Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
ReklamaHossa Wiczlino Gdynia

Wracamy z Janem do więzienia, ale to będzie inne garowanie...

Bez niego nie byłoby tego filmu. W „Johnnym” oglądamy także jego historię – łobuza i ćpuna, w którym ksiądz Jan Kaczkowski zobaczył innego człowieka – wrażliwego, o wielkim sercu i talencie. Z Patrykiem Galewskim rozmawiamy o życiu... po filmie na pełnej petardzie.
Patryk Galewski

Autor: Archiwum prywatne

Podobno po filmie „Johnny” popłakał się pan jak dziecko.

To łagodna wersja tego, co się ze mną wtedy stało. Tak naprawdę, po obejrzeniu filmu wpadłem w histerię płaczu. Przeogromną. Nie mogłem przestać płakać, tak silne były emocje. Dlatego mnie jako widzowi trudno się obiektywnie odnieść do samego filmu, bo on dotyka głęboko tego, co do tej pory było tylko moje. Wróciły wspomnienia i to wszystko, czego doświadczałem przed laty. Pierwszy raz w tak skondensowanym wymiarze zobaczyłem moje, dawne życie. I to, jak wiele zrobił dla mnie Jan. Mówiąc wprost... kopnęło mnie to.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Historia księdza Jana Kaczkowskiego podbija Netfliksa! „Johnny” poszedł w świat

Tę pana historię pokochali widzowie. Bo to taka hollywoodzka przemiana człowieka, który z drobnego przestępcy i ćpuna stał się świetnym kucharzem, jeszcze lepszym ojcem i mężem, a teraz także celebrytą.

Powiem pani szczerze, nie lubię określenia celebryta. Ono do mnie nie przystaje. Nie czuję się z nim swobodnie. To nie moja skóra. Ale po filmie i książce „Johnny” wiele się zmieniło. Dzisiaj spojrzałem na kalendarz i zobaczyłem, że w poniedziałek jadę na rekolekcje dla studentów, we wtorek mam nagranie dla Interii, w środę czeka mnie spotkanie w Empiku, a w czwartek jestem w „Dzień dobry TVN”. Patrząc na taki rozkład zajęć, można mnie nazwać celebrytą. Wczoraj z kolei, w restauracji, kiedy wyszedłem na salę, usłyszałem od dwóch pań: Boże, to ten Patryk. On wygląda jak w filmie. Ta sama biała bluza... Deja vu – mówiły. I poprosiły o wspólne zdjęcie. One też stwierdziły, że jestem celebrytą. Ale ja się do tego nie przyzwyczajam. Wiem, że to chwilowy stan.

Nie miał pan żadnych oporów, żeby „sprzedać” tak głęboko i intymnie swoje życie?

Kiedy Maciej Kraszewski dał znać, że chce ze mną rozmawiać na temat Jana, wiedziałem, że się z nim spotkam. Bo miał błogosławieństwo rodziny Jana, która wskazała mnie jako kopalnię wiedzy o Janie i przykład człowieka, który miał z nim wspaniałą relację. Wcześniej i później wiele osób zgłaszało się z prośbą abym im coś opowiedział o Janie. A ja zawsze pytałem o ideę tej rozmowy, o to, dlaczego chcą o nim porozmawiać. Odmawiałem, kiedy mnie tłumaczenie nie przekonywało. Bo Jan nie był jakimś tam człowiekiem. Był człowiekiem wyjątkowym. Dlatego słysząc, że jest pomysł zrobienia o nim filmu, który przedstawi to, jak pięknym był człowiekiem, nie miałem wątpliwości i oporów, żeby się podzielić tą naszą historią. Bo pamięć Jana, mam nadzieję, będzie trwała jeszcze bardzo długo. On na to zasługuje.

PRZECZYTAJ TEŻ: Film, który skradł serca widzów. „Johnny” wchodzi do kin

Po pana dawnym życiu pozostały wspomnienia i... tatuaże.

Nie tylko ja dziś żyję zupełnie inaczej. Ale moje tatuaże, które pokazują moją historią, też są zupełnie inne. Zamiast wcześniejszego HWDP na lewym przedramieniu mam wytatuowane cienie mojej rodziny: żony Żanety, syna Jana, Patryka juniora i córki Wiktorii. Nad nimi znajduje się wizerunek idącego drogą księdza Jana Kaczkowskiego i jego wyciągnięta, pomocna dłoń. Ten tatuaż pojedynczymi klatkami, jak w filmie, pokazuje to, co wydarzyło się w moim życiu. I ile szczęścia mnie w życiu spotkało, mimo trudnej młodości.

Ta pana zmiana nie była jak pstryknięcie palcami. Trwała długo.

I nadal trwa. Tylko dziś ona dotyczy czegoś innego. Opowiem pani na banalnym przykładzie, jak wychowywanie dzieci. Kochamy je z żoną bardzo. Są sensem naszego życia. I oboje z Żanetą zgadzamy się, co do kierunku ich wychowywania – rozmowy, przytulanie, ale z zachowaniem granic, żeby nam nie weszły na głowę. Wczoraj z pracy przyniosłem w kartonach ogórki własnej roboty pani Eli…

Kucharki z puckiego hospicjum księdza Jana, która uczyła pana gotować?

Tak. Teraz ja, jako szef kuchni ugościłem ją w restauracji. Było dużo wzruszeń. Czułem, że jest ze mnie dumna. Kiedy wróciłem do domu z tymi kartonami, chłopcy od razu uruchomili wyobraźnię i zaczęli coś z nich tworzyć, wycinać. Przed godziną 21:00 poszli się myć. A ja w tym czasie pozbierałem kartony, posprzątałem. Moja żona, widząc to, powiedziała tylko: Igrasz z ogniem. Tłumaczyła, że oni są jeszcze w pędzie zabawy, a ja, bez ich zgody, im to wszystko sprzątnąłem. Kiedy chłopcy wrócili z łazienki, mały Jan, który jest niezwykle wrażliwy, wydął usta do płaczu, mówiąc, że on się chce jeszcze bawić. Dlatego porozmawiałem z synkiem, tłumacząc, że przepraszam go za to zwinięcie kartonów bez pytania o to. Przyniosłem kartony z powrotem. A Jan się do mnie przytulił i podziękował. Po minucie sam je złożył i położył się spać. Przytuliłem wtedy żonę i poleciały mi łzy. Bo ta banalna sytuacja wiele mi pokazała.

Pana dzieci mają fantastyczną przyszłość. Ale pan jako nastolatek był dzieckiem bez przyszłości. Ogromne wrażenie robiło nie tylko to pana ćpanie i picie ale to, że pan się 200 razy... ciął. Jak bardzo trzeba było siebie nie lubić, żeby sobie to robić.

Jako nastolatek miałem ogromne kompleksy związane z wyglądem. Rudy, piegowaty, pryszczaty, do tego z łuszczycą, w czasie kiedy w dojrzewającym organizmie hormony najbardziej szalały. W puckiej, małomiasteczkowej szkole, dzieci nie dawały żyć takim, jak ja. Żyłem jak z piętnem. I to moje picie oraz ćpanie były dla mnie na początku ucieczką w inny świat. Budowały moje poczucie bezpieczeństwa, strasznie kruche, o czym wtedy nie wiedziałem.

Mówi pan, że ksiądz Jan Kaczkowski jest z panem codziennie. Gdybym zapytała pana o jedno wspomnienie…

Będzie trudno. Bo tych wspomnień jest wiele. Jan kojarzy mi się z miłosierdziem, bezgraniczną ufnością i miłością do drugiego człowieka. I nauczył mnie kończenia tego, co się zaczęło. Dociągnij do końca słyszałem. Dzięki temu skończyłem szkołę średnią. To była jedyna rzecz, której Jan ode mnie wymagał skończenia szkoły, żebym nie był gamoniem.

Ukończył pan wieczorowe liceum i zdał maturę.

Pamiętam jak Jan przybliżył to świadectwo do oczu, bo miał dużą wadę wzroku i stwierdził: „No, szału to tu nie ma”. A potem je odłożył, mocno mnie przytulił i powiedział, że jest ze mnie bardzo dumny.

PRZECZYTAJ TEŻ: Piotr Trojan: Scenariusz do Johnny'ego napisało samo życie

W filmie „Johnny” pana postać gra Piotr Trojan. Zaprzyjaźniliście się chyba.

Mam szczęście do wspaniałych ludzi. Piotr jest też wyjątkowym człowiekiem, niezwykle wartościowym. Utrzymujemy kontakt, bo się polubiliśmy tak, że uważam go za członka naszej rodziny. I to nie jest gołosłowne. Mamy w planie kilka wspólnych projektów, ale w późniejszym czasie. Bo w życiu zawodowym Piotra wiele się dzieje. Ja też jestem zajęty, niedługo idę do szpitala.

Jest jeszcze promocja pana książki kucharskiej „Kuchnia na pełnej petardzie”.

To prawda, ale też spełnia się moje, inne marzenie. Przed tygodniem w „Kulisach sławy” mówiłem o tym, co bym chciał jeszcze w życiu osiągnąć, zrealizować. Powiedziałem, że chciałbym prowadzić warsztaty z młodzieżą, która znajduje się w takiej sytuacji, w jakiej ja byłem przed laty. Tuż po programie odebrałem kilka telefonów z zakładów poprawczych oraz młodzieżowych ośrodków wychowawczych w różnych miejscach kraju. Rodzina Jana zapewniła mnie, że chętnie mi pomoże w realizacji tego projektu. Projekt nazywa się „Paka”. Nazwę tworzą dwie, pierwsze litery mojego imienia i dwie pierwsze litery nazwiska Jana. Wracamy więc z Janem do więzienia pod hasłem „Inne garowanie”. Będę prowadzić tam szkolenia z gotowania. Projekt już rusza. Na pierwszy ogień idzie Czaplinek, potem Poznań... Ksiądz Jan powtarzał, że choroba nie musi wszystkiego kończyć, a może wszystko zacząć. A ja dodaję, że wyrok nie musi wszystkiego kończyć, a może wszystko zacząć. Jestem tego najlepszym przykładem.

Pana książka kucharka jest pokłosiem filmu i książki „Johnny”. Co w niej będzie?

Poza przepisami jest tam historia mojego życia przedstawiona poprzez jedzenie. Jest w niej rozdział gotowania czegoś z niczego ale są też wyszukane potrawy.

Kuchnia na pełnej petardzie

Pytałam o kontakt z Piotrem Trojanem. A jak zareagował pan widząc Dawida Ogrodnika jako księdza Jana?

Dawida spotkałem na planie w Konstancinie, podczas ostatniego klapsa. I kiedy go zobaczyłem w „Janowej” roli, w sutannie, to było takie przeżycie jakbym dostał obuchem. Musiałem ten widok przetrawić w sobie.

PRZECZYTAJ TEŻ: 47. FPFF. Fenomenalny Dawid Ogrodnik jako ksiądz Jan Kaczkowski w filmie „Johnny”

W filmie jest pięknie pokazany wątek miłosny pana i przyszłej żony. Wątek był troszkę fabularyzowany?

Wcale. Nie było żadnego fabularyzowania. To wszystko wydarzyło się naprawdę.

Żaneta, pana żona, też budzi podziw. Potrafiła czekać, kiedy pan poszedł do więzienia. Ona dziewczyna z przyszłością, pan jeszcze wtedy bez przyszłości...

I co ja mam pani powiedzieć? Żaneta jest miłością mojego życia. To najpiękniejsze co mnie spotkało. Jest moim przyjacielem, wspiera mnie, czuję w niej oparcie. To z nią przeżyłem i przeżywam najpiękniejsze chwile. Kiedy zasypiamy obok siebie, myślę wtedy, że jestem naprawdę wielkim szczęściarzem.

Pan jest niezwykle szczerym człowiekiem. Czy ta szczerość była w panu od urodzenia, czy może nauczył się jej pan od księdza Jana?

Ta szczerość przyszła do mnie po pewnym czasie. Powtarzam sobie zawsze za Janem, że nie ma złych ludzi. Że wszyscy rodzimy się niewinni. Dopiero sytuacje w jakich się znajdujemy powodują, że stajemy po tej złej stronie. Ale czasem wracamy znowu na dobrą stronę.

Mam nadzieję, że nie uderzy panu woda sodowa do głowy.

A ja mam nadzieję, że uderzy, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Stąd moja inicjatywa tworzenia tego projektu „Paka”. Ksiądz Jan szedł tam gdzie ludzie bali się chodzić. I ja ze swoim doświadczeniem i tym co dał mi Jan, chcę iść tam gdzie ludzie nie chodzą, odwiedzić zakłady wychowawcze i poprawczaki. I wierzę w to, że takich Patryków Galewskich jest więcej.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaHossa Wiczlino Gdynia
ReklamaPomorskie dla Ciebie - czytaj pomorskie EU
Reklama Kampania 1,5 % Fundacja Uśmiech dziecka