Reklama E-prenumerata Zawsze Pomorze na rok z rabatem 30%
Reklama Przygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama

Globus Polski. Jak przeżyć powstanie z watą w uszach

Czy poszedłbyś walczyć w Powstaniu Warszawskim? – to pytanie w latach 90. i wczesnych 2000. często pojawiało się w dyskusjach młodych Polaków.
Globus Polski. Jak przeżyć powstanie z watą w uszach

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Kwestia była nieoczywista. Powstanie, które w PRL było niezagojoną raną, a zarazem żywym, często formacyjnym doświadczeniem ważnej części pokolenia Kolumbów, w wolnej Polsce przesunęło się do kategorii zaprzeszłych wydarzeń historycznych, odległych od współczesności niemal tak samo, jak insurekcja kościuszkowska. Zarazem w tamtym czasie powszechnie wierzono, jeśli nie w przepowiednie o końcu historii, to w wolnorynkowy dogmat, że wojna się nikomu rozsądnemu nie opłaca, bo przeszkadza w robieniu interesów. Dlatego odpowiedź na cytowane na wstępie pytanie była raczej czysto teoretyczną deklaracją czy idea narodowa jest dla danej osoby na tyle bliska i silna, by ryzykować życiem. 

Kolejne dekady mocno zweryfikowały optymistyczny pogląd na pokojową przyszłość ludzkości. I dziś coraz częściej pytanie, które stawiają sobie nie tylko młodzi brzmi: czy w razie rosyjskiego ataku na Polskę, zostać czy uciekać do Hiszpanii?

Takie to refleksje towarzyszyły mi podczas lektury „Mrówki na szachownicy”, nieco zapomnianych wspomnień z Powstania Warszawskiego, pióra Jana Kurdwanowskiego (1924-2018), wznowionych właśnie przez wydawnictwo Filtry. Autor w czasie wojny zrobił maturę i rozpoczął studia medyczne, jednocześnie w konspiracji, pod pseudonimem Krok, szkolił się na artylerzystę. Do powstania poszedł bez broni i bez… skarpet, co zakończyło się pierwszą raną, jeszcze przed podjęciem walki – obtarciem stóp. Walczył na Woli, Starym Mieście, gdzie 31 sierpnia jako jedna z dziewięciu osób przeżył zbombardowanie Pasażu Simonsa, podczas którego poległo 370 powstańców. Po upadku powstania trafił do obozu w Pruszkowie, skąd uciekł. Po wojnie dokończył studia medyczne. Dyplom uzyskał w 1950 na akademii w Gdańsku. W 1957 wyjechał na wycieczkę do Rzymu, skąd już nie wrócił. Ostatecznie osiadł w Nowym Jorku, gdzie porzucił pediatrię dla… psychiatrii.

CZYTAJ TEŻ: Czy rocznica Powstania Warszawskiego będzie dniem wolnym od pracy? Do Sejmu trafiła petycja

Powstańcze wspomnienia Kurdwanowski spisał prawie 40 latach, ale zrobił to tak, jakby wciąż widział je oczami tamtego dwudziestolatka. I w tym leży siła „Mrówki na szachownicy”. Strzelec, a potem kapral Krok większą część powstania przeżył z watą w uszach, po tym jak eksplozja uszkodziła mu bębenek. Słyszy więc wybiórczo. Ale można też odnieść wrażenie, że i na pozostałe władze poznawcze ma nałożone swoiste filtry. Jego umysł funkcjonuje w trybie bojowym: wykonać zadanie i nie dać się zabić. Przy czym realizacja drugiego z nich bywa czasem utrudniana przez rozkazy przełożonych, jak wtedy, gdy Kapitan kamień kazał mu stać przy torach, po których jeździł niemiecki pociąg pancerny. Miał też Krok własny pomysł na dalszą wojaczkę: przedostać się do Puszczy Kampinoskiej, a potem bić wroga do spółki z Rosjanami. Ale w Powstaniu karnie walczył do końca.

