Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Piętno manipulacji PRL odczuwalne do dziś. Czy sądy III RP dały obywatelom poczucie sprawiedliwości?

Jaką rolę w sprawiedliwości tranzycyjnej odegrały polskie sądy oraz sędziowie? Czy ofiary opresji ze strony władz PRL mogły liczyć na sprawiedliwość w III RP? Czy Polska różni się pod tym względem od innych krajów byłego Bloku Wschodniego? Na te pytania starali się odpowiedzieć uczestnicy konferencji naukowej, która odbyła się w Europejskim Centrum Solidarności.
(Fot. G. Mehring, gdansk.pl)

Uniwersytet SWPS oraz Europejskie Centrum Solidarności gościli w dniach 14-15 grudnia uczestników konferencji naukowej, poświęconej ewolucji, m.in. polskiego systemu prawnego oraz wymiaru sprawiedliwości, począwszy od ciemnego okresu stanu wojennego, gdy zaprzęgnięte w tryby machiny systemu komunistycznego sądownictwo odwróciło się plecami do zwykłych obywateli. W ciągu dwóch dni wykłady oraz prelekcje wygłosiło kilkunastu prawników, filozofów, dziennikarzy oraz socjologów, reprezentujących organizacje i uczelnie z Polski, Czech, Rumunii, Węgier czy Bułgarii. Temat brzmiał: „Rola władzy sądowniczej w tranzycyjnej legitymizacji w Europie Środkowej i Wschodniej”.

– Bardzo się cieszę, że w 40. rocznicę stanu wojennego oraz w 51. rocznicę Grudnia ‘70, która jeszcze przed nami, możemy spotkać się prawnikami, by porozmawiać o rozliczeniu z przeszłością, i to nie w ujęciu publicystycznym czy parahistorycznym, z czym często mam do czynienia – mówiła Aleksandra Dulkiewicz, prezydent Gdańska. – Na ile upadek systemów komunistycznych pomógł w tym, aby te zbrodnie rozliczyć, a na ile są one nadal nierozliczone? Myślę, że dzisiaj jest to jeden z dylematów nie tylko Polski, ale wielu krajów postkomunistycznych. Cieszę, że na ten temat będą rozmawiać fachowcy.

– Mam wrażenie, że o stanie wojennym, mówimy głównie przy okazji rocznic. To stanowczo za mało – podkreślał prof. dr hab. Roman Cieślak, rektor Uniwersytetu SWPS. – Potrzebne nam są debaty akademickie, podczas których naukowcy będą mówić o czymś więcej niż o wspomnieniach. Jako akademicy jesteśmy po to, by sprawić, aby pamięć bazowała na faktach i na przekonaniach w nich zakorzenionych.

Sprawa Grzegorza Przemyka. Piętno kłamstw odczuwalne do dziś

Prelegenci podjęli się niełatwej próby zdefiniowania oraz oceny przeobrażeń, jakich w ciągu ostatnich czterech dekad doświadczyło polskie sądownictwo. Kolejne osoby stawiały pytania i tłumaczyły naturę zmian zachodzących w środowisku sędziowskim oraz prokuratorskim, ewolucję przepisów, ale przede wszystkim odpowiadały, czy osiągnięcia przełomu lat 80. i 90. dały społeczeństwu poczucie przywracanej sprawiedliwości oraz podmiotowości względem aparatu władzy – zwłaszcza tego w PRL.

Punktem zaczepienia w dyskusji była sprawa Grzegorza Przemyka, zakończona już w wolnej Polsce brakiem wyroków dla zabójców.

– Po roku procesu, okazało się, że to nie milicjanci, którzy pobili chłopaka, zostają skazani, ale sanitariusze, którzy mu pomagali – przypominał Cezary Łazarewicz, reporter i pisarz. – Prowadzone w latach 90. postępowanie nie dotyczyło fałszowania dokumentów, ale szukania tych, którzy dokonali śmiertelnego pobicia. Postępowanie trwało aż do roku 1997 r. Okazało się, że na podstawie zeznań świadków nie można skazać sprawców, bo dowody nie są przekonujące. Mówimy o uczciwości sądów, lustracji sędziów, jednak w tym wypadku sędzią była sędzia Sierpińska, która jest osobą niezwykłej uczciwości, która prowadziła tę rozprawę niezwykle szczegółowo. Nie decyduje się jednak skazać głównego oskarżonego, ponieważ nie było dostatecznych dowodów. W tym procesie zostaje skazana tylko jedna osoba, policjant, który mówił: „bijcie tak, by nie było śladów”. To jedna z tych 100 nieosądzonych spraw stanu wojennego, w których wydawało się, że wszystko jest jak na dłoni. W jednym uzasadnieniu w Sądzie Najwyższym sąd wyjaśnia, że manipulacje, kłamstwa, które były dokonane w czasie PRL, okazały się na tyle skuteczne, że w wolnej Polsce nie można było już przeprowadzić uczciwego procesu.

Referujący temat odpowiedzialności karnej za zbrodnie komunistyczne z perspektywy Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, prof. dr hab. Michał Balcerzak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, podkreślił, że ostatnie słowo trybunału w Strasburgu w sprawie Przemyka wydaje się być pewnym elementem sprawiedliwości tranzycyjnej. Jednocześnie ocenił, że system sprawiedliwości zawiódł.

– Ta sprawa zakończyła się stwierdzeniem naruszenia art. 2 prawa do życia, w aspekcie proceduralnym. Nie oceniono winnych, nie oceniono kary. Oceniono tylko to, czy Polska wypełniła swoje zobowiązania. Ta sprawa jest przykładem, że sprawiedliwość wewnętrzna zawiodła.

– Przyszłościowo jest szansa, by ten wyrok stał się częścią sprawiedliwości tranzycyjnej, abyśmy faktycznie wykonywali wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka – podsumowywał prof. dr hab. Adam Bodnar, dziekan Wydziału Prawa Uniwersytetu SWPS, jeden z koordynatorów projektu. – Mogłoby to polegać na tym, że państwo polskie oficjalnie przeprasza rodzinę za zaistnienie tej sytuacji, albo na tym, że państwo, w ramach wykonania wyroku, przeznacza 100 tys. zł na badania naukowe poświęcone tej sprawie, lub np. funduje stypendium im. Grzegorza Przemyka, które służy badaniu tego rodzaju spraw.

Wprowadzanie sprawiedliwości tranzycyjnej. Polskie sądy zawiodły?

Prof. dr hab. Jerzy Zajadło z Uniwersytetu Gdańskiego podjął się oceny roli, jaką sądy odegrały we wprowadzaniu sprawiedliwości tranzycyjnej.

– Czy polskie sądy zawiodły? W jakiejś mierze tak, nawet w poważnym stopniu. Pytanie, czy to jest wina sędziów oraz sądów wyłącznie, czy także przyjętego modelu sprawiedliwości tranzycyjnej. W Rosji, czy na Białorusi założono całkowite odcięcie się od przeszłości, od zbrodni, na zasadzie "grubej kreski", ale nie takiej w rozumieniu Tadeusza Mazowieckiego. Drugi model polegał na tym, że uruchamiamy instrumentarium prawa karnego, jeśli spełnią się pewne warunki, tak jak np. w RPA, gdzie sprawca miał możliwość osobistego dojścia do prawdy. Trzecim modelem, opisanym przez niemieckich naukowców, był ten funkcjonujący w Polsce, tzw. zrelatywizowanej "grubej kreski". 

Przy tej okazji, przypominał uchwałę siedmiu sędziów Sądu Najwyższego z 20 grudnia 2007 r. w sprawie pociągnięcia do odpowiedzialności sędziów stanu wojennego za to, że stosowali dekret o stanie wojennym.

– Pomiędzy 13 a 18 grudnia 1981 r. sędziowie orzekali bez podstawy prawnej. To czas, kiedy opór społeczny był najsilniejszy. SN wiedział co robi, chciał po prostu sprawę zamieść pod dywan. Pojawiła się taka sofistyczna argumentacja: co prawda dekret nie był opublikowany w Dzienniku Ustaw, ale przecież był ogłoszony w Dzienniku Telewizyjnym. To jest coś, co prawnikowi nie powinno przejść przez gardło – komentował prof. Zajadło.

Prof. dr hab. Jerzy Zajadło, Uniwersytet Gdański (Fot. G. Mehring, gdansk.pl)

Drugiego dnia słuchacze mogli wysłuchać wykładów międzynarodowego grona prelegentów, m.in. na temat osądzenia komunistycznej przeszłości w Republice Czeskiej, ewolucyjnego rozwoju władzy sądowniczej na Łotwie, czy na temat tego, jaką rolę w integracji społecznej w państwach postkomunistycznych odegrały rządy prawa. Konferencja była częścią projektu naukowego finansowanego przez Fundację Konrada Adenauera.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama