Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Sztuka, która dotyka tego, co nas dotyka

Niektórzy nawet jak się potkną o rzeźbę, to nie zwrócą na nią uwagi… Kontakt z działaniem artystycznym w przestrzeni publicznej jest pewnie jednym ze sposobów uwrażliwienia na sztukę – mówi Robert Florczak, szef Pracowni Sztuki w Przestrzeni Publicznej na Wydziale Malarstwa ASP w Gdańsku
Robert Florczak na tle Orła Polskiego w Będominie
Robert Florczak na tle Orła Polskiego w Będominie (Materiały prywatne)

Jeden z sąsiadów, gdy powiedziałam mu, że wybieram się na wernisaż do galerii oznajmił, zdziwiony: „Nigdy nie byłem w galerii!”. A tymczasem, czy to nie jest tak, że dzięki obecności sztuki w przestrzeni publicznej ów i jemu podobni – mimochodem – odwiedzają galerie na okrągło?

Wszystko zależy od tego, jaką mają wrażliwość. Niektórzy nawet jak się potkną o rzeźbę, to nie zwrócą na nią uwagi...

Sztuka w przestrzeni publicznej Trójmiasta. Jest dostrzegana? Podziwiana?

Generalnie, polskie społeczeństwo jest słabo przygotowane do odbioru sztuki, w ogóle wszelkich dóbr kultury. Już nie mówię nawet o odbiorze merytorycznym, ale nawet emocjonalnym. Galerie często świecą pustkami. Albo mają hermetyczną publiczność. Kontakt z działaniem artystycznym w przestrzeni publicznej jest pewnie jednym ze sposobów uwrażliwienia na sztukę, szczególnie młodych ludzi. Bo tych starszych to nie wiem, czy tak do końca da się jeszcze uwrażliwić.

Sztuka w przestrzeni publicznej to przecież nie jest zjawisko nowe. Wystarczy przywołać choćby greckie posągi czy renesansowe rzeźby na placach wielkich miast.

Sztuka w przestrzeni miejskiej, i nie tylko miejskiej, towarzyszy nam od zawsze. Teraz zjawisko to zostało nazwane. Od pewnego czasu zauważamy też jaką wartością jest ta przestrzeń. Jest publiczna, a więc nasza, to przestrzeń społeczna, ogólnodostępna, a przez to niesie za sobą możliwości. Ale i ograniczenia. Często przecież jest tak, że to władze miejskie decydują za mieszkańców jak ta przestrzeń ma zostać zagospodarowana, chcą być w tej sprawie wyrocznią, narzucać estetykę, myślenie. Artyści z kolei zwykle nie mają zamiaru podlegać czyimś, z góry narzuconym, decyzjom. Przykładem tej niezgody jest choćby sztuka street artu. Lata 80 w Nowym Jorku to postać Keitha Haringa. Jego pierwsze prace, które wzbudziły zainteresowanie to rysunki kredą w nowojorskim metrze. To były skromne początki wielkiego artysty. Niezwykle potem docenionego. I powszechnie znanego, bo swoją sztuką zwrócił uwagę zwykłych ludzi podróżujących metrem.

PRZECZYTAJ TEŻ: Widzę, że jesteś smutny. Chcesz, przyniosę ci kredki? Jak sztuka może zapobiegać depresji

Takich, którzy być może też nigdy nie byli w galerii.

Innym przykładem jest głośny projekt Richarda Serry - Tilted Arc. Rzeźba stanęła na Federal Plaza na nowojorskim Manhattanie. Metalowa płyta długa na 40 m wysoka na 4 m natychmiast wzbudziła ogromne kontrowersje, w tym protesty. Po prostu dla wielu była zbyt mocną wypowiedzią. Uważano, że zdominowała otoczenie. Jeden z prawicowych sędziów był tak oburzony, że oznajmił, iż nie pozwoli na to, by coś takiego stało w centrum miasta, że po jego trupie... Wygrał sprawę i w 1989 roku rozebrano dzieło Serry. Choć zanim do tego doszło, sugerowano artyście, by może przenieść konstrukcję w inne miejsce. On jednak nie chciał się zgodzić, więc metalowy łuk słynnego twórcy poszedł na złom. Podobnie było z legendarnym już Brytyjczykiem Banksym, którego traktowano początkowo jak wandala. A dziś jego prace są uznane za wielkie, ważne.

I osiągają rekordy cenowe. Obraz Banksy'ego, na którym chłopiec zamiast figurek Batmana i Supermana wybiera nową superbohaterkę pielęgniarkę walczącą z pandemią koronawirusa, został sprzedany za 14,4 mln funtów... Mówi się, że sztuka w przestrzeni publicznej pełni rolę estetyzującą, ale też bywa manifestem, czasem też zadaje niewygodne pytania. 

Bardzo często je zadaje. Co do upiększania, to uważam, że piękno jest zawsze w oku postrzegającego. Według jednego coś jest piękne, zdaniem innego wręcz odwrotnie, drażni. Ale też każde społeczeństwo, czyli potencjalni odbiorcy sztuki w mieście ma swoje priorytety. Na przykład Barcelona, przed laty, by ściągnąć turystów, mocno postawiła na street art. Na ulicach licznie pojawiły się dzieła street artowych artystów. I wszystko toczyło się wspaniale, aż władzom Barcelony odwróciło się, zdecydowali, że miasto powinno być inaczej zaadresowane i uznano, że nie ma miejsca na taki wandalizm.

I powiedzieli artystom: Wynocha?

Zaczęli zwalczać street art w mieście. Ale przykłady takie są znane od wieków... W czasach greckich i rzymskich nagość w rzeźbie była normą, a w średniowieczu zaczęła się kościelna „kastracja” antycznych rzeźb , ostatecznego spustoszenia antycznych penisów dokonał Pius IX. W Wielkiej Brytanii takiego aktu cenzury penisa dokonała królowa Viktoria. Jak widać, nigdy nie byliśmy wolni od uprzedzeń.

PRZECZYTAJ TEŻ: Najlepsze dyplomy ASP na wystawie w Zbrojowni Sztuki

Sztuka w przestrzeni publicznej Trójmiasta pełni funkcję raczej estetyczną czy społeczną?

I taką, i taką. Wystarczy przypomnieć prace Rafała Roskowińskiego i nieistniejący już mural Towarzyszom Broni na murze stoczniowym w Gdańsku, czy szkołę muralu na Zaspie. Stoczniowe murale Mariusza Warasa, dziś już artysty światowej klasy, to manifest społeczny, często nawet polityczny.

Jak powstają prace w tej miejskiej galerii? To spontaniczność? Kalkulacja?

Nie wiem, czy jest na to jedna odpowiedź. Często jest to autentyzm artystyczny, bywa, zwykła chęć zaistnienia. Wydaje mi się, że istotna część artystów tworzących w przestrzeni publicznej to ludzie, dziś często w świecie artystycznym celebryci, którym bardzo zależy na tym, by ich wypowiedź została właściwie odczytana, dostrzeżona. Często ponoszą spory wysiłek, a bywa, że spore koszty, by to co dla nich ważne, przekazać.

Ktoś powiedział, że sztuka w przestrzeni publicznej pomaga w budowaniu marki miasta.

Ten potencjał czuło się kiedyś w Barcelonie, także w Łodzi czy w Katowicach. Ale i w Gdańsku. Tak miasto manifestuje swoją otwartość na sztukę w przestrzeni publicznej czy po prostu potrzebę takiego działania w tkance miejskiej. Jednak, tak jak w Barcelonie, nigdy nie wiadomo, jaka władza przejmie stery i co z tą sztuką, skądinąd pokazującą nastroje społeczne, potem się stanie.

PRZECZYTAJ TEŻ: Atak kawalerii pod Komarowem. Odsłonięto monumentalne dzieło autorstwa gdańskiego rzeźbiarza

Jak postrzegana jest sztuka w przestrzeni publicznej w środowisku artystycznym? Jaką ma rangę?

Jak z każdą twórczością artystyczną, dla niektórych to farsa i nieporozumienie, dla innych to naturalny sposób komunikacji, forma pozostawiania śladu, z tym że te ślady, co trzeba podkreślić, często są efemeryczne, znikają szybciej niż budynki, na których zostały umieszczone. Z drugiej strony, ta ulotność niekoniecznie musi być wadą. Trzeba tylko zadbać o solidną dokumentację, by dzieło przeszło do historii. Dziś tą przestrzenią publiczną staje się przestrzeń wirtualna. Tu też wiele ciekawego w sztuce się dzieje, nie wszystko jest godne uwagi, ale są i dzieła znakomite. Frajda w tworzeniu sztuki w przestrzeni publicznej polega na tym, że to jest szczera, często spontaniczna, wypowiedź artysty. A że to nie wszystkim się podoba... Jest wielu takich, którzy doceniają te wypowiedzi. Potem okazuje się, że mieli rację. Sztuczna palma daktylowa postawiona przez Joannę Rajkowską na rondzie de Gaulle’a wWarszawie budziła ogromne kontrowersje. Afera była wielka, a teraz trudno wyobrazić sobie to rondo bez palmy.

A może w tej sztuce o aferę właśnie chodzi?

I chyba tak powinno być, żebyśmy całkiem nie usnęli, w błogim czy mniej błogim śnie. Myślę, że teraz, ponieważ czasy mamy takie, jakie mamy, będzie wykwit tego typu sztuki. Sztuki, która dotyka tego, co nas dotyka. Wojny, która się toczy obok nas i perturbacji społecznych związanych choćby z pandemią.

Do stworzenia jakiego dzieła w przestrzeni publicznej przymierza się pan?

Pracuję nad dużym obiektem rzeźbiarskim, orłem helskim wykonanym z fragmentów pozostałych po wysadzonym dziale ze słynnej Baterii Laskowskiego. To dzieło poświęcone obrońcy Helu, komandorowi Zbigniewowi Przybyszewskiemu i wszystkim ofiarom totalitaryzmów.

PRZECZYTAJ TEŻ: Sztukę trzeba robić lekko, bo rzeźbą „nie chcemy zabić”. Zwłaszcza w przestrzeni publicznej

Orzeł... Kiedyś Andrzej Wajda wymyślił, by metalowy gigantyczny orzeł wynurzał się z morza w Orłowie. Taka instalacja artystyczna. Pomnik.

Mnie od dawna ciągnie do ptactwa. Wiele tych orłów w przestrzeni różnych miast postawiłem. Jeden stoi w Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie. Ten helski będzie wyjątkowy, bo zazwyczaj orle skrzydła tworzyłem z kos, teraz skrzydłami będą fragmenty rozerwanego wybuchem pancerza, mają w sobie wielką ekspresję, kadłub orła będzie wykonany z zamka z fragmentem lufy. Rozpiętość skrzydeł będzie miała 6,5 metra, a sama rzeźba będzie ważyła około 6 ton. Ciężka rzecz.

Artysta, który pracuje w przestrzeni publicznej generalnie lekko nie ma. Mariusz Waras, mówił, że tworzenie murali to sport ekstremalny, poza tym bieganie po rusztowaniach i jeżdżenie podnośnikami jest dość niebezpieczne ...

Potrzeba kondycji, ale też siły psychicznej, by nie odpuścić. Jednak ja raczej nie będę się wspinał na rusztowania, rzeźba zmontowana zostanie dzięki uprzejmości gdyńskiej stoczni Crist.

Robert Florczak

Profesor dr hab. prowadzący pracownię „Sztuka w przestrzeni publicznej" – Wydział Malarstwa ASP w Gdańsku. Założyciel i prezes Fundacji SFINKS, dyrektor Szkoły Doktorskiej ASP. Malarz, rzeźbiarz, scenograf, reżyser krótkich form filmowych  i inscenizator spektakli multimedialnych w tym: „Makbet Remix” , „Triumf Ognia Ciał i Maszyn”, „Hamlet Transgatunkowy” dla Fundacji Theatrum Gedanense,„Wymurzanie Wolności” dla GTS,  „Świątynia Sztuk Wszelkich” dla Centrum Sztuki św. Jana w Gdańsku, „Varsovia Galopka” –  Rio de Janeiro, „Pomerania – Shanghai Express” – Expo 2010, Szanghaj. Autor kilkudziesięciu scenografii teatralnych, oraz stalowych obiektów w tym pomnika Orzeł Polski – Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie.

Przestrzeń sztuki

Obecność sztuki w przestrzeni miejskiej to temat coraz częściej poruszany zarówno w środowiskach artystów, jak i mieszkańców. To wątek istotny dla Pomorza, tym bardziej, że nie brakuje tu miejsc, takich jak Gdańsk i Sopot, które w przeszłości mocno były kojarzone ze sztuką w przestrzeni publicznej.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama