Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Maskotka ze starych zdjęć przypomina ludziom o historii Gedanii

To jest szczególny rok dla Gedanii, najstarszego polskiego klubu sportowego w Gdańsku. W 2022 roku mija sto lat od jego powstania. I pewnie ta rocznica przeszłaby średnio zauważona, tak jak wiele poprzednich, gdyby nie fakt, że coraz więcej gdańszczan uświadamia sobie, że Gedania to jednak coś więcej, niż tylko klub sportowy.
Piłkarska drużyna Gedanii po wygranym meczu z policyjnym klubem Schupo 4:0 na dawnym stadionie przy dzisiejszej ul. Kościuszki. Marzec 1933. (Fot. Archiwum prywatne Zdzisława Panfila)

Jeszcze w ubiegłym roku pojawiło się kilka pomysłów uczczenia setnej rocznicy powstania tego klubu, bastionu polskości w Wolnym Mieście Gdańsku. Niedawno dwóch radnych miasta Gdańska wpadło na pomysł, by jeden z gdańskich tramwajów nazwać i pomalować w barwy Gedanii. To miałoby uczcić jubileusz 100-lecia gdańskiego klubu. Z taką inicjatywą wyszli Piotr Gierszewski z Prawa i Sprawiedliwości i Andrzej Kowalczys z Koalicji Obywatelskiej. To cenne, choćby z punktu widzenia relacji obu tych ugrupowań politycznych i dowód na to, że sport może łączyć. W Gdańsku zasłużeni dla miasta ludzie są upamiętniani na tramwajach. Odstępstwo od tej zasady zrobiono w przypadku Lechii, najpopularniejszego klubu Gdańska. Być może ten precedens w jakimś stopniu ułatwił wspólną decyzję gdańskich radnych.

Problem w tym, że miasto na razie nie ma wystarczającej liczby taboru, więc na realizację ewentualnej tramwajowej wizji uczczenia Gedanii trzeba będzie poczekać. Z pomysłem wmurowania tablicy upamiętniającej miejsce i czas powstania klubu na domu św. Józefa przy dzisiejszej ul. Garnacarskiej wystąpiła w grudniu ubiegłego roku redakcja „Zawsze Pomorze”. Pojawił się też pomysł, by w Gdańsku jedną z ulic nazwać „Pokoleń Gedanii Gdańsk”, ale zbyt mocno przypomina on fakt nadania podobnej nazwy ulicy związanej ze stadionem, na którym swoje mecze rozgrywa dziś Lechia. Gedania zasługuje na coś szczególnego i z tego faktu trzeba sobie zdać sprawę.

To klub, który zrzeszał głównie polskich robotników, pracowników poczty i kolei. Nie byli ludźmi zamożnymi, ale bardzo świadomymi swojej sytuacji w Wolnym Mieście Gdańsku. Polacy stanowili w nim według najbardziej korzystnych szacunków ok. 8-10 procent. Miasto było zdominowane przez Niemców, którzy z czasem zaczęli dość jednoznacznie dawać do zrozumienia, co sadzą o obecności Polaków w Gdańsku. Gedania, mimo szykan, była przez lata największym klubem sportowym w Wolnym Mieście Gdańsku, organizacją dającą poczucie przynależności do Polski, taką biało-czerwoną wyspą na niemieckim morzu. To nie zmieniało faktu, że klub był otwarty dla członków innych narodowości. Pracowali i trenowali w nim Niemcy jak np. znakomity trener boksu Martin Arlt, czy świetny napastnik żydowskiego pochodzenia Leon „Lipek” Keller. Zasady, obyczaje, poczucie wspólnoty i rosnące zagrożenie ze strony hitlerowskich Niemiec bardzo mocno konsolidowały przynależność do Gedanii.

Coraz większa aktywność bojówek hitlerowskich w Gdańsku w latach 30. skierowana wobec gdańskich Polaków, a co za tym idzie wielu gedanistów, „owocowała” w pozasportową działalność członków zwłaszcza takich „wydziałów” jak strzelecki, motocyklowy czy boksu. Z resztą w każdej sekcji, zwanej przed wojną wydziałem, nie brakowało patriotów, którzy zginęli za Polskę podczas II wojny światowej. W znakomitej książce Janusza Trupindy „ KS Gedania – klub gdańskich Polaków (1922-1953) jest 115 nazwisk gedanistów, którzy wojny nie przeżyli. Po wojnie Gedania była na celowniku władz PRL, bo te wiedziały, że w 1945 roku reaktywowali ją autochtoni, uważani przez komunistów za...obywatel drugiej albo trzeciej kategorii. Dramat gedanistów polegał na tym, że walcząc o polskość przed wojną, po niej byli przez nowe władze traktowani...jak Niemcy. Wszystko dlatego, że byli obywatelami Wolnego Miasta Gdańska.

- O gedanistach można powiedzieć, że wpadli w czarną dziurę historii – mówi prof. Janusz Trupinda. Jak się popatrzy na opracowania dotyczące polskiego sportu np. z czasów wojny, to gedanistów w nich nie ma. Z drugiej strony piłkarze Gedanii, którzy bardzo mocno dawali się we znaki ligowym drużynom z Wolnego Miasta Gdańska i Prus Wschodnich, są w odnotowywani w zestawieniach niemieckich, ale próżno szukać jakiegoś szerszego omówienia. Po wojnie nowa władza ludowa tolerowała Gedanię przez rok, a później przyszedł czas na innych, bardziej słusznych. To był klimat, który gedaniści znali sprzed wojny, czyli podejrzliwość i ciągłe pytanie: "Czy w Gdańsku mogło być coś polskiego?" - mówił prof. Janusz Trupinda na łamach „Dziennika Bałtyckiego” w kwietniu ubiegłego roku.

Ale i dziś często zapomina się, że Gedania to także klub pierwszego powojennego polskiego złotego medalisty olimpijskiego, pięściarza Zygmunta Chychły, a także innych medalistów olimpijskich jak: Brunon Bendig, Jadwiga Książek-Marko, Czesława Kościańska i Małgorzata Dłużewska. To klub, który w przeszłości dawał Gdańskowi, Pomorzu i Polsce medale mistrzostw świata i Europy.

Kilka dni temu Instytut Pamięci Narodowej w Gdańsku ogłosił plany upamiętnienia wybitnych gdańskich Polaków. Nie bez przyczyny ma to nastąpić w 2022 roku, czyli roku 100-lecia Gedanii.

Historia klubu to także historia tego miasta i dawnych jego mieszkańców. Ale okazuje się, że nie tylko. Ci z państwa, którzy interesują się Gdańska oraz Gedanii historią, mogli natknąć się na przedwojenne zdjęcia piłkarzy gdańskiego klubu. Na wielu z nich zazwyczaj bramkarz trzyma w rękach pluszową małpkę, maskotkę drużyny. Wiele wskazuje na to, że przypisaną niejako do piłkarzy Gedanii, bo są też zdjęcia np. wydziału kobiet Gedanii, na których sportsmenki gdańskiego klubu trzymają w rękach pluszowego misia.

W grudniu 2020 roku wydany został zbiór opowiadań „Z miasta”, którego autorem jest Ernest Jezionek. Jedno z tych opowiadań nosi tytuł „Klemens”. Tak miał na imię bramkarz Gedanii Klemens Borus. To jedna z tych historycznych postaci, które warto pamiętać. Był nie tylko sportowcem, ale i polskim kolejarzem oraz harcerzem. Został aresztowany w 1941 roku, a w rok później zamordowany przez hitlerowców w więzieniu. Miał 29 lat.

- Chciałbym odtworzyć tę małpkę – mówi Ernest Jezionek. Jestem już po rozmowach z pracownią plastyczną Teatru Miniatura w Gdańsku oraz Muzeum Poczty Polskiej w Gdańsku, gdzie mogłaby zamieszkać wraz z innymi cennymi pamiątkami po Gedanii. Małpka miała na sobie miniaturową koszulkę Gedanii, białą z czerwonym pionowym paskiem i szorty. Skąd ten pomysł? Cała książka Jezionka jest oparta na publikacjach przedwojennej „Gazety Gdańskiej”. Tam pojawił się temat Gedanii, który dla autora był szczególnie interesujący po roku 1933. - To wtedy zaszły w Gdańsku wielkie zmiany społeczno-polityczne. Bohaterowie moich opowiadań to ludzie, o których gazeta pisała w swojej kryminalno-obyczajowej rubryce „Z miasta” w latach 1933 i 1934 – dodaje pisarz. Czytając te wiadomości, wchodziłem w klimat dawnego Gdańska, który tworzyli jej bohaterowie. Prawdziwi ludzie. Pisząc o nich starałem się na swój sposób przywracać pamięć o tych gdańszczanach. To z tej gazety dowiedziałem się, że piłkarze Gedanii zostali w 1933 roku mistrzami Wolnego Miasta Gdańska. W opowiadaniu „Klemens” chciałem, by narratorem była ta małpka. Ona opowiada historię Borusa i jego kolegów z drużyny, a właściwie dopowiada to, co nie zostało napisane w gazetach.

"Uparcie trwam i pamiętam, podczas gdy ludzie chorują