Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
ReklamaHossa Wiczlino Gdynia

Umarł król, niech żyje król, czyli moje życie z palmą

Czułem wściekłość, że stało się to tak bez sensu, że mogłem uratować daktylowca, gdyby mi pozwolono o niego zadbać, o co zabiegałem bezskutecznie cały czas - mówi prof. dr Witold Paweł Burkiewicz, scenograf przestrzeni, opiekun tworzonych obecnie kolekcji botanicznych w parku oliwskim.
Umarł król, niech żyje król, czyli moje życie z palmą
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Pana pierwsze spotkanie z oliwską palmą?

To chwile jeszcze z dzieciństwa, bardzo odległe, tkliwe... Mama zabrała mnie któregoś letniego dnia do Oliwy, zajrzeliśmy do palmiarni. Ja, mały chłopiec, który po raz pierwszy zobaczył palmy… Pamiętam dobrze tamten widok, mnóstwo palm, nie tylko daktylowiec, byłem tak przejęty i zachwycony, że - teraz się przyznam - urwałem kawałek, tzw. kłodziny, czyli poszycia palmy, chyba była to palma zwana potocznie szorstkowcem, rośnie ich w palmiarni kilka. Kiedy mama się o tym dowiedziała dostałem solidnie w pupę.

Słusznie.

Skąd wówczas mogłem wiedzieć, że palmy będą tak obecne w moim życiu. Nie przypuszczałem, że od tamtej pierwszej wizyty w Oliwie historia zatoczy koło. Dzisiaj tworzę w palmiarni oraz w oranżerii oliwskiej kolekcję botaniczną, a także - po trzech latach moich starań i determinacji - restytuuję najcenniejszą z dawnych kolekcji oliwskich - Ogród Alpejski, usytuowany tuż obok obecnej oranżerii, a założony i zainaugurowany jeszcze w roku 1910 przez Ericha Wocke, podówczas kuratora parku oliwskiego, twórcę jego kolekcji botanicznych. Ten ogród roślin górskich dał przecież największą sławę parkowi oliwskiemu, mam nadzieję, że tak się stanie ponownie.

Podobno palmy towarzyszyły panu nieustannie w trakcie długiego pobytu w Hiszpanii. Inspirowały pana mistrza, samego Gaudiego?

Niemal połowę życia spędziłem w Barcelonie, pracując i tworząc w Królewskiej Katedrze im. Gaudiego. Katedra, unikalne Centrum Edukacji mieściło się w dawnej posiadłości Księcia Guell w tzw. Finca Guell. To jedno z pierwszych miejsc i zarazem najbardziej kultowych realizacji zaprojektowanych przez Gaudiego. Jest tam ogród, w którym rosną palmy Chamaerops humilis zwane potocznie palmito, niewielkie palmy europejskie. One stały się najsławniejszymi palmami na świecie właśnie dzięki temu wielkiemu artyście. Motyw liścia palmito posłużył za wzór do stworzenia pięknego ogrodzenia posiadłości Vincensów (Casa Vincens) przy ul. Carolinas w Barcelonie. To były pierwsze palmy jakie poznałem w Hiszpanii. Od tego czasu towarzyszyły mi na okrągło, fascynowały mnie, starałem się poznać je lepiej.

(fot. P. Burkiewicz)

Dlaczego fascynowały?

Palmy to w sensie botanicznym nie są drzewa, ale ich znaczenie w architekturze krajobrazu jest absolutnie wyjątkowe. Zawsze powtarzała to podczas studiów moja profesor, wybitna architekt Bet Figueras. Palmy stworzyły nastrój ogrodów europejskich, przynajmniej tych z obszaru Śródziemnomorza. Niedaleko Tarragony w Katalonii w miejscowości o pięknej nazwie Cambrils znajduje się cudowny park Parque Sama, z którym od wielu lat współpracuję. Mamy tam najwspanialszą kolekcję palm w Europie. Trzeba go zobaczyć, a wtedy zrozumie się wyjątkowość tych roślin, ich nieodparte piękno. Mówiąc o palmach nie mogę nie wspomnieć tu o moim najtrudniejszym egzaminie w życiu. To był egzamin u samego Juana Panelli Bonastre, jednego z najwybitniejszych botaników hiszpańskich. Zajęcia z botaniki były częścią programu Master Architektury Krajobrazu na Politechnice Barcelońskiej, jaki realizowałem. Na egzamin profesor przyniósł ogrom liści roślin egzotycznych, głównie palm, a my, studenci musieliśmy odgadnąć jakie to rośliny. Bardzo bałem się tego egzaminu, przygotowywałem się długo… Pomyliłem się tylko raz, ale zdałem! Myślę, że w naszym kraju są specjaliści dużo lepsi ode mnie, jeśli chodzi o rośliny egzotyczne, ale po studiach u takiego mistrza jak Juan Panella, mogę powiedzieć, że dobrze znam naturę palm. Jako pierwszy - na podstawie znajomości tego gatunku, jak też na kanwie źródeł historycznych oraz długoletniego doświadczenia obserwacji tych roślin - określiłem wiek daktylowca. Wieku palmy nie sposób podważyć, daktylowiec miał ok. 180 lat i był jednym z najstarszych, hodowanych w warunkach cieplarnianych, okazów w Europie, a pewnie i najstarszym.

Był… Trudno pogodzić się z tym, że już go nie ma. Od początku budowy nowej palmiarni monitorował pan stan zdrowotny
daktylowca.

Robiłem to głównie z własnej potrzeby, ale też jako pracownik Działu Zieleni GZDiZ, bo kto miałby to zrobić? Nikt z ekipy na palmach się nie znał. Daktylowiec w początkowym okresie budowy palmiarni nie był w złym stanie. Problem z jego kondycją zaczął narastać stopniowo. Palmę odwiedzałem dość regularnie. Czułem niepokój. Konsultowałem to, co widziałem. Kogo trzeba informowałem, co się dzieje. Bo z czasem stan daktylowca się pogarszał, a ja – niestety - nie miałem narzędzi, by ten proces zatrzymać. Po jakimś czasie nie mogłem już wchodzić na teren budowy… A gdy pojawiłem się tam w lutym tego roku, to co zobaczyłem ścięło mnie z nóg.

Co pan zobaczył?

Palma znajdowała się w końcowym stadium zamierania, a pozostałe rośliny wyglądały marnie. Podszedłem do sprawy bardzo emocjonalnie, kto wie, czy nawet nie za bardzo, ale może to wywołało reakcję niektórych urzędników. Niestety, niebawem palma złamała się. Dopiero wówczas pozwolono mi ratować roślinę. Proces zamierania był jednak nieodwracalny, ale wszelkimi sposobami chciałem go opóźnić. Pomyślałem: „Przecież już raz udało ci się uratować zamierającą palmę w Hiszpanii!”. Żeby działać szybko, sprowadziłem z zagranicy, na własny koszt, nowoczesne preparaty. Co pewien czas sprawdzałem też żywotność korzeni. Pomagał mi w tym kolega, znakomity botanik z Wydziału Biologii UG.

Jakie emocje towarzyszyły panu, gdy było już wiadomo, że palmy nie uda się uratować?

Osamotnienie. Wówczas, w całym tym dramacie, zdawałem sobie sprawę - zapewne jako jedyny - że oto tracimy bezpowrotnie ogromną wartość kultury, dziedzictwa nie tylko gdańskiego, polskiego, ale i europejskiego. Wiedziałem, że oto na naszych oczach znika symbol tego miejsca, ale i ważna część życia wielu pokoleń oliwian, gdańszczan. Była też we mnie wściekłość, że stało się to tak bez sensu, że mogłem uratować daktylowca, gdyby mi pozwolono o niego zadbać, o co zabiegałem bezskutecznie cały czas. Gdybym miał w odpowiednim czasie stosowne narzędzie do działania, daktylowiec przetrwałby. Mam tu na myśli decyzję administracyjną umożliwiającą mi opiekę nad roślinami dawnej kolekcji, w tym nad daktylowcem na czas długiego procesu budowy nowego obiektu. Takiej decyzji zabrakło…

Z jakich powodów?

Przecież nie merytorycznych. Park oliwski promowałem przez całe lata w trakcie moich zagranicznych wykładów. Opowiadałem o nim i o daktylowcu samej królowej Hiszpanii Zofii. Kilka lat temu przyjechała do Gdańska prof. Ana Luengo z Madrytu, to światowej sławy specjalistka zajmująca się rewaloryzowaniem ogrodów historycznych. Pracowaliśmy z Anią wspólnie przez wiele lat restaurując najwybitniejsze ogrody Europy. Gdy spacerowaliśmy po parku oliwskim Ania mówiła, że jest dokładnie taki, jaki jej kiedyś przedstawiłem w opowieściach. W końcu poszliśmy do palmiarni. Gdy zobaczyła daktylowca próbowała go objąć, spojrzała w górę i powiedziała: Es guapa la Palmera (palma jest piękna). Te słowa to taki kod kulturowy, jaki rozumiemy my - twórcy zajmujący się ogrodami historycznymi, oznacza podziw dla wartości jaką widzimy.

Według pana, jakie były przyczyny śmierci palmy?

Towarzyszyłem palmie przez ostatnie lata i wiem co spowodowało jej obumarcie. Nie odpowiem jednak na pani pytanie choćby dlatego, że w tej sprawie toczy się postępowanie prokuratorskie. Natomiast pragnę zadane mi pytanie niejako odwrócić i powiedzieć, kto na pewno nie odpowiada za to, co się stało z daktylowcem. Za obumarcie daktylowca nie odpowiadają władze Gdańska. Mówię to z całą siłą i odrzucam podobne oskarżenia, a nawet hejty. Idea budowy nowej palmiarni, ale też i oranżerii to było i jest coś wartościowego, w jakimś sensie unikalnego w naszym kraju. Do tego to ogromny wysiłek finansowy miasta, który należy docenić.

Ponoć uczestniczy pan teraz w tworzeniu nowej kolekcji oraz jest pan autorem całej scenografii nowych nasadzeń w palmiarni, choć nowa palmiarnia bez głównej palmy to obraz, z którym trudno się pogodzić.

To ogromny żal, ale też swego rodzaju mit.

Mit?

Stara palmiarnia nie była budowana tylko dla daktylowca. Osoby, które tak twierdzą chyba nigdy nie odwiedziły palmiarni. Od lat rosło tam wiele innych palm oraz interesujących roślin egzotycznych. One przeżyły budowę i trwają, powiem nieskromnie, także dzięki moim staraniom. Powstał piękny obiekt. Stara palmiarnia była bardzo zniszczona, konstrukcja pordzewiała i z okien leciały szyby. Teraz, wysiłkiem wielu osób, tworzona jest kolekcja botaniczna z prawdziwego zdarzenia. Dodam, że to będzie nie tylko palmiarnia i oranżeria. Odtwarzany jest również wspomniany, sławny ongiś Ogród Alpejski. Będą nowe palmy, w tym ta, zwana potocznie bożonarodzeniową...

Umarł król, niech żyje król? Krajobraz po starej palmie... Wziął pan sobie jej kawałek na pamiątkę? Tak jak tę kłodzinę w dzieciństwie?

Nie musiałem tego robić, zabrałem ją całą. Do serca.

Prof. dr Witold Paweł Burkiewicz

Scenograf przestrzeni. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych twórców i kontynuatorów idei Antonio Gaudiego w  sztuce kształtowania krajobrazu. Wielokrotnie wyróżniany specjalista w rewaloryzowaniu europejskich ogrodów  historyczno-artystycznych. Od lat jest ambasadorem kultury polskiej za granicą. Szczególnie zasłużony w promowaniu kultury oraz dziedzictwa Miasta Gdańska. Inicjator restytucji oliwskiego Alpinarium. Jest opiekunem tworzonych obecnie kolekcji botanicznych w parku oliwskim.

prof. Witold Paweł Burkiewicz



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaHossa Wiczlino Gdynia
ReklamaPomorskie dla Ciebie - czytaj pomorskie EU
Reklama Kampania 1,5 % Fundacja Uśmiech dziecka