Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Tusk zapowiada „przyjazny, ale definitywny rozdział państwa i Kościoła”. Jak bardzo przyjazny?

In vitro, aborcja, religia w szkole, Fundusz Kościelny – to tylko kilka tematów mogących w najbliższym czasie wywoływać spory na linii państwo-Kosciół. Rząd może je opóźniać, ale nie da rady przed nimi uciec.
rodział państwa i kościoła

Autor: Krzysztof Ignatowicz

Sojusz ołtarza z tronem

Ostatnie osiem lat można określić jako okres ścisłego sojuszu ołtarza z tronem. Wielu polskich biskupów, ale też i szeregowych księży jednoznacznie wspierało rząd PiS. W zamian ten odwdzięczał się zarówno hojnie dotując wybrane instytucje kościelne bądź związane z Kościołem, jak i wprowadzając oczekiwane przez hierarchów zmiany w prawie, jak choćby zakaz aborcji ze względów eugenicznych.

Jednocześnie w kraju trwa proces sekularyzacji. Zmniejsza się liczba:

  • wiernych regularnie uczestniczących w niedzielnych mszach,
  • osób zawierających kościelne śluby
  • czy uczniów uczęszczających na lekcje religii.
PRZECZYTAJ TEŻ: Wojna o kościół w Płocicznie. Prokurator, konflikt interesów i zanikające Boże Dziecię

W tej sytuacji niebezpodstawne jest postawienie pytania: czy aktualna koalicja rządowa wykorzysta słabnącą pozycję Kościoła katolickiego w społeczeństwie, by wprowadzić oczekiwane przez dużą część elektoratu zmiany w tym względzie?

– Nie wydaje mi się, by tu nastąpiły jakieś istotne ruchy do czasu wyborów prezydenckich – komentuje prof. Antoni Dudek, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Donald Tusk jest zbyt wytrawnym politykiem, żeby otwierać zbyt wiele frontów naraz. W tej chwili ma potężny front walki z PiS, więc raczej nie należy się spodziewać, że będzie szukać konfliktu z Kościołem. Oczywiście, wiele zależy od tego, na ile jego zaplecze polityczne będzie go popychać w tym kierunku.

prof. Antoni Dudek / politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego

Faktycznie, w exposé premiera zabrakło jakiejkolwiek wzmianki o tym, jak mają się kształtować stosunki nowego rządu z Kościołem. Nie zabrakło natomiast powołania się na Jana Pawła II. Niemniej, wydaje się więcej niż pewne, że przynajmniej na kilku płaszczyznach konfliktu nie da się uniknąć.

In vitro. Nawet Morawiecki był za

Jedną z pierwszych obietnic wyborczych spełnionych przez Koalicję 15 Października było przywrócenie finansowania z budżetu procedury in vitro. Taki program leczenia niepłodności funkcjonował już w latach 2013-2016 i szacuje się, że na świat przyszło dzięki niemu ponad 22 tys. dzieci, z tego blisko 10 tys. z zamrożonych zarodków. PiS po dojściu do władzy zamknął ten program, głównie dlatego, że metodzie in vitro sprzeciwiają się kościelni hierarchowie.

PRZECZYTAJ TEŻ: In vitro na Pomorzu. Jakie samorządy oferują wsparcie parom walczącym o dziecko?

Teraz nowo wybrana sejmowa większość nie czekała nawet na powołanie swojego rządu: projekt finansowania in vitro ze środków publicznych trafił do Sejmu jeszcze w listopadzie jako projekt obywatelski i przeszedł zdecydowaną większością. Głosowało za nim nawet 23 posłów PiS, w tym Mateusz Morawiecki, a Jarosław Kaczyński, podobnie jak 48 innych posłów z jego klubu – wstrzymał się od głosu. Mało tego, ustawę niemal z miejsca podpisał prezydent Andrzej Duda, mimo że o jej zawetowanie, względnie skierowanie do Trybunału Konstytucyjnego, zaapelował do niego przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki.

Program, którego koszt szacuje się na 500 mln zł rocznie, ma ruszyć 1 czerwca.

