Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Egzekucja gdańskiego listonosza na Zaspie. Przełom po 25 latach?

W maju tego roku mija 25. rocznica zabójstwa Piotra Zielińskiego, gdańskiego listonosza rozstrzelanego przez nieznanych sprawców na Zaspie. I choć pytań nadal jest więcej niż odpowiedzi, policjanci z gdańskiego Archiwum X mogą już powiedzieć: - Najnowsze osiągnięcia naukowe dziedziny kryminalistyki pozwoliły nam ponownie zająć się tą sprawą.
symboliczny grób listonosza Piotra Zielińskiego na gdańskiej Zaspie
Piotr Zieliński zginął w 1997 roku. Na gdańskiej Zaspie, w miejscu, gdzie doszło do tragedii, stoi jego symboliczny grób

Autor: Karol Makurat | materiały policji | opr. ZP

Śledztwo w sprawie niewyjaśnionej do dziś śmierci 29-letniego Piotra Zielińskiego, listonosza zamordowanego w środku dnia w centrum miasta, zostało oficjalnie wznowione w lipcu ubiegłego roku pod nadzorem Prokuratury Regionalnej w Gdańsku. Wpłynęła na to ponowna analiza dowodów, w której wykorzystano - jak twierdzą enigmatycznie policjanci, unikając podania szczegółów - ostatnie odkrycia naukowe w kryminalistyce.

- Sprawdziliśmy jeszcze raz pewne ślady, pojawiły się nowe wątki, którymi musimy się zająć - tłumaczy podinspektor Paweł Mrozowski z gdańskiego Zespołu ds. Przestępstw Niewykrytych, zwanego Archiwum X, działającego przy Komendzie Wojewódzkiej Policji. - Pojawiły się też pewne wskazania, w jakim kierunku powinniśmy pójść. Cały czas docieramy do kolejnych świadków, którzy mogą coś na ten temat wiedzieć.

- Wątki te są bardzo obiecujące, mogą pomóc rozwiązać tę sprawę - dodaje asp. Adrian Floriański z gdańskiego Archiwum X.
Więcej informacji nie poznamy. Ze względu na dobro śledztwa.

Aleksandra, dawna znajoma Piotra z pracy mówi, że wreszcie ma nadzieję na sprawiedliwość. I liczy, że wreszcie dowie się, dlaczego Piotr musiał zginąć.

- Jestem przekonana, że wiedział za dużo - uważa pani Aleksandra. - Nadal uważam, że może coś usłyszał, może coś zobaczył. Tylko dlaczego ta wiedza była warta ludzkiego życia?

Piotr, zwany przez przyjaciół Pietruchą, był duszą towarzystwa

Czwartek, 15 maja 1997 roku

Rano, jak zwykle wyszedł do pracy. Roznosił nie tylko listy, ale także renty, emerytury, przesyłki pieniężne. Tamtego dnia miał przy sobie łącznie około 24 tysięcy złotych.

W torbie trzymał 17 tys. zł, resztę - 7 tys. - włożył do kieszeni. Zgodnie z instrukcją przełożonych, nakazującą listonoszom w obawie przed kradzieżami rozłożenie pieniędzy w różne miejsca. Ostatni raz widziano go około godziny 10.20 pod blokiem przy ul. Leszczyńskich 1 na Zaspie. Wsiadał do swojego samochodu w towarzystwie dwóch nieznanych młodych mężczyzn.

Kiedy przed czterema laty szukałam świadków ostatnich minut życia Piotra Zielińskiego, dotarłam do pani Lidii. To ona tamtego majowego czwartku patrzyła przez okno na plac pod domem zastawiony samochodami. Stał tam także turkusowy golf, którym jeździł listonosz.

Do klatki przy ul. Leszczyńskich 1A Piotr Zieliński wszedł sam. Kiedy wychodził, towarzyszyło mu dwóch szczupłych mężczyzn w ciemnych dresach z białymi lampasami. Krótko ostrzyżonych, średniego wzrostu, ot tak mniej więcej 175 cm. Pani Lidia nie widziała ich twarzy. Zapamiętała za to dobrze twarz Piotra.

