Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
ReklamaHossa Wiczlino Gdynia

Ludzie, których nie ma. Tajemnicze zaginięcia na Pomorzu

Wychodzą z domu. Czasem jeszcze zadzwonią, czasem spotkają się z kimś, miną z sąsiadem lub dalekim znajomym. A potem znikają jak kamień w wodę. Z informacji Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku wynika, że w ostatnich 22 latach zaginęło na Pomorzu 112 osób, w tym piątka dzieci. Do dziś nie ma po nich śladu. Wrócimy do tych spraw, pokażemy zdjęcia twarzy ludzi, których nie ma.

Piotr Masztalerz z Lęborka miał 27 lat, gdy w środę, 24 marca 1999 roku około godziny 16:30 zamknął za sobą drzwi trzypokojowego mieszkania na drugim piętrze w kamienicy przy ul. Chopina 6 .

– Niedługo wrócę – rzucił do Artura, kolegi, który przyszedł odwiedzić go po pracy.

Nie wrócił.

– Nic tak nie zabija, jak niepewność – mówi pani Aleksandra, starsza siostra Piotra. – Łatwiej zaakceptować śmierć, choć jest trudna, ale naturalna. Zaginięcia już nie są naturalne. Jednego dnia budzę się i myślę, że brat gdzieś jest, ale numer nam wywinął. Drugiego, że nie żyje.

Dwadzieścia lat po zaginięciu Piotra – w 2019 r. – policjanci z gdańskiego Archiwum X – zespołu ds. przestępstw niewykrytych KWP, na prośbę siostry wrócili do sprawy.

Cichy, spokojny

Sąsiedzi widywali go czasami z niespełna pięcioletnim synem.

– Nikt nic złego o nim nie powiedział. Z zeznań wyłaniał się obraz cichego, spokojnego faceta – mówi podinspektor Paweł Mrozowski. – Miał kobietę, użyczał ludziom telefonu, nie rzucał się w oczy. Domator.

– Był człowiekiem zamkniętym, nieszczęśliwie zakochanym w żonie – dodaje Aleksandra. – Niewielu wiedziało, że się z nią rozwodzi i dokładnie tydzień przed zaginięciem dostał papiery rozwodowe.

Wcześniej przez lata był żołnierzem nadterminowym, służył w wojsku jako kucharz.

Zrezygnował, gdy żona oznajmiła, że zamierza wyjechać do pracy za granicę i trzeba zająć się dzieckiem. Ostatecznie, nic z wyjazdu nie wyszło, a Piotr zatrudnił się w stołówce kolejowej. Jakiś czas później, wskutek restrukturyzacji, stołówkę zamknięto i młody mężczyzna wylądował na zasiłku.

– Dorabiał prawdopodobnie przy oczyszczaniu lasu po wyrębie – twierdzi siostra.

To czas, gdy w Lęborku działały grupy przestępcze zajmujące się ściąganiem haraczy i handlem narkotykami. Wprawdzie w rozmowach z niektórymi znajomymi Piotr chwalił się, że ma relacje z osobami zajmującymi się gangsterką, ale jego stan majątkowy na to nie wskazywał. Nie miał samochodu, groszem nie śmierdział.

– Nie było dowodów, że Piotr miał z nimi kontakt – podkreślają policjanci.

A, jeszcze jedno. Po rozstaniu z żoną Piotr związał się z Ewą. Z powodów, o których jeszcze napiszemy, imiona Ewy i jej męża – nazwijmy go Zdzisław – zostały zmienione.

Nic tak nie zabija, jak niepewność. Łatwiej zaakceptować śmierć, choć jest trudna, ale naturalna. Zaginięcia już nie są naturalne. Jednego dnia budzę się i myślę, że brat gdzieś jest, ale numer nam wywinął. Drugiego, że nie żyje

Aleksandra / starsza siostra zaginionego Piotra Masztalerza

Co widział Artur?

Tamtej środy z Arturem zamierzali pooglądać filmy, wypić piwo, pogadać. Piotr czekał też na Ewę, która miała wpaść późnym popołudniem.

Co było dalej? Siostra mówi, że ktoś zapukał do drzwi, policjanci, że zadzwonił domofon. Piotr zamienił kilka słów z nieznanym mężczyzną i wyszedł, prosząc kolegę, by ten poczekał na Ewę.

Tak twierdzi Artur.

Mieszkanie Piotra miało okna wychodzące na podwórze i na ulicę. Można było z ciekawości spojrzeć w dół? Można. Jednak Artur powtarza, że nie wyglądał przez okna. Nie interesowało go, z kim spotyka się przyjaciel. Czy można mu ufać?

– Nękałam potem Artura – mówi Aleksandra. – Wkręciłam sobie, że wie więcej. Naciskałam. Nic z tego nie wynikło. Chciałam, by powiedział, co widział. Dowiedziałam się jedynie, że pod dom podjechało niebieskie auto. Ale kiedy chciałam usłyszeć więcej, odparł: „Odczep się, nie powiem ci, sam będę miał problemy”.

Dwadzieścia lat później policjanci próbowali jeszcze raz przesłuchać Artura, weryfikując jego zeznania za pomocą wariografu. Niestety, stan zdrowia mężczyzny na to nie pozwalał. Choroba sprawiła, że nie mógł nawet utrzymać w ręku długopisu.

Po jakimś czasie w mieszkaniu pojawiła się Ewa. Siedzieli i czekali na Piotra.

Bezskutecznie…

– Nic nie wskazywało, że miałby zostawić wszystko i wyjechać w Bieszczady – podkreślają dziś policjanci. – Wyjście było spontaniczne.

Śledztwo z dziurami

Aleksandra mówi, że w 1999 roku tak naprawdę nikomu nie zależało, by znaleźć brata. Ma do siebie żal, że za bardzo zawierzyła lęborskiej policji.

– Policjant prowadzący sprawę popełnił wiele błędów – uważa. – Na przykład ustalił, że Piotr wyszedł z domu z dokumentami. A ja później znalazłam w jego mieszkaniu wszystkie dokumenty.

PRZECZYTAJ TEŻ: Zaginiony onkolog Michał Kąkol nie żyje. Ciało odnaleziono na Litwie

Między rzeczami Piotra, które zabrała do prania, zobaczyła kominiarkę. Mógł ją nakładać do pracy w lesie. Jednak w tamtych latach kominiarka jednoznacznie kojarzyła się ze światem przestępczym.

– Powiedziałam o kominiarce policjantowi – wspomina siostra. – Wolałam, żeby Piotr nawet poszedł siedzieć, gdyby nabroił, najważniejsze, by się znalazł. Niech sprawdzą i taki trop. A potem policjant mówił nam, że Piotr był inwigilowany przez policję z Gdańska. Po latach okazało się, że to była nieprawda.

Nie sprawdzono połączeń telefonicznych z numerem Piotra. Nie przesłuchano sąsiadów.

– Doszła do nas informacja, że jedna z lokatorek w dniu zaginięcia widziała samochód przed domem z kilkoma osobami w środku – mówi podinsp. Mrozowski. – Sąsiadce na schodach Piotr miał powiedzieć: „Jakbym nie wrócił, to Ewa będzie miała wreszcie spokój”. To było dla niej kompletnie dziwne. Czyżby Piotr dawał jej coś do zrozumienia?

Przez 20 lat nikt z sąsiadką nie rozmawiał. Nie zainteresowano się również tym, co chciała powiedzieć Ewa.

Piotr Masztalerz, Lębork

„Piotrusia już nie ma”

Po ponownym przeanalizowaniu materiałów i przesłuchaniu świadków zespół z Archiwum X postawił kilka hipotez. W tym, jako najprawdopodobniejszą, że za zaginięciem Piotra mógł stać mąż Ewy.

Aleksandra:

– Wcześniej zlekceważono ten istotny wątek. Ewa zgłaszała policjantowi prowadzącemu śledztwo, że Zdzisław wypłacił pieniądze ze wspólnego konta. Mówiła wprost, że mąż ma z związek ze zniknięciem znajomego.

Zdzisław, mechanik w lęborskiej Energi, i Piotr byli kiedyś kolegami. Potem wiele się zmieniło. W rodzinie Ewy sytuacja, delikatnie mówiąc, była nieciekawa. Dochodziło do przemocy Zdzisława wobec żony i dzieci. Dużo pił, a gdy pił, to bił. Był też przesadnie zazdrosny.

Kiedy małżeństwo Piotra rozpadało się, Ewa zaczęła odwiedzać go częściej. Na tym tle doszło do scysji Piotra ze Zdzisławem.

Kolejne ustalenia gdańskich policjantów coraz mocniej uzasadniały podejrzenia wobec Zdzisława.

– Mąż Ewy zachowywał się dziwnie – twierdzi podinsp. Mrozowski. – Wykonywał mnóstwo telefonów na telefon stacjonarny Piotra w dniu jego zniknięcia, jakby chciał wiedzieć, czy ten jest w domu. W tym samym dniu wybrał ze wspólnego konta większą kwotę pieniędzy, nie wiadomo, na jaki cel. Przyjęliśmy założenie – może komuś zlecił porwanie? Jego zachowanie w stosunku do Ewy po zaginięciu Piotra też mogło budzić podejrzenia. Ewa zeznała, że mąż niejednokrotnie, będąc pod wpływem alkoholu, wykrzykiwał pod jej adresem: „Piotr już do ciebie nie wróci”, „Piotrusia już nie ma!”, „Piotr jest zakopany”.

Ostatecznie małżeństwo Ewy i Zdzisława się rozpadło. Jakiś czas później mężczyznę, zapewne za nadużywanie alkoholu, wyrzucono z pracy. Wyjechał z Lęborka w rodzinne strony, do Białogardu.

Ucieczka

Śledczy ustalili, że Zdzisław był człowiekiem bardzo skrytym. Mruk, bez przyjaciół i kolegów. Ludzie się go bali.

– Dziś jestem niemalże pewna, że to on stał za zniknięciem Piotra – mówi siostra. – I kiedy policjanci byli już blisko ustalenia prawdy i wiedzy, gdzie leży ciało mojego brata, podejrzany wszystkim nam uciekł.

Takiego finału sprawy nikt nie przewidział. Zdzisław wprawdzie nie był najzdrowszym z ludzi, ale nic nie wskazywało na to, że jego życiu coś zagraża. Jednak, tuż przed wyjazdem policjantów do Białogardu w grudniu 2019 roku, mężczyzna w trybie nagłym trafił do szpitala. Nie udało się go uratować.

– Dotarliśmy do wszystkich jego znajomych, ostatniej partnerki życiowej, rodziny – rozkładają ręce funkcjonariusze. – Pytaliśmy, czy wspominał o związku z Ewą, czy powiedział coś przy alkoholu? Czy wymsknęło mu się, że ma na sumieniu człowieka?

Mają jedynie zeznanie kobiety, u której Zdzisław wynajmował pokój. Powiedział jej, że zrobił coś bardzo złego i usilnie błagał, aby pojechała z nim do Częstochowy. Zgodziła się. Na Jasnej Górze Zdzisław długo się spowiadał. Wracając, był jakby nieco spokojniejszy.

Jeśli wersja o zleceniu zabójstwa byłaby prawdziwa, ciało Piotra może spoczywać gdzieś w otaczających Lębork lasach. Czyli na obszarze, którego nikt nie jest w stanie zbadać.

Pozostają jeszcze ci, którzy mieliby wykonać wyrok. Mężczyźni widziani w niebieskim samochodzie. Czy żyją? Czy nie zdradzili się komuś? Czy można, chociażby anonimowo, ustalić, gdzie leży Piotr?

PRZECZYTAJ TEŻ: Pandemia depresji i samobójstw. Czy to atak wirusa na ludzki mózg?

Matka Piotra zmarła w ubiegłym roku. Aleksandra mówi, że oczekiwanie latami na wiadomość o synu wykończyło mamę. A w niej dalej niepewność tkwi jak drzazga.

– Przyjęłam, że Piotr nie żyje – wzdycha. – Posunęłam się do tego, że upamiętniłam jego pamięć na nagrobku. Ma tam symboliczne miejsce. Jednak pewność będę miała, gdy znajdzie się ciało. Myślę codziennie o bracie, wiedząc, że sytuacja jest już tak beznadziejna, że trzeba robić wszystko, by znaleźć ślad.

Informacje, które mogłyby pomóc w odnalezieniu Piotra, można przekazywać policjantom z Archiwum X pod nr telefonów: 477 415 282 lub 477 415 333. Albo na adres mailowy: [email protected].


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaHossa Wiczlino Gdynia
ReklamaPomorskie dla Ciebie - czytaj pomorskie EU
Reklama Kampania 1,5 % Fundacja Uśmiech dziecka