Tonący brzydko się chwyta – napisał kiedyś Antoni Słonimski. Aforyzm ten trafnie oddaje obecną sytuację Jarosława Kaczyńskiego.
W ostatnim felietonie zobowiązałem się przed Czytelnikami, że będę śledzić nowy wieczorny program informacyjny TVP, by sprawdzić na ile jest on wolny, a na ile podatny na wpływy polityczne obecnej koalicji rządzącej. No i mam nauczkę.
Nim TVP została spacyfikowana przez ministra Sienkiewicza – na szczęście bez użycia ognia i miecza – nasz tygodnik przeżywał tam swoje 15 minut ogólnopolskiej sławy. A to za sprawą wywiadu, jakiego w maju udzielił nam Donald Tusk.
Środowe „rekomendacje” starego składu komisji ds. zbadania wpływów rosyjskich, która na podstawie jakiegoś enigmatycznego raportu cząstkowego chce zakazu sprawowania funkcji premiera dla Donalda Tuska, to najpoważniejsza próba zniszczenia polskiej demokracji podjęta po 15 października 2023.
Przy tak zaawansowanej technologii, jaką mamy w naszych czasach, nie można ufać wszystkiemu, co się widzi, zwłaszcza w Internecie. Dlatego z pewnym niedowierzaniem przyjąłem filmik – jak się okazało autentyczny – z powyborczym wystąpieniem Marcina Wolskiego w warszawskim Klubie Ronina.
Kiedy we wtorek rano szkicowałem w myślach pierwszy zarys tego felietonu, chciałem zacząć od tego, że kończąca się właśnie kampania wyborcza, zapowiadana jako najbrutalniejsza po 1989, okazała się najnudniejszą.
Są jeszcze sądy w Rzeczypospolitej – chciałoby się zakrzyknąć po tym jak Sąd Okręgowy w Warszawie wydał zabezpieczenie zakazujące ministrowi sprawiedliwości (sic!), dalszego szkalowania Agnieszki Holland.
Bodaj Marian Brandys zauważył, że w PRL ciężko było kupić dżem śliwkowy, truskawkowy czy wiśniowy. A to dlatego, że półki uspołecznionych placówek handlowych najczęściej zastawione były słoikami z „dżemem wieloowocowym”. Jak bowiem słusznie zauważył autor „Końca świata szwoleżerów” komuna źle znosiła czyste smaki, bo trudniej je było zafałszować.
Co to są mieszane uczucia? – zapytywano w starym, niezbyt wyszukanym dowcipie. To coś, czego doświadczasz widząc swoją teściową, jak spada w przepaść w twoim nowym samochodzie – brzmiała odpowiedź.
Daleki jestem od od głoszenia tezy o całkowitej putinizacji Polski pod rządami PiS, niemniej trudno nie zauważyć faktu, że w tym roku prezent – rosyjskim zwyczajem – dostaliśmy nie w święta, ale w Nowy Rok. I to nie pod choinkę, ale na stacjach benzynowych, gdzie św. Daniel z Pcimia, współczesne wcielenie św. Mikołaja z Miry, obniżył marżę na paliwo, dzięki czemu ceny nie wzrosły, mimo powrotu 23-procentowej stawki VAT.