- Wyglądał na zdenerwowanego i chyba mocno przestraszonego - opowiadała. - Odwrócił się, spojrzał w stronę bloku. Jeszcze dziś pamiętam jego oczy pełne strachu.

Jeśli się bał, to dlaczego nie wszczął alarmu? Dlaczego pozwolił wsiąść mężczyznom do samochodu? Dlaczego sam usiadł za kierownicą?W późniejszym śledztwie pojawiła się teza, że mógł znać swoich pasażerów.

Od momentu, gdy widzieli go ostatni świadkowie, żył jeszcze niespełna pięć minut. Prowadzony przez niego golf z ul. Leszczyńskich skręcił w lewo - w ul. Chrobrego. Zatrzymał się za zakrętem w lewo na ul. Powstańców Wielkopolskich. Na opustoszałej, bocznej uliczce, przy ogródkach działkowych. 

Tutaj wysiadł z samochodu. Chwilę później zginął od dwóch strzałów oddanych w tył głowy z przerobionego na broń ostrą pistoletu gazowego marki Walther.

O godzinie 10.40 ciało Piotra Zielińskiego, wciśnięte do bagażnika golfa zostało odnalezione przez przypadkowo przechodzących ulicą mężczyzn. Powiadomili pracowników pobliskiej stacji wodociągów, ci wezwali policję. Okazało się, że z torby listonosza zginęło 17 tys. zł. W kieszeniach zostało 7 tys. zł. Początkowo śledczy uznali za najbardziej prawdopodobny motyw rabunkowy. Były to czasy, gdy w całym kraju napadano na listonoszy, traktowanych przez przestępców za łatwe źródło pieniędzy.

(fot. archiwum prywatne)

Komu mógł się narazić?

Jednak w sprawie Piotra Zielińskiego z czasem pojawiły się wątki, wskazujące na inne motywy działania sprawców.

- Ewidentnie wyglądało to na egzekucję - uważa pani Aleksandra. Wie o czym mówi, jest córką pocztowców, przez lata pracowała na poczcie. I nie przypomina sobie, by bandyci napadający na listonoszy działali w taki sposób. Ponadto Piotr był człowiekiem bardzo ostrożnym. W samochodzie trzymał nunczako i broń gazową. Nie pasowało to do obrazu człowieka, który wsiadłby z obcymi do auta...

Śledztwo w sprawie zabójstwa listonosza umorzono już 31 grudnia 1997 roku z powodu niewykrycia sprawców. W 2005 roku aktami zainteresowali się policjanci z gdańskiego Archiwum X.

Zaczęto ponownie rozpytywać świadków, pytać o przeszłość listonosza.

Piotr był żonaty, miał ośmioletnie dziecko. Mieszkał w niewielkiej klitce nieistniejącego już domu przy ul. Słowackiego we Wrzeszczu. I choć w tamtych czasach listonosze zarabiali w miarę dobrze (także z „końcówek” rent i emerytur), nie były to takie kwoty, by stać go było na zamianę mieszkania. A skoro nie miał aż tak dużych dochodów, trudno domniemywać, by pożyczył gdzieś sporą kwotę bądź wplątał się w nielegalne interesy.

Znajomi mówili, że Piotr, zwany przez przyjaciół Pietruchą, był duszą towarzystwa. Na zdjęciach z prywatnych albumów widać rozbawionego mężczyznę, uczestniczącego w imprezach i grillach. Uczestnicy zabaw noszą koszulki z napisem OUP (Okręgowy Urząd Poczty). W przeddzień tragedii obchodził swoje 29 urodziny w Cristalu we Wrzeszczu. Tam zaczepili go jacyś „dresiarze”. Piotr z kolegą zostali z lekka poturbowani.

(fot. archiwum prywatne)

Ale czy to mógłby być motyw?

- Nic nie wskazuje, że bójka w Cristalu miała coś wspólnego z zabójstwem - uważa podinsp. Mrozowski. - Dowiedzieliśmy się za to, że dzień wcześniej Piotr był czymś podenerwowany. Czym? Nie wiadomo.

Rozmawiając z dawnymi znajomymi Piotra, od jednego z kolegów usłyszałam, że przyczyną jego śmierci mógł być... przypadek. - Listonosz często zobaczy coś, co inni starają się ukryć - wyjaśniał kolega. - Nie można wykluczyć, że Piotr stał się dla kogoś niewygodnym świadkiem.

O ciekawym wątku opowiadała także pani Aleksandra. Piotr zamierzał zmienić pracę. Miał szukać osób, które zaprotegują go w policji lub szeroko pojętych służbach.

Od Aleksandry niejednokrotnie dzwonił do tajemniczego znajomego. Zamykał się w drugim pokoju, kiedyś po takiej rozmowie zdradził się, że być może już niedługo będzie się zajmować „sprawami bezpieczeństwa”.

Odświeżyć pamięć

- Po wznowieniu śledztwa dotarliśmy znowu do środowiska Piotra - mówi podinsp. Mrozowski.- Przesłuchaliśmy grono pracowników poczty oraz znajomych z Brętowa, gdzie się wychowywał. Dowiedzieliśmy się nowych rzeczy o nim, jego postępowaniu, stylu pracy, życiu osobistym. Na początku lat dwutysięcznych na terenie Trójmiasta doszło do serii napadów na listonoszy. Te sprawy prokuratura i policja wzięła ponownie pod lupę. Wtedy okazało się, że łączą je podobieństwa osób z portretów pamięciowych, które publikujemy w artykule.

(fot. materiały policji)

Policjanci nie chcą na razie mówić, czy ci mężczyźni mają coś wspólnego z zabójstwem Piotra Zielińskiego. Funkcjonariusze podkreślają, że mimo medialnego nagłośnienia sprawy nie udało się natrafić na świadków z miejsca zbrodni, czyli ulicy Powstańców Wielkopolskich.

- Ciężko uwierzyć, że w miejscu, gdzie Piotr Zieliński został znaleziony, nikt nie przejeżdżał, nie przechodził - zastanawia się asp. Adrian Floriański. - Była to w końcu połowa maja, za płotem rozciągają się ogródki działkowe, obok stoją bloki. Czy nikt przez okna nie wypatrywał listonosza?

Kolejna zagadka - sprawcy musieli jakoś oddalić się z miejsca zabójstwa. Przed czterema laty opowiadano mi o świadku - już wtedy nieżyjącym - który ponoć widział tamtego majowego dnia przed godziną 11 wyjeżdżającą z ul. Powstańców Wielkopolskich betoniarkę. Miała jechać bardzo szybko, a w niedużej kabinie kierowcy siedziało aż trzech mężczyzn. Czy mogli mieć coś wspólnego z zamordowaniem listonosza?

Apele o zgłaszanie się osób jadących wówczas betoniarką nie przyniosły rezultatu. Policjanci skłaniają się jednak ku tezie, że zabójcy odjechali samochodem osobowym. Jakim - nie wiadomo.

Tak czy inaczej śledczy są dziś o kilka kroków dalej. I choć nie mogą jeszcze wskazać konkretnych sprawców, niewykluczone, że niedługo już o nich usłyszymy. A wtedy poznamy powody, dla których w biały dzień, w środku Gdańska rozstrzelano pewnego młodego listonosza.

Osoby, które mogą dzisiaj jeszcze wnieść coś do śledztwa, proszone są o kontakt z funkcjonariuszami z Archiwum X KWP w Gdańsku tel. 58 321 52 82 , a po godz. 15.30 z numerem telefonu 58 321 58 60.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama