Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Tusk obiecuje liberlizację prawa aborcyjnego. „Tym wyborów nie wygra”

Legalna aborcja do 12. tygodnia jest decyzją kobiety. Zapisaliśmy to jako konkretny projekt i będziemy w stanie zaproponować go Sejmowi pierwszego dnia po wyborach – zadeklarował w niedawno Donald Tusk. Kto się z tym nie zgadza, nie znajdzie się na listach wyborczych PO. Skąd nagle takie jednoznaczne stanowisko w kwestii, w której Platforma zawsze kluczyła?

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Wypowiedź Tuska rodzi więcej pytań, niż daje odpowiedzi. Po pierwsze nie jest jasne, co konkretnie ten „konkretny projekt” zawiera. Po drugie, nawet jeśli przewodniczący PO spacyfikuje tzw. skrzydło konserwatywne, to jak przekona do tego pomysłu potencjalnych koalicjantów? Po trzecie, nawet zakładając, że w przyszłym Sejmie zwolennicy radykalnej liberalizacji zyskają większość, to trzeba się liczyć z wetem prezydenta Dudy. I po czwarte wreszcie: czy kwestie praw kobiet oraz praw mniejszości to najwłaściwsze obecnie pole do skutecznej rywalizacji opozycji z PiS?

Wahadło musiało się odbić

Piotr Adamowicz, poseł Koalicji Obywatelskiej z Gdańska, potwierdza, że deklaracja Donalda Tuska, była jego własną inicjatywą. W klubie parlamentarnym nie było wcześniej dyskusji na ten temat.

- Z jednej strony byłem zdziwiony, że akurat teraz o tym powiedział, z drugiej stało się to na kampusie, który rządzi się specyficznymi prawami. Jest tam głównie młodzież w wieku lat nastu i dwudziestu kilku. Kiedy rok temu byłem na kampusie, to te wątki też się pojawiały w różnego rodzaju wypowiedziach w sposób dość zdecydowany. Teraz deklaracja została złożona i rozumiem, że zostanie dotrzymana. Ale jest to tylko i wyłącznie deklaracja. Nie jest znany projekt, nie ma żadnych szczegółowych rozwiązań. Dyskusja się toczy, zresztą nie tylko w Polsce, ale też USA. I powinno tę sprawę regulować sumienie kobiety, a nie ortodoksyjne przepisy prawa.

Piotr Adamowicz 

Natomiast zdaniem posła, deklaracja przyszła w nieodpowiednim momencie, kiedy PiS dokonuje gwałtownego zwrotu w polityce wewnętrznej.

- Główną osią sporu powinno być odsunięcie PiS u od władzy z powodu kardynalnych i błędów, jakie popełnia. Problemy z pieniędzmi na KPO, problemy z dostawą gazu z Norwegii, problemy z drożyzną, problemy z węglem, zatruta Odra - z tego się powinno ich w tej chwili rozliczać, a nie z tego, że doprowadzili do takiego, a nie innego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego.

Piotr Adamowicz zauważa, że w tym wypadku PiS popełniło zasadniczy błąd naruszając tzw. kompromis aborcyjny z 1993 roku.

- Po orzeczeniu TK, jesienią 2020 występowałem w Sejmie i powiedziałem, że uruchomiono w ten sposób wahadło. Jak mamy tak radykalny przechył w prawo, to wcześniej czy później nastąpi odbicie. Należy pogratulować wyobraźni Prawu i Sprawiedliwości, pani Przyłębskiej i większości hierarchów Kościoła.

Adamowicz twierdzi, że nie widzi wśród polityków PO jakiegoś wielkiego poruszenia tematem.

- W ubiegły piątek było posiedzenie Sejmu, ja byłem w Warszawie już w czwartek, bo wieczorem mieliśmy posiedzenie klubu i szczerze mówiąc żadnych ożywionych dyskusji na temat aborcji i deklaracji Tuska nie było. Padło oświadczenie ze strony Bogusława Sonika, że w tej sytuacji nie chce ponownie kandydować do Sejmu, ale że jest zainteresowany powrotem do Europarlamentu. Przyjęto to do wiadomości. Innych wypowiedzi nie słyszałem.

Groźby śmierci stały się powodem przyznania Donaldowi Tuskowi specjalnej ochrony Służby Ochrony Państwa  

Poseł nie uważa, żeby ujednoznacznienie stanowiska PO w kwestii aborcji mogło zasadniczo zmienić relacje między partiami opozycyjnymi.

- Polska 2050 i PSL od dawna są bardzo sceptyczne wobec jednej wspólnej listy i prawdopodobnie ta sytuacja wpłynie na to, że nie będziemy jej mieli. Natomiast do wyborów, jeżeli nie będzie jakiegoś tąpnięcia, mamy ponad rok. Rozmawiać można i trzeba, a finalnie zobaczymy co się okaże. Decyzje o listach, wspólnej bądź też dwóch należy podejmować korzystając z zaawansowanych analiz opartych na pogłębionych badaniach opinii, czyli czego potencjalny elektorat oczekiwałby. To jedna z głównych zasad prowadzenia polityki. Zobaczymy.

Tym się wyborów nie wygra

Zdaniem prof. Antoniego Dudka, politologa z UKSW arbitralnie podjęta przez Donalda Tuska decyzja w sprawie stanowiska partii wobec aborcji to jest problem dla wielu działaczy Platformy, którzy nie są na taki zwrot przygotowani. Niemniej korzyści polityczne przewyższają ewentualne straty osobowe.

PiS popełniło zasadniczy błąd naruszając tzw. kompromis aborcyjny z 1993 roku. Po orzeczeniu TK, jesienią 2020 występowałem w Sejmie i powiedziałem, że uruchomiono w ten sposób wahadło. Jak mamy tak radykalny przechył w prawo, to wcześniej czy później nastąpi odbicie. Należy pogratulować wyobraźni Prawu i Sprawiedliwości, pani Przyłębskiej i większości hierarchów Kościoła

Piotr Adamowicz / poseł Koalicji Obywatelskiej

W tle oczywiście jest pomysł na odebranie możliwie wielu wyborców lewicy i jej kompletne zwasalizowanie, rzucenie na kolana i zmuszenie do tego by się przyłączyła do Koalicji Obywatelskiej – tłumaczy prof. Dudek. – Jednocześnie jest to metoda na pogłębienie polaryzacji między PO a PiS. Tusk i Kaczyński nieustannie szukają tematów, w których mogliby pokazać, że tam, gdzie my mówimy: „białe”, druga strona jest czarna. W spawie aborcji nie było dotąd pełnej jasności, stanowisko Platformy nie było jednoznaczne. Teraz jest.

Warszawski politolog jest jedna sceptyczny jeśli chodzi o możliwość rychłej zmiany prawa aborcyjnego.

Po pierwsze nie wiemy, jaki będzie skład następnego Sejmu. Mogę sobie wyobrazić, że po wyborach nastąpi przesunięcie i taka nowa ustawa liberalizująca przepisy zyska większość. Jednak do jej wejścia w życie potrzebny będzie podpis prezydenta Dudy, a z jego dotychczasowych wypowiedzi wynika, że szanse na to są niewielkie. Podobnie jak na to, że w Sejmie znajdzie się większość trzech piątych do przełamania prezydenckiego weta. Krótko mówiąc niezależnie od tego kto wygra wybory parlamentarne, zostaniemy z obecnymi przepisami co najmniej do końca prezydentury Andrzeja Dudy, czyli do roku 2025.

Czyli można powiedzieć, że Tusk, niczym Zagłoba, obiecuje wyborcom Niderlandy?

Gdyby nie problem z prezydentem, dałoby się uczynić liberalizację prawa aborcyjnego jednym z głównych tematów kampanii, ale w sytuacji, gdy wielu potencjalnych wyborców rozumie, że to jest nie do zrealizowania w najbliższych latach, nie da się na tym wygrać wyborów

prof. Antoni Dudek / politolog

Tak, ale to małe Niderlandy, w porównaniu z tymi, które obiecuje Jarosław Kaczyński podejmując temat reparacji od Niemiec – śmieje się profesor. – Prawo aborcyjne prędzej czy później, choć raczej później, zostanie liberalizowane, a reparacji nie będzie nigdy.

Prof. Dudek nie spodziewa się zresztą by temat aborcji mógł zdominować kampanie wyborczą.

- Gdyby nie ten problem z prezydentem, dałoby się uczynić to jednym z głównych tematów kampanii, ale w sytuacji gdy wielu potencjalnych wyborców rozumie, że to jest nie do zrealizowania w najbliższych latach, nie da się na tym wygrać wyborów – przekonuje.

Zdaniem politologa proaborcyjne stanowisko PO może utrudnić, i tak mało prawdopodobny, start ugrupowań opozycyjnych z wspólnej listy. Niemniej wszyscy zdają sobie sprawę, że jeśli powstanie rząd niepisowski, to muszą go otworzyć co najmniej cztery podmioty opozycyjne na lewo od PiS i ten rząd będzie musiał mieć jakieś stanowisko w kwestii aborcyjnej.

- Zresztą wiadomo, że te podmioty różnią się od siebie nie tylko w kwestii aborcji, ale w paru innych. Więc albo albo uznają, że to nie przekreśla możliwości stworzenia koalicyjnego rządu, albo… będziemy skazani na dalsze rządy PiS. Po prostu trzeba dopisać te sprawę do protokołu rozbieżności. Ta sprawa jest ważna, ale ona nie może paraliżować działalności politycznej. To byłoby absurdalne. Nie w tym leży problem, ale w tym, czy jest możliwe ułożenie kompromisowej listy wyborczej, w której interesy tych czterech ugrupowań byłby zachowane.

Zawsze jest „nie teraz” więc czemu nie teraz?

Klementyna Suchanow, jedna z liderek Strajku Kobiet, deklarację Tuska przyjmuje z zadowoleniem.

Wydaje mi się, że jak szef takiej dużej partii mówi coś publicznie, to chyba należy to traktować na serio – mówi w rozmowie z „Zawsze Pomorze”. – Dzieje się to po latach wahania się i ścierania różnych prądów w łonie Platformy, a konsekwencją jest odchodzenie z partii ludzi, którzy mają odmienne zdanie w kwestii dostępności aborcji, a pozostali mają zapowiedziane, że jeśli nie zaakceptują tego warunku, to nie będą mogli startować. To pokazuje większą determinację, niż dotychczas.

Bo też i wcześniej Platforma, jako całość nigdy się publicznie nie opowiedziała za takim rozwiązaniem.

Przez lata przyglądałyśmy się PO i próbowałyśmy się tam przebijać z naszym przekazem. Zawsze były z nimi problemy, zawsze unikali otwartej rozmowy, kiedy chciałyśmy ich o to zapytać. Z tego powodu protestowałyśmy kiedyś również pod biurami PO. Kiedy Tusk wrócił do Polski, tak jak cała Platforma, bardzo starał się nie wypowiadać tego słowa na „a”. To jest pierwszy raz, kiedy mówią tak wprost, oficjalnie.

Klementyna Suchanow / Jedna z liderek Strajku Kobiet

- Przez lata przyglądałyśmy się PO i próbowałyśmy się tam przebijać z naszym przekazem – zauważa Suchanow. - Zawsze były z nimi problemy, zawsze unikali otwartej rozmowy, kiedy chciałyśmy ich o to zapytać. Z tego powodu protestowałyśmy kiedyś również pod biurami PO. Kiedy Tusk wrócił do Polski, tak jak cała Platforma, bardzo starał się nie wypowiadać tego słowa na „a”. To jest pierwszy raz, kiedy mówią tak wprost, oficjalnie. Tuskowi chyba chodziło o to, by dać jednoznaczny przekaz przed wyborami.

Zdaniem liderki Strajku Kobiet, nawet jeśli faktycznie propozycja Platformy zakłada konieczność odbycia konsultacji psychologicznych przed decyzją o zabiegu, to i tak, jak na polskie warunki, jest to krok do przodu. Co nie zmienia faktu, że oczekiwania osób, które wychodziły na ulicę jesienią 2020, i które mają bardziej progresywne zapatrywania, są większe.

Czy deklaracja Donalda Tuska nie została wypowiedziana w niewłaściwym czasie, skoro za naszą granicą trwa wojna, a przed nami perspektywa zimy z horrendalnie wysokimi cenami energii? Klementyna Suchanow nie ma tu wątpliwości.

- Dla mnie każdy czas jest właściwy, żeby o tym mówić. Wiem, że w Polsce i na świecie dzieją się inne ważne rzeczy. Strajk Kobiet jest bardzo mocno zaangażowany w pomoc humanitarną dla Ukrainy. Szczególnie interesujemy się losem ofiar gwałtów. Kwestia aborcji jest teraz zasadniczą dla Ukrainek po gwałtach, które chciałyby ciążę usunąć w Polsce, gdzie im się na to nie pozwala z powodu naszych przepisów. Przy podejmowaniu tej kwestii zawsze była mowa, że to „nie teraz”, „potem”, „kiedy indziej”, „w bardziej stosownym momencie”. Tylko ten moment nigdy tak naprawdę nie nadszedł. No, może był na jesieni 2020. Może gdyby wtedy Tusk to powiedział, to miałoby to większy rezonans?

Klementyna Suchanow liczy, że za słowami Donalda Tuska wypowiedzianymi w kontekście wyborów pójdą czyny.

- Na razie jesteśmy na poziomie deklaracji, ale za kilka miesięcy dynamika polityczna zacznie nabierać tempa i wtedy nastąpi pierwszy sprawdzian. Drugi będzie miał miejsce po wyborach, o ile do nich dojdzie – i jeśli PO dojdzie do władzy, będzie miało możliwość spełnić obietnice. Ale do tego jeszcze daleka droga – kończy Klementyna Suchanow.

Rzuca hasła, ale wciąż niewiele wiedzą

Piotr Jacoń, dziennikarz, a jednocześnie aktywista upominający się o prawne uregulowanie sytuacji osób transpłciowych, deklarację Donalda Tuska odebrał jako pozytywny sygnał.

Piotr Jacoń 

- Wygląda to tak, jakby oni przypominali sobie o tych kwestiach, które gdzieś tam po drodze zawalili. Za chwilę wybory. Jednej listy opozycji pewnie nie będzie i będą musieli się jakoś odróżnić od Szymona Hołowni i PSL. Nastąpi tu jakiś rodzaj rywalizacji między PO i lewicą, przelicytowywania się właśnie w kwestiach ochrony godności. Czy to godności kobiety, jak w przypadku prawa do aborcji, czy osób ze środowisk tęczowych. Tusk, który teraz twardo opowiedział się w sprawie aborcji, w czerwcu podczas jednego z wystąpień, ni z tego ni z owego, nagle sam zaczął mówić o osobach transpłciowych i o procesach sądowych [w których osoba transpłciowa w celu nowego ustalenia płci musi pozwać swoich rodziców – red.], które są tak boleśnie upokarzające. I w związku z tym stwierdził, że trzeba się przyjrzeć przepisom, żeby to zmienić. Skomentowałem to wtedy, że super, gdy lider opozycji pochyla się nad tym tematem, problem w tym, że nie ma czego przeglądać, bo takie przepisy po prostu nie istnieją. Co niestety pokazuje, że politycy rzucają czasem jakieś hasła, ale wciąż niewiele na ten temat wiedzą. A w przypadku PO akurat mają do czego sięgać. Jest ustawa, którą sami przyjmowali i ich ludzie nad tym pracowali.

Piotr Jacoń ma tu na myśli ustawę o uzgodnieniu płci, przyjętą przez Sejm we wrześniu 2015 i zawetowaną przez Andrzeja Dudę.

Jeszcze kilka miesięcy temu Donald Tusk mówił, że nigdy nie był, nie jest i nie będzie tęczowym rewolucjonistą. Może dziś już by się zawahał?

Piotr Jacoń / dziennikarz

- Ta ustawa, która eliminowała m.in. element pozywania rodziców leży na stole. A właściwie w koszu. Trzeba tam sięgnąć, wyprostować te zmięte kartki i to traktować jako bazę.

Zdaniem Piotra Jaconia opozycja nie może już udawać, że wciąż jest za wcześnie na podejmowanie takich wątków jak np. małżeństwa jednopłciowe.

- Jak patrzę na to, co się dzieje wśród młodych wyborców, to są takie tematy, których już się nie da ominąć. Mam też nadzieję, że polska polityka wyleczy się wreszcie z lęku przed instytucjonalnym Kościołem. Jeszcze kilka miesięcy temu Donald Tusk mówił, że nigdy nie był, nie jest i nie będzie tęczowym rewolucjonistą. Może dziś już by się zawahał? Choć z mojego punktu widzenia, żadna rewolucja nie jest potrzebna. Nasze tęczowe rodziny nie potrzebują rewolucji, tylko dostrzeżenia, że w Polsce żyjemy, płacimy tu podatki i oczekujemy zagwarantowania naszych praw.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama