Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Elżbieta Tatarkiewicz-Skrzyńska: „Obawiam się, że za słowami mogą iść czyny”

O tym, jak zmienia się znaczenie niektórych ważnych dla Polaków słów, takich jak: ojczyzna, patriotyzm, naród, niepodległość, bohater, ale także i zdrajca, o towarzyszącej im nienawiści, oraz o tym, że język nie powinien nikogo wykluczać rozmawiamy z urodzoną w 1924 roku Elżbietą Tatarkiewicz-Skrzyńską, żołnierzem Armii Krajowej, uczestniczką Powstania Warszawskiego.
(Fot. Karol Makurat)

Porozmawiamy o języku polskim?

Oczywiście. Zawsze przywiązywałam dużą wagę do języka polskiego.

W tym języku są słowa szczególnie ważne dla wielu z nas. Takie jak: „ojczyzna”, „patriotyzm”, „naród”, „niepodległość”, „bohater”, ale także i „zdrajca”. Czy mają one dziś takie same znaczenie, jak w czasach pani młodości?

Zacznę od pojęcia „naród”. Uważam, że o ile inne, wymienione przez panią pojęcia uległy na przestrzeni lat znacznej, czasem radykalnej zmianie, o tyle „naród” wydaje się nienaruszony. Dlaczego? Narodem jesteśmy my wszyscy – ludzie mówiący jednym językiem, wyznający przeważnie jedną wiarę, gdyż polski katolicyzm sięga 90 procent społeczeństwa. Naród polski to ludzie, którzy w wyjątkowych sytuacjach umieją się zjednoczyć i działać wspólnie dla ogólnego dobra.

Zdarza się jednak, że słowo „naród” może wykluczać inaczej myślących. Chociażby, kiedy mówimy o niektórych narodowcach...

Niestety, o narodowcach ostatnio musimy mieć wyrobione zdanie. To są partie polityczne, które istniały już przed wojną. Wtedy jednak były one bardziej zrównoważone, nie tak krzykliwe. Natomiast dziś narodowcy wzbudzają poważne wątpliwości. Patrząc na uczestników warszawskiego marszu 11 listopada, trudno uznać ich za przedstawicieli narodu. Padały tam hasła będące obelgą wobec i przeciw Polsce oraz Polakom. Może więc są to zdrajcy? Ten dochodzący do głosu odłam narodowców wzbudza dziś u Polaków wielkie niepokoje.

Osobiście, obawiam się zawłaszczenia ważnych słów. Raptem okazuje się, że patriotą jest tylko ten, kto wyznaje „nasze” poglądy.

O nie, ja się z tym nie zgodzę. Uważam, że Polacy, niezależnie od poglądów politycznych, są wielkimi patriotami. Na przestrzeni wielu lat dowodzili tego. Patriotyzm doszedł do głosu w czasie ostatniej wojny. Natychmiast po jej wybuchu w 1939 r. Polacy założyli Państwo Podziemne i stanęli do walki z wrogiem. Nie mówiło się, czy są to socjaliści, narodowcy, czy przedstawiciele innych opcji politycznych. Naród stanął do walki z okupantem, wielu w niej zginęło. Patriotyzm, który przedstawiają obecni narodowcy, widoczny w Marszu Niepodległości, nie jest prawdziwym patriotyzmem. Z wielkim smutkiem patrzyłam, jak niosą nasze polskie flagi, symbolizujące patriotyzm, i przy okazji wygłaszają przeraźliwie obraźliwe hasła wobec Polaków i Polski.

Kto dziś jest, pani zdaniem, prawdziwym patriotą?
To ludzie pracujący w sposób uczciwy, czasem nawet z poświęceniem dla kraju. Którzy myślą, że trzeba dbać, troszczyć się o wolną, niepodległą Polskę. Interesują się sprawami kraju, reprezentują godnie Polskę na świecie. Jest to wprawdzie przyziemny patriotyzm, ale niesłychanie ważny. Nie można go zaprzepaścić. I uważam, że większość Polaków spełnia kryteria, o których tu powiedziałam.

Zdarza się jednak, że osoby, które myślą inaczej niż przedstawiciele określonej opcji politycznej, nazywane są „zdrajcami”.

Tak, doszliśmy do straszliwego pojęcia „zdrada”. Jego znaczenie bardzo się zmieniło. Pomijam już agentów, którzy pracują na rzecz obcych państw. W Polsce w czasie wojny istniała zdrada. Zdrajcami byli ludzie, którzy współpracowali z Niemcami, denuncjowali zakonspirowanych żołnierzy Armii Krajowej. Wtedy w konspiracji działały sądy wojenne i dowództwo AK wyznaczało swoich żołnierzy, którzy na zdrajcach wykonywali wyroki śmierci. Wówczas zdrada była zdradą. A dzisiaj? Czy zdrajcami można nazwać np. narodowców, którzy niosą polską flagę? Wobec tego słowa jesteśmy bezradni. Trudno się z tym uporać.

Słowo „zdrada” pojawia się także w kontekście osób, które przed instytucjami unijnymi zwracają uwagę na nieprawidłowości w systemie sądownictwa w Polsce lub stanowionego w ostatnich latach polskiego prawa. Czy ludzi składających skargi na Polskę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, czy popierających sprawy przeciw Polsce przed TSUE można nazywać zdrajcami?

Trudna sprawa. Słowo „zdrada” jest nie tylko przez narodowców, ale także przez polityków innych opcji nadużywane. Co chwila ktoś mówi: „zdrajca Polaków”. Nawet ci, którzy wyjeżdżają pracować do innych krajów Unii Europejskiej są już „zdrajcami”. A jest to pojęcie bardzo ciężkie. Nienawiść, która się w naszym kraju wytworzyła, doprowadziła do nadużyć w stosowaniu słów „zdrada” i „zdrajca”. Nawet w samym obszarze sądownictwa, ile razy przesadnie używane jest to słowo! Występuje ono w dziennikarstwie, w literaturze, w każdym napotkanym Polaku. Ale czy to jest zdrada?

Może więc doszło do zmiany pierwotnego znaczenia, i dziś zdrajcą jest każdy, kto myśli inaczej niż my?

To jest bardzo mocno powiedziane. Przecież można mieć inne przekonania, inaczej myśleć, inaczej postępować. Tylko ta straszna nienawiść, która wytworzyła się między Polakami... Jest jednak jakaś granica, która, moim zadaniem, urąga człowieczeństwu. Warto w tym momencie wspomnieć o  nieszczęsnych uchodźcach, próbujących przekroczyć naszą wschodnią granicę. Stosunek do nich niektórych Polaków jest zaprzeczeniem humanizmu i człowieczeństwa.

Kiedyś uchodźcą nazywano człowieka uciekającego przed śmiercią, głodem, represjami. Dziś w rządowych przekazach uchodźcami są głównie zamaskowani, agresywni mężczyźni, rzucający kamieniami w naszych policjantów i strażników granicznych.

Dobrze pamiętam sytuację sprzed wojny, gdy polskie granice były otwarte. Przyjeżdżali do nas ludzie z różnych krajów. Przyjmowaliśmy ich względnie przyzwoicie, a oni żyli sobie tu dość dobrze. Niesamowita jest różnica między znaczeniem tych samych pojęć sprzed wojny, a teraz. Wówczas przecież też były różne opcje polityczne, ale nie było takiej nienawiści w słowach, jak dziś. Jesteśmy trochę bezradni wobec tej nienawiści. Musimy jednak coś z tym zrobić. Warto w tym miejscu przytoczyć słowa Mariana Turskiego: „Nie bądźmy obojętni”.

Uważam, że język jest początkiem wszystkiego. Słowa mogą doprowadzić do miłości i do nienawiści, zmienić postrzeganie świata. Tymczasem dziś dominuje w naszym języku retoryka militarna. Jest to język wojenny – są oni, jesteśmy my, toczy się walka, opozycja jest totalna, mamy do czynienia z atakiem i obroną. Czy nie obawia się pani takiego języka?

Przede wszystkim go nie rozumiem. Bardzo się obawiam, że za tymi słowami mogą iść czyny. I dlatego ciągle żyjemy w jakiejś niepewności. Jesteśmy w gotowości, ale nie wiadomo, wobec czego. Zaczęłyśmy mówić o pięknym polskim języku, tymczasem obecnie nawet nie warto już wspominać, że staje się on ordynarny. To jest nagminne. Ale największymi obawami napawa język zły, napastliwy, agresywny. Coś niedobrego się dzieje. Jestem już tak starą kobietą, że nie wypadałoby, żeby przez moje usta padały słowa tak napastliwe lub agresywne. Ale wszyscy musimy o to zadbać. I strzec się przed takimi słowami. Tylko jak to zrobić? W wielu sprawach szczególnie moje pokolenie jest dość bezradne. Pojawia się w takim momencie pytanie – czy mamy liczyć na młodzież?

Może trzeba najpierw zabrać te nowe znaczenia starym, prawym słowom, takim jak:  „ojczyzna”, „naród”, „niepodległość”, „patriotyzm”, „bohater”, i przywrócić im wcześniejsze wartości? Z drugiej strony, należałoby chyba znaleźć w języku polskim i podnieść znaczenie niosących dobro słów, takich jak „miłość”, „szlachetność”, „pomoc”?

Moje pokolenie wie, że nawet w tej swojej bezradności należy utrzymywać więzy międzyludzkie, pomagać sobie wzajemnie, wspierać się. Nasza postawa powinna być otwarta, a rys odwagi, dzielności, bez względu na wiek – musi być z nami. A jeśli już mowa o Ojczyźnie, to trzeba pamiętać, że wolność nie została nam dana w prezencie. Trzeba się o nią starać, troszczyć. My naprawdę jesteśmy do naszej Ojczyzny bardzo przywiązani. W większości jesteśmy patriotami, tylko, na nieszczęście, ten patriotyzm jest przez niektórych źle zrozumiany.

Mówiąc o Ojczyźnie, użyła pani słów, że trzeba się o nią starać i troszczyć, pomijając słowo – „walczyć”.

Często mam kontakty z młodzieżą, rozmawiam z nią i wszystkie swoje wypowiedzi kończę tymi samymi słowami: „Nigdy więcej wojny”. To, co przeżyło nasze pokolenie, wyrobiło w nas pewną dzielność, hart ducha, niezłomność patriotyzmu. To był czysty patriotyzm, gdy w czasie konspiracji i powstania  braliśmy czynny udział w obronie Ojczyzny. Nie wchodziły wówczas w grę żadne przekonania polityczne. Walczyliśmy o Polskę i o wolność. Zostałam zwolniona z przysięgi na wierność Rzeczypospolitej, ale mnie to nadal zobowiązuje.

Krzysztof Kamil Baczyński w wierszu „Ojczyzna (Prolog)” pisał:

„A w dole jest ojczyzna – to, co się nie nazywa,
to, co jest przypomnieniem najdalszych cichych lat,
t to, co w oku łza, przez którą widać świat,
i to, co w sercu sen i nawałnice rąk”.

Na czym ten patriotyzm może dzisiaj polegać?

Kiedy idziemy brzegiem polskiego morza, kochamy nasz kraj. Kiedy jesteśmy w Tatrach i patrzymy na Giewont, kochamy nasz kraj. Kiedy stoimy przed obrazami historycznymi Jana Matejki, kochamy nasz kraj. Kiedy słuchamy muzyki Chopina, kochamy nasz kraj. Kiedy wyjeżdżamy za granicę i tam zachwycamy się architekturą i sztuką, wracamy do kraju. Tu jest nasze miejsce. I nigdy nie wolno tracić nadziei, że zostanie przywrócone pierwotne znaczenie słów, które odzwierciedlają nasze uczucia do Ojczyzny.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama