Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Rycharski i Hasior w PGS. To jest krzyż ich obu, to uniwersalny symbol

Rozmowa z Julitą Dembowską, kuratorką wystawy „Mogę wam opowiedzieć o sobie o was” w sopockiej Państwowej Galerii Sztuki.
Hasior, Rycharski, wystawa w PGS w Sopocie 2024

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Wystawa ta rzadko spotykany dialog artystów, żyjącego i nieżyjącego: Daniela Rycharskiego (rocznik 1986) i Władysława Hasiora (1928-1999). Jak ta rozmowa między nimi przebiega?

Rozumieją się. Rozumieliby się, mam wrażenie, gdyby dane im było spotkać się naprawdę. Łączy ich w sztuce wspólny genotyp. To ich artystyczne DNA wywołuje poruszenie wśród odbiorców, przyciąga.

Hasior, Rycharski, wystawa w PGS w Sopocie 2024

Ponoć Daniel Rycharski nie znał wcześniej twórczości Władysława Hasiora.

Wystrzegał się, by nie podążać za starszym kolegą, by nie być zbyt blisko estetyki Hasiora w swoich pracach, bo jest pokusa do porównywania. A przecież prace te, choć mogą wydawać się podobne, opowiadają na różne sposoby. W przypadku Hasiora ta opowieść wynika z wizualności, w przypadku Daniela – wizualność wynika z opowieści. Dla obu ważny jest materiał, który pomaga podążać za opowieścią. 

Tworzywa, z których powstają dzieła Rycharskiego, są często obarczone i ładunkiem emocjonalnym, i historią, którą niosą, jak choćby praca „Różańce”, te prezentowane na wystawie zostały wykonane z tabletek antydepresantów oraz krwi osób nieheteronormatywnych. Ale i u Hasiora przedmioty, które wykorzystuje, miały swoje poprzednie życie.

Wystawa to las krzyży, cmentarz.

Był dla obu ważnym symbolem. Chrystus na krzyżu u Hasiora jest nie tylko postacią z Nowego Testamentu, to uniwersalna figura człowieka cierpiącego, ponoszącego ofiary. Podobnie jest u Daniela Rycharskiego.

Umieścił drzewo na krzyżu.

„Dramat drzew” jest obiektem, który powstał specjalnie na tę wystawę, w silnej korespondencji z tym, co mówił o drzewach Hasior w „Notatniku fotograficznym”. Uważał, że obchodzimy się z drzewami paskudnie i że za chwilę „zabraknie papieru na podanie do Pana Boga, by nas przyjął w czysty błękit”. I jak tak dalej będziemy postępować, to zabraknie drewna na nasze trumny. Ukrzyżowanym drzewem Rycharski idzie o krok dalej. Ciekawostką jest to, że „Dramat drzew” powstał w zakładzie pogrzebowym. Karawan woził artyście materiały na tę ogromną, monumentalną instalację.

Ważny dla obu jest symbol ognia. U Hasiora to, bodaj, reperkusja doświadczeń wojennych. 

To dla obu element oczyszczający i wypalający. Hasior często korzystał z symboliki żywiołów, uważał, że zapomnieliśmy, jaką mają moc, tak niszczycielską, jak i twórczą. Ogień może ogrzać, ale może też zniszczyć. Ten motyw pojawia się w filmie „Walentynki – Środa Popielcowa”, gdzie Rycharski łączy elementy gejowskiego darkroomu i konfesjonału, po czym podpala je. Praca ta jest kwintesencją działań przekraczających ustalone pozycje, poszukujących alternatywy, swoistym paliwem do tworzenia nowych form unieważniających pozorne sprzeczności. To przekroczenie odbywa się w nienormatywnym ciele, jednocześnie mając charakter radosnego wyzwolenia i pokuty.

Popiołem z tego pożaru artysta smaruje chleb, który zjada.

Rytuały, święta religijne są wciąż obecne w jego sztuce. Ale u Hasiora także, chętnie wychodził ze swymi sztandarami do publiczności, tak jak wychodzi się z chorągwiami niesionymi w trakcie procesji czy na Wielkanoc. I jeden, i drugi ma świadomość, że w otoczeniu tych rytuałów toczy się nasze życie.

(wideo: Robert Rozmus | Zawsze Pomorze)

Tytuł wystawy: Mogę wam opowiedzieć o sobie o was”. Czego dowiemy się o nas po obejrzeniu tych prac?

