Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

W Rosji nikt nie zna pierogów ruskich. Poza tym ruski nie znaczy rosyjski

Nie pierwszy raz w historii nasze pretensje kierowane do wielkiego i groźnego sąsiada przelewamy na Bogu ducha winne pierogi - mówi Monika Milewska, antropolog kultury, autorka książki "Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w czasach PRL"
(fot. Canva | Zdjęcie ilustracyjne) 

Od czasu wojny w Ukrainie pierogi ruskie są na cenzurowanym. Na znak protestu.

Niesłusznie, bo to danie kuchni ukraińskiej. A i, w jakiejś mierze, polskiej.

Na pewno nie mają nic wspólnego z Rosją.

W Rosji pierogi te nie są znane.

Czyli wspierając Ukraińców eliminowaliśmy… ukraińską kuchnię?

Na to wychodzi. „Ruski” to nie znaczy rosyjski, a wywodzący się z Rusi, w tym przypadku z Rusi Czerwonej, która jest polsko-ukraińskim pograniczem. Pierogi te przed II wojną światową określane były jako pierogi polskie, bo były popularnym daniem Polaków zamieszkujących ziemię lwowską. Po roku 1945 przywędrowały razem z przesiedleńcami z tamtym terenów do Polski Ludowej. I na przykład we Wrocławiu przez długi czas nazywane były pierogami lwowskimi. A na Mazurach czy w Szczecinie, gdzie były wcześniej w ogóle nieznane, zyskały nazwę ruskich właśnie. Sięgając do historii kulinariów, dowiemy się natomiast, że ruski pieróg to było kiedyś coś kompletnie innego. Jeśli zajrzymy do starych, przedwojennych książek kucharskich, okaże się, że mianem tym określane było zapiekane w piecu drożdżowe ciasto z nadzieniem niekoniecznie z ziemniaków i białego sera. Jako ciekawostkę można dodać, że niegdyś wierzono, iż pierogi z takim nadzieniem miały moc magiczną, bo biały ser zawarty w farszu odstraszał złe duchy… Podawano je więc w sytuacjach obrzędowych, z okazji wesela czy chrzcin. Ciekawe, czy biały ser działa też na rosyjskie zombie?

WIĘCEJ: Przemawiając w Sejmie, Cyrankiewicz popijał tonik schweppes. O kuchni w PRL

Ruskie zawsze były na cenzurowanym. W PRL-u krążył dowcip: Kto zamawiał ruskie? Nikt, same przyszli!

Podobny tekst kosztował kabaret Olgi Lipińskiej kilkanaście miesięcy milczenia. W 1978 roku Jan Kobuszewski w tym niezmiernie popularnym wówczas telewizyjnym show opowiedział dowcip o pierogach leniwych, które „same przyszli”. Usłyszał to ktoś z rosyjskiej ambasady. Olgę Lipińską natychmiast wezwano do prezesa na dywanik, a kabaret został zawieszony. Słynna jest też anegdotka o ruskich w Kabulu. Ponoć studenci Baru Uniwersyteckiego w Warszawie - w czasie, gdy Związek Radziecki zajął Afganistan, a tym samym jego stolicę Kabul - nachodzili panią wydającą posiłki, uporczywie pytając: Czy są ruskie w Kabulu? Nieszczęsna myślała, że chodzi o jakiś sos... A gdy już miała dosyć tych pytań, wywiesiła kartkę: Nie ma ruskich w Kabulu!

Ruski” to nie znaczy rosyjski, a wywodzący się z Rusi, w tym przypadku z Rusi Czerwonej, która jest polsko-ukraińskim pograniczem. Pierogi te przed II wojną światową określane były jako pierogi polskie, bo były popularnym daniem Polaków zamieszkujących ziemię lwowską.

Monika Milewska / antropolog kultury, autorka książki "Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w czasach PRL

W swojej książce „Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w czasach PRL” przytaczasz też inne anegdotki z dawnych lat.

 

Na przykład tę: Czym się różni bar mleczny od komitetu PZPR? Niczym. I tu, i tu: ruskie, śląskie, a reszta - leniwe. Gdy w 1985 roku z okazji 15-lecia Uniwersytetu Gdańskiego ulicami Sopotu defilowali studenci z przewrotnymi hasłami na transparentach, jedno z nich brzmiało: „NIE LUBIM RUSKICH pierogów”. To zatem nie pierwszy raz w historii, gdy nasze pretensje kierowane do wielkiego i groźnego sąsiada przelewamy na Bogu ducha winne pierogi.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama