Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Nie kalkuluję, co powinno się znaleźć w książce, którą piszę

Kryminały ze swojej natury powinny być mocne, by pobudzać adrenalinę czytelnika, choć w związku z postępującą komercjalizacją zła o to coraz trudniej. Niestety, żyjemy w kulturze, która epatuje obrazami przemocy, a to prowadzi do pewnego rodzaju znieczulicy i zobojętnienia, więc autorzy kryminałów wcale nie mają łatwego zadania - mówi Małgorzata Oliwia Sobczak, autorka kryminałów
Nie kalkuluję, co powinno się znaleźć w książce, którą piszę

Autor: Krzysztof Sado Sadowski

Pamiętam, jak po debiucie „Czerwieni” mówiono o pani „nowa gwiazda kryminału”. I rzeczywiście, po czterech latach zadomowiła się pani w kryminale na dobre.

Na rynku pojawił się właśnie szósty kryminał mojego autorstwa. I jak najbardziej planuję kolejne. Chociaż nie zamykam się tylko w tym gatunku. We wrześniu zostanie wydana moja kolejna książka i to będzie pewna niespodzianka. Troszkę przy tej pozycji zboczyłam gatunkowo, ale wciąż będą to mroczne klimaty.

A do tego Netflix realizuje film na podstawie pani „Czerwieni”. To też pewna nagroda dla autora.

To jedno z marzeń, które za mną chodziło. I teraz spełnia się. Zwłaszcza, że obsada filmu jest taka, jaką sobie można tylko wymarzyć. Jakub Gierszał zagra prokuratora Leopolda Bilskiego, a Maja Ostaszewska Helenę Bogucką. Maja Ostaszewska idealnie pasuje do roli Boguckiej. Nie tylko wizualnie przypomina bohaterkę, którą wymyśliłam, ale też ma niezwykłą charyzmę i potrafi w takich bardzo dramatycznych scenach wykrzesać z siebie emocje, które rozdzierają serca widzów. A zagranie matki zabitej nastolatki to niełatwa rola. Cała „Czerwień” to książka o utracie i o tym, jak ją przeboleć. O procesie godzenia się i chęci dowiedzenia się, co tak naprawdę się stało. Po to, żeby „zakopać” ten smutek. Pożegnać się z dzieckiem. To rola naprawdę ciężka… Ale kto, jak nie Maja Ostaszewska ją udźwignie? Jestem bardzo podekscytowana produkcją, ale na razie niestety nie mogę zdradzić żadnych sekretów z planu.

ZOBACZ TEŻ: Gierszał i Ostaszewska w "„Czerwieni” trójmiejskiej pisarki

Co panią tak bardzo fascynuje w kryminale, że wybrała pani ten gatunek?

Kryminały dają autorowi największą twórczą swobodę. Zagadka kryminalna jest dzisiaj tylko punktem wyjścia do dalszej opowieści o emocjach, traumach, dramatach, miłości i stracie. A ja, dodatkowo w każdej swojej powieści kryminalnej staram się nawiązywać do ważnych spraw społecznych, które dotykają człowieka.

Na przykład?

W „Szeleście”, pierwszej części cyklu „Granice ryzyku” pojawiła się przemoc domowa. W „Szumie” poruszałam temat depresji wśród młodzieży, poszukiwania własnej tożsamości, problemów z akceptacją własnej cielesności. A w trzeciej części tego cyklu, czyli w „Szramie”, jednym z kluczowych problemów stała się niewierność. Wydawałoby się, że temat banalny. Ale z najnowszych badań wynika, że aż 60 procent mężczyzn zdradza swoje kobiety i 55 procent kobiet zdradza swoich partnerów. I o ile u mężczyzn podłożem zdrady jest w dużej mierze fizyczność, o tyle kobiety poszukują miłości, bliskości, porozumienia, gdyż czują się zaniedbywane w związkach. Przyjrzałam się w „Szramie” niewierności z różnych perspektyw.

Historia kryminalna jest dla mnie tylko punktem wyjścia do pokazania ludzi, którzy cierpią. To mnie najbardziej interesuje. Te szramy, blizny, które w nas zostają. To, jak sądzę, kwintesencja moich kryminałów 

Co zazwyczaj w pani przypadku jest tym zapalnikiem do stworzenia kolejnej opowieści kryminalnej?

Za każdym razem zapalnikiem jest coś innego. W „Szramie” takim bodźcem stał się dokument HBO pt. „Obsesja zbrodni”. Dokument powstał na podstawie książki Michelle McNamary. To taki true crime o Gwałcicielu ze Wschodniej Strony, czy inaczej Nocnym Łowcy, seryjnym mordercy z lat. 70. i 80., żyjącym w Stanach Zjednoczonych, którego przez 40 lat nie udawało się ująć. To był zbrodniarz, który wkradał się do domów par, ale charakteryzował go specyficzny modus operandi. Budził swoje ofiary, świecąc im latarką w oczy. Następnie je związywał, kładł na plecach mężczyzny jakieś talerze, filiżanki i zapowiadał, że kiedy tylko usłyszy małe drgnięcie, zabije ich oboje. W tym czasie on sam buszował po mieszkaniu, robiąc przy tym wiele hałasu. Trzaskał drzwiami od szaf, wyjmował rzeczy z lodówki, robiąc sobie posiłek, pił piwo. Dzięki tym niepokojącym dla ofiar dźwiękom budował najwyższy poziom grozy. I chyba właśnie to najbardziej mnie w tej sprawie zafrapowało, bo przecież niepokojące dźwięki, niosące się w przestrzeni, stały się osią fabularną całej mojej trylogii „Granice ryzyka”. Tym sposobem w głowie zaczęła kiełkować powieść, w której wykorzystałam modus operandi Nocnego Łowcy, ale oczywiście cały stelaż fabularny opracowałam od podstaw.

Dlaczego tak lubimy czytać o psychopatach?

Bardzo mnie ten motyw psychopatyczny w człowieku interesuje, ponieważ granica pomiędzy ludźmi normalnymi a psychopatami jest cienka. Okazuje się, że w mózgach wielu osób występują, nazwijmy to, aleje psychopatyczności, które bardzo często, po prostu pozostają w uśpieniu. Ale czasami jakiś konkretny bodziec je wyzwala. Dlatego staram się szukać i wyjaśniać motywy, które zdeterminowały sprawcę i stały się podłożem jego dalszych działań kryminalnych. Fascynują mnie przy tym między innymi uwarunkowania neurobiologiczne, które sprawiają na przykład, że większość z nas lubi patrzeć na dominację jednej osoby nad drugą.

Dlaczego?

Dominowanie jednej osoby nad drugą, podobnie jak oglądanie czy czytanie o tym, sprawia ludziom przyjemność, ponieważ pobudza układ nagrody. Ale książki kryminalne mają nie tylko pobudzać układ nagrody i sprawiać przyjemność czytelnikom. Mają też wzbudzać naszą empatię. Tym samym, jeśli pomiędzy ciałem migdałowatym a układem nagrody dochodzi do dysonansu, do swoistej walki, oznacza to, że wszystko jest z nami w porządku. Ale jeżeli odczuwamy tylko samą przyjemność z odbioru kryminału, to może nie jest nam tak całkiem daleko do sprawców przestępstw.

Książki kryminalne mają nie tylko pobudzać układ nagrody i sprawiać przyjemność czytelnikom. Mają też wzbudzać naszą empatię. Ale jeżeli odczuwamy tylko samą przyjemność z odbioru kryminału, to może nie jest nam tak całkiem daleko do sprawców przestępstw

Na co zwraca pani uwagę przy pisaniu kryminałów?

Zawsze kieruję się intuicją i nie kalkuluję, co powinno się znaleźć w książce, nad którą pracuję. Niewątpliwie kryminały ze swojej natury powinny być mocne, by pobudzać adrenalinę czytelnika, choć w związku z postępującą komercjalizacją zła o to coraz trudniej. Niestety, żyjemy w kulturze, która epatuje obrazami przemocy, a to prowadzi do pewnego rodzaju znieczulicy i zobojętnienia, więc autorzy kryminałów wcale nie mają łatwego zadania. Z drugiej strony ja zawsze staram się, pobudzać także współczucie w czytelnika. Stąd historia kryminalna jest dla mnie tylko punktem wyjścia do pokazania ludzi, którzy cierpią. To mnie najbardziej interesuje. Te szramy, blizny, które w nas zostają. To, jak sądzę, kwintesencja moich kryminałów.

Pani lubi dociskać pedał gazy mroku i przemocy.

Dociskam, ale myślę, że w specyficzny sposób – naukowy, metodyczny. To mój sposób na opowiadanie o przemocy, agresji i złu. Zawsze staram się, by czytelnik stawał się śledczym. By patrzył na zbrodnię jak na opowieść i sam potrafił odczytać, kto zabił.

Jeśli zapytam o ulubioną książkę, którą pani napisała, to odpowiedź będzie prosta?

Najbardziej jestem dumna z „Bieli”, pochodzącej z mojego pierwszego cyklu „Kolory zła”. To bardzo złożona fabularnie powieść, w której występują aż trzy sprawy kryminalne. A do tego lata 80. i świat milicyjno-mafijny, co wiązało się z koniecznością przeprowadzenia rozległego reaserchu.

Ale najbardziej emocjonalnie podchodziłam do pracy nad książką „Szum”. Jednym ze źródeł w budowaniu opowieści była moja kilkunastoletnia siostrzenica. I to ona opowiadała mi o problemach środowiska licealnego i wieku dojrzewania. Ja zresztą też ten okres nastoletni mocno przeżywałam. W „Szumie” musiałam sobie zrobić taki powrót do przeszłości i jeszcze raz przeżyć ją emocjonalnie. Myślę, że to bardzo ważna książka. Dostałam wiele feedbacków z podziękowaniami od mam, które czytały „Szum”. Pisały, że ta książka pozwoliła im lepiej zrozumieć swoje dzieci. Dla autora to niezwykle ważne usłyszeć, że napisał książkę nie tylko rozrywkową, ale też taką, która pomaga ludziom.

Podobno wiele pomysłów na fabułę przychodzi pani do głowy podczas prozaicznych, domowych prac.

Zdarza się. Na przykład pomysł na napisanie „Czerwieni” pojawił się, gdy myłam naczynia. Pamiętam jak dziś, była wiosna 2017 roku, godzina 19. Robiłam kolację w mojej kawalerce w Sopocie. W tle leciał program informacyjny. I nagle usłyszałam: płaszcz z ludzkiej skóry wyłowiony z Wisły - nierozwiązana zagadka sprzed lat. Chodziło o sprawę tzw. Kuśnierza z 1998 roku, który zamordował w Krakowie 23-letnią studentkę religioznawstwa, zdjął z niej skórę i uszył z jej części ciała makabryczny „płaszcz”. Nie chciałam tej historii oczywiście powielać. Ale wznowiona sprawa sprzed lat zaintrygowała mnie do skonstruowania własnej fabuły, w której przeplata się przeszłość i teraźniejszość, a także występuje motyw wycinanej ofiarom czerwieni wargowej.

Pomysł na „Szelest” przyszedł do mnie, kiedy odebrałam moją siostrzenicę z imprezy. Wtedy opowiedziała mi o aplikacji, która wiedzie użytkowników w różne, nietypowe, mroczne miejsca i oczywiście to od razu przemówiło do mojej wyobraźni. Przy „Szumie” historia przyszła do mnie, gdy z moją siostrą jechałam autem od Warszawy i przypomniałyśmy sobie, jak w dzieciństwie podsłuchałyśmy rozmowy prowadzone przez sąsiadów przez CB Radio. I to właśnie ten motyw stał się punktem wyjścia dla historii kryminalnej.

Pomysł na napisanie „Czerwieni” pojawił się, gdy myłam naczynia. Pamiętam jak dziś, była wiosna 2017 roku, godzina 19. Robiłam kolację w mojej kawalerce w Sopocie. W tle leciał program informacyjny. I nagle usłyszałam: płaszcz z ludzkiej skóry wyłowiony z Wisły - nierozwiązana zagadka sprzed lat. Chodziło o sprawę tzw. Kuśnierza z 1998 roku, który zamordował w Krakowie 23-letnią studentkę religioznawstwa, zdjął z niej skórę i uszył z jej części ciała makabryczny „płaszcz”. Nie chciałam tej historii oczywiście powielać. Ale wznowiona sprawa sprzed lat zaintrygowała mnie do skonstruowania własnej fabuły

ZOBACZ TAKŻE: Jak zabić, to tylko w Trójmieście

Jak zostaje się autorką kryminałów?

Pierwszą książkę, którą wydałam, była baśń postmodernistyczna. Niezbyt długa, o stracie. Napisałam ją w dość mrocznym okresie mojego życia, kiedy musiałam je budować na nowo. Później wydałam powieść obyczajową o moich rodzinnych Żuławach i tam już przemyciłam elementy śledztwa. Było zabójstwo, znów pojawił się motyw straty i rozliczania z przeszłością. Co ciekawe, to właśnie do tych motywów wręcz obsesyjnie wracam we wszystkich moich kolejnych książkach.

Teraz debiutuje pani w nowej roli – jurorki festiwalu filmowego.

Tak! Dostałam propozycję oceny filmów, które zakwalifikowały się do konkursu Nowe Wizje w ramach Sopot Film Festival. Jestem bardzo podekscytowana, zasiadając w jury Łukaszem Maciejewskim - krytykiem filmowym, członkiem Polskiej i Europejskiej Akademii Filmowej oraz Tomaszem Śliwińskim - reżyserem nominowanym do Oscara (razem z Magdaleną Hueckel) za film dokumentalny „Nasza Klątwa”. Kocham kino i ono było moją pierwszą miłością, jeszcze przed literaturą. I teraz wszystko się tak pięknie spina w moim życiu.

To co tak naprawdę jest ważne w pani życiu?

Równowaga. To chyba ona jest najważniejszym, konstrukcyjnym elementem szczęścia. Rodzina, miłość i praca, w której się spełniam, która daje mi radość i wolność. To właśnie szkielet wszystkiego. A gdy jest szkielet, to można pięknie wypełniać go całą resztą.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama