Motywem przewodnim rozpoczętego przez panią pierwszego sezonu jest słowo: „Blisko”. Jak bliski jest pani Słupsk?
Gdy na przełomie wiosny i lata reżyserowałam tu „Małego Księcia” było to moje pierwsze zetknięcie się z tym miastem na dłużej. Dobrze się tu czułam. Z przyjemnością eksplorowałam Słupsk i okolice. Od czasu, gdy objęłam funkcję dyrektorki teatru, to miasto staje mi się z każdym dniem coraz bliższe. Z moim partnerem wynajęliśmy mieszkanie w bardzo przyjemnej okolicy. Przecieramy własne szlaki. Mamy tu już swoich znajomych i miejsca, które lubimy. Słupsk jest już blisko mnie.
Ponoć poznawała pani słupszczan także podczas spacerów z psem?
To świetna metoda nawiązywania kontaktów, dobry pretekst do niezobowiązującej rozmowy. Także do zaproszenia do teatru, a tym samym pozyskania publiczności.

Frekwencja, jaką wywalczył dla słupskiej sceny dyrektor Dominik Nowak, to 78 proc. Znakomity wynik. Dla pani – wysoka poprzeczka?
Mam poczucie, że możemy zawalczyć o jeszcze więcej. Te moje słupskie peregrynacje ujawniły, że wielu słupszczan w ogóle nie zna swojego teatru. Stąd hasło pierwszego sezonu. Uznałam, że gros tych osób, mogłoby znaleźć się bliżej teatru, jeśli tylko my zbliżymy się do nich. Sadzę, że nawet takie przypadkowe rozmowy mogą ludzi zachęcić, by do nas wpaść, mogą pokazać, że teatr nie jest skostniałą instytucją, a w wielu środowiskach, niestety, wciąż pokutuje przekonanie, że to przestrzeń, gdzie wieje nudą. A przecież to nieprawda. Mam nadzieję, że hasło tegorocznego sezonu da napęd do tego, by być blisko mieszkańców, blisko instytucji gotowych na współpracę z nami. Wraz z teatralną pedagożką rozpoczęłam już rozmowy z dyrektorami szkół. Chciałabym odwiedzić je osobiście, nawiązać relacje z najmłodszymi odbiorcami sztuki, pokazać im, że teatr to instytucja energetyzująca, otwarta, wychodząca naprzeciw różnorodnym oczekiwaniom.
Odwiedzi też pani studentów Uniwersytetu Pomorskiego?
Mam nadzieję, że uda nam się zaprosić ich do współpracy. W teatrach dużych miast bileterzy i bileterki to osoby studiujące. Ktoś taki, widząc jak wiele ciekawego w teatrze się dzieje, przyciągnie tu kolegów i koleżanki. Wdrożymy system studenckich wejściówek. Zależy mi, by odwiedzali nas nie tylko słupscy studenci, jestem przekonana, że repertuar naszego teatru będzie na tyle interesujący, że warto będzie tu przyjechać nawet z bardzo daleka.
Reżyserowała pani w Trójmieście, choćby w Teatrze Wybrzeże, gdzie bilety trzeba rezerwować kilka miesięcy wcześniej. W Słupsku taka sytuacja będzie kiedyś możliwa?
Teatr Wybrzeże to ogromna i bardzo dobrze finansowana instytucja w turystycznym i uniwersyteckim mieście. Nasz teatr nie jest ani ogromny, ani zamożny, a miasto nie jest uniwersyteckie ani turystyczne. Konieczność rezerwowania biletów z wyprzedzeniem wiąże się w dużej mierze z geografią. Na nasze spektakle trudno będzie dostać bilety, kiedy będziemy wyjeżdżać poza Słupsk, do dużych ośrodków miejskich. W Gdańsku mieszka co najmniej 490 000 ludzi. Samych studentów w Gdańsku jest więcej niż u nas mieszkańców, a widownia Wybrzeża to także mieszkańcy Sopotu i Gdyni. Przypominam, że w Słupsku mieszka około 75 000 ludzi. Nie mamy celów tożsamych z celami Teatru Wybrzeże. Nie porównywałabym tych teatrów w zakresie dostępności biletów.
Nie myślałam o porównywaniu teatrów, raczej o tym, czy słupski teatr mógłby osiągnąć podobną popularność w swoim mieście, wśród słupszczan i turystów. Skoro wspomniałyśmy o Trójmieście, we wrześniu dyrektorką Teatru Miejskiego w Gdyni została także reżyserka, Marta Miłoszewska, ponoć zamierzają panie współpracować.
Jesteśmy po pierwszych rozmowach. Zapowiada się bardzo interesująca współpraca między tymi instytucjami. Chęć współpracy z nami wyraziły także Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku, Teatr Polski w Bydgoszczy czy Teatr Nowy w Poznaniu.
W tym sezonie rozpoczyna się współpraca z warszawską grupą Teraz Poliż.
To jedyny profesjonalny kobiecy teatr w Polsce. W ramach warszawsko-słupskiej, trzyletniej współpracy powstaną trzy spektakle. Pierwszy o ekologii, drugi o kobietach w sporcie, trzeci – o kobietach na akademii. Pierwszy spektakl sama będę reżyserować, drugi wyreżyseruje Olga Ciężkowska, trzeci – Klaudia Hartung-Wójciak. Obie są zdolnymi i utytułowanymi reżyserkami. Ideą tego przedsięwzięcia jest popularyzacja słupskiej sceny, ale także wsparcie artystek, które proponują nowy, interesujący język teatralny. Słupszczanie powinni mieć dostęp do najnowocześniejszych zjawisk teatralnych. Pierwsza premiera zawsze będzie miała miejsce w Warszawie, a druga u nas.
Co jeszcze zobaczymy w nowym sezonie?
Zaczęliśmy premierą „Nauki pływania”, spektaklu na podstawie tekstu Magdy Drab w reżyserii Ewy Rysovej, zrealizowanego w ramach programu Instytutu Teatralnego Dramatopisanie. To premiera, nad przygotowaniem której zespół pracował jeszcze pod koniec minionego sezonu. Spektakl o starości, o tym, jak osobie jej doświadczającej towarzyszyć. Nie daje odpowiedzi, raczej stawia pytania. Jest opowieścią o perspektywie odchodzenia bliskiej osoby i o tym, jak to jest, gdy starość jest blisko, gdy jest się blisko osoby, która ją przeżywa. Kolejna zaplanowana premiera przygotowywana jest w ramach współpracy z Teraz Poliż. Spektakl w Warszawie już w grudniu, w styczniu pokażemy go u nas. Kolejną premierę zrealizuje Tomasz Cymerman, a na koniec sezonu - Mira Mańka, która poprowadzi także warsztaty z twórczego feedbacku dla całego zespołu. Pokażemy też dwie kameralne premiery w reżyserii Agaty Koszulińskiej. Odbędą się one w ramach Klubu Kabaretowego. Pierwsze próby w listopadzie. To, co charakterystyczne dla tego cyklu to to, że przygotowujemy poszczególne odcinki w bardzo krótkim czasie i gramy bardzo krótko, tylko sześć razy. Każdy kolejny odcinek nawiązuje do poprzedniego, zachęcamy, by śledzić wszystkie. Jak serial.
Wystartuje też młodzieżowa grupa teatralna.
Poprowadzi ją Jakub Mielewczyk, aktor słupskiego teatru. Tworzymy też grupę teatralną Seniorita, dla seniorów, z którymi pracować będzie aktorka Katarzyna Pałka. Powołujemy do życia Chór Słupszczan! Udział w zajęciach chóru będzie bezpłatny. Uwaga! Nie trzeba umieć śpiewać! Wiele wskazuje na to, że będzie to jedna z ważniejszych naszych inicjatyw. O przyjęciu do chóru decyduje kolejność zgłoszeń, kto pierwszy ten lepszy.
Jak zaistnieje na słupskiej scenie klasyka?
Mira Mańka chciała realizować „Klątwę” Wyspiańskiego, jednak jej pomysł był bardzo kameralny, niewielu aktorów i aktorek miałoby możliwość współpracy z nią, a jest ona jedną z najciekawszych reżyserek swojego pokolenia. Chcę, żeby cały nasz zespół mógł pracować z Mirą. Myślimy o innym tytule z podobnego obszaru literatury.
Ilu aktorów ma dziś słupski teatr? Jeszcze niedawno było ośmioro.
Teraz jest ich sześcioro. Niestety, budżet nie pozwala na więcej. Będziemy zapraszam osoby do współpracy gościnnej.
Straszne słowo - budżet. Dominik Nowak wielokrotnie podkreślał, że słupska scena jest najniżej dotowanym teatrem w Polsce.
Szukam oszczędności w różnych obszarach. Wszystko zależy, oczywiście, od perspektyw, co będzie dla nas priorytetem. Już udało się zwiększyć dotacje o 200 tys. zł, co jest jednak – biorąc pod uwagę inflację - kroplą w morzu potrzeb. Będą granty, sponsorzy, dotacje z różnych programów artystycznych. O dodatkowe fundusze na pewno będziemy się starać.
Patron słupskiego teatru, Stanisław Ignacy Witkiewicz, ma szansę wejść na scenę?
Na razie inspirujemy się jego myślą. Nie chciałam – przynajmniej na początek - planować premier opartych na jego tekstach, to byłoby zbyt oczywiste, skoro teatr imienia Witkacego, to dyrektor musi złożyć mu hołd. Dla mnie ciekawsze jest nawiązywanie do jego myśli poprzez realizację innych tekstów. Jeśli jednak okaże się, że jest potrzeba na Witkacego, a reżyserzy rzeczywiście już zgłaszają się z takimi pomysłami, to wrócimy do tematu. W myśl idei, żeby być blisko ludzi, potrzeb. Dla mnie ważne jest to, że Witkacy to był twórcą niegodzącym się na kompromisy. Nie traktował sztuki jako ozdobnika rzeczywistości, ale jako próbę nadania tej rzeczywistości znaczenia. Postawa naszego patrona jest pełna niepokoju, pełna intelektualnej pasji, ale też humoru i przekroczeń granic formy i i myślenia. Ważne byśmy pogłębiali świadomość sensu istnienia sztuki w życiu społecznym. To ważniejsze niż realizacja konkretnych tekstów, które gościły wielokrotnie na polskich scenach.
Teatr słupski pod pani opieką…
Będzie, taką mam nadzieję, nowoczesnym teatrem blisko ludzi. Nie planuję rewolucji, choć wiem, że niektóre nasze działania bywają postrzegane jako rewolucyjne. To jednak kwestia określonych okoliczności i przekonań..
Bardzo symboliczne, że od „Małego Księcia” zaczęło się pani życie w Słupsku...
Gdy w 2024 roku rozmawiałam po raz pierwszy z dyrektorem Dominikiem Nowakiem, nie było szans na współpracę ze słupskim teatrem, bo sezon był już zaplanowany. Na kolejny planów nie było, bo zmieniała się dyrekcja. Kilka miesięcy później Dominik Nowak zadzwonił z propozycją współpracy. Czasami plany się zmieniają i tutaj miała miejsce właśnie taka sytuacja. Wspólnie zdecydowaliśmy, po długich rozmowach, że zrealizuję „Małego Księcia”. W pierwszym miesiącu mojej współpracy z Teatrem w Słupsku odbył się konkurs na dyrektora, nie został jednak rozstrzygnięty. Pojawiła się skądś sugestia, bym pomyślała o starcie w kolejnym konkursie. Kiedy zdecydowałam się na udział w nim byłam zdeterminowana, ale nie zdesperowana. Moje życie od tego nie zależało. No a teraz, cóż, właśnie rozmawiamy o tym, jak będę prowadzić ten słupski teatr i jak - w pewnym sensie - uzależnię od niego życie swoje i najbliższych mi osób.

























Napisz komentarz
Komentarze