Skąd ta odwaga? Sam autor pisze, że nie był jej wtedy wcale pewien. Z drugiej strony przyznaje, jak obsesyjnie pragnął zostać odznaczony Krzyżem Walecznych.

Zastanawiać też musi swoisty brak empatii Kroka. O ofiarach pisze krótko i rzeczowo. Rannych pomaga przenosić do punktów opatrunkowych, niektórych odwiedza w szpitalu, ale się nad nimi nie rozczula. Tylko raz daje się ponieść emocjom, kiedy jakiś oficer wygonił cywili z piwnicy na parter, by w podziemiach umieścić swój sztab. Właśnie w ten parter uderzyła bomba i zabiła 20-letnią dziewczynę. Jej ojciec głośno złorzeczył temu oficerowi. Ten, nawiasem mówiąc pijany, nakazał go aresztować. Kurdwanowski, który był tego świadkiem, odbezpieczył broń i wycelował w oficera, który błyskawicznie uciekł do piwnicy. 

Opisując powstańczą codzienność Starego Miasta autor kilkakrotnie przywołuje nastrój oczekiwania na odsiecz, a to ze strony Rosjan z drugiej strony Wisły, a to Amerykanów, którzy – gdyby codziennie odrzucali Niemców o 100 kilometrów na wschód, zdobyliby Berlin i zakończyli wojnę w 10 dni. Może więc czasem warto wierzyć w fake-newsy, o ile oczywiście są one optymistyczne? Ciekawe co sądził na ten temat Kurdwanowski-psychiatra?

Jan Kurdwanowski „Mrówka na szachownicy. Wspomnienia powstańca warszawskiego”, wyd. Filtry, Warszawa 2025, cena 51,50 zł
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

tylko z "watą w uszach" 06.08.2025 09:49
Można przeżyć takie kataklizmy jak wojna i niewola. Zapytać należy, ż czego ta "wata w uszach" jest zrobiona... "Piękną i zaszczytną rzeczą jest umrzeć za Ojczyznę. Jednakże trudniej jest niekiedy żyć dla Ojczyzny. Można w odruchu bohaterskim oddać swoje życie na polu walki, ale to trwa krótko. Większym niekiedy bohaterstwem jest żyć, trwać, wytrzymać całe lata" - kardynał Wyszyński.

uwielbiamy "strzelać do wroga... 04.08.2025 13:41
...z diamentów".

jak to jak??! 04.08.2025 13:39
Dokładnie tak samo, jak obecnie różne warstwy i grupy społeczne Polski, zamknięte we własnych "bańkach" poglądów i interesów. Najczęściej partykularnych. Ten komfort wynikający z unikania dysonansu poznawczego jest dla nich dobrem nadrzędnym i właśnie tą "watą w uszach"... To ona pozwala nie dostrzegać otaczającej rzeczywistości i zachować wyborne samopoczucie w "doborowym" towarzystwie utwierdzającym się wzajem w słuszności wyborów... Niewątpliwie, w razie "W" zatrzymają się najbliżej w Hiszpanii w z góry przygotowanych miejscówkach. A najprawdopodobniej na tak ostatnio modnej w gdańskich kręgach, Florydzie... "wojna się nikomu rozsądnemu nie opłaca, bo przeszkadza w robieniu interesów" - jest to oczywista nieprawda, wojny są doskonałym interesem, również te, wypowiedziane własnym współziomkom. Okres "wolnej Polski" jest tego doskonałym przykładem. Jest znacznie lepsza pozycja opisujące dylemat "mrówki". 08-15 napisał Hans Helmut Kirst, żołnierz Wehrmachtu, znający tę organizację od środka. Po wojnie uprzykrzało mu życie otoczenie Josefa Straussa i Axela Springera, które w odróżnieniu od Kirsta, znalazło sposób, aby na froncie nie być... Bo od tego są inni. I to nie są podziały polityczne czy ideologiczne. To są wybory ludzi.

ReklamaPrzygody Remusa rycerz kaszubski
ReklamaNewsletter Zawsze Pomorze - zapisz się
Reklama