Odpowie sobie na to każdy, kto wsłucha się w ten dialog. Ja pochodzę z polskiej prowincji, rytualność, obrzędowość jest mi bardzo bliska. Ta wystawa dla mnie jest także o życiu w cieniu jasełek, procesji, pielgrzymek... Ale też o tym, jakie obciążenia może nieść ze sobą życie w tak niewielkiej społeczności, gdzie wszyscy się znają, gdzie wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. I jak człowiek formatuje się do tych warunków, ograniczając własną indywidualność.

Podejście do religii Rycharskiego czasem postrzegane jest jako kontrowersyjne. Podobnie było ze sztuką Hasiora.

Sztuka obu artystów była i jest odbierana jako kontrowersyjna. Takie komentarze pojawiały się, gdy otwieraliśmy wystawę. Obaj w swojej sztuce upatrują możliwość łączenia, zwracania uwagi na tematy trudne. 

Sztuka w ich przekonaniu ma pomóc nawiązać dialog, skłonić do namysłu. Poprzez symbole, które znamy i rozumiemy, takie jak krzyż, pragną zwrócić uwagę, że ten krzyż należy nie tylko do osób wierzących, ale jest rodzajem uniwersum, w którym kumulują się wszystkie nasze słabości. Krzyż nie jest przypisany do narodowości, do płci czy innej określonej grupy. To jest krzyż ich obu, uniwersalny symbol.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

P.Bies 25.05.2024 12:04
Dziwny jest ten świat (sztuki). W sopockiej Państwowej Galerii Sztuki możemy właśnie zobaczyć wystawę pt. „Mogę wam opowiedzieć o sobie”. Zestawienie twórczości dwóch artystów: Władysława Hasiora i Daniela Rycharskiego. Jak na twórczość Hasiora przystało, możemy podziwiać jego prace inspirowane m.in. polskim, ludowym katolicyzmem. Mam tę niewątpliwą przyjemność, że osobiście znałem Hasiora, uczestniczyłem w jego wykładach i wiele razy z nim rozmawiałem. W prywatnej rozmowie przyznał mi Hasior, że był człowiekiem wierzącym. Jednak jego wiara nie była zbyt głębokiej, mistycznej natury. Wynikała ona bardziej z przywiązania do tradycji będącej istotną częścią kultury polskiej. Hasior zanurzony był w owej tradycji, jak ją nazywał, plebejskiej która nigdy nie wykorzystywała religii (jakiejkolwiek) jako bezdusznej materii, czyli opowieści pozbawionej istotnego rdzenia ją konstytuującego. Duch bowiem, nawet w tej najprostszej wiejskiej sztuce jest najważniejszy. Forma idzie za nim. Hasior zaczerpnął szeroką dłonią z kultury ludowej która w naszym kraju związana była i chyba w dalszym ciągu jest, najsilniej z religijnością katolicką. Są to między innymi sztandary, inspirowane sztandarami (chorągwiami) kościelnymi. Bodaj najstarszym zachowanym sztandarem kościelnym, raczej chorągwią, czyli zdobionym materiałem zawieszonym na poziomej poprzeczce jest sztandar procesyjny z 1470 r. namalowany na płótnie przez Niccola di Liberatore, artystę włoskiego z Foligno. Te Hasiorowe chorągwie nikogo w jego czasach nie oburzały, a nawet przeciwnie, były akceptowane przez tradycyjne, wiejskie społeczności w zasadzie bez zastrzeżeń. Uchodził bowiem Hasior za swego rodzaju nieszkodliwego dziwaka, artystę „oswojonego” który „oswajał” w swojej sztuce, windując je na salony, elementy wspomnianej sztuki plebejskiej. Sednem pracy Hasiora był szacunek do tradycji i do głowy mu nie przyszło (wiem, gdyż o tym dowiedziałem się od niego samego), żeby kogokolwiek sztuką swoją obrażać. Otóż w zestawieniu prac Hasiora i Rycharskiego tkwi zasadniczy, fundamentalny błąd. Wynika on, jak sądzę, z niezrozumienia sztuki Hasiora, jego przesłania i delikatności w stosunku do źródła inspiracji. Pani kurator najzwyczajniej rozminęła się z prawdą, przypisując Hasiorowi cechy których on nie posiadał i których stanowczo unikał. Rycharski natomiast w religii katolickiej widzi opresyjność w stosunku do świata żądającego bezwarunkowej wolności, opresyjność pozbawioną ducha prawdy. Kto przede wszystkim, a w tym przypadku jedynie, tę stronę dostrzega w religii, Wierze i Kościele, niczego nie widzi, a tylko posiłkuje się własnymi, fałszywymi wyobrażeniami. Owszem, odniesienie Kościoła do homoseksualizmu było (już nie jest, a to dzięki Franciszkowi) krytyczne, ale w duchu współczucia i ojcowskiej troski. A jest przecież napisane iż „(…) mężczyźni współżyjący ze sobą (…) nie odziedziczą królestwa Bożego” 1 Kor 6, 9-10. I jeszcze jeden cytat za Biblią Tysiąclecia, AP 22, 19 „A jeśli ktoś odjął co ze słów księgi tego proroctwa, to Bóg odejmie jego dział w drzewie życia (…)” Co Franciszek porobił komentować nie będę. No i tyle. Jeśli się komuś nie podoba Kościół, to nie musi w nim przebywać. Na polskiej wsi nikt nikogo ze względu na homoseksualizm nie prześladował ani dawniej ani dziś. W mieście też był spokój i te preferencje w zasadzie nigdy nie były penalizowane (w przeciwieństwie do tak dziś szczycącego się tolerancją świata starego Zachodu). Polska słynęła pod tym względem z tolerancji, za wyjątkiem połowy lat 80-tych ubiegłego wieku, gdy homoseksualiści byli ścigani przez przedstawicieli tak tolerancyjnej dziś lewicy (akcja Hiacynt). Ponadto Rycharski, w przeciwieństwie do Hasiora, pod względem formalnym nie wykazuje się zbytnią wyobraźnią. Pomalowane jaskrawo maszyny rolnicze, niezbyt finezyjnie umieszczony cmentarny krzyż w łóżku, czy wielkie kawały ułamanych pni przybite do wielkich krzyży. Ta ostatnia praca jest reminiscencją prostej korzenioplastyki (może tu tkwi jakaś daleka asocjacja z Hasiorem, a mianowicie inspiracja ludową twórczością?) tyle że powiększoną do gigantycznych rozmiarów. Gdyby to sprowadzić do miary ludzkiej, nie byłoby w tym nic frapującego, a wręcz przeciwnie. Jakże często współcześni artyści posługują się skalą, każąc zwracać uwagę na rzeczy nieistotne. Wracając do pani kurator Julity Dembowskiej. Pisze ona, rekomendując prace Rycharskiego iż porusza on „(…) tematy związane z wykluczeniem człowieka, z nieakceptowaniem jego odmienności, mówiącego o kryzysie dotychczasowych norm i pojęć moralnych, a także o konieczności zmian (…)” Jak ma się to do wywiadu który udzielił Rycharski Wirtualnej Polsce pt. Katolik, gej artysta. „Zawsze bronię wsi i walczę ze stereotypami, które narosły wokół wsi, że jest zła, konserwatywna i homofoniczna. Może rządzący chcieliby żebyśmy tak o niej myśleli, ale ona taka nie jest”. (Viva! 2021). Jest wręcz przeciwnie. Dziś to artyści o konserwatywnych poglądach na życie i twórczość są marginalizowani. Wspomnę tutaj kongres OEES Prolog w Krakowie (Teatr Słowackiego 20.11.2023) podczas którego prezes zarządu Alwernia Planet Magdalena Sroka powiedziała m.in.” „Nie odzyskamy praworządności bez odzyskania (…) wszystkich instytucji kultury”. Otóż po 13. grudnia odzyskali te instytucje i mamy tego skutki. No i ja jednak odnoszę wrażenie, iż Rycharski, przy całej miałkości swoich form i pomysłów, wylansowany został na artystę przede wszystkim dlatego, że jest gejem. Podobnie jak Biedroń z tego względu zrobił karierę w polityce. I teraz niech ktoś oskarży mnie o homofonię, a będzie to potwierdzeniem tego co pięć zdań wyżej napisałem. Wystawę w Sopocie polecam, ale tylko jej połowę, tę Hasiora, gdyż rozziew formalny i intelektualny dzielący ją od prac Rycharskiego jest trudny do przekroczenia. Na koniec przytoczę jeszcze słowa Witolda Lutosławskiego które wygłosił podczas przerwanego wprowadzeniem stanu wojennego, Kongresu Kultury Polskiej : „Najwyższym celem sztuki jest piękno, tak jak najwyższym celem nauki jest prawda. Jednak tak jak w matematyce, astronomii i innych naukach można dopatrywać się swoistego piękna, tak w sztuce spotykamy się nieuchronnie z zagadnieniem prawdy(…) Jeśli artysta czuje więzi jakie łączą go z jego potencjalnymi odbiorcami, zdaje sobie sprawę że to, czego mają oni od niego prawo oczekiwać, to właśnie jego wewnętrzna prawda. dr Piotr Bies

P.Bies 25.05.2024 12:03
Dziwny jest ten świat (sztuki). W sopockiej Państwowej Galerii Sztuki możemy właśnie zobaczyć wystawę pt. „Mogę wam opowiedzieć o sobie”. Zestawienie twórczości dwóch artystów: Władysława Hasiora i Daniela Rycharskiego. Jak na twórczość Hasiora przystało, możemy podziwiać jego prace inspirowane m.in. polskim, ludowym katolicyzmem. Mam tę niewątpliwą przyjemność, że osobiście znałem Hasiora, uczestniczyłem w jego wykładach i wiele razy z nim rozmawiałem. W prywatnej rozmowie przyznał mi Hasior, że był człowiekiem wierzącym. Jednak jego wiara nie była zbyt głębokiej, mistycznej natury. Wynikała ona bardziej z przywiązania do tradycji będącej istotną częścią kultury polskiej. Hasior zanurzony był w owej tradycji, jak ją nazywał, plebejskiej która nigdy nie wykorzystywała religii (jakiejkolwiek) jako bezdusznej materii, czyli opowieści pozbawionej istotnego rdzenia ją konstytuującego. Duch bowiem, nawet w tej najprostszej wiejskiej sztuce jest najważniejszy. Forma idzie za nim. Hasior zaczerpnął szeroką dłonią z kultury ludowej która w naszym kraju związana była i chyba w dalszym ciągu jest, najsilniej z religijnością katolicką. Są to między innymi sztandary, inspirowane sztandarami (chorągwiami) kościelnymi. Bodaj najstarszym zachowanym sztandarem kościelnym, raczej chorągwią, czyli zdobionym materiałem zawieszonym na poziomej poprzeczce jest sztandar procesyjny z 1470 r. namalowany na płótnie przez Niccola di Liberatore, artystę włoskiego z Foligno. Te Hasiorowe chorągwie nikogo w jego czasach nie oburzały, a nawet przeciwnie, były akceptowane przez tradycyjne, wiejskie społeczności w zasadzie bez zastrzeżeń. Uchodził bowiem Hasior za swego rodzaju nieszkodliwego dziwaka, artystę „oswojonego” który „oswajał” w swojej sztuce, windując je na salony, elementy wspomnianej sztuki plebejskiej. Sednem pracy Hasiora był szacunek do tradycji i do głowy mu nie przyszło (wiem, gdyż o tym dowiedziałem się od niego samego), żeby kogokolwiek sztuką swoją obrażać. Otóż w zestawieniu prac Hasiora i Rycharskiego tkwi zasadniczy, fundamentalny błąd. Wynika on, jak sądzę, z niezrozumienia sztuki Hasiora, jego przesłania i delikatności w stosunku do źródła inspiracji. Pani kurator najzwyczajniej rozminęła się z prawdą, przypisując Hasiorowi cechy których on nie posiadał i których stanowczo unikał. Rycharski natomiast w religii katolickiej widzi opresyjność w stosunku do świata żądającego bezwarunkowej wolności, opresyjność pozbawioną ducha prawdy. Kto przede wszystkim, a w tym przypadku jedynie, tę stronę dostrzega w religii, Wierze i Kościele, niczego nie widzi, a tylko posiłkuje się własnymi, fałszywymi wyobrażeniami. Owszem, odniesienie Kościoła do homoseksualizmu było (już nie jest, a to dzięki Franciszkowi) krytyczne, ale w duchu współczucia i ojcowskiej troski. A jest przecież napisane iż „(…) mężczyźni współżyjący ze sobą (…) nie odziedziczą królestwa Bożego” 1 Kor 6, 9-10. I jeszcze jeden cytat za Biblią Tysiąclecia, AP 22, 19 „A jeśli ktoś odjął co ze słów księgi tego proroctwa, to Bóg odejmie jego dział w drzewie życia (…)” Co Franciszek porobił komentować nie będę. No i tyle. Jeśli się komuś nie podoba Kościół, to nie musi w nim przebywać. Na polskiej wsi nikt nikogo ze względu na homoseksualizm nie prześladował ani dawniej ani dziś. W mieście też był spokój i te preferencje w zasadzie nigdy nie były penalizowane (w przeciwieństwie do tak dziś szczycącego się tolerancją świata starego Zachodu). Polska słynęła pod tym względem z tolerancji, za wyjątkiem połowy lat 80-tych ubiegłego wieku, gdy homoseksualiści byli ścigani przez przedstawicieli tak tolerancyjnej dziś lewicy (akcja Hiacynt). Ponadto Rycharski, w przeciwieństwie do Hasiora, pod względem formalnym nie wykazuje się zbytnią wyobraźnią. Pomalowane jaskrawo maszyny rolnicze, niezbyt finezyjnie umieszczony cmentarny krzyż w łóżku, czy wielkie kawały ułamanych pni przybite do wielkich krzyży. Ta ostatnia praca jest reminiscencją prostej korzenioplastyki (może tu tkwi jakaś daleka asocjacja z Hasiorem, a mianowicie inspiracja ludową twórczością?) tyle że powiększoną do gigantycznych rozmiarów. Gdyby to sprowadzić do miary ludzkiej, nie byłoby w tym nic frapującego, a wręcz przeciwnie. Jakże często współcześni artyści posługują się skalą, każąc zwracać uwagę na rzeczy nieistotne. Wracając do pani kurator Julity Dembowskiej. Pisze ona, rekomendując prace Rycharskiego iż porusza on „(…) tematy związane z wykluczeniem człowieka, z nieakceptowaniem jego odmienności, mówiącego o kryzysie dotychczasowych norm i pojęć moralnych, a także o konieczności zmian (…)” Jak ma się to do wywiadu który udzielił Rycharski Wirtualnej Polsce pt. Katolik, gej artysta. „Zawsze bronię wsi i walczę ze stereotypami, które narosły wokół wsi, że jest zła, konserwatywna i homofoniczna. Może rządzący chcieliby żebyśmy tak o niej myśleli, ale ona taka nie jest”. (Viva! 2021). Jest wręcz przeciwnie. Dziś to artyści o konserwatywnych poglądach na życie i twórczość są marginalizowani. Wspomnę tutaj kongres OEES Prolog w Krakowie (Teatr Słowackiego 20.11.2023) podczas którego prezes zarządu Alwernia Planet Magdalena Sroka powiedziała m.in.” „Nie odzyskamy praworządności bez odzyskania (…) wszystkich instytucji kultury”. Otóż po 13. grudnia odzyskali te instytucje i mamy tego skutki. No i ja jednak odnoszę wrażenie, iż Rycharski, przy całej miałkości swoich form i pomysłów, wylansowany został na artystę przede wszystkim dlatego, że jest gejem. Podobnie jak Biedroń z tego względu zrobił karierę w polityce. I teraz niech ktoś oskarży mnie o homofonię, a będzie to potwierdzeniem tego co pięć zdań wyżej napisałem. Wystawę w Sopocie polecam, ale tylko jej połowę, tę Hasiora, gdyż rozziew formalny i intelektualny dzielący ją od prac Rycharskiego jest trudny do przekroczenia. Na koniec przytoczę jeszcze słowa Witolda Lutosławskiego które wygłosił podczas przerwanego wprowadzeniem stanu wojennego, Kongresu Kultury Polskiej : „Najwyższym celem sztuki jest piękno, tak jak najwyższym celem nauki jest prawda. Jednak tak jak w matematyce, astronomii i innych naukach można dopatrywać się swoistego piękna, tak w sztuce spotykamy się nieuchronnie z zagadnieniem prawdy(…) Jeśli artysta czuje więzi jakie łączą go z jego potencjalnymi odbiorcami, zdaje sobie sprawę że to, czego mają oni od niego prawo oczekiwać, to właśnie jego wewnętrzna prawda. dr Piotr Bies

Reklama
Reklama
Reklama