Widać, że prezydent tego nie wziął pod uwagę. Swoją decyzją naraża na upokorzenie Mateusza Morawieckiego. Szkoda czasu i pieniędzy na pensje dla ministrów, urzędników i menedżerów spółek państwowych ustępującego rządu, ale też na kosztowne decyzje, które wciąż podejmują niemal każdego dnia.
Jestem przekonany, że misja Morawieckiego jest straceńcza. Nikt z koalicji partii demokratycznych nie będzie współtworzył rządu z Morawieckim i PiS-em. Wszyscy zadeklarowali to już po wielokroć, a w piątek przypieczętują swoją współpracę umową koalicyjną, która zostanie upubliczniona.
Szkoda czasu i pieniędzy na pensje dla ministrów, urzędników i menedżerów spółek państwowych ustępującego rządu, ale też na kosztowne decyzje, które wciąż podejmują niemal każdego dnia.
Mariusz Szmidka / redaktor naczelny Zawsze Pomorze
Ale prezydent zagrał na siebie i swoją osobistą karierę w Prawie i Sprawiedliwości. Nie rozumie lub nie chce zrozumieć, że Polska potrzebuje szybkiego powrotu na drogę do normalności, odpolityczniania instytucji i spółek państwowych, mediów publicznych, sądów i prokuratury. Ale lepszych relacji z sąsiadami i ściągnięcia należnych Polsce środków unijnych na KPO.
Decyzja prezydenta oznacza, że cały proces powołania nowego rządu na czele z Donaldem Tuskiem opóźni się o dwa tygodnie. Ale i tak nowy rząd powstanie. I najpóźniej na święta Bożego Narodzenia zostanie zaprzysiężony.
Nieprzyjmowanie do wiadomości wygranej demokratycznej opozycji przez prezydenta i polityków PiS jest smutne, niezrozumiałe i w jakimś sensie groźne dla demokracji w Polsce. Politycy PiS z uporem maniaka powtarzają, że mają większość parlamentarną w Sejmie, choć w rzeczywistości dysponują 194 mandatami, czyli do większości sejmowej – 231 mandatów - brakuje im 37 posłów.
Oczywistym jest, że PiS nie ma zdolności do rządzenia i władzę – prędzej czy później – będzie musiało oddać. Zaś koalicja KO, Lewicy i Trzeciej Drogi ma w sumie 248 posłów w Sejmie, co oznacza, że posiada większość sejmową zdolną do utworzenia rządu i uchwalania ustaw.
Z tego punktu widzenia oczywistym jest, że prezydent powinien był zaproponować misję tworzenia rządu formacji (koalicji), która jest w stanie go stworzyć i uzyska wotum zaufania w Sejmie. Zrobił inaczej, co oznacza, że przejęcie władzy z rąk PiS znacznie się opóźni, a współpraca z prezydentem skomplikuje.
Trudno. Opozycja musi się uzbroić w cierpliwość, wykorzystać ten opóźniający się moment formalnego przejęcia władzy do wypracowania umowy koalicyjnej, ustalenia programu przyszłego rządu, jego składu i priorytetów.
To niezwykle ważne, bo oczekiwania społeczne na uzdrowienie życia publicznego w Polsce są olbrzymie. Dlatego niezależnie od przyjętej przez prezydenta i PiS gry politycznej obliczonej na destrukcję opozycji i jak najdłuższego trwania u władzy, trzeba przejść do działania i wrócić na drogę demokratyzacji. Nowa władza, nawet jeśli zacznie rządzić dopiero w grudniu, ma niepowtarzalną szansę i świetną okazję, by odróżnić się od najgorszych metod i chwytów PiS. To też nadzieja na pojednanie i zawieszenie wojny polsko-polskiej.
Napisz komentarz
Komentarze