Ustawa antyaborcyjna. Trzy projekty, może referendum, a na koniec i tak weto

Zdecydowanie tak gładko nie pójdzie sprawa liberalizacji ustawy antyaborcyjnej. Jeszcze przed orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku, obowiązujące w Polsce regulacje były jednymi z najbardziej restrykcyjnych w Europie. A obecnie dokonanie legalnej aborcji jest w Polsce możliwe jedynie w dwóch przypadkach:

  • jeśli ciąża jest efektem przestępstwa
  • lub zagraża życiu bądź zdrowiu matki.
PRZECZYTAJ TEŻ: Nikt nie wystraszył Kaczyńskiego, tak jak kobiety. Czy mogą wygrać wybory dla opozycji?

Te zmiany, wymuszone na TK przez Jarosława Kaczyńskiego pod naciskiem środowisk związanych z hierarchią kościelną, wywołały bezprecedensową falę ulicznych protestów, a także wzrost postaw antyklerykalnych. Już wtedy niektórzy komentatorzy przestrzegali, że wahadło nastrojów społecznych wychyli się w drugą stronę. I faktycznie – widać to wyraźnie w badaniach opinii publicznej. W grudniowym sondażu IPSOS za legalną aborcją przynajmniej do 12. tygodnia ciąży, bez konieczności podawania przyczyn, opowiedziało się 57 proc. ankietowanych.

PRZECZYTAJ TEŻ: Krzyczała „j***ć PiS” podczas Strajku Kobiet. Studentka z Gdańska idzie ze skargą do Strasburga

Nie mogli wobec tego pozostać obojętni politycy. Donald Tusk już na rok przed wyborami zapowiedział, że na listach Koalicji Obywatelskiej nie będzie miejsca dla przeciwników aborcji na życzenie. Na ostatnim etapie kampanii wiele sponsorowanych przez opozycję spotów profrekwencyjnych adresowanych było do młodych kobiet, z sugestią: chcesz liberalizacji – głosuj!

PRZECZYTAJ TEŻ: Tusk obiecuje liberlizację prawa aborcyjnego

Po wyborach najszybciej zareagowała Lewica, składając aż dwa projekty:

  • jeden liberalizujący zakaz aborcji,
  • drugi depenalizujący przerywanie ciąży.

W ostatnich dniach dołączył do nich trzeci, autorstwa KO. Swoje propozycje ma niebawem zgłosić także Polska 2050.

PRZECZYTAJ TEŻ: Aborcyjny Patrol na plaży w Brzeźnie. O aborcji bez tabu

Stanowisko Kościoła wobec tych działań jest oczywiste:

– Aborcja jest poważnym wykroczeniem przeciwko życiu ludzkiemu. Nigdy nie będzie żadnego poparcia ze strony Kościoła dla tego typu poczynań – ogłosił rzecznik Konferencji Episkopatu Polski ksiądz Leszek Gęsiak.

W tym wypadku biskupi zdecydowanie mogą liczyć na wsparcie prezydenta Andrzeja Dudy. Ten już na początku pierwszej kadencji zadeklarował, że nigdy nie podpisze ustawy dopuszczającej przerwanie ciąży na życzenie. W dodatku rządząca większość nie tylko nie byłaby w stanie przełamać prezydenckiego weta, ale nie ma też jednolitego stanowiska w kwestii, jak dalece liberalizować obecne restrykcyjne przepisy. PSL postuluje powrót do „kompromisu” sprzed orzeczenia TK, a Szymon Hołownia od dawna deklaruje, że sprawę należy poddać pod referendum.

PRZECZYTAJ TEŻ: Antyaborcyjna furgonetka zatrzymana w Sopocie. Olbrzymia kara dla 28-latka

Prof. Antoni Dudek jest jednak sceptyczny co do skuteczności tego rozwiązania.

Jestem entuzjastą referendów, ale stanowiących, a nie opiniujących. Pytanie o aborcję miałoby sens, gdyby dotyczyło konkretnego projektu ustawy, a nie sądzę, żeby w gronie obecnej koalicji taki projekt udało się uzgodnić. Więc wynik referendum zawsze będzie niejednoznaczny.

prof. Antoni Dudek / politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego

Religia w szkole. Dwie godziny to przesada

Kolejną płaszczyzną zetknięcia sfery państwowej i kościelnej jest szkoła, do której w 1990 roku, po blisko 30-letniej przerwie, wróciło nauczanie religii. Wprowadzoną ją tam ministerialnym rozporządzeniem, ale później ten stan utrwaliły zarówno Konstytucja, jak i konkordat. Postulat ewentualnego ponownego wyprowadzenia katechezy do salek przykościelnych, podnoszony przez część środowisk lewicowych, nie wydaje się więc realistyczny. Nowa ministra edukacji Barbara Nowacka chce natomiast ograniczenia liczby godzin religii finansowanych z budżetu państwa do jednej tygodniowo, w miejsce dotychczasowych dwóch, które Nowacka określiła jako „przesada”. W myśl obecnych przepisów, jest to możliwe wyłącznie za zgodą lokalnego biskupa, ale to rozwiązanie zawarte w rozporządzeniu, które można łatwo zmienić.

PRZECZYTAJ TEŻ: Szkoła 2024 szykuje się na zmiany. Będą, ale nie od razu

Poza tym, Nowacka chce usunąć ocenę z religii ze świadectw, w związku z czym nie liczyłaby się ona do średniej ocen. Zmiana miałaby wejść w życie od 1 września tego roku.

Kolejna obietnica ministry to doprowadzenie do tego, żeby lekcje religii odbywały się wyłącznie na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyjnej. Dzięki temu uczniowie, którzy nie uczęszczają na katechezę, nie mieliby „okienek” w zajęciach.

PRZECZYTAJ TEŻ: Ponad połowa uczniów szkół średnich nie chodzi na religię

Od zapowiadanych zmian dystansuje się sekretarz Konferencji Episkopatu Polski biskup Artur Miziński, twierdząc, że „to kwestia osobistego przekonania pani minister”. Jeszcze dobitniej zareagował kielecki biskup Jan Piotrowski, który wezwał wszystkich wierzących do wspólnej modlitwy „o poszanowanie konstytucyjnych praw polskich obywateli i zagwarantowanie dostępu do szkolnych zajęć religii”. Przypomniał też, że w dziejach Polski zakazywano już nauki religii w szkole, i gdyby sytuacja się powtórzyła, byłoby to oburzającym „powrotem do niechlubnych kart polskiej historii”.

PRZECZYTAJ TEŻ: Nowe przedmioty, nowa matura, stare problemy

Tymczasem większość osób ankietowanych w grudniu ubiegłego roku przez United Surveys dla Wirtualnej Polski ocenia:

  • „zdecydowanie dobrze” (41 proc.)
  • lub „raczej dobrze” (26 proc.)

zapowiedź ograniczenia liczby lekcji religii.

  • „Raczej źle” ocenia tę propozycję 9 proc.,
  • a „zdecydowanie źle” – 20 proc.,
  • 4 proc. ankietowanych nie ma w tej sprawie zdania.

Wbrew ironistom, problem szybko nie rozwiąże się sam. Choć w ostatnim czasie zauważalny jest wyraźny spadek zainteresowania katechezą, to i tak w dalszym ciągu na lekcje religii uczęszcza ponad 80 proc. polskich uczniów (dane za rok szkolny 2022/2023).

Fundusz Kościelny. Odpis „na waciki”

W „100 konkretach na 100 dni” Platforma Obywatelska zapowiadała likwidację m.in. Funduszu Kościelnego. Finansowanie państwowe ma zastąpić dobrowolny odpis od podatku. Powołano już międzyresortowy zespół do prac nad zmianą systemu pod przewodnictwem Władysława Kosiniak-Kamysza.

– Znacie moje zdanie: jeśli uwolnimy Kościół od politycznej władzy i publicznych pieniędzy, będzie to tylko z korzyścią dla Kościoła – mówił premier Tusk na konferencji prasowej, zapowiadając „przyjazny, ale definitywny rozdział państwa i Kościoła”.

PRZECZYTAJ TEŻ: Buczyńska: Słowa nie tylko bolą, ale mogą też ranić, jak nóż. Nigdy więcej takiej TVP

Fundusz Kościelny powstał w 1950 r. Według pierwotnych założeń, miał być formą rekompensaty dla Kościoła katolickiego i innych związków wyznaniowych za przejęte od nich przez państwo nieruchomości ziemskie. Fundusz – w tym roku zaplanowany na 257 mln zł – w większości finansuje składki zdrowotne i społeczne duchownych wszystkich 185 oficjalnych wyznań. W najbliższej przyszłości (być może już w 2025 roku) miałby go zastąpić dobrowolny odpis od podatku, deklarowany przez tych podatników, którzy czują się związani z daną organizacją religijną.

Sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski biskup Artur Miziński deklaruje, że Kościół katolicki jest otwarty na dialog w sprawie likwidacji Funduszu Kościelnego. Można się spodziewać, że dialog ten dotyczyć będzie przede wszystkim wysokości odpisu. 10 lat temu szacowano, że jeśli na taki odpis w wysokości pół procent podatku zdecydowałoby się .,podatników, kościoły dostałyby., rocznie. Obecnie, ze względu na podwyższenie kwoty wolnej od podatku, a także odpływ wiernych, strona kościelna oczekiwać będzie podniesienia odpisu do poziomu 1 lub 1,5 proc.

PRZECZYTAJ TEŻ: Szczątki z kościoła św. Józefa w Gdańsku nie należały do ofiar spalenia świątyni w 1945 roku
kościół

Fundusz Kościelny jest symbolem finansowego wsparcia państwa dla Kościoła, ale faktyczne przywileje majątkowe tej instytucji leżą gdzie indziej. Dr hab. Paweł Borecki z Zakładu Prawa Wyznaniowego Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego półżartem określił przychody z funduszu jako „pieniądze na waciki” dla Kościoła. I wyliczał: około 2 mld zł rocznie kosztuje podatników wynagrodzenie katechetów, do tego finansowanie uczelni katolickich oraz wydziałów teologicznych na uniwersytetach państwowych, wynagrodzenia dla kapelanów w różnorakich służbach, z Krajową Administracja Skarbową włącznie.

PRZECZYTAJ TEŻ: Ten zabytkowy pulpit był symbolem Ojczyzny. Można go zobaczyć w kościele św. Mikołaja w Gdańsku

Przede wszystkim jednak Kościół obdarzony jest licznymi przywilejami podatkowymi. Lista zwolnień dla parafii z podatku dochodowego jest tak długa, że sytuacje, kiedy muszą one go płacić, to raczej wyjątek niż reguła. A już dochody z tacy, ofiary za odprawianie mszy czy opłaty za miejsce na cmentarzu wyznaniowym wyjęte są spod jakiejkolwiek kontroli finansowej.

Jak podsumował dr Borecki w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”:

– W sumie w Polsce Kościół instytucjonalny realnie nie płaci podatków bezpośrednich, z wyjątkiem podatku rolnego i leśnego.

Kościelni hierarchowie. Byle do emerytury

Czy doświadczenia ostatnich lat, kiedy Kościół postawił cały swój polityczny kapitał na jedną partię, nauczyły czegoś hierarchów?

– Nie widzę ze strony biskupów żadnej refleksji – stwierdza prof. Antoni Dudek. – Mam raczej wrażenie, że starają się oni ignorować rzeczywistość. Zachowują się, jakby chcieli jedynie dotrwać w tych swoich pałacach do emerytury. Kiedyś zresztą mówiłem, że papież powinien wysłać cały polski episkopat na emeryturę, ale już widać, że tego nie zrobi. Przynajmniej nie ten papież.

Warszawski politolog ocenia, że w obecnej sytuacji pozycja Kościoła w sposób nieunikniony będzie słabnąć. To jednak proces długotrwały, ze względu na to, że Kościół ma olbrzymi majątek i długo jeszcze będzie mógł funkcjonować, wyprzedając go.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama