Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Mamy w Malborku medalistkę mistrzostw świata w pływaniu zimowym!

Paulina Włodarczyk, mieszkanka województwa pomorskiego została brązową medalistką mistrzostw świata w zimowym pływaniu. Pewnie ta dyscyplina sportu niewiele jest znana, mimo rosnącej lawinowo popularności morsowania. Lecz co innego kilkuminutowa kąpiel w lodowatej wodzie, co innego przepłynięcie dystansu jednego kilometra. Na mistrzostwach rozgrywanych w Głogowie nasza zawodniczka wystartowała na takim właśnie dystansie.
Paulina Włodarczyk i trener Tomasz Hołub
Paulina Włodarczyk z medalem mistrzostw świata w pływaniu zimowym, obok trener Tomasz Hołub (fot. Nikola Karpińska | Radio Malbork)

Oto zapis wypowiedzi Pauliny Włodarczyk dla współpracującego z nami Radia Malbork.

Paulina Włodarczyk: Pływanie zimowe to pływanie w wodzie o temperaturze poniżej 5 stopni Celsjusza. Każde pływanie w takiej wodzie będzie uznawane za zimowe. Choć wiemy, że od 5 do 0 jest aż pięć kolejnych stopni – i każdy ten stopień będzie mówił o trudności zimowego pływania. Różnica temperatur jest bardzo mocno odczuwalna. Każdy jeden stopień powoduje u pływaka zupełnie inną reakcję organizmu. O ile w wodzie o temperaturze 4-5 stopni to dla nas optymalne pływanie, zbliżone niemalże do letniego, o tyle w wodzie o temperaturze 1, czy 2 stopni to już naprawdę duże wyzwanie. Musimy pokonywać jeszcze szybciej niż normalnie, podczas standardowego wyścigu, swoje granice i musimy bardziej zmuszać się do tego, żeby wyścig ukończyć. Bo tak naprawdę przekonywanie własnej psychiki jest kluczem do sukcesu w tej dyscyplinie sportu.

Żeby zacząć pływanie zimowe, najlepiej jest dobrze pływać w ciepłej wodzie. Choć, decydując się na uprawianie pływania zimowego, na pewno musimy brać pod uwagę, że o ile jesteśmy dobrymi pływakami w ciepłej wodzie, o tyle nie do końca musi się to sprawdzić w zimnej. Podstawą treningu zimowego, mimo wszystko, zawsze pozostanie trening pływacki w ciepłym basenie. Doskonalenie techniki, tempo pływania – tych rzeczy nie nabędziemy, trenując w zimnej wodzie. W zimnej możemy jedynie wydłużać czas pobytu w niej. W miarę możliwości, staram się dwa razy w tygodniu być na basenie i odbywać tam godzinny trening, już nie stricte zawodowy, a raczej amatorski, który sama sobie organizuję. Natomiast raz w tygodniu wchodzę też do wody w Jeziorze Sztumskim na trening zimowego pływania i wtedy, w zależności od temperatury wody oraz dyspozycji niedzielnej, bo najczęściej odbywa się to w niedzielę, przepływam dystans pomiędzy 700 a 1000 m.

Startując w zawodach, na pewno musimy mieć bardzo dobrze poznany i wytrenowany własny organizm. Każdy z zimowych pływaków stara się wypracować sobie rytuał przedstartowy, który opiera się na odpowiednim posiłku, odpowiednim nastawieniu psychicznym do dystansu. Tutaj rozmawiamy o dystansie 1 kilometra, ale każdy dystans powyżej 250 m to już jest, mimo wszystko, wyścig z samym sobą.

Nie do końca rywalami są nasi sąsiedzi z torów obok, tak naprawdę największym rywalem jesteśmy sami dla siebie. Pokonujemy swoje własne granice, dlatego musimy bardzo dobrze poznać nasz organizm, by wiedzieć, kiedy reakcja jest normalna, kiedy mieści się w takich granicach, które będziemy w stanie znieść, kiedy jest to alarmująca reakcja organizmu i należy z wody po prostu wyjść.

Każdy sport ekstremalny wiąże się z ryzykiem, niemniej każdy zawodnik oddala to ryzyko najbardziej, jak potrafi, przez to, że trenuje wcześniej przed startami w zawodach. Staramy się na tyle poznać swój organizm, aby uniknąć jakichkolwiek niebezpiecznych sytuacji, które mogą być konsekwencją startu w zimnej wodzie. Dystanse powyżej 250 m wiążą się już ze znaczącym czasem przebywania w wodzie. W pływaniu zimowym tak naprawdę nie wygrywa ten, kto najszybciej ukończy start. Dla mnie zwycięzcami są te osoby, które ukończą swój start, pomimo długiego czasu przebywania w wodzie. Niekiedy obserwuję zawodniczki, które pływają dłuższe dystanse, tutaj mam na myśli np. 500 m, i zdarza się tak, że one przebywają w tej wodzie tak długo, jak ja, kiedy płynę kilometr. Różnica pomiędzy nami polega wyłącznie na dystansie, a czas pobytu w wodzie jest taki sam, więc ta zawodniczka która przepływa 500 m, w zasadzie podejmuje zbliżony wysiłek do tego, który ja na dystansie kilometra.

Ze względów bezpieczeństwa, wprowadzane są limity czasowe na dystansach. Dlatego warto wspomnieć o tym, że zawodnik, który znajduje się w zimnej wodzie, świadomość taką normalną, do której jesteśmy przyzwyczajeni, oraz szybkość reakcji na jakiekolwiek inne bodźce ma tak do połowy dystansu. Po połowie zaczyna się taki stan, w którym nie do końca można nam zaufać.

Starty na kilometr odbywają się w takiej formule, że każdy zawodnik ma swojego sekundanta, czyli osobę, która jest odpowiedzialna za podejmowanie za niego decyzji. Ona towarzyszy zawodnikowi przez cały wyścig i to ona tak naprawdę podejmuje decyzje związane z wcześniejszym zakończeniem wyścigu.

To musi być przede wszystkim osoba, która bardzo dobrze zna pływaka. Nie może być przypadkowa, ponieważ nie będzie wiedziała, kiedy z pływakiem dzieje się coś złego. Kiedy, na przykład, zaczynamy tracić orientację, przestajemy płynąć wprost, a zaczynamy się bujać od prawej do lewej linki, kiedy nasz rytm pływania zostaje zaburzony, kiedy nasze ruchy spowalniają do stopnia, w którym jest to niebezpieczne, sekundant zawsze powinien podjąć decyzję o tym, że zawodnik zostanie wyciągnięty z wody i, niestety, nie ukończy swojego wyścigu.

Żeby wystartować w tych zawodach na dystansie powyżej 250 m, należy przejść uprzednie kwalifikacje. Każdy dystans odpowiednio zwiększając, czyli 500, 750, czy 1000 m, wymaga kwalifikacji, wykazania się startem na krótszym dystansie. Organizator zawsze dokładnie analizuje takie certyfikaty z poprzednich zawodów. Dodatkowo większość organizatorów wymaga przedstawienia aktualnego EKG oraz formularza medycznego, który umożliwiałby weryfikację stanu zdrowia zawodnika przed imprezą. Same zawody są najczęściej asekurowane, oprócz ratowników wodnych, także przez ratowników medycznych. Co więcej, ci ratownicy medyczni i wodni, którzy asekurują takie zawody, to wręcz skarbnica wiedzy, jak poprawnie wyjść z hipotermii. Często powielanym mitem wśród pływaków zimowych jest, że po ukończeniu dystansu najlepiej jest się dogrzać w przygotowanej balii, czy saunie, które zawsze są dostępne podczas takich zawodów. To byłby największy błąd, gdybyśmy od razu po wyjściu z wody po takim dystansie od razu skorzystali ze sztucznego źródła ciepła. Tak naprawdę nasza procedura wyjścia ze stanu hipotermii, w którą w zasadzie wpadamy podczas takich wyścigów, polega na tym, że o własnych siłach lub przy wsparciu naszego sekundanta trafiamy do namiotu, który jest dogrzewany nagrzewnicą. Czyli jest tam utrzymywana temperatura pokojowa. Tam, najczęściej w pozycji siedzącej lub leżącej, jak kto woli, dochodzimy do stanu, w którym nasz organizm znowu zaczyna poprawnie funkcjonować. Odzyskujemy taki poziom termiki, który umożliwia nam swobodne ruchy, swobodne oddychanie. Widzieliśmy już wiele przypadków, kiedy za szybkie wejście do balii powodowało zsinienie całych nóg. Są to niepożądane efekty, bo każdy, widząc to, jest wystraszony. Skóra jest na tyle zimna, że jakikolwiek kontakt, nawet z cieplejszym powietrzem, powoduje już na niej odczyn lekkiego zasinienia.

PRZECZYTAJ TEŻ: Piątka gdynian pływała w zimnej Brdzie

W mistrzostwach w Głogowie startowaliśmy na rzece Odrze, która ma swoją odnogę i normalnie na co dzień funkcjonuje w tym miejscu marina, z której korzystają jachty. Na potrzeby rozgrywania mistrzostw świata w tej marinie został przygotowany sztuczny basen. Dziesięciotorowy, czyli dwukrotnie większy jak nasz, malborski. Przyznam szczerze, że nawet nie byłam świadoma, jak szybką rzeką jest Odra. Przekonaliśmy się dopiero na miejscu.

Co do infrastruktury, poza sztucznie zbudowanym basenem, to jest całe zaplecze znajdujące się na lądzie. Czyli wielki namiot, w którym każdy z zawodników ma możliwość oczekiwania na start. W namiocie jest telebim, na którym możemy oglądać aktualnie rozgrywające się wyścigi. Są przygotowane dwie szatnie oraz miejsce, w którym oczekujemy na osobę, która wprowadzi nas na naszą serię, na nasz start. Oprócz tego, na zewnątrz znajduje się balia z ciepłą wodą, sauna i cały namiot medyków, w którym, w razie potrzeby, uzyskamy odpowiednią pomoc.

Jako że mówimy tutaj o mistrzostwach świata, konkurencja była duża. Moje trzecie miejsce to lokata w mojej kategorii wiekowej. Nie jest to klasyfikacja generalna. Moje rywalki są naprawdę bardzo szybkie. Akurat nie miałam nawet przyjemności płynąć w jednej serii z dziewczynami, które w mojej kategorii zdobyły pierwsze i drugie miejsce.

PRZECZYTAJ TEŻ: Świromorsy z Tczewa w święta zażywały lodowatej kąpieli

Zawody były rozgrywane początkowo w kategoriach i seriach zgodnie z uzyskiwanymi czasami, dopiero pod koniec dnia była rozgrywana seria finałowa. Obie moje rywalki startowały w tej serii finałowej, w której także brała udział nasza rodaczka Hania Bakuniak, utytułowana i wybitna pływaczka. Na tyle szczęście miałam, że mojej kategorii wiekowej mój czas pozwolił mi uzyskać 3. pozycję.

W dniu startu koncentruję się na samym wyścigu i na tym, jak on ma przebiegać. Nie towarzyszy mi już tak duże zdenerwowanie, jak wcześniej. Sam moment oczekiwania na wywołanie swojej serii to już zawsze moment skupienia. Kiedy w zasadzie mam już na sobie wszystko: strój kąpielowy, czepek, zatyczki do uszu, okularki, i oczekuję w zimowym płaszczu na to, abym mogła przejść na miejsce startu. To już są spokojne emocje. Pełna koncentracja, uwaga na jakiekolwiek bodźce organizmu, czy na pewno wszystko jest w porządku.

Sam wyścig… Dla mnie bardzo ciężko to określić, to jest, w zasadzie, taka walka z zimnem. Nawet nie walka z czasem. Jestem przyzwyczajona do pewnych reakcji na pewnych odległościach i według nich funkcjonuję w trakcie wyścigu. Dokładnie wiem, że pierwsze zimno dotyka mnie po 250 m. Mniej więcej w połowie dystansu zrobi mi się jeszcze bardziej zimno i wtedy czuję, że to faktycznie połowa. Jako metodę do odliczania stosuję dziesiątkowanie moich długości. Z uwagi na to, że start na kilometr to czterdzieści długości basenu, ja co dziesięć odhaczam sobie punkt realizacji planu i w takiej formie jest mi po prosu łatwiej, bo liczenie do czterdziestu się nie sprawdza. Już wtedy bardziej pomocne są tabliczki, które przekładają nam sędziowie, a nie do końca możemy polegać na własnym odczuciu. Na pewno nie wiem, jak to wygląda z zewnątrz. Często o wyścig i o to, jak wypadły pozostałe zawodniczki, pytam mojego sekundanta, i o jego odczucia i reakcje. Bo ja jestem skoncentrowana wyłącznie na tym, jak przetrwać czas w zimnej wodzie.

PRZECZYTAJ TEŻ: Świromorsy z Tczewa powitały Nowy 2022 Rok kąpielą w Gnojewie

Wiadomo, że każdy zawodnik, startując w zawodach, najbardziej chciałby je ukończyć. Najlepiej jeszcze z medalem. Natomiast nie warto porywać się, aby, mimo wszystko, dokończyć dystans. Najważniejsze jest, aby z tego dystansu wyjść w pełnym zdrowiu. Mamy zakodowane to, żeby płynąć, mimo wszystko. Wielokrotnie byliśmy świadkami takich sytuacji, że pływak, mając zapamiętane mięśniowo ruchy, kończy dystans przy utracie świadomości. Bo są to osoby, które są wyciągane z wody. Rosjanie mają tendencję do tego, że kończą zawody wynoszeni na noszach, ale, mimo wszystko, z ukończonym kilometrem. Ale za jaką cenę? Tutaj najważniejsze jest bezpieczeństwo i to jest podkreślane przez wszystkich zawodników i organizatorów, żeby nigdy nie przegiąć.

Skąd pomysł na uprawianie takiej dyscypliny? Wszystko zaczęło się od morsowania. Nikomu nie polecałabym rozpoczęcia swojej przygody od razu od zimowego pływania. Najpierw kontakt z zimną wodą, statyczny, taki, który umożliwi w ogóle dowiedzenie się, czy nam się to podoba. W moim przypadku zawsze byłam dzieckiem, które lubiło kąpiele w każdej temperaturze wody. Kiedy nikt nie kąpał się w Bałtyku, ja dalej pluskałam się i bawiłam na fali. Gdzieś tam na pewno są to predyspozycje, które umożliwiają mi kontakt z zimną wodą i czerpanie z tego większej przyjemności.

Zaczęłam morsować w 2016 roku, kiedy morsowanie w ogóle nie było popularne. Musiałam kontaktować się z najbliżej działającą organizacją zrzeszającą morsów, był to Elbląg. Napisałam wiadomość do elbląskich morsów, czy mogłabym pod ich okiem zażyć takiej pierwszej zimowej kąpieli, i oni jak najbardziej mnie do tego zachęcili. Pamiętam, to było w Stegnie, pierwszy raz weszłam do zimnej wody i, ku mojemu zaskoczeniu, spotkałam tam znajomych z Malborka. Od tamtego momentu, od kiedy w tej wodzie znaleźli się znajomi, zaczęliśmy wspólnie organizować kąpiele.

PRZECZYTAJ TEŻ: Zimowa Formuła 1 w Kolejarzu Chojnice!

Bardzo szybko przyszło zainteresowanie pływaniem w takiej wodzie. W pierwszych zawodach zimowego pływania wystartowałam chyba w 2016 albo 2017 roku. To był nasz drugi sezon morsowania. Pamiętam, że był to start w sztafecie wraz z malborskimi morsami, i reprezentowaliśmy nasze stowarzyszenie na zawodach w Gdańsku. Bardzo spodobała mi się ta dyscyplina sportu. Postanowiłam – rozpoczynam treningi pływackie, które pozwolą mi pływać w zimnej wodzie. Z uwagi na to, że kąpiemy się w zimnej wodzie dwa razy w tygodniu, a w środę jest to w godzinach wieczornych, to odpuszczam sobie pływanie, wtedy po prostu przebywam w zimnej wodzie, hartując swój organizm, jednocześnie wydłużając możliwości wytrzymania w zimnej wodzie. Bo trening do 1 kilometra wiąże się z tym, że musimy zwiększać czas przebywania w zimnej wodzie, żeby przygotować organizm na taki dystans.

Jako dziecko trenowałam w sekcji pływackiej, więc umiejętności pływackie nabyłam dość wcześnie, teraz po prostu są przydatne. Tutaj chcę wspomnieć o moich dwóch trenerkach, dzięki którym wypracowałam bardzo ładną technikę, podkreślaną na każdych zawodach, pomimo nieolimpijskiego tempa. Za to bardzo dziękuję pani Iwonie Ciecholewskiej i Dorocie Grzywackiej, które przyczyniły się do tego, że mogę teraz zbierać dużo komplementów podczas zawodów.

Niezależnie, czy jest to pływanie, czy samo przebywanie w zimnej wodzie, wiąże się z takim samym ryzykiem. Hipotermia tak samo zagraża zimowemu pływakowi, jak osobie, która po prostu do tej wody wchodzi postać, czy posiedzieć. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego morsujemy? Powinno mieć to aspekt zdrowotny, sportowy, kondycyjny. Na zdrowy rozsądek, wydawałoby się, że słuszne jest stosowanie jakichkolwiek zabezpieczeń, ogrzewaczy termicznych w postaci butów, skarpetek neoprenowych, rękawiczek. Spotkałam się także ze stosowaniem kąpielówek neoprenowych. To powoduje, że zaburzamy nasze naturalne reakcje organizmu. Tak naprawdę to nasz organizm będzie najmądrzejszy w każdym styku z ekstremalną temperaturą, zakładając taką skarpetę, czy rękawicę, odcinamy od siebie bodziec. Receptory na stopach i dłoniach zareagują w pierwszej kolejności i to one dadzą nam sygnał do tego, że mamy zakończyć kąpiel. Nie spotkałam pływaka, który korzystałby z takich sztucznych ogrzewaczy. Wśród morsów jest to bardzo popularne, a, wydaje mi się, że jest, niestety, szkodliwe.

Mały apel do osób morsujących, aby spróbowały wejść do wody bez tych skarpet, butów, rękawic, i przekonały się o tym, że ich organizm o wiele szybciej da sygnał do wyjścia niż wtedy, kiedy korzystają z tych udogodnień.

W ogóle morsowanie, w którym ważny jest tylko czas przebywania w wodzie, tak zwane pójście na rekord jest zupełnie nieodpowiedzialne. Dlatego, że każdy organizm jest inny, każdy ma inną wytrzymałość na zimno, każdy inaczej podchodzi do tematu i powinien, mimo wszystko, tak naprawdę słuchać siebie. Znamy grupy morsowe, w których pada hasło: „Zostajemy 10 minut”, i pomimo że wiele osób już nie chce, jest to dla nich już szkodliwe, a nie przynoszące korzyść, mimo wszystko limit czasu chcą wypełnić. Stało się to rywalizacją, a, niestety, należy zawsze pamiętać, że jest to rywalizacja obarczona ogromnym ryzykiem. Chociażby w postaci odmrożeń palców u rąk, nóg. To są skutki, których nikt nie chce ponosić.

Zimowe pływanie od morsowania różni się tym, że my, pływacy, nie rozgrzewamy się przed skorzystaniem z kąpieli. Taka rozgrzewka wykonana przed treningiem pływackim byłaby bardzo niebezpieczna, ponieważ mogłaby wpłynąć na przyspieszenie procesu wychładzania organizmu podczas pływania. Często widzi się grupy morsujące, które swój trening odbywają na lądzie w postaci nawet intensywnej rozgrzewki, a w zimowym pływaniu jest odwrotnie. My cały wysiłek wykonujemy, będąc w zimnej wodzie. Nie rozgrzewamy się po wyścigu. Po wyścigu, siedząc lub leżąc, dochodzimy do swojej normalnej termiki, nie wykonując zbędnych ruchów, czy wysiłku.

To jeszcze dla każdego chętnego, który chciałby w ogóle podjąć próbę wchodzenia do zimnej wody – bardzo zachęcamy do kontaktu z malborskimi morsami. Albert Witkowski, który jest prezesem tego stowarzyszenia, na pewno bardzo mądrze pokieruje taką osobą w jej pierwszej kąpieli. Z uwagi na to, że taka pierwsza powinna odbyć się pod okiem osób, które już od wielu lat korzystają z takiej formy sportu i wiedzą doskonale, jakich rad udzielić początkującemu morsowi, czy pływakowi. Albert ma też swoje osiągnięcia w zakresie zimowego pływania. Uczestniczy w wielu zawodach, nawet w pływaniu pod lodem, i jego doświadczenie, nabyte podczas kontaktów z osobami zajmującymi się zimowym pływaniem, jest nieocenione


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama