Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Chce wreszcie zakończyć żałobę po córce. Ojciec oferuje 100 tys. zł nagrody

Ojciec brutalnie zamordowanej przed 27 laty w lasach oliwskich Darii Relugi, sprzedał działkę w pobliżu Trójmiasta i przeznaczył 100 tys. zł na nagrodę za pomoc w skazaniu sprawców. - Darii nigdy nie zapomnę, ale chcę to wreszcie skończyć - mówi Dariusz Reluga. Na sygnały czeka pod nr tel. 452 457 043
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Pomysł tkwił w nim od dłuższego czasu. Jeśli policji nie udało się znaleźć zabójców Darii, jeśli nie pomogły dziesiątki artykułów i materiałów filmowych, może kogoś skuszą pieniądze?

- Wiem, że osoba uwikłana w morderstwo nie odda skóry, ale nie wierzę, że prawdę zna tylko sprawca - tłumaczy Dariusz Reluga. - Musiał się komuś zdradzić, może przy winie, wódce, może w chwili słabości.

Od tamtego sierpniowego dnia 1995 roku żyje myślą o tym, co zrobiono córce. Nie płacze, choć kochał ją nad życie. Dzwoni, pyta, sprawdza materiały. Szuka spisków i świadków. Oskarża policjantów i prokuratorów o zaniechania. - Wiem, że od 27 lat nie jestem do końca normalny, ale muszę skończyć tę sprawę - mówi.

Czy ktoś może być do końca normalny po tak ogromnej krzywdzie, zrobionej dziecku?

(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

 

Zabójstwo

Daria, najlepsza maturzystka 1995 roku w Gdańsku,  4 sierpnia 1995 roku wyszła rankiem, by pobiegać po lesie. Mieszkała niedaleko Akademii Wychowania Fizycznego,  na ul. Bobrowej. Świadek, kobieta wyprowadzająca psa, zobaczyła mężczyznę, który za Darią wchodził do lasu.

Ciało uduszonej i zgwałconej dziewczyny, przykryte gałęziami, znaleziono dopiero następnego dnia. Pod jednym z drzew leżała papierowa chusteczka. Na chusteczce i na ciele Darii  zidentyfikowano DNA tej samej, nieznanej osoby. - Na miejscu zbrodni była też skórzana bransoletka z wisiorkiem - mówi ojciec.-  Co symptomatyczne, akta sprawy  zaginęły w sopockiej prokuraturze między 1997 a 2006 rokiem. Wisiorek także zniknął.

Po zabójstwie sporządzono portret pamięciowy człowieka wchodzącego do lasu.Są jeszcze dwa portrety. To mężczyźni, którzy na przystanku na żądanie przy ul. Spacerowej około godziny 8.40 wsiedli do autobusu. Ubrudzeni igliwiem, wystraszeni i zdezorientowani. Pierwszy był szczupły, wątły, o rozczochranych włosach, ciemnym zaroście i zrośniętych, krzaczastych brwiach. Drugi krępy, miał krótko obcięte rude włosy. Po publikacji ich wizerunków na policję zgłosiła się młoda dziewczyna, która twierdziła, że "Rudy" i "Wątły" zaczepiali ją w Sopocie.

DNA mordercy (z typowania geograficznego wynika, że sprawca miał cechy typowe dla mieszkańców wschodniej i południowej Europy) i trzy portrety pamięciowe - to wszystko, na czym można było opierać śledztwo. Sprawę umorzoną z powodu niewykrycia sprawców, podjęli ponownie policjanci z gdańskiego Archiwum X. Ale i oni - jak twierdzą - doszli do ściany.

Daria Reluga zabójstwo

 

Po skargach Dariusza Relugi, kierowanych do "wszystkich świętych", z ministrami włącznie, w ubiegłym roku akta sprawy Darii trafiły do  do Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy.

- Sprawa jest prawomocnie umorzona - wyjaśnia Agnieszka Adamska-Okońska, prokurator Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy. - Prowadzimy czynności mające na celu ewentualne podjęcie postępowania.

Prokurator Agnieszka Adamska-Okońska dodaje, że nagroda jest zupełnie prywatną inicjatywą ojca Darii Relugi. O jej ustanowieniu prokuratura została powiadomiona.

- Wszystkie sposoby dotarcia do prawdy są cenne i mogą przynieść efekty - dodaje podinsp. Maciej Stęplewski , rzecznik KWP w Gdańsku.

Policjanci podkreślają, że zabójstwo Darii Relugi nadal należy do najważniejszych spraw czekających na rozwiązanie na Pomorzu.

Pieniądze odświeżają pamięć?

Nadzieja na to, że pieniądze mogą pomóc w rozwiązaniu spraw kryminalnych towarzyszy nam od dawna.

W ostatnich latach głośno było o wysokich nagrodach czekających na osobę, która pomoże w odnalezieniu Iwony Wieczorek. Już kilka dni po zaginięciu dziewczyny w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku, prezydent Sopotu Jacek Karnowski wyznaczył 20 tys. zł nagrody dla osoby, która przyczyni się do jej odnalezienia.

Przy ogromnej wrzawie medialnej towarzyszącej poszukiwaniom Iwony stawkę podniósł prywatny detektyw Krzysztof Rutkowski. Portal lublin.com.pl, powołując się na słowa detektywa w sierpniu 2010 r. poinformował, że trzej "anonimowi trójmiejscy biznesmeni" oferują milion złotych za informację o miejscu pobytu Iwony.Sam Rutkowski miał dorzucić do tego 10 tys. euro. Potem liczba biznesmenów wzrosła do dziesięciu. Łódzki poseł Samoobrony Piotr Misztal przyznał w wywiadzie, że znalazł się w tej grupie i od siebie daje 100 tysięcy zł.

(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Hojna oferta do dziś nie rozwiązała zagadki zaginięcia Iwony Wieczorek.

Do końca nie wiadomo, czy 50 tys. złotych pomogło w zatrzymaniu mordercy 10-letniej Kariny z Mrowin, zamordowanej w maju 2019 r. Pieniądze na nagrodę przekazały przez  biuro detektywistyczne osoby prywatne. Informacja o nagrodzie pojawiła się w czerwcu, zabójca trafił w ręce policji we wrześniu 2019 r.

Nadal policja oferuje 20 tys. zł za wskazanie miejsca pobytu Jacka Jaworka, który 10 lipca 2021 roku w Borowcach zamordował  brata, bratową i ich 17-letniego syna.

Czasami pieniądze skuszą. Janusz Kaczmarek, były minister spraw wewnętrznych i prokurator krajowy wspomina ciekawy przypadek z lat 90. XX wieku.

- Na terenie Niemiec zaleziono poćwiartowane zwłoki mężczyzny - opowiada dr Kaczmarek. -  Wiadomo było, że ofiara jest Polakiem. Chociaż odcięto stopy i dłonie, by uniemożliwić identyfikację mężczyzny, a sprawcy przestrzelili oczy ofiary, to na ciele pozostały tatuaże z napisami w języku polskim. Wyznaczono nagrodę w wysokości 10 tys. euro za wskazanie sprawców. Zgłosił się obywatel polski skuszony tą kwotą. W mediach niektóre aspekty tej sprawy zostały pominięte, a on znał szczegóły. Między innymi opowiedział o włożeniu ofierze do ust kamienia. Była to prawdziwa relacja.

Ostatecznie sprawcy zostali ujęci, a strona niemiecka wywiązała się z obietnicy i wypłaciła pieniądze. Odbiorca  10 tys.euro nie miał nic wspólnego ze zbrodnią.

Znane są także przypadki wyłudzania pieniędzy. Tak mogło być  w śledztwie dotyczącym porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. - Za informację o Krzysztofie Olewniku - jak stwierdził w późniejszym przesłuchaniu ojciec - jeden ze znanych detektywów skasował 800 tys. złotych - mówi Janusz Kaczmarek. - Przekazał rodzinie, że Krzysztof przebywa w  Wiedniu. Kiedy odkryto ciało młodego mężczyzny, wyszło na jaw, że była to informacja nieprawdziwa, bo w czasie, o którym mówił detektyw, Krzysztof Olewnik już nie żył.

Czy w przypadku Darii nagroda pomoże po latach?

- Mam duże wątpliwości, czy motywacja finansowa będzie skuteczna - uważa były szef MSWiA. - Każdy sposób dotarcia do prawdy w tym brutalnym przestępstwie może coś przynieść. Obawiam się jednak, że po tak długim okresie może pojawić się wiele osób, które będą twierdziły, że coś wiedzą, skuszone taką kwotą. A w praktyce okaże się, że tak naprawdę nie będą miały nic do powiedzenia.

(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

 

Jasnowidze i specjaliści od morderstwa

Od jednego z pomorskich policjantów słyszę, że propozycja wymiany informacji za pieniądze czasami naprawdę daje skutek.

- Może niekoniecznie dotyczy to sprawy Darii, ale bywa, że bandyci mają między sobą rozliczenia - uważa policjant. - Niewykluczone, że morderca powiedział komuś o zabójstwie.  Może sprawca już nie żyje, a świadek pomyśli, że warto by było zarobić na tym pieniądze? Jest to jednak mało prawdopodobne.

Przy oferowaniu pieniędzy pojawia się jeszcze ryzyko, jak mówi policjant,  kwestii szarlatańskiej. Zgłaszają się jasnowidze albo ludzie, którzy widzieli coś we śnie.

Policja sprawdza nawet najbardziej nieprawdopodobny sygnał, ale nie zmienia to w sposób istotny śledztwa.

Z rewelacjami, jak to nadal jest w przypadku Iwony Wieczorek, wyskakują co chwila także prywatni detektywi, dziennikarze, autorzy książek oraz domorośli specjaliści brylujący na forach internetowych.

- Ten schemat powtarza się od lat - wzdycha policjant. -  Każdy jest specjalistą od kryminału w Polsce. Przeciętny Polak zna się na medycynie, piłce nożnej i polityce. Teraz dochodzi jeszcze morderstwo.

Według prof. Jacka Potulskiego, kierownika Zakładu Kryminologii Wydziału Prawa i Administracji UG ufundowanie nagrody przez prywatną osobę za wskazanie przestępcy co do istoty nie jest nielegalne i niedopuszczalne.

- Pamiętam sytuacje, gdy nagroda pomogła. Informacji udzielił jeden ze wspólników. Było to jednak niedługo po dokonaniu przestępstwa - twierdzi prof. Potulski. - W tym przypadku jednak obawiam się, że nie przyniesie to żadnych efektów.Z pewnością nie zgłosi się ten, kto to zrobił, bo za 100 tys. nie będzie siedzieć do końca życia. A wspólnik? Tu jest tak poważne przestępstwo, że informatorowi może zostać postawiony zarzut współsprawstwa, za co grozi kara pozbawienia wolności do 11 lat i 11 miesięcy. Ale na pewno pojawi się mnóstwo chętnych z fałszywymi informacjami. To bardzo duże ryzyko.

Dariusz Reluga mówi, że ryzyka się nie boi. - Sporządziłem akt notarialny - wyjaśnia. -  Wypłata nagrody musi być uzgodniona z prokurator Aleksandrą Ziętarą z bydgoskiej prokuratury, która potwierdzi, że na podstawie tej konkretnej informacji sprawca został ujęty. Liczę, że ktoś się skusi. Bo inaczej moja żałoba po córce będzie nadal trwać.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama