Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Gdańsk był najsilniejszy wtedy, gdy czerpał korzyści z wymiany towarów

Bywał miastem wolnym i niewolnym. Perłą w koronie i głuchą prowincją. Był niszczony, od- i rozbudowywany. Jego tożsamość, z której dziś jesteśmy dumni, ufundowana jest na dziedzictwie materialnym, ale też znaczeniu, jakie mu nadajemy.
Gdańsk, Międzynarodowy Zjazd Hanzy
Po 27 latach Gdańsk ponownie będzie gospodarzem międzynarodowego zjazdu miast Nowej Hanzy. To doroczne spotkanie związku, zrzeszającego niemal 200 miast z Europy, ale także święto z bogatym programem dla mieszkańców i turystów

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

W swojej tysiącletniej historii Gdańsk był przedmiotem zażartego sporu między Polską z Zakonem Krzyżackim, otworzył się na Europę, jako miasto hanzeatyckie, był jednym z najważniejszych portów zbożowych świata, ale też ważnym ośrodkiem rozwoju protestantyzmu, najbogatszym i najbardziej uprzywilejowanym miastem Rzeczypospolitej. W XX wieku stał się punktem zapalnym w stosunkach polsko-niemieckich, miejscem wybuchu II wojny światowej i wreszcie kolebką Solidarności. Która z tych „twarzy” Gdańska może posłużyć jako fundament do budowy jego pozytywnego wizerunku, inspiracja do tworzenia jego lepszej przyszłości?

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Gdańsk pod znakiem Hanzy. Zbliża się 44. międzynarodowy zjazd

***

Historyk, dr Jan Daniluk z Uniwersytetu Gdańskiego, twierdzi, że – nie negując wagi poszczególnych wydarzeń związanych z historią miasta – słowem-kluczem do zrozumienia historii Gdańska, jego roli i charakteru, jest pragmatyzm.

– Pobrzmiewa on już w samej dewizie, która przez wiele lat przyświecała Gdańskowi, [„Nec temere, nec timide” – ani pochopnie, ani nieśmiało – red.]. To była kwestia kluczowa dla rozwoju miasta i dla rozwoju jego dobrobytu. Gdańsk był najsilniejszy wtedy, kiedy czerpał korzyści z handlu, z wymiany towarów, ale także z wymiany poglądów i… ludzi. Fakt położenia u ujścia Wisły, ustawiał to miasto w roli bramy na świat, co stanowiło o jego sile, ale jako brama do ziem polskich narażony był też na cierpienia i ataki. Miasto potrafiło prowadzić też czasem niezależną politykę. 

Od końca XVIII wieku rola Gdańska i jego status zaczęły się gwałtownie zmieniać. Nie było już ani miejsca, ani nie był to czas, by to miasto mogło być samodzielne. A w XX wieku na powrót stało się ono przedmiotem rywalizacji różnych państwowości. Mimo to wybiło się dwoma symbolicznymi wydarzeniami – jak wybuch wojny oraz narodziny i rozwój Solidarności. W międzyczasie nastąpiła też niemal całkowita wymiana zamieszkującej to miasto ludności.

Czy strajkowanie było pragmatyczne? 

Dr Daniluk przypomina jedną z teorii, która tłumaczy fakt, iż strajki wybuchły właśnie w Gdańsku i zakończyły się sukcesem, tym, że w tak wielkim zakładzie jak stocznia ludzie byli nauczeni współpracy, kooperacji. Z drugiej strony obecne wciąż było, nawet jeśli zepchnięte do podświadomości, doświadczenie utraty Kresów. Zatem ludzie, którzy oswoili to nowe miejsce, bo nie mieli innego wyboru i je pokochali. 

– Nie jestem do tego tłumaczenia przekonany w stu procentach. Natomiast sam fakt, że to miasto narodziło się na nowo pod każdym możliwym względem: i symbolicznym, ludnościowym i infrastrukturalnym, także jest czymś, co Gdańsk wyróżnia. Trzeba było sobie wymyślić Gdańsk na nowo, abstrahując od tego, co było przed rokiem 1945. I tak zrobiono, choć z ograniczeniami i absurdami charakterystycznymi dla PRL. Zresztą i teraz mamy z tym dziedzictwem pewne problemy, ale mimo wszystko generalny wydźwięk, ocena tego procesu jest według mnie bardzo pozytywna. Gdy patrzymy na tysiącletnią historię miasta, to wydaje się, że ten swoisty pragmatyzm miejscowych elit, przekonanie, że musimy się rozwijać, musimy funkcjonować, musimy działać, pilnować własnych interesów, w tym dobrym tego słowa znaczeniu, przysłużyły się temu, czym Gdańsk jest obecnie.

***

Jednym ze sposobów przyswojenia tysiącletniej tradycji Gdańska była literatura. Szczególnie po 1989 roku, kiedy mogła uwolnić się ona z ideologicznego gorsetu.

Analizując ten proces Marcin Hamkało, pełnomocnik prezydenta Gdańska ds. literatury, zauważa iż tutaj bardziej, niż w większości miast, wyostrzony jest proces budowania przestrzeni symbolicznej.

– Miasto to nie tylko parki, budynki, ulice, miejsce na mapie, ale przede wszystkim skondensowana przestrzeń symboliczna. Pojemna metafora, która nadaje wspólne znaczenia wszystkiemu, co tutaj robimy, jak siebie w tym miejscu postrzegamy – wyjaśnia Marcin Hamkało. – Każdy ma swój własny Gdańsk, własną topografię, indywidualne nostalgie, własne wspomnienia. Literatura pozwala nadać temu wspólny mianownik. W przypadku Gdańska jak dotychczas najlepiej się to udało autorom takim, jak Stefan Chwin, Paweł Huelle czy Günter Grass. Zawdzięczamy im tę pogłębioną, wspólną, mistyczną mitologię Gdańska. Czytając ich książki, możemy się odnaleźć w doświadczeniach naszych poprzedników i z nimi zmierzyć. To nam nie tylko daje złudne poczucie trwałości naszych doświadczeń, ale też ponadpokoleniową obietnicę, że jesteśmy u siebie.

Jako najistotniejsze z tych symbolicznych miejsc Marcin Hamkało wskazuje nie historyczne śródmieście, ale... Wrzeszcz.

– Oczywiście u każdego autora i autorki to są inne miejsca. Inaczej to wygląda u autorów najmłodszego pokolenia. Na przykład dla Izabeli Morskiej taką zdekonstruowaną przestrzenią symboliczną bywa campus uniwersytecki.

Jak w przypadku każdej dobrej literatury, także te „gdańskie” książki raczej zadają pytania, budują relacje, zamiast próbować udzielać prostych odpowiedzi. Natomiast znaczenie Grassa, Chwina i Huellego – zdaniem Marcina Hamkały – jest szczególne, bowiem przerzucili oni most pomiędzy przedwojennym, zasadniczo niemieckim Gdańskiem, jego historyczną przestrzenią, a tym, co było doświadczeniem nowych mieszkańców.

Zdecydowanie rzadziej współczesna literatura sięga natomiast do czasów „złotego wieku” Gdańska. Marcin Hamkało nie widzi w tym nic niezwykłego. 

– Udane projekty wydawnicze nieczęsto są teraz inspirowane wspomnieniami historycznej chwały. Gdynia w ostatnim czasie doczekała się tego rodzaju książki, ale to raczej wyjątek. Najciekawsze książki historyczne ostatnich lat to prace krytyczne: na przykład te odczytujące na nowo „ludową historię Polski”. Wydaje się, że krytyczne interpretacje złotych czasów Gdańska, konfrontacja z mitem hanzeatyckim na przykład, również może mieć w przyszłości potencjał literacki – zauważa pełnomocnik prezydenta Gdańska ds. literatury.

***

Zdaniem urbanisty, prof. Jacka Dominiczaka z ASP przestrzenna wspólnota miast hanzeatyckich, w tym Gdańska, pozostaje cały czas widoczna, także dlatego, że ich zarządcy i projektanci stosują podobną strategię ochrony dziedzictwa. Pomimo, że miasta się rozwijają, każde w inny sposób, to jednak, nie pozwala się na „zatarcie” starych dzielnic ekspansją nowoczesności. 

– Miasto jest przede wszystkim strukturą przestrzenną – zauważa profesor. – Zmieniają się pokolenia, zmieniają się systemy polityczne, gospodarcze itd. Natomiast to trwanie zapisane jest w przestrzeni. Oczywiście gdy patrzymy na Gdańsk, to można powiedzieć, że ta jedna kondygnacja więcej na Wyspie Spichrzów, to jest klasyczny obraz presji kapitalizmu na dziedzictwo kulturowe.

Zdaniem profesora Dominiczaka istotne jest też by rozróżnić zachowanie dziedzictwa, od kontynuacji dziedzictwa. Dziedzictwo jest częścią teraźniejszości, a nie trwaniem przeszłości.

– Nie można mówić, że stary Gdańsk jest dziedzictwem przeszłości. Gdańsk dzisiaj żyje. Co prawda jest dramatycznie dewastowany przez airbnb, ale nadal jest tutaj to fantastyczne 15-minutowe miasto, które zostało stworzone w latach 50. Ostatnio byłem w kamienicy mojego dzieciństwa, gdzie mieszkania są dzielone, przerabiane na dwa mniejsze, żeby uzyskać więcej lokali do wynajęcia. To jest smutny widok. Ale z dziedzictwem niestety tak bywa, ze zły pieniądz wypiera dobry pieniądz, jak pisał Mikołaj Kopernik. Pamiętam, jak profesor Wiesław Gruszkowski mówił o tym, że Główne Miasto przed wojną było w tak fatalnym stanie, że większość właścicieli wyprowadziła się do innych dzielnic, natomiast mieszkania w Śródmieściu miały coraz niższy standard i były przeznaczane na wynajem. Więc kto wie, może teraz w Gdańsku powtarza się podobny proces?

Kolejna ważna uwaga urbanisty, to to by nie interpretować przestrzeni miejskiej przez funkcję, co było urbanistycznym dogmatem obowiązującym przez ostatnie sto lat. Bo niezależnie od zmiany funkcji, przestrzeń zostaje zachowana. Jako przykład mogą posłużyć tu tereny postoczniowe w Gdańsku, w tej części, która nie została zdewastowana przez wyburzanie starych obiektów, by w ich miejsce postawić nowe. Są jednak takie miejsca, jak choćby Stocznia Cesarska, gdzie funkcje będą się zmieniać, ale aura przestrzenna pozostanie ta sama. 

I jeszcze jedno istotne napomnienie urbanisty: nie mylmy nowoczesności ze współczesnością. 

– Czasem terminu „nowoczesność” czy „modernizm” używa się wymiennie z „współczesność”. To błędnie sugeruje, że wszystko co współczesne, powinno być nowoczesne. Jedną z podstawowych różnic między stuletnią już nowoczesnością i dzisiejszą współczesnością jest to, że nowoczesność odrzucała jakiekolwiek dziedzictwo, jako coś, co przeszkadza w rozwoju. Natomiast współczesność już rozumie, że dziedzictwo jest elementem naszej wrażliwości. Mosty, które moderniści spalili, zostają odbudowane. 

W Gdańsku widać to na przykładzie osiedla Garnizon, które częściowo podwiązało się do siatki istniejących starych ulic, ale też, przy wytyczaniu nowych podążyło logiką przestrzenną, którą tam zidentyfikowano. 

– Wydaje mi się, że wracamy w tej chwili do balansu i to, że Europa stworzyła najpiękniejsze miasta świata zaczyna znowu mieć znaczenie, gdy zadajemy sobie pytanie: jak budować dalej? Gdańsk też w tę mapę najpiękniejszych miast świata próbuje się wpisać, tylko że w bardzo małym stopniu dotyczy to nowych dzielnic, w większości których powstaje substandardowa przestrzeń polskich suburbiów – konkluduje prof. Dominiczak.

***

W 1996 roku na rynku pojawił się pierwszy album z (jak się później okazało) serii „Był sobie Gdańsk”, autorstwa Donalda Tuska, Grzegorza Fortuny i Wojciecha Dudy. Jego publikacja stała się początkiem szerokiego zainteresowania stosunkowo niedawnymi, za to zupełnie wówczas nieznanymi dziejami Gdańska z przełomu XIX i XX wieku. Porównywanie historycznych zdjęć miasta z czasów przed wojennymi zniszczeniami z tym, co odbudowano i dobudowano w czasach PRL działało na wyobraźnię i rozbudzało tęsknotę, za lepszym, piękniejszym Gdańskiem.

„Oglądaliśmy więc w gronie twórców albumów ze wszystkich stron stare zdjęcia i zażarcie dyskutowaliśmy, czy nasze miasto wygląda lepiej teraz, czy dawno temu. Trudno ukrywać, że nie mieliśmy wówczas wątpliwości, że Gdańsk przed zburzeniem uważaliśmy za bezwarunkowo lepszy. Taki, na który zamienilibyśmy ten współczesny. Oczywiście, mówimy tylko o zabudowie, o gęstej sieci ulic, o pięknych a nieistniejących budynkach, o liniach tramwajowych biegnących wąskimi ulicami, wreszcie o rzędach statków w porcie nad Motławą” – pisał z okazji 25. rocznicy powstania magazynu „30 Dni”, jeden z jego pomysłodawców i pierwszy redaktor naczelny, Lech Parell.

„30 Dni” od 1998 roku nieprzerwanie podsyca zainteresowanie czytelników dawnym Gdańskiem, poszukując wciąż niepublikowanych fotografii i dokumentów, przypominając związane z nim, a mało znane – poza wąskim gronem specjalistów-historyków – epizody i ważne postaci. Wraz ze wspomnianymi albumami oraz twórczością wymienianych wcześniej autorów: Grassa, Huellego, Chwina, potomkowie osiadłych tu po 1945 roku przybyszów z innych rejonów Polski mogli na łamach miesięcznika, a później dwumiesięcznika poznać, wcześniej wstydliwie przemilczane bądź zafałszowywane, niemieckie dzieje Gdańska i przyjąć je jako część własnego dziedzictwa. 

Z drugiej strony od początku swojego istnienia pismo podejmowało dyskusję o tym jaki powinien być współczesny i przyszły Gdańsk, jak rozwijać miasto z poszanowaniem jego charakteru i spuścizny odziedziczonej po wcześniejszych mieszkańcach. Artykuły poświęcone zabudowie czy to City Forum, czy Targu Węglowego wywołały głęboką i wykraczającą poza środowiska związane zawodowo z tym tematem, debatę o architekturze i urbanistyce miasta. O tym czy – najogólniej mówiąc – rekonstruować dawną zabudowę czy też budować współcześnie.

– Już wtedy, gdy publikowaliśmy albumy „Był sobie Gdańsk” i rozpoczynaliśmy wydawanie „30 Dni” okazało się z pełną wyrazistością, że liczna rzesza gdańszczan czuje i rozumie, że ich miasto jest – by użyć frazy Pawła Huelle – „labiryntem przestrzeni w czasie, miejscach i ludzkich losach”. Chyba możemy mieć satysfakcję, że ten sposób przyglądania się temu „labiryntowi przestrzeni”, jaki zaproponowaliśmy w naszych publikacjach, jest coraz szerzej obecny w innych mediach i coraz pełniej przybliża gdańszczanom ich miasto – podsumowuje Grzegorz Fortuna, współautor „Był sobie Gdańsk” i redaktor naczelny „30 Dni”.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama