Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Hossa nowa oferta Wiszące Ogrody - Osiedle doskonale skomunikowane

Teatr Tęcza ze Słupska rozdrażni ministra kultury? Dyskusja o współpracy z resortem

Czy minister kultury nie zmieni przypadkiem nazwy słupskiego teatru, bo w jego nazwie jest słowo tęcza? A może zabroni wystawiać w nim „Brzydkie kaczątko”, „Pinokia” i historię dwóch bliźniaków, którzy ukradli księżyc i będzie kazał w tym miejscu się... modlić? Radni ze Słupska mieli sporo wątpliwości, czy wyrazić zgodę na wspólne prowadzenie Teatru Lalki Tęcza w Słupsku z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Teatr Tęcza ze Słupska rozdrażni ministra kultury? Dyskusja o współpracy z resortem
Zdjęcie ilustracyjne

Autor: Pixabay | Zdjęcie ilustracyjne

Teatr Lalki Tęcza w Słupsku ma swoją tradycję, dorobek i na stałe wpisał się w kulturalną przestrzeń i świadomość mieszkańców nie tylko samego Słupska. Jest też jedną z kilku instytucji kultury finansowanych bądź współfinansowanych przez miasto Słupsk. Aby wspomóc działalność tego konkretnego teatru w Słupsku podjęto rozmowy z ministerstwem kultury o dofinansowaniu jego działalności. I taka zgoda jest, ale obarczona konkretną umową między wicepremierem i Ministrem Kultury i Dziedzictwa Narodowego Piotrem Glińskim i prezydent Słupska Krystyną Danilecką-Wojewódzką. Jak czytamy w uzasadnieniu i preambule umowy, zostaje ona podpisana, aby w pełni wykorzystać potencjał artystyczny ludzi i miejsca, zapewnić stabilny rozwój oraz zwiększyć możliwości twórcze teatru, a jego prowadzenie będzie wspólne przez miasto oraz ministra kultury. Ministerstwo ma przekazywać na prowadzenie działalności teatru przynajmniej 500 tys. zł rocznie.

Teatr jest samorządową instytucją kultury, a nie rządową. Jeśli coś będzie nie po myśli ministra, to co, będzie po dotacji? Mam obawy, bo czy my dążymy do centralizacji i ręcznego sterowania instytucją kultury? Mamy przykłady co się dzieje w kraju, chociażby za sprawą ministra edukacji

Renata Stec / radna ze Słupska

Jednak nie wszystkie zapisy umowy podobają się niektórym radnym Słupska. Podczas obrad zwrócili oni uwagę i przestrzegali włodarzy Słupska przed przekazaniem zbyt wielkich kompetencji obecnemu rządowi. Radni zwrócili uwagę na zapisy w projekcie umowy w których wiele strategicznych spraw teatru (powoływanie i odwoływanie dyrektora i ewentualnych wicedyrektorów, zmiany statutu itp) musi być każdorazowo uzgadniane z ministrem i otrzymać jego zgodę.

- Ja się z tym nie zgadzam. Teatr jest samorządową instytucją kultury, a nie rządową. Jeśli coś będzie nie po myśli ministra, to co, będzie po dotacji? Mam obawy, bo czy my dążymy do centralizacji i ręcznego sterowania instytucją kultury? Mamy przykłady co się dzieje w kraju, chociażby za sprawą ministra edukacji – mówi radna Renata Stec.

Radny Jan Lange przyznaje, że każda pomoc finansowa z zewnątrz powinna cieszyć, ale....

- W tym przypadku ministerstwo chce dać nam 20 proc. tego, co my dajemy, a w zamian chce współrządzić 50 na 50. A jeżeli będziemy chcieli wystawić jakąś sztukę, np. „Brzydkie Kaczątko” czy „O dwóch takich co ukradli księżyc” albo „Pinokia”, to np. może być sprzeciw i blokada na taki repertuar. Nie powinniśmy sprzedawać się za srebrniki. Chcemy pomocy, ale bezwarunkowej. Jeżeli minister chce dofinansować placówkę, chwała mu za to, ale bez ograniczeń i ingerencji w jej działalność – uważa Jan Lange. I dodaje: - Nasz teatr jest jednym z najlepszych w Polsce i oby za chwilę zamiast tych różnych przedstawień nie był w nim odmawiany różaniec... Nie wyobrażam sobie bowiem, aby ministerstwo miało wpływ na repertuar teatru, a wynika, że będzie mogło negować program.

Dotknięta wypowiedzią radnego Lange poczuła się radna Anna Mrowińska, która podkreśliła, że jej zdaniem, przekroczył on granicę.

- Protestuję. Obraził mnie pan. Jestem osobą wierzącą i nie życzę sobie, aby kpił pan z mojej wiary. Czuję się dotknięta pana wypowiedzią – mówiła.

Nie powinniśmy sprzedawać się za srebrniki. Chcemy pomocy, ale bezwarunkowej. Jeżeli minister chce dofinansować placówkę, chwała mu za to, ale bez ograniczeń i ingerencji w jej działalność

Jan Lange / radny ze Słupska

Radna Małgorzata Lenart, jak przyznała, zdaje sobie sprawę, że również w Słupsku instytucje kultury są słabo dofinansowane.

- Każdy dyrektor takiej placówki zabiega o wyższe kwoty. Kiedy więc rozpoczęły się negocjacje z ministerstwem kultury, bardzo temu kibicowałam. Jednak zapis w umowie o powołaniu wicedyrektora mnie zdziwił, bo nigdy nie było takiej potrzeby. Podoba mi się to średnio, gdyż nie uważam, aby była taka potrzeba. Jednak te 500 tys. zł, które będzie dorzucone do tego worka z napisem kultura to bardzo ważny krok i chyba nie mamy wyjścia – powiedziała radna Lenart.

A Bogusław Dobkowski dodał, że obawia się czy słupski teatr nie pójdzie w ślady tego z Wrocławia, który jego zdaniem został przez ministra zniszczony oraz czy minister nie zmieni nazwy słupskiego teatru, bo ten ma w nazwie słowo tęcza...

Kazimierz Czyż zauważył, że brak środków samorządu na prowadzenie chociażby placówek kulturalnych bierze się m.in. z polityki rządu, gdyż przez decyzje w Warszawie do miejskiego budżetu wpływa coraz mniej środków, chociażby z niższego PIT-u.

Wiceprzewodniczący rady Tadeusz Bobrowski dziwił się dyskusji, gdyż jego zdaniem na komisji kultury i oświaty wszystko było jasne... Jego zdaniem jeśli ktoś, np. sponsor, rząd czy ktoś inny, przeznacza na coś środki, to ma prawo je kontrolować.

- Wszyscy piszczą o brak środków, a w tym przypadku rząd chce przeznaczyć środki na niedofinansowane instytucje kulturalne i chce mieć też wpływ, co się z nimi będzie działo. Jeśli samorządy prowadzą i finansują schronisko dla zwierząt, to też mają prawo do kontroli. Samorząd powinien wziąć te środki rządowe, bo kultura w Słupsku będzie padać bez tych pieniędzy. Jeżeli się z tym nie zgadzacie, to proszę wskazać skąd dofinansować np. teatr. A dyskusja zmierzająca w kierunku wiary, to przekroczenie granicy – mówił Tadeusz Bobrowski.

Teatr Tęcza nie jest upolityczniony, barwy polityczne nie mają tu znaczenia, bo kultura tworzona dla dzieci tych barw nie ma i nie wyobrażam sobie, abyśmy pozwolili kiedyś ministerstwu na decydujący głos w sprawie programu teatru

Marta Makuch / wiceprezydent Słupska

Radny Bogusław Dobkowski, nawiązując do wypowiedzi wiceprzewodniczącego Bobrowskiego zwrócił uwagę, że tak naprawdę to rząd nie ma żadnych swoich pieniędzy i żadnych pieniędzy nie daje, a jedynie rozdaje te, które wcześniej zabiera ludziom.

Wiceprezydent Słupska Marta Makuch wyjaśniała radnym, że umowa między miastem a ministerstwem niczym nie różni się od umów podpisywanych wcześniej czy z innymi samorządami i że polityka oraz barwy polityczne nie mają tu żadnego znaczenia. Zdaniem Marty Makuch ta umowa to standardowe dzielenie kompetencji.

- Teatr Tęcza nie jest upolityczniony, barwy polityczne nie mają tu znaczenia, bo kultura tworzona dla dzieci tych barw nie ma i nie wyobrażam sobie, abyśmy pozwolili kiedyś ministerstwu na decydujący głos w sprawie programu teatru – deklarowała Marta Makuch i wyjaśniała, że zawarte w umowie powołanie wicedyrektora teatru czy Rady Programowej to jedynie możliwości, a nie konieczność.

Ostatecznie radni Słupska podjęli uchwałę w sprawie wyrażenia woli prowadzenia Teatru Lalki Tęcza w Słupsku jako wspólnej instytucji kultury Miasta Słupska i Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jednak nie jednomyślnie. Za było 12. radnych, 7. przeciw, a 2. wstrzymało się od głosu. Dwóch radnych było nieobecnych.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze