Niektórzy należą do Fundacji Liga Superbohaterów, która ma swoją siedzibę w Szczecinie. Jednak na Pomorzu Fundacja ma również swoich... przedstawicieli, których łączy jedno: chęć niesienia uśmiechu najmłodszym.
Iron Man z Człuchowa
Piotr Plata mieszka w Człuchowie. Do pracy dojeżdża do oddalonych o kilkanaście kilometrów Lipienic (koło Chojnic). Pracuje w Obi. - Zdarza mi się w pracy usłyszeć, o sam Iron Man nas obsługuje. Podbiegają też w markecie dzieciaki i pytają czy je pamiętam z wizyty w przedszkolu czy szkole - śmieje się Piotr, który od lat wciela się właśnie w postać Iron Mana. Dlaczego wybrał tę postać? - Bo to to geniusz, playboy i filantrop . Kto by nie chciał być kimś takim – śmieje się człuchowianin. - A tak całkiem serio, to jakoś zakochałem się w tych zbrojach, choć zdarzało mi się wcielać też w inne postacie np. Lorda Vadera czy Stormtroopera.
A skąd u Piotra fascynacja cosplayem? - To zabrzmi staro, ale jestem z pokolenia lat 90-tych. Wychowałem się na Fox Kids i RTL 7 i bajkach X-nen, Iron Man, Spiderman, Power Rangers czy Dragon Ball. To było całe moje dzieciństwo, choć najpierw było modelarstwo – mówi.
I Piotr te dwie pasje połączył. - Na początku znalazłem w sieci papierowe modele Iron Mana, później sklejałem go w większym formacie, a na końcu sam zrobiłem całą zbroję, którą zakładam. Zacząłem też poznawać innych twórców i wyszło zafascynowanie całym tym fantastycznym światem – opowiada.
Iron Man z Człuchowa uwielbia sprawiać frajdę innym. - Daje mi to wszystko niesamowitą odskocznię od rzeczywistości i przez chwilę nie muszę myśleć o problemach dnia codziennego. Jestem wtedy kimś zupełnie innym. A jeśli oprócz własnej przyjemności mogę sprawić frajdę komuś innemu i ktoś może się poczuć lepiej, uśmiechnąć i spełnić swoje marzenie, to daje mi to dodatkowy zastrzyk energii – mówi. - Bycie dla kogoś superbohaterem to niesamowite i trudne do opisania uczucie. Z jednej strony to radość, z drugiej duma i wrażenie, jakby się było podpiętym pod ładowarkę. Mimo że chodzenie po szpitalu w stroju jest dosyć męczące fizycznie, to psychicznie ładuję się pozytywną energią – zdradza człuchowianin.
Czy któreś z dziesiątek spotkań zapadło mu szczególnie w pamięci? - Każde spotkanie, gdy jestem w zbroi, jest wyjątkowe. Najważniejsze miejsce w mojej pamięci to wizyta u Przemka. Była to moja pierwsza misja i to samodzielna. Ale to dla Przemek był superbohaterem... Niesamowite było to, gdy bawiąc się z nim przy jego łóżeczku powiedziałem do niego, że na chwilę odejdę napić się herbaty. Mimo że był z nim bardzo utrudniony kontakt, to jakoś chwycił mnie mocniej za palec i nie chciał puścić. Wtedy naprawdę się wzruszyłem - wspomina Piotr, którego w działaniach wspiera kochająca żona oraz cudowna córeczka, która również złapała bakcyla i pojawia się z tatą (oczywiście w stroju) na konwentach.
Batman z gdyńskiego Laboratorium Innowacji Społecznych
Dawid Całkowski pochodzi z Człuchowa. Ukończył Uniwersytet Gdański. Z wykształcenia jest socjologiem, pracuje w Laboratorium Innowacji Społecznych w Gdyni, gdzie zajmuje się m.in. konsultacjami społecznymi. Interesuje się naukami społecznymi, a zwłaszcza psychologią i socjologią, a także kryminologią i informatyką, a w szczególności programowaniem. A fascynacja światem cosplay zaczęła się od Spidermana i występującego w roli Petera Parkera aktora Tobeya Maguire'a. - Była to moja pierwsza styczność z superbohaterami. Gdzieś równolegle oglądałem jeszcze starą kreskówkę o Spidermanie. Wtedy jednak nie miałem pojęcia, że istnieje całe uniwersum bohaterów, a już w ogóle że istnieją dwa – mówi Dawid, który ostatecznie sam został Batmanem i tej postaci jest wierny od samego początku. - Bo Batman balansuje na cienkiej granicy bycia bohaterem i antybohaterem. Stosuje niejednoznaczne moralnie metody, ale jednocześnie, dzięki zdyscyplinowanemu i w sumie radykalnemu podejściu, osiąga coś, czego nie jest w stanie zrobić inny superbohater. Staje się symbolem działań i sprawiedliwości, a w dodatku robi to całkowicie świadomie i z odpowiednią determinacją. To nie jest łatwe do osiągnięcia – uważa Dawid.
Dlaczego bywa superbohaterem? - Czuję, że coś zmieniam. Może nie globalnie, bo raczej świata nie ruszę, ale na pewno w życiu indywidualnych osób. Dla ludzi, których odwiedzamy, jesteśmy swego rodzaju symbolem, urealnieniem czegoś, co wydawało się być dla nich fikcją. Najbardziej jest to widoczne, kiedy odwiedzamy osoby dotknięte nieuleczalnymi dolegliwościami. Jeżeli ktoś uwierzy, że stoi przed nim prawdziwy Batman, to może również uwierzyć i nabrać nadziei na pokonanie własnych chorób czy też słabości i to niezależnie od medycznych rokowań. Bycie takim symbolem, de facto, oznacza bycie superbohaterem – mówi Dawid.
Kapitan Ameryka na studiach
Kamila Chmara wychowała się w Polnicy. Wciela się w Kapitan Amerykę. Nie ma wątpliwości, że jej fascynacja superbohaterami i światem cosplay wzięła się od wspólnych seansów z tatą, gdy już jako dziecko oglądała z nim Iron Mana, Thora i Kapitana Amerykę. - To była miłość od pierwszego wejrzenia. Zobaczyłam wtedy nie tylko magię kina, ale też piękne i bogate światy, które dawały nadzieję i cały wachlarz możliwości. Cosplay przyszedł jednak dobre 10 lat później i był spełnieniem tego dziecięcego marzenia – mówi Kamila i przyznaje, że w zostaniu superbohaterką pomogło jej troszkę szczęście. - To były dwie sytuacje. Najpierw, gdy podczas WOŚP zobaczyłam na żywo jednego ze swoich ulubionych superbohaterów – Iron Mana. Okazało się, że był to Piotrek Plata. Do dziś pamiętam, jak mnie wtedy zamurowało i tamtego wieczoru wstydziłam się do niego podejść i porozmawiać, a dzisiaj jesteśmy dobrymi znajomymi. No i drugie zdarzenie, to gdy moja przyjaciółka podarowała mi własnoręcznie wykonany element mojego stroju. Była to replika tarczy Kapitana Ameryki. Wtedy uznałam, że nie mam zamiaru zatrzymywać się w pół kroku i z przyjaciółką przygotowałyśmy resztę. Gdyby nie ona, Pani Kapitan nigdy nie miałaby szansy zasalutować – mówi Kamila.
Dlaczego Kamila wybrała tę postać? - Steve nie jest ani tak przebojowy, ani sarkastyczny jak Iron Man, nie podróżuje też po kosmosie jak strażnicy Galaktyki i nie jest antybohaterem o miękkim sercu jak Loki. Kreacja tej postaci to przede wszystkim niuanse, duży bagaż doświadczeń, ogromna odpowiedzialność i sprawy „większe niż życie”, które podczas pisania scenariusza i odgrywania postaci jest łatwo przeszarżować czy spłycić. Kapitan to bohater świadomy własnego rozdarcia między idealistyczną wizją świata, której jest w pełni oddany i rzeczywistością, która nigdy nie będzie do niej przystawała. Czasem sama siebie postrzegam w ten sposób i pewnie dlatego tak łatwo było mi się z nim utożsamić – wyznaje Kamila. I przyznaje, że choć była przez chwilę jeszcze Batgirl, to nigdy nie pokochała jej tak, jak swojego alter ego w postaci Pani Kapitan. - I nie sądzę, że jakikolwiek cosplay kiedykolwiek zajmie to miejsce. Kiedy ubieram mundur i podnoszę tarczę czuję, że w jakimś sensie Kapitan Ameryka to ja. Być może brzmi to zabawnie, ale mam wrażenie, że wówczas mogę dać tej postaci nowe życie, przepuścić ją przez swoje doświadczenia i wrażliwość, po czym stworzyć fuzję – kogoś kto nie będzie już ani tą Kamilą, którą można spotkać na uczelni, czy w sklepie, ani tym Stevem, którego koncept powstał dawno temu gdzieś w Stanach Zjednoczonych - mówi Pani Kapitan.
Cosplay to dla niej potrzeba eskapizmu i chęć zrobienia czegoś dobrego, i dla innych, i dla siebie.
- Akcje charytatywne, na które jeździmy, to z jednej strony wysiłek emocjonalny, ale z drugiej także ogromna dawka energii – mówi. Kamila nie ma też wątpliwości, że gdyby nie cosplay, nie zrobiłaby ani nawet nie pomyślałaby nawet o połowie rzeczy, które udało się zrealizować.
Najtrudniejsze są wizyty w hospicjach i na oddziałach onkologii dziecięcej.
- Jeśli miałabym wybrać tylko te szczególnie ważne dla mnie sytuacje, to pierwszą byłoby spontaniczne spotkanie ze starszymi podopiecznymi hospicjum w Gdyni, którzy mogliby być moimi dziadkami, a którzy cieszyli się na nasz widok, jak dzieci. Druga ważna scena wydarzyła się na korytarzu szpitala. To wtulony w moje ramiona chłopiec. Nie widziałam jego twarzy, bo maseczka zasłaniała usta i nos, ale podekscytowane oczy i bluzka ze Spider-Manem mówiły wszystko – wspomina.
Kamila aktualnie mieszka w Gdańsku. Studiuje wiedzę o filmie i kulturze audiowizualnej na Uniwersytecie Gdańskim, wcześniej skończył też filologię polską ze specjalizacją publicystyczno-dziennikarską. W wolnych chwilach gra w gry wideo i w te planszowe. Bardzo lubi też chodzić do teatru. I kocha pisać. Jest też ogromną fanką astrofizyki i wpatrywania się w gwiaździste niebo. Ponadto uwielbia tańczyć, dyskutować i oglądać skoki narciarskie. No i uwielbia spędzać czas z … „Batmanem”, czyli Dawidem, który skradł jej serce. - Czasem mam wrażenie, że żyjemy w Bat-jaskini. Uwielbiam dzielić swoją pasję z osobą, z którą spędzam tak dużo czasu, która tak dobrze mnie rozumie, i która jest dla mnie tak ważna. I chociaż wydaje się, że obie postacie, które nas inspirują stoją na dwóch zupełnie różnych biegunach, w każdej z nich widzę niosący nadzieję symbol lepszego jutra. Bo i Kapitan i Batman wciąż prą do przodu i pomimo przeciwności, uczą się na własnych błędach i inspirują miliony – dodaje Kamila „Kasjopea” Chmara.
Napisz komentarz
Komentarze