Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Medycy z Pomorza pomagają w ewakuacji z Ukrainy dorosłych i dzieci chorych na raka

Wyjechali w środę o godz. 9 z Wejherowa. Piątka medyków, którzy we współpracy z polską Fundacją Misja Medyczna mają przewozić pacjentów onkologicznych z lwowskiego szpitala na granicę z Polską. Stamtąd najciężej chorzy, dorośli i dzieci, są transportowani do klinik onkologicznych i Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie. Lekarze i ratownicy codziennie przesyłają nam zdjęcia i informacje z misji na Ukrainie.
Medycy z Pomorza pomagają w ewakuacji z Ukrainy dorosłych i dzieci chorych na raka
(fot. nadesłane)
Aktualizacja | 6.03.2022 r.

godz. 21:00

Dziś podział zadań. Działamy na dworcu we  Lwowie i transportujemy ranną na granicę.

– Zdecydowanie jeden z najsmutniejszych obrazków, jakie widziałem w życiu, tego się nie da opisać słowami. Po prostu dramat – mówi ratownik Józef Grzesik.

Aktualizacja | 5.03.2022 r.

godz. 20:00

Karetka medyków z SimMed w Wejherowie, którzy we wtorek, 1 marca rano wyruszyli do Ukrainy, nadal kursuje między Szpitalem Uniwersyteckim we Lwowie a przejściem granicznym w Hrebennem. Ratownicy ewakuują najciężej chorych pacjentów, głównie onkologicznych, ale także kardiologicznych, na polską granicę, skąd pozostałe zespoły medyczne zabierają  ich do polskich szpitali. W drodze powrotnej transportują leki, artykuły opatrunkowe do znajdujących się w coraz trudniejszej sytuacji placówek na Ukrainie, dostarczone przez transporty z Malborka, Wejherowa, Nowego Dworu Gdańskiego .

– To, co chcieliśmy, dostaliśmy – mówi przejęty ratownik Józef Grzesik, dodając, że jest to, niestety, kropla w morzu potrzeb.

Aktualizacja | 4.03.2022 r.

godz. 16:00

Materiały i sprzęt medyczny zostały dostarczone samochodem do szpitala w Kostopolu. Równocześnie drugi pojazd – wejherowska karetka – wozi pacjentów chorych onkologicznie na granicę polsko-ukraińską, skąd zabierani są do polskich szpitali.

Do piątku, 4 marca wieczorem w ten sposób przewieziono 15 chorych, z czego trzech było w stanie bardzo ciężkim.

Codziennie dostajemy relację od medyków – lekarza i czterech ratowników. Oto najnowszy raport.

„Czas zacząć dzień drugi – piszą wolontariusze. – Trzeba na pewno zacząć od tego że bazę mamy w domu dla uchodźców, gdzie mieszkają i pomagają innym wspaniali ludzie. Zajęliśmy się głównie zadaniami przydzielonymi nam przez księdza Jerzego. Nasz ambulans jedzie na czele konwoju medycznego do granicy z Polską. Tam na ziemi niczyjej koledzy z Polski odbierają od nas pacjentów i wracają do Krakowa. My w tym czasie jedziemy z powrotem do Lwowa.
 

Wczoraj podczas powrotu stanęliśmy na stacji konwojem. Na moment przed odjazdem i decyzją, że włączymy na trasie sygnały świetlne, usłyszeliśmy alarm przeciwlotniczy. Nie powiem, że nie dostaliśmy gęsiej skórki. Zapadła decyzja o wyjeździe, ale już bez błysków, aby nie być celem.

Droga od granicy do Lwowa to wielokilometrowa prosta trasa po równinie, gdzie możemy być łatwym celem. Mijaliśmy wiele posterunków obrony terytorialnej. Jedne większe, drugie mniejsze. Widać, że ci ludzie chcą za wszelką cenę bronić swojej ojczyzny. A mają w oczach takie samo, jak nie większe, przerażenie niż my.

Na wielu posterunkach, stacjach paliw, czy choćby pod szpitalami słyszymy zwykle proste: „Dziękuję”. Obywatele Ukrainy dziękują nam za pomoc. Rośnie serce, naprawdę. Robi się cieplej, łzy cisną się do oczu.

Widzieliśmy na zdjęciach i w relacjach, jak Rosjanie traktują karetki pogotowia ratowników, szpitale, przedszkola, czy całe dzielnice. Wieczorem usłyszeliśmy, że dla Rosjan jesteśmy ideałem antyputinowskiej polityki. I jeśli nas spotkają, nie możemy liczyć na litość. Z tego powodu, nie będziemy jeździć w rejony zajęte przez Rosję ani w pobliże. Cytując jeden z bardziej znanych tekstów w ratownictwie: „Dobry ratownik to żywy ratownik”.

Teraz szykujemy się do nowych zadań dnia następnego. Trzymamy się, a słowa kolegów i koleżanek budują nasze morale”.

Aktualizacja | 3.03.2022 r.

godz. 12:30

Bezpośrednia relacja z Ukrainy. Medycy z Wejherowa ruszają ze sprzętem do szpitala w Kostopolu

Piątka medyków, którzy z karetka i samochodem, wypełnionymi sprzętem medycznym, materiałami opatrunkowymi i lekami wyruszyła w środę do Lwowa, zdecydowała się na przewiezienie darów do położonego ponad 250 kilometrów na północny wschód szpitala w Kostopolu. - Tam nic nie ma - mówi na ratownik Józef Grzesik.

Sytuacja jest dynamiczna opowiada Szymon Borodziuk, szef prywatnej przychodni SIM-Med z Wejherowa, która zorganizowała transport. Początkowo mieliśmy zostawić przywiezione przez nas rzeczy we Lwowskim szpitalu i zabrać stamtąd pacjentów onkologicznych na granicę. Jednak na miejscu nasi medycy usłyszeli o tragicznej sytuacji szpitala w Kostopolu, gdzie praktycznie nie ma nic, by ratować pacjentów. W związku z tym ekipa zdecydowała o rozdzieleniu się. Samochód osobowy z darami,i ruszy na północny wschód, a karetka zostanie we Lwowie, by wykonywać zaplanowane wcześniej działania.
Kierownictwo przychodni jest w stałym kontakcie z ratownikami, którzy jadą do Kostopola. W miare mozliwości będziemy przekazywać relacje ratowników z Ukrainy.

Wcześniej

Nawiązaliśmy kontakt z lekarzami z lwowskiego szpitala onkologicznego, gdzie przywożeni są pacjenci onkologiczni z rejonów ogarniętych działaniami wojennymi mówi Szymon Borodziuk prezes SiM-Med. Ratownictwo Medyczne. Są to zarówno dorośli, jak i dzieci. Teraz nasi medycy jadą do Lwowa, by wziąć udział w przewozie chorych na terenie Ukrainy, czyli od Lwowa do granicy. Po polskiej stronie czekać będą na nich karetki, które zaczną przewozić dorosłych pacjentów do klinik onkologicznych i chemioterapii w Krakowie, a dzieci do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w tym samym mieście. Jest to duże wyzwanie logistyczne, na które jesteśmy przygotowani.

Z Wejherowa wyrusza karetką i samochodem osobowym pięciu medyków. Oba pojazdy zawiozą z Polski na Ukrainę sprzęt medyczny, leki i materiały opatrunkowe.

Uczestnicy akcji nie chcą podawać swoich nazwisk. Zapewniają jedynie, że swoją misje będą wykonywać, póki będzie taka potrzeba. I póki będą mogli.

Polska pomoc nie obejmuje tylko chorych onkologicznie. Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że dla rannych i chorych, którzy musieli przerwać leczenie z powodu wojny, wyznaczono120 placówek dla dorosłych i dzieci w całym kraju.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama