Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Ci wszyscy ludzie… Nigdy bym ich nie poznał, gdyby nie „berlinka”. To moja droga do człowieka

Cieszę się, że udało mi się zrealizować tę fotograficzną opowieść, bo to ostatnie chwile „berlinki” – mówi Olek Knitter, dziennikarz i fotoreporter „Zawsze Pomorze”, autor projektu: „Berlinka” od granicy do granicy. Ludzie, chwile, miejsca.
Ci wszyscy ludzie… Nigdy bym ich nie poznał, gdyby nie „berlinka”. To moja droga do człowieka

Autor: Olek Knitter

Berlinka”, czyli?

Potoczna nazwa „berlinka” dotyczyła dawniej drogi, która nigdy w całości nie powstała, bo była to planowana przez Hitlera autostrada biegnąca z Berlina przez Szczecin, okolice Chociwla, Szczecinka, Bytowa, Kościerzyny w stronę Gdańska i dalej Elbląga i Królewca. Jej budowę rozpoczęto na przełomie 1933 i 1934 roku, ale po wybuchu II wojny światowej Niemcy zaprzestali prac i zmienili planowany przebieg. Aby wykorzystać możliwości tranzytowe w szybkim tempie przedłużyli biegnącą od granic z Holandią autostradę Reichsstraße 1 i poprowadzili „nową berlinkę” bardziej na południe. My na Pomorzu mianem „berlinki” określamy fragment drogi z Chojnic do Malborka, który po wybuchu II wojny światowej był budowany czy też modernizowany ze słynnych płyt betonowych. Dlatego używam potocznie nazwy „berlinka” mając na myśli dzisiejszą Drogę Krajową nr 22 z przebiegiem przez Kostrzyn, Gorzów, Wałcz, Człuchów, Chojnice, Starogard Gdański i Malbork.

Dlaczego zająłeś się „berlinką”?

Zaintrygowała mnie, bo przemierzając ją wielokrotnie – ile razy, nie sposób policzyć - stwierdziłem, że mało która droga ma taki klimat. To nie jest żadna nowoczesna autostrada czy choćby droga ekspresowa, gdzie co kilkadziesiąt metrów mamy stację benzynową czy fast food. To zwykła droga, którą jeżdżą setki samochodów, ale przy której mieszkają też ciekawi ludzie, pracują tu, tworzą, żyją niejako w cieniu tej drogi. Jest w tej nawierzchni zaklęta i historia, i postęp, są codzienne radości i dramaty, jest życie.

Fragment 22. między Elblągiem a granicą z Rosją jako jedyny jest drogą ekspresową S22. Tu jeszcze widać historię tej drogi

To też twoje miejsce.

Mieszkam w Chojnicach. „Berlinka”, bo tak na nią tutaj cały czas mówimy, przez wiele lat przecinała moje miasto na pół. A 15 lat temu, Chojnice doczekały się obwodnicy, co sprawiło, że „berlinka” straciła swój status miejski, przesunięta została – nomen omen - na boczny tor. Czując, że jej czas się kończy, postanowiłem utrwalić ją na fotografii. Tak powstały te zdjęcia.

Pierwsza fotografia „berlinki”. Pamiętasz?

Pierwsze zdjęcia zrobiłem dużo wcześniej w ramach mojej pracy fotoreportera – były to strajki rolników czy wypadki. Pomysł projektu narodził się niedawno, w 2021 roku. Jechałem w stronę Starogardu, nagle sytuacje do sfotografowania wpadały w oko jedna za drugą! Przedstawiały zwyczajne, codzienne życie mieszkańców pracujących wzdłuż tej drogi. Stąd tytuł projektu: „Berlinka” od granicy do granicy. Ludzie, chwile, miejsca.

Co, a może raczej kto jest na tych zdjęciach?

Fotografia, którą od wielu lat uprawiam, to połączenie fotografii reporterskiej, ulicznej, portretowej i dokumentu. Taki jest też ten projekt. Jednego dnia wchodzę do stojącego na trasie sklepu w Podgajach, zagaduję jego właścicielkę, panią Jolantę. Opowiada, jak przez lata jej sytuacja zmieniła się. Nie ma tylu klientów co kiedyś, ludzie jeżdżą na zakupy do dużych marketów, nawet miejscowi… Innym razem wpadłem z wizytą do sołtysa ze wsi Zdroisko blisko Gorzowa, sołtys mieszka przy tej drodze w domu po dziadkach i rodzicach. Wcześniej w tym miejscu była gospoda, w której pili Rosjanie i którą podczas jednej z takich imprez podpalili. Pan Szymon jest sołtysem od 1992 roku, wcześniej sołtysem był jego ojciec. Wieś liczy 160 mieszkańców, a jest w niej ponad 200 domów i 21 ulic! Z kolei pan Józef Faryno z Człuchowa, który rzeźbi w drewnie opowiadał mi, jak jego żona będąc dzieckiem jeździła po tej nawierzchni na łyżwach.

Miejscowość Podgaje: Jolanta Sawczyn pomaga teściowej w sklepie spożywczym. Wcześniej przez 20 lat prowadził go jej teść

Ruch musiał być tu wtedy niewielki!

Dziś nawet kot nie przemknie się na drugą stronę. W moim projekcie 99 proc. zdjęć to historie, na które natknąłem się przypadkiem, po prostu jadąc tą trasą. Na jednej z fotografii jest jakiś zagubiony autostopowicz, na innej rolnik, któremu zabrano kawałek pola w ramach poszerzania drogi. Państwo Marchlewiczowie ze Zblewa mieszkają przy „berlince” od 1974 roku, niezmiennie w tym samym miejscu. Sfotografowałem ich na huśtawce w przydomowych ogródku. A z kolei państwo Małgorzata i Mirosław prowadzą przy drodze za Starogardem Gdańskim bar z grillem. To zamknięte w fotografii historie zwykłych niezwykłych ludzi.

Są szczęśliwi?

Wielu zupełnie nie przeszkadza, że mieszkają przy ruchliwej drodze krajowej. To chyba już kwestia przyzwyczajenia i dźwiękoszczelnych ... okien. Cieszę się, że udało mi się zrealizować tę fotograficzną opowieść, bo to tak naprawdę ostatnie chwile tej drogi w obecnym kształcie. Powstają obwodnice i objazdy. Oczywiście, dla kierowców to radość, nie ma nic gorszego niż jeździć dziurawą szosą, ale atmosfery do fotografowania na tych nowych trasach długo nie będzie.

Zdjęcia powstawały głównie w latach 2021-2023.

W tym czasie wielokrotnie przejechałem cały odcinek "berlinki" od Kostrzyna do Grzechotek, a także niemiecki kawałek od Berlina do granicy z Polską.Berlinka” dla mnie to trochę taka amerykańska Route 66, najsłynniejsza droga na świecie, łącząca wschód i zachód Stanów Zjednoczonych. Jednak „nasza route” ma tylko 460 kilometrów i przebiega przez pięć województw.

Zblewo. Krystyna i Zdzisław Marchlewiczowie mieszkają przy „berlince” od dnia ślubu, czyli 28 września 1974 roku

Które ze zdjęć najbardziej oddają atmosferę tego miejsca?

Kiedy opowiadałem, że przymierzam się do tego projektu, wszyscy zachodzili w głowę, co ja właściwie będę fotografował? Dziury w jezdni? Okoliczne krajobrazy? Potem pytali, czy czasem nie zamierzam udokumentować kolejnych remontów nawierzchni. Byłby na pewno na to czas, bo w korkach trochę postałem (śmiech). Z remontów mam może jakieś trzy zdjęcia… Najcenniejsze są zdjęcia ludzi, oni są głównymi bohaterami mojego pomysłu. Za jakiś czas te ich opowieści będą dla potomnych, dla historyków czymś szczególnym. Zwłaszcza że na wielu odcinkach zmieniono przebieg tej trasy, a tym samym i życie tu się zmienia. A zatem to ostatni moment, aby uwiecznić codzienność „berlinki”, przebudowy deformują jej charakter nieodwracalnie.

Któreś z tych zdjęć jest ci szczególnie bliskie?

Chyba nie da się wybrać jednego. Każda historia to inna opowieść. Właściwie to projekt wciąż otwarty, zdaje się nie mieć końca. Tak długo jak będę jeździł tą trasą, zdjęć będzie przybywać. Odcinek, który sfotografowałem w ciągu tych dwóch lat to 600 km, pokonałem go wielokrotnie w obie strony. Zacząłem od Bramy Brandenburskiej w Berlinie, choć z racji mojego imienia myślałem o Alexander Platz. (śmiech) Ale finalne zdjęcie planowałem zrobić w Królewcu. Nie ma tam jednak Alexander Platz, ale jest Brama Brandenburska, a to byłaby – tak mi się wydawało – ładna klamra. Jednak z racji wybuchu wojny w Ukrainie, do Królewca jeszcze nie dotarłem, wolę nie ryzykować.

Berlin. Okolice Alexander Platz

Zwykle robiłeś zdjęcia „po drodze”?

Czasem jechałem 200 km, żeby zrobić jedno konkretne ujęcie, ale bywały sytuacje, które trudno zaplanować. Przed wyborami, gdy ruszyłem do Trójmiasta, a z racji projektu, zawsze przez Starogard, nigdy przez Kościerzynę, sfotografowałem na przykład baner słynnego polityka ówczesnej partii rządzącej. Stał w szczerym polu, w gnojowicy… Obrazek jedyny w swoim rodzaju.

Twój projekt… Byłby z tego niezły film drogi. O pewnym fotografie, który szukając tematu do zdjęć, może próbuje odnaleźć siebie?

To była dla mnie lekcja, czy dam radę, czy wytrwam do końca. Nie zawsze fotografia była tu celem. Samo bycie w drodze ma sens, poznawanie ludzi. Przygoda. Kiedy zaczynałem, nie bardzo wiedziałem, jaki będzie finał. Wystawa? Album? Nie miałem też pojęcia, kiedy to fotografowanie zakończę. Niedawno uznałem, że nadszedł moment, by tymi zdjęciami, moją opowieścią się podzielić. Jak bardzo miejsca, które uwieczniłem dwa lata temu zmieniły się! Na drzwiach sklepu odzieżowego w Jastrowiu – jego właścicielka jest na moich zdjęciach – wisi już kartka: „Na wynajem”. Proboszcz z człuchowskiej cerkwi – także jest na fotografii - przeniósł się do innego miasta. Jeszcze niedawno jeden z zakładów samochodowych reklamował Fiat 126 p, dziś to już jest ...smart. Przy CPN w Czarnej Wodzie stała figura Roberta Lewandowskiego wydrukowana w 3D. Dziś Roberta już tam nie ma! Czas robi swoje... Fotografia pomaga jego nieuchronność zatrzymać. Ci wszyscy ludzie, których spotkałem... Nigdy bym ich nie poznał, gdyby nie „berlinka”. Gdyby nie fotografia. Mnie fotografii nauczyło życie. Gdy zacząłem pracować w gazecie, dostałem aparat i ruszyłem w teren. To mi zostało. Wciąż szukam tematów, by wyruszyć w teren, do ludzi. „Berlinka” to moja droga do człowieka.

Projekt powstał dzięki m.in. stypendiom Marszałka Województwa Pomorskiego i Burmistrza Miasta Chojnice.

Biegacze z sekcji Florian biegną w sąsiedztwie DK22 z Chojnic do Człuchowa. Na tej trasie kiedyś odbywał się słynny Bieg Tura

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama