fali eteru” w Teatrze Malickiej w Warszawie w 1938 r. W czasie okupacji Ina Benita wielokrotnie stykała się z Igo Symem w jawnym teatrze Komedia, w którym występowała i którego Sym był koncesjonariuszem. Odmówiła mu jednak stanowczo, kiedy zaproponował jej rolę w filmie „Heimkehr”, a poza tym przekazywała informacje na jego temat działaczom polskiego podziemia. Warto też dodać, że żoną Syma była na początku lat 20. Helena „Kuka” Fałatówna, córka wybitnego polskiego akwarelisty Juliana Fałata, a w połowie lat 30. plotkowano o jego domniemanym romansie z pieśniarką Warszawy Hanką Ordonówną.
Pisze pan, że praca nad tą książką nie była łatwa. Do wielu zaskakujących informacji docierał pan w niespodziewanych okolicznościach... Jakich na przykład?
Praca biografisty – przynajmniej z mojej perspektywy – wymaga szukania informacji wszędzie, gdzie jest to możliwe, ponieważ czasem jedno przypadkowo znalezione zdanie może stać się zaczątkiem kolejnych dużych odkryć. Dużym zaskoczeniem było dla mnie choćby odkrycie, że wzmianka o sprawie Igo Syma zachowała się w dokumentach Kongresu Stanów Zjednoczonych. Pokazuje to, jak duży oddźwięk miało jego zabójstwo na arenie międzynarodowej. Ciekawych wiadomości dostarczyła mi też lektura dokumentów Syma z Centralnego Archiwum Wojskowego, z których wynika, że w latach 1918–1921 był on postrzegany jako dzielny żołnierz i polski patriota, a także materiałów z Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej, które pomogły mi zrekonstruować dzieje małżeństwa Syma z Kuką Fałatówną. W pracy badawczej kontaktowałem się nie tylko z polskimi, ale i niemieckimi czy austriackimi naukowcami. Międzynarodowa gwiazda wymagała ode mnie również międzynarodowych poszukiwań.
Dotarł pan też do rodziny aktora.
Udało mi się nawiązać kontakt z prof. Antonim Symem, bratankiem Igo Syma, synem biochemika i enzymologa Ernesta Syma. Profesor Sym przekazał mi rodzinne fotografie i dokumenty oraz informacje dotyczące genealogii Symów i relacji między braćmi Ernestem, Alfredem i Karolem Antonim Juliuszem, czyli późniejszym Igo. Igo Sym był przez wiele lat tematem tabu w rodzinie Symów, więc cieszę się, że prof. Antoni Sym obdarzył mnie zaufaniem i zdecydował się podzielić swoją wiedzą. Niestety, nie dożył premiery książki – zmarł 17 września 2021 r. Zapoznały się z nią jednak jego dzieci i doceniają, że trudna rodzinna historia została pokazana w rzetelny i obiektywny sposób. Ich opinia bardzo wiele dla mnie znaczy.
Ma pan 25 lat. To nie pierwsza pana książka o przedwojennych aktorach...
Wszystko zaczęło się, kiedy miałem siedem lat. Początkowo moje zainteresowania dotyczyły przede wszystkim europejskich monarchów i dynastii królewskich. Z czasem zacząłem się interesować królowymi piękności, a przede wszystkim przedwojennymi laureatkami konkursu Miss Polonia. Wśród uczestniczek i laureatek konkursu znajdowało się wiele artystek, więc sporo informacji na ich temat dostarczała mi przedwojenna prasa filmowa. Lektura ta pokazała mi z kolei, jak wiele gwiazd II Rzeczypospolitej zostało po wojnie zapomnianych, więc uznałem, że warto przypomnieć je czytelnikom. Tak powstały inne moje książki „Zapomniani artyści II Rzeczypospolitej”, „Zagadka Iny Benity. AK-torzy kontra kolaboranci”...
Napisz komentarz
Komentarze