W Ministerstwie Zdrowia rozpoczęto prace nad zakazem sprzedaży jednorazowych e-papierosów
Dlaczego uznano, że ten rodzaj papierosów elektronicznych zasługuje na specjalny zakaz?
Zarówno zawartość, jak i szkoda biologiczna dla organizmu, jaką niesie ich używanie, są takie same, jak u innych, istniejących na rynku e-papierosów.
A co je różni?
Po pierwsze, są to e-papierosy jednorazowego użytku. Oznacza to, że po użyciu płynu z nikotyną, urządzenie składające się z baterii i plastiku trafia do kosza. Po drugie, martwi nas z punktu widzenia perspektywy zdrowotnej, epidemiologicznej, bardzo niska cena pojedynczego produktu w porównaniu z innymi elektronicznymi papierosami, dostępnymi na rynku. Zwykłe e-papierosy, w zależności od urządzenia kosztują, 100-200 złotych. Koszt jednorazówek nie przekracza 30 złotych. W tej niskiej cenie upatrywana jest ich popularyzacja wśród dzieci i młodzieży.
Z danych Centrum Monitorowania Rynku wynika, że w ubiegłym roku w Polsce sprzedano ponad 54 miliony sztuk takich papierosów! Paliły je głównie nastolatki?
Na pewno sprzedaż skierowana jest głównie do ludzi młodych. Papierosy te „krzyczą” kształtem, przypominającym mazaki, flamastry, zachęcają swoją słodkością. Z góry są przeznaczane dla młodszych konsumentów, których kusi się owocowymi bądź czekoladowymi walorami smakowymi. To jednoznacznie wskazuje na klienta docelowego - dzieci i młodzież.
Słyszałem wypowiedzi wiceministra zdrowia i obecnej pani minister, że będzie rozważana możliwość zakazu sprzedaży tego produktu. Są przykłady krajów, które po to narzędzie wcześniej sięgnęły - Wielkiej Brytanii, Australii, Francji i Nowej Zelandii. Jak najbardziej Polska ma możliwość pewnych regulacji, obawiam się jednak, że będą to ruchy pozorowane. Podobnie jak nie działa w naszym kraju zakaz sprzedaży energetyków nieletnim, który obwarowano takimi nieskutecznymi zakazami jak tytoń i alkohol.
Czy wcześniej podejmowano jakieś działania w celu ograniczenia sprzedaży „młodzieżowych papierosów”?
Nie, chociaż trend ten obserwujemy już od dwóch-trzech lat w innych krajach zachodnich i było wiadomo, ze moda ta także do nas przyjdzie. W Polsce, niestety, nie ma stałego monitoringu wyrobów tytoniowych i jak zwykle Ministerstwo Zdrowia jest zaskoczone. Wiedzieliśmy, że zagrożenie zbliża się do naszego kraju, zabrakło nam jednak narzędzi by poznać skalę tego zjawiska. Aby skutecznie monitorować rynek, należy zatrudnić fachowców i zlecić im badania. Zakład Zdrowia Publicznego i Medycyny Społecznej GUMed był gotowy pod podjęcia tego zadania, gdyby urzędy chciały. A tak obudziliśmy się z przysłowiową ręką w nocniku.
Czy polskie władze mają rzeczywiste możliwości ograniczenia sprzedaży elektronicznych jednorazówek i nie polegną w walce z lobby tytoniowym?
Podejrzewam, że jak zwykle polegną. Słyszałem wypowiedzi wiceministra zdrowia i obecnej pani minister, że będzie rozważana możliwość zakazu sprzedaży tego produktu. Są przykłady krajów, które po to narzędzie wcześniej sięgnęły - Wielkiej Brytanii, Australii, Francji i Nowej Zelandii. Jak najbardziej Polska ma możliwość pewnych regulacji, obawiam się jednak, że będą to ruchy pozorowane. Podobnie jak nie działa w naszym kraju zakaz sprzedaży energetyków nieletnim, który obwarowano takimi nieskutecznymi zakazami jak tytoń i alkohol.
PRZECZYTAJ TEŻ Kupił nastolatkom alkohol
Dlaczego nie działa?
Gdyby chciano te nakazy porządnie egzekwować, dano by więcej uprawnień samorządom i straży miejskiej, a nie policji. Policja ściga przestępców i nie jest zainteresowana sprzedażą energetyków. W efekcie władze dają sygnał opinii publicznej, że coś robimy, nie podcinając przy tym wpływów z akcyzy i innym podatków.
Skoro o zyskach mowa, to może wiadomo, jakie koszty ponosimy przez dostęp dzieci do papierosów?
Koszty są ogromne. Problem uzależnienia od nikotyny uwarunkowany jest tym, jak dużo młodych ludzi wchodzi w ten nałóg. Wpuszczając na rynek niekontrolowany tani produkt, pięknie opakowany, z walorami smakowymi zwiększamy skalę inicjacji nikotynowej. Badania pokazują, że często kończy się to próbowaniem zwykłego tytoniu i ogromnymi konsekwencjami zdrowotnymi. Walcząc z epidemią palenia musimy przede wszystkim utrudniać dostęp młodzieży do nikotyny, bo te osoby „migrują” potem na inne wyroby.
PRZECZYTAJ TEŻ 13-latka pijana i po dopalaczach. Leżała koło przystanku
Nie mówi pan jednak o konkretnych kwotach. W 2012 r. wyliczono koszty palenia tytoniu przez Polaków na 57 mld dolarów, z czego 7 mld stanowiły wydatki na opiekę zdrowotną z powodu chorób odtytoniowych, a 50 mld z tytułu utraconej produktywności z powodu chorób i przedwczesnych zgonów. Jak to teraz wygląda?
Obecnie nikt tego nie analizuje, niestety. Skupiamy się dzisiaj na tym, ile zyskujemy z akcyzy i opodatkowania, nie licząc, ile tracimy. Wyliczenia sprzed 12 lat wyraźnie pokazywały, że to się nam nie opłaca.
Napisz komentarz
Komentarze