29-letni Stefan W. w sądzie uparcie milczy, choć nie jest zupełnie bierny. O sytuacji z poprzedniej rozprawy – gdy nagle zerwał policjantowi pagon - więcej pisaliśmy tutaj.
Od początku procesu i wcześniej poważne wątpliwości budziło zdrowie psychiczne nożownika, który przed każdą kolejną rozprawą, na polecenie sądu, jest badany przez lekarzy. Wcześniej u oskarżonego zdiagnozowano schizofrenię paranoidalną, jednak psychiatrzy uznali, że w momencie zbrodni miał on wyłączoną poczytalność jedynie częściowo, a więc może odpowiadać przed sądem. W czwartek 28 kwietnia 2022 roku, lekarze również uznali, że może on brać udział w rozprawie.
Opowieść wolontariusza
- Stałem na scenie tego tragicznego wydarzenia - zeznawał 37-letni świadek, socjolog. Dopytywany przez sąd powiedział, że w trakcie finału WOŚP stał w większej grupie, jako wolontariusz. - Przede mną ujrzałem mężczyznę, który stał plecami do mnie, a frontem do publiczności. W pierwszej chwili pomyślałem, że jest to technik, który coś naprawia, ale po chwili ujrzałem w lewej ręce nóż – dodał [najprawdopodobniej pomyłka – dop.red.].
ZOBACZ TEŻ: Przed sądem zabójca Pawła Adamowicza zamilkł. Co mówił w śledztwie?
Później mężczyzna, jak relacjonował, widział rozmowę Stefana W. z konferansjerem, odebranie mikrofonu i słyszał oświadczenie zabójcy, którego treści jednak nie pamiętał. Wówczas miał zabierać ze sceny swoje kilkuletnie dzieci, które zawiózł do domu, a w międzyczasie wzywał na miejsce psychologów i prawnika.
- Wiedziałem, że będzie tam dramat – mówił o swoich odczuciach z feralnego wieczora, choć zastrzegł, że nie wiedział o obrażeniach doznanych przez Pawła Adamowicza. Opowiedział też o tym, jak wrócił na Targ Węglowy, skąd prezydent został już wówczas zabrany przez karetkę. Na miejscu 37-latek miał próbować pomagać prokuratorowi, a później składać zeznania na komisariacie. W odczytanych z akt protokołach mężczyzna zeznał, że imprezę zabezpieczała licencjonowana firma ochroniarska, teren był odpowiednio wygrodzony, a osoby uprawnione – wyposażone w odpowiednie identyfikatory. Dopytywany przez pełnomocników rodziny Adamowiczów powiedział też: - Napastnik, po jego ujęciu był chyba pogodzony z tym, że został złapany.
Specjalistka od mediów
- Na scenę wbiegł oprawca i wtedy wszystkie osoby, które były na scenie zostały poproszone o zejście z niej. Też zeszłam i widziałam po prostu, że pan prezydent leżał na ziemi i krwawił – mówiła z kolei 31-letnia dziś kobieta, która pracowała wówczas w Regionalnym Centrum Wolontariatu w Gdańsku, jako specjalistka do spraw social media i przebywała na scenie WOŚP. - Było dużo światła i dymu. Ja stałam z boku sceny, więc dopiero zauważyłam, co się wydarzyło schodząc ze sceny – wspominała.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Zabójca Adamowicza w trakcie rozprawy zerwał policjantowi pagon
- Widziałam tylko jego ręce w górze – mówiła odnosząc się do Stefana W., który faktycznie uniósł ramiona w górę w triumfalnym geście. - Wszyscy byliśmy w szoku. Ja byłam świadoma, że zrobił to ten mężczyzna, który wszedł na scenę – dodała dopytywana przez sąd. Przyznała, że to ona 13 stycznia 2019 roku wydawała identyfikatory (plakietki) umożliwiające wstęp na scenę WOŚP i za barierki w miejsca niedostępne dla publiczności. - Jestem pewna, że nie wydawałam oskarżonemu plakietki – zaznaczyła.
W odczytanych z akt zeznaniach ze śledztwa 31-latka mówiła, że nie widziała samego momentu ataku.
Napisz komentarz
Komentarze