Jeszcze w maju wójt Przodkowa na stronie internetowej gminy zaapelował do mieszkańców, by w związku z występującą suszą oraz duży poborem wody, zwracali „szczególną uwagę na racjonalne korzystanie z wody, w szczególności na zaniechanie podlewania trawników i ogródków oraz napełniania zbiorników wodnych, w tym basenów”.
Wójt Andrzej Wyrzykowski nie zostawia przy tym miejsca na domysły. - Powyższe ma na celu zapewnienie wszystkim mieszkańcom stałego dostępu do wody pitnej – nie ukrywa.
Kilka tygodni później z podobnym apelem – o niepodlewanie ogródków i nienapełnianie basenów – wystąpiła spółka zajmująca się wodociągami na terenie gminy Żukowo. Poprosiła mieszkańców Chwaszczyna, Tuchomia, Barniewic i Nowego Świata o oszczędzanie wody, bo - jak można przeczytać w komunikacie - „w stacji uzdatniania wody w Chwaszczynie zaobserwowano bardzo duże zużycie wody i zaczęły występować przerwy w jej dostawie”. To nie pierwszy taki apel żukowskiej spółki, prośby o racjonalne gospodarowanie wodą w wielu rejonach gminy Żukowo powtarzane są latem od kilku sezonów. Jak wynika z danych Urzędu Gminy, zużycie wody wzrasta w tym czasie kilkukrotnie.
Stare rury czy za dużo basenów?
W pierwszy wakacyjny, a jednocześnie upalny weekend tego lata w części domów w gminie rzeczywiście zabrakło wody, nie było jej także w hydrantach. Potem, gdy się pojawiała, była zanieczyszczona. Gmina w kilku lokalizacjach podstawiała beczkowóz z wodą.
Wielu mieszkańców wini gminnych urzędników, którzy – ich zdaniem – nie nadążają z rozbudową i modernizacją wodociągów tak, by obsługiwała coraz więcej nowych osiedli, głównie w Baninie. Podobnie uważają mieszkańcy Przodkowa, którzy wieszczą, że z powodu coraz bardziej rozbudowujących się okolic Banina gmina będzie miała niedługo takie same problemy jak Żukowo: - Brak wody nie zależy od podlewania trawników i napełniania baseników dla dzieci, a od zaniechania modernizacji – uważa jeden z nowych mieszkańców gminy. - Brak ciśnienia wody w rurach to problem całoroczny, nie ma się co zasłaniać suszą.
Gmina odpowiada, że sukcesywnie od 2018 r. modernizuje sieć wodociągową, ale i tak trzeba ją oszczędzać. Samorządy z innych regionów Polski są bardziej stanowcze. - Gmina Józefów nad Wisłą (…) zawiadamiają, że w związku z długotrwałą suszą oraz opadaniem źródeł, wodę z wodociągów należy wykorzystywać tylko i wyłącznie do celów socjalno-bytowych. Kategorycznie zabrania się podlewania i nawadniania upraw!!! W przeciwnym wypadku nastąpią ograniczenia w dostawie wody w nocy i w dzień - można przeczytać na oficjalnej stronie jednej z podlubelskich gmin. Kilka godzin później gmina dodała komunikat o przerwie w dostawach wody nocą.
Wśród miejscowości z całej Polski na mapie zaznaczonych jest w tej chwili dziewięć pomorskich gmin: Kosakowo, Przodkowo, Czarna Dąbrówka, Studzienice, Lipnica, Liniewo, Stara Kiszewa, Ryjewo oraz gm. wiejska Starogard Gdański
Tymczasem na interaktywnej mapie, tworzonej na stronie internetowej „Świat wody”, internauci zaznaczają miejscowości, w których są problemy z wodą lub w których władze gmin apelują o jej oszczędzanie.
W maju na mapie zaznaczonych było kilkanaście miejscowości, pod koniec czerwca było ich 145, w tej chwili jest ich niemal 250.
- W ciągu tygodnia był bardzo duży przyrost – mówił w mediach dr Sebastian Szklarek z Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii PAN, założyciel bloga „Świat wody”. - Po poprzednim weekendzie dziennie do mapy dochodziło po kilkadziesiąt gmin. Codziennie pojawiają się nowe apele i komunikaty.
Potrzeba nam deszczu
- Łatwiej jest obarczyć brakiem wody gminy, bo rzeczywiście sieć wodociągowa wielu z nich nie nadąża za rozbudową – przyznaje hydrolog Andrzej Kańczykowski. - Ale to naprawdę tylko niewielka część tego problemu. Stara sieć wodociągowa znajdzie się na liście przyczyn, ale przed nią musimy wymienić choćby brak regularnych opadów deszczu, wysoką temperaturę w ostatnich tygodniach, a wcześniej zimę prawie bez śniegu. Trawestując znane zdanie: taki już mamy klimat, proszę państwa, że tej wody będzie coraz częściej brakowało i trzeba będzie sięgać po nią coraz głębiej.
Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej publikuje systematycznie dane dotyczące tzw. suszy hydrologicznej - to okres, w którym obserwuje się znaczące obniżenie poziomu wód powierzchniowych i wód podziemnych. Jak informował na początku tego tygodnia prof. Andrzej Doroszewski z Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach, to zjawisko występuje obecnie w 1689 gminach w naszym kraju - to aż 68 proc. wszystkich polskich gmin. Jednak tylko w niespełna 250 z nich władze zaapelowały o ograniczenie zużycia wody.
PRZECZYTAJ TEŻ: Klif w Orłowie. Naukowcy: Jeśli będziemy go chronić, zamieni się w zbocze
- Do poprawy sytuacji potrzeba nam deszczu – przyznaje Grzegorz Walijewski, rzecznik Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. - On co prawda jest prognozowany, ale niestety jest to deszcz burzowy, czyli punktowy, często bardzo intensywny, powodujący wezbrania w rzekach, ale bardzo gwałtowne i chwilowe. Nie ma niestety w prognozie na najbliższe dni takiego opadu delikatnego, który trwałby przez kilka dni i znacząco poprawił sytuację hydrologiczną.
Od 42 lat mamy suszę
Wbrew naszym wyobrażeniom i przekonaniom o ilości wody w Polsce, jej zasoby są porównywalne do krajów północnej Afryki. Według Raportu Klimatycznego Togetair - na jednego Polaka przypada 1500 m sześć. na rok, czyli trzy razy mniej niż statystycznie na mieszkańca Europy. Do tego zasoby wód powierzchniowych rozmieszczone są nierównomiernie. Więcej jest ich na południu Polski (tereny wyżynne i górskie), natomiast środkowa, wschodnia i w mniejszym stopniu północna część kraju boryka się z jej deficytem. W polskim klimacie problemem jest też szybkie zanikanie wód powierzchniowych i wahania ilości wody dostępnej w ciągu roku. To z kolei skutek zmieniającej się ilości opadów i ich charakteru. Mamy mniej opadów w porównaniu z innymi krajami naszej części Europy, bo Polska znajduje się w przejściowej strefie klimatycznej, gdzie ścierają się wpływy kontynentalne z oceanicznymi.
Tegoroczna susza w Polsce zaczęła się - zdaniem ekspertów - już w marcu. Powód - m.in. najpierw brak śniegu, potem bardzo duże usłonecznienie obserwowane wiosną, silny wiatr w kwietniu i w maju, a także niska wilgotność powietrza w marcu i w maju.
- Wskaźnik wilgotności w warstwie powierzchniowej gleby zaczął szybko spadać i osiągnął poziom 30%, odpowiadający suszy glebowej na terenie województw: lubuskiego, wielkopolskiego, kujawsko-pomorskiego i łódzkiego - informowało już pod koniec maja Państwowe Gospodarstwo Wodne na stronie stopsuszy.pl.
Teraz jest tylko gorzej.
Co więcej, prof. Andrzej Doroszewski stwierdził, że z danych IUNG wynika, iż od 1961 r. tylko w czterech latach nie było suszy! - Od 1981 roku występuje co roku, czyli teraz mamy 42 lata z suszą - większą lub mniejszą, ale ona jest - podkreślił profesor w Radiu Lublin. Według jego wiedzy - w tym roku największa susza panuje w województwach lubuskim, dolnośląskim, zachodnio-pomorskim, wielkopolskim i pomorskim. Temperatura w czerwcu była bardzo wysoka, a opady małe. Także ten deficyt cały czas się powiększa. Teraz wynosi ponad 100 mililitrów - dodał Doroszewski.
Ostatnie największe susze odnotowywano w Polsce w latach: 2006, 2015, 2018 i 2019, gdy występowała na obszarze 80-90 procent gmin. Jak na razie, tegoroczna susza jest – zdaniem profesora - przeciętna.
W Polsce ratują nas nadal ogromne podziemne struktury. Dzięki temu ryzyko, że w kranach woda nie poleci, jest oddalone w czasie. Ale ta woda tworzy się dziesiątki i setki lat. Jeśli my ją teraz szybko odpompujemy, to dla przyszłych pokoleń może jej już nie starczyć. Nie pomagają sytuacji studnie głębinowe, które uszczuplają te głębsze zasoby.
dr Sebastian Szklarek / Europejskie Regionalne Centrum Ekohydrologii PAN
Woda tworzy się dziesiątki lat
Naukowcy prognozują, że w nadchodzących latach głównymi zagrożeniami związanymi ze zmianami klimatu będą w Polsce właśnie susze, fale upałów i niedostatki wody pitnej. Do końca wieku może tego doświadczać nawet ok. 15 mln Polaków.
Według opublikowanej pod koniec lutego drugiej części raportu Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC) już w tej chwili nawet 3,6 mld ludzi na całym świecie odczuwa skutki zmian klimatycznych.
PRZECZYATJ TEŻ: Tu była martwa cisza, a teraz ptaki śpiewają. O wskrzeszeniu jeziora Białe Błota
W raporcie IPCC naukowcy wskazali, jakie zagrożenia związane ze zmianami klimatu będą mieć największe znaczenie dla poszczególnych regionów. W przypadku Europy, w tym Polski, są to cztery zjawiska: fale upałów, wysokie temperatury i fale upałów w połączeniu z suszą, niedobory wody i w końcu - powodzie i niszczenie wybrzeża morskiego.
Kiedy zabraknie nam wody w kranach? - W Polsce ratują nas nadal ogromne podziemne struktury – mówił na antenie Polsat News dr Sebastian Szklarek. - Dzięki temu ryzyko, że w kranach woda nie poleci, jest oddalone w czasie. Ale ta woda tworzy się dziesiątki i setki lat. Jeśli my ją teraz szybko odpompujemy, to dla przyszłych pokoleń może jej już nie starczyć. Nie pomagają sytuacji studnie głębinowe, które uszczuplają te głębsze zasoby.
Stąd m.in. apele gmin o oszczędzanie wody, niepodlewanie ogrodów. Teoretycznie zgodnie z rozporządzeniem o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę wodociągi są zobowiązane dostarczać wodę na cele socjalno-bytowe, a tymi nie są ani podlewanie trawników, ani napełnianie basenów, mycie auta ani nawet nawadnianie np. warzyw. Zamiast jednak wysyłać na kontrolę pracownika, by sprawdzał, kto i do jakich celów zużywa wodę, gminy wolą apelować.
Choć na szczęście daleko nam jeszcze do takich rozporządzeń, jakie obowiązuje od niedawna w miasteczku Castenaso koło Bolonii. W związku z największą od 70 lat suszą w regionie Emilia-Romania lokalne władze tymczasowo zabroniły salonom fryzjerskim podwójnego mycia włosów ich klientów, twierdząc, że pomoże to oszczędzić wiele tysięcy litrów wody. Rozporządzeniu towarzyszy broszura, wyjaśniająca, że do podwójnego umycia włosów konieczne jest zużycie przynajmniej 20 litrów wody. W Castenaso, gdzie mieszka 16 tysięcy osób, działa dziesięć salonów fryzjerskich. Jak tłumaczy burmistrz, jeśli przyjrzeć się ilości wody zużytej na każdego klienta i liczbie osób odwiedzających salony, wyniki będą porażające. Salony fryzjerskie będą poddawane regularnym kontrolom, a jeśli nie będą stosowały się do nowego prawa, czeka je grzywna w wysokości do 500 euro. Z kolei w Lombardii całkowicie wyschły pola, na których do tej pory uprawiano ryż do risotto.
Napisz komentarz
Komentarze