Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

„To, co jest tu najważniejsze, musimy odnaleźć sami”. Po premierze „Pułapki” Tadeusza Różewicza

Na scenie feeria aktorskich kreacji. Po premierze „Pułapki” Tadeusza Różewicza w Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni.
„Pułapka”, Teatr Miejski w Gdyni
(fot. Roman Jocher)

Na początek opowieść z innego czasu. Z teatru… życia. Początek pandemii, marzec 2020 roku. W sklepach panika. Ludzie – sprowokowani przez płynące z mediów niepokojące komunikaty – rzucają się między regały. Biorą jak leci. Po chwili nie ma już: makaronu, mąki, ryżu, puszek rybnych, mleka, kartofli, piwa, papieru toaletowego… Stojąc w długiej kolejce do jednego z supermarketów, widzę wylewający się, obładowany towarami gigantyczny tłum, siaty, siaty, tysiące siatek. W tym tłumie – dziewczyna jedynie z małą torebką na ramieniu, w ręku trzyma... bukiet czerwonych tulipanów. Ten krajobraz tkwi we mnie. Dlaczego piszę o nim teraz? Po premierze „Pułapki” w Teatrze Miejskim w Gdyni? Bo spektakl w reżyserii Krzysztofa Babickiego jest jak te kwiaty w czasie zarazy. Poezja w powszechnym, przytłaczającym teatrze „prozy” życia.

Może w tym miejscu warto przypomnieć słowa Paula Valéry’ego, przywołane zresztą przez samego Różewicza w książce „Przygotowanie do wieczoru autorskiego”:

„Poezja jest przetrwaniem śmierci. Jest ona – w epoce symplifikacji języka, upadku i zwyrodnienia form oraz obojętności względem nich, w epoce specjalizacji – rzeczą szczątkową, zanikającą. Chcę przez to powiedzieć, że w naszych czasach nie wynaleziono by wierszy…”

(fot. Roman Jocher)

***

Punktem wyjścia dramatu Tadeusza Różewicza są losy Franza Kafki. Obsesyjnie chodził jego śladami już jako młody człowiek. Nie powstała powieść biograficzna, powstał dramat, którego bohater, jak to już wielokrotnie określano, wpada w pułapkę totalną: historii, biologii, własnej twórczości, losu:

„To ja jestem pułapką, moje ciało jest pułapką, w którą wpadłem po urodzeniu”.

Wierność słowu, szacunek do literatury i aktorów – tego trzyma się Krzysztof Babicki, uważa, że reżyser głuchy na aktora jest głuchy na teatr. Po „Pułapkę” sięga po raz kolejny.

– Bo to tekst magiczny, do którego lubię wracać – tłumaczył przed premierą.  

Pierwszą „Pułapkę” zrobił w Teatrze Wybrzeże, tuż po stanie wojennym, blisko czterdzieści lat temu. I w gdyńskim Teatrze Miejskim ma, co podkreśla, świetną obsadę.

– A to aktorzy sprawiają, że się wybiera taki, a nie inny tekst – uważa.

„Pułapka”, Teatr Miejski w Gdyni

Na scenie feeria kreacji. Prawdziwą wirtuozerię środków aktorskich prezentuje Grzegorz Wolf w roli Ojca. Ten charyzmatyczny aktor ujmująco żongluje słowem, mimiką i gestem, szczególnie porywa jednak to, co najtrudniejsze w sztuce aktorskiej, co nieuchwytne, nienazwane warsztatowo – aktor wprowadza nas w świat iluzji, na chwilę ulegamy złudzeniu, zapominamy, że Ojciec to postać z dramatu, z wyobraźni. Zapominamy, że jesteśmy w teatrze. Wręcz cieleśnie uczestniczymy w tym, co dzieje się na scenie.

Wtóruje mu aktorsko Dariusz Szymaniak w roli Maksa. A i Franz Piotra Michalskiego. Mimowolnie próbujemy się przebić przez ten jego metafizyczny ból. Zdjąć maskę, której jednak konsekwentnie się trzyma.

(fot. Roman Jocher)

***

Są tu sceny, które zostaną w pamięci na długo. Ta z Bogdanem Smagackim w roli Fryzjera obsługującego Franza, z Szymonem Sędrowskim jako Wyrostkiem Józkiem i z Mariuszem Żarneckim w roli Pana Radcy – to perła tak reżyserska, jak i aktorska.

Silne aktorsko, poruszające emocjonalnie (na szczęście, bez szarżowania), ciekawe psychologicznie są tu postaci kobiet, zbudowały je z wyczuciem zwłaszcza: Beata Buczek-Żarnecka jako Matka, Monika Babicka jako Greta, Agnieszka Bała – Felicja.

Cały zespół Teatru Miejskiego ujmuje klasą nie po raz pierwszy.

(fot. Roman Jocher)

***

– To, oczywiście, w każdym czasie będzie opowieść o nas, o nas żyjących w świecie przemocy, na którą nie ma ratunku – zapowiadał reżyser przed premierą.

Wystarczy przywołać słowa Ojca:

„Zróbcie sobie schron, bo oni idą po nas…”.

Ale dziś „Pułapka” Babickiego to przede wszystkim opowieść o strachu. O samotności w obliczu zagrożenia, w obliczu niezmiennie pulsującego zła, a może nawet, co jeszcze bardziej przejmujące, to spektakl o samotności w obliczu… samotności. O śmierci za życia. Tematy bliskie Różewiczowi od początku mocno wybrzmiały na gdyńskiej scenie.

Osobne role grają tu oniryczna scenografia Marka Brauna i pełna niepokoju muzyka Marka Kuczyńskiego, to dwie wysokiej próby teatralne kreacje.

(fot. Roman Jocher)

***

Siłą tego przedstawienia jest pewna uniwersalność interpretacji. Krzysztof Babicki nie narzuca tropów, jeśli nawiązuje do współczesności, to dyskretnie, nie wprost, pozwala odbiorcy wybierać w znaczeniach, wybrzmieć słowu do końca. Poszukiwać. Nie opowiada o sobie przez teatr, trzyma reżyserski dystans, jest przewodnikiem po znaczeniach, podrzuca kierunki, ale to, co w tej historii jest najważniejsze, musimy odnaleźć sami.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama