Wezwanie brzmiało dramatycznie. W środę, 10 września na Zatoce Gdańskiej jacht Galeon 310 HTC z sześcioma osobami na pokładzie zaczął nagle nabierać wody. Na pomoc ruszyły jednostki Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa SAR, ostatecznie jacht odholowano do stoczni Galeona w Wiślince. Dwa dni później właściciel tej jednostki złożył na policji zawiadomienie, w którym zarzuca producentowi jachtu narażenie życia i zdrowia członków załogi.
Służby ratunkowe podjęły z wody sześciu rozbitków, którzy dryfowali na Zatoce Gdańskiej, po wywrotce 9-metrowego, komercyjnego jachtu. Jedna osoba, o własnych siłach dotarła do brzegu Rezerwatu "Mewa Łacha". Wyziębionych żeglarzy przetransportowano do jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej w Mikoszewie. Na szczęście, nie odnieśli poważniejszych obrażeń. Przewrócony przez fale jacht, zatonął.
Na plaży w gdańskim Jelitkowie zostawili w sobotę, 29 lipca po południu plecak, klapki i ręcznik, a do wody weszli ze swoją deską do pływania. Poszukiwani w sobotni wieczór i niedzielę przez policję i służby ratownictwa około 50-letni mężczyzna i jego syn w poniedziałek, 31 lipca znaleźli się cali i zdrowi.