Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
ReklamaHossa Wiczlino Gdynia

James Bond z Pelplina, czyli detektyw na tropie smogu

W Pelplinie powstał serial. I to nie byle jaki, bo... proekologiczny. Produkcja opowiada historię detektywa Jacka Bąka, który musi rozwiązać tajemnicę zanieczyszczonego powietrza w Pelplinie. Jak przyznają twórcy, pierwozwzorem detektywa był... James Bond. O kulisach powstania serialu, rozmawiamy z Agnieszką Piecuch ze Studia A, które podjęło się jego wyprodukowania
James Bond z Pelplina, czyli detektyw na tropie smogu

Autor: Studio A

Jacek Bąk to kolejna nietypowa realizacja Studia A po Stanie Smithie, tym razem obserwujemy przygody detektywa, który bada sprawę tajemniczego smogu nad miastem. Skąd pomysł?

UMiG w Pelplinie zgłosił się do nas z pytaniem, czy nie podjęlibyśmy się realizacji krótkiego spotu ekologicznego, a w szczególności dotyczącego wymiany starych pieców w ramach programu „Czyste powietrze”. Razem z Marcinem Lipińskim i Szymonem Wasielewskim, stałą ekipą naszego studio, obejrzeliśmy spoty w telewizji i stwierdziliśmy, że przeważnie bazują one na pewnych stereotypach. Zestawia się osoby starsze i młode, bardziej świadome. Pouczają one seniorów, ukazując szkodliwość i kosztowność tradycyjnych rozwiązań. Niestety to stygmatyzuje osoby starsze. Młodość i przebojowość wciąż są na topie, jakby starość była czymś, czego trzeba się wstydzić. A przecież po pierwsze – wszyscy się kiedyś zestarzejemy, a po drugie – często ludzie z wieloletnim doświadczeniem są autorami wielu ciekawych rozwiązań. Wracając jednak do pytania mieliśmy do wyboru: albo pójść utartym szlakiem i i nagrać typowy spot reklamowy albo... stworzyć coś zupełnie innego. Tak wpadliśmy na pomysł „mikroserialu”, w którym detektyw szuka przyczyn złego stanu powietrza nad miastem.

Mikroserialu”? No tak, każdy z odcinków ma zaledwie kilka minut...

To zamierzony efekt. Obecnie w internecie tryumfy święci TikTok, portal z krótkimi filmami. Żyjemy w czasach, w których internauci wyłączają filmy po kilku, kilkunastu sekundach, statystyki są bezwzględne, niestety. Uznaliśmy więc, że nie ma sensu rozbudowywać opowieści do rozmiarów tzw. shortów (krótkich form filmowych). W końcu pierwotnie miała to być reklama. Celowaliśmy więc w dwie, maksymalnie trzy minuty. Niestety, po maksymalnej kompresji każdy z odcinków ma około 5 minut. Nie dało się już krócej.

Dziwię się, że w tak krótkiej formie daliście radę opowiedzieć tę historię...

Przyjęliśmy zasadę, że w kinie szpiegowskim musi być kilka obowiązkowych rzeczy: czarny charakter, tajemnicza kobieta, scena pościgu i zwrot akcji. To wszystko znajdziecie w naszej opowieści. Aczkolwiek będziecie zaskoczeni ich formą.

Czy Jacek Bąk to jakiś dalszy krewny Jamesa Bonda?

Ujmę to tak: Bąk był pierwowzorem Bonda (śmiech). To oczywiście żart, ale zastanawialiśmy się jakby mogła brzmieć polska nazwa słynnego agenta.

Film rozpoczyna scena w biurze detektywa. Atmosfera, muszę przyznać, jest nieco ponura. Ciężkie powietrze, światła wpadające przez wąskie żaluzje, z oddali dobiegają policyjne syreny. Czy staraliście się wzorować na kinie noir?

Taki był początkowy plan. Chcieliśmy też, aby film był czarno-biały. Dopiero ostatnie sceny miały mocno odbiegać od całości kolorem i bajkowym zakończeniem. Jednak w czasie realizacji zdjęć po sugestiach partnerów z Pelplina uznaliśmy, że zostawimy kolor. Poza tym nie mogliśmy kręcić w odpowiednich dla kina noir porach dnia – wieczorami, nocą czy w deszczu. Wszyscy występujący w filmie nie są zawodowymi aktorami, mają swoją pracę i sprawy. Więc byliśmy mocno ograniczeni czasowo. Innymi słowy musieliśmy nagrywać wtedy, gdy wszyscy mieli czas. Jeśli akurat świeciło słońce, a plan zakładał deszczowy dzień, musieliśmy z tego zrezygnować. Szkoda...

Mieliśmy do wyboru: albo pójść utartym szlakiem i i nagrać typowy spot reklamowy albo... stworzyć coś zupełnie innego. Tak wpadliśmy na pomysł „mikroserialu”, w którym detektyw szuka przyczyn złego stanu powietrza nad miastem.

Agnieszką Piecuch / Studio A

Wspomniałaś o aktorach. W głównych rolach wystąpili Tadeusz Lenz i Przemysław Dorotyn. Obaj są mieszkańcami Gniewa. Faworyzujesz gniewian?

Absolutnie nie. Chodziło raczej o to, że film przeznaczony jest głównie dla mieszkańców Pelplina i aby nie tworzyć negatywnych skojarzeń w stosunku do kogokolwiek. Wiemy jak to jest w małych społecznościach. Nikt nie chce być „czarnym charakterem”, bo czasem może się zdarzyć, że żart zostanie nieopatrznie zrozumiany zbyt dosłownie: „idzie ten facet co pali śmieciami”. Trudno byłoby później taką łatkę odkleić. Przy okazji chciałabym zwrócić uwagę na dzieci grające w filmie. Ta wesoła gromadka to klasa z Zespołu Kształcenia i Wychowania w Rajkowach oraz Julia i Adam w roli dzieci z rodziny. Wykazały się one niezwykłą cierpliwością i zaangażowaniem. Przez cały czas miały umorusane twarze, których nie mogły dotykać. W czasie nagrywania sceny w biurze Bąka zepsuła się wytwornica dymu i prawie dwie godziny czekaliśmy na nową. Zawsze zdyscyplinowane i grzeczne. Nie słyszałam żadnego narzekania, nawet gdy nagrywaliśmy w naprawdę brudnej kotłowni pełnej ciemnych zakamarków i pająków. (śmiech). Natomiast gdy zakończyliśmy zdjęcia dało się słyszeć smutne „Ojej, szkoda”. Naprawdę wesoła gromadka. Wielkie podziękowania dla nich, ich rodziców oraz pani dyrektor mgr Ewy Łopińskiej, która również zagrała w filmie. Zresztą przy okazji chciałabym podziękować wszystkim, którzy nam pomogli. Dziękuję za cierpliwość i zaangażowanie. Miło jest żyć w świecie, w którym można na kimś po prostu polegać, a na takich ludzi mam szczęście trafiać.

No właśnie, w filmie pojawia się kilka znanych osób, jak chociażby obecny burmistrz Pelplina Mirosław Chyła albo redaktor Radia Głos ks. Zbigniew Gełdon...

Tak, bardzo zależało nam, aby w filmie pojawiły się również autentyczne postacie znane społeczności Pelplina. Również pracownicy urzędu zgodzili się zagrać petentów w kolejce do burmistrza. Uważam, że sympatycznie jest zobaczyć znane osoby i znajomych w humorystycznych scenach. Żyjemy w rzeczywistości tak ponurej, że potrzebujmy humoru oraz odrobiny dystansu do siebie.

W porównaniu do poprzedniej produkcji pt. Stan Smith mieliście tu znacznie trudniejsze zadanie. W filmie jest wiele różnych lokacji, występuje więcej osób. Co sprawiło Wam najwięcej trudności?

Zdecydowanie logistyka. Wspomniałam już o tym wcześniej, jak trudno było zorganizować choćby dwie godziny zdjęć w taki sposób, aby wszystkim pasowało.

A jak długo trwały zdjęcia?

Początkowo plan zakładał cztery dni zdjęciowe. Jednak zmuszeni byliśmy rozbić niektóre sceny z uwagi na absencje. Ostatecznie zamknęliśmy się w siedmiu dniach.

Trudne chwile? Jakiś moment zwątpienia w czasie produkcji?

Tylko jedna. Gdy z ekranów telewizora usłyszeliśmy, że Polacy tej zimy mogą palić czym popadnie. Zastanawialiśmy się, czy robiąc taki spot nie strzelamy sobie w kolano. No bo skoro „góra” daje pozwolenie na wkładanie do pieca wszystkiego jak leci, to jaki jest sens robić spot ekologiczny? Jak ocenią nas ludzie? Czy nie spotkamy się z hejtem? Jednak ostatecznie uzmysłowiliśmy sobie, że ludzie w dużej mierze są przecież rozsądni, a rzeczywistość przedstawiana w mediach publicznych ma niewiele wspólnego z prawdą. Może właśnie dlatego warto pokazywać i promować dobre zachowania.

Najpierw Stan Smith, czyli nietypowe lekcje historii, teraz spot o detektywie szukającym przyczyn smogu. Widzę, że staracie się uciekać do nietypowych rozwiązań?

Kiedy tylko jest to możliwe to tak. Mając przy sobie ludzi tak pełnych pasji i życzliwości, zawsze można coś ciekawego wykombinować. W miłej atmosferze pomysły rodzą się same. Aż żal, że nie mamy większych środków.

Wspomniałaś o pomysłach? Zdradzisz jakieś plany na przyszłość?

Myślimy teraz o czymś poważniejszym. Chcemy zrealizować cykl dłuższych programów dokumentalnych o starym Gniewie. Znikają ciekawe miejsca, odchodzą niezwykli ludzie. Chcemy ich uchronić przed zapomnieniem. Mamy też w planach film o Piasecznie. To najstarsze sanktuarium maryjne na Pomorzu. Corocznie udają się tam pielgrzymki, jednak niewielu wie, co tak naprawdę się tam wydarzyło. Myślę, że warto to pokazać.

Trzymamy kciuki, aby się udało...

Dziękuję i zapraszam na naszą stronę FB (facebook.com/fotogniew) oraz YT (youtube.com/@StudioA-Gniew). Wspierajcie nas, polubcie, subskrybujcie, udostępnijcie na swojej stronie i podajcie dalej. Niestety, nowa polityka Facebooka i Youtuba jest taka, że nie promują one filmów za free. Wielu naszych znajomych nawet nie wiedziało, że stworzyliśmy coś nowego. Dlatego tak ważne jest Wasze wsparcie. Dzięki temu widzimy sens naszej pracy. Również wielkie podziękowania chcę złożyć portalowi „Zawsze Pomorze”. Fajnie że jesteście.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaHossa Wiczlino Gdynia
ReklamaPomorskie dla Ciebie - czytaj pomorskie EU
Reklama Kampania 1,5 % Fundacja Uśmiech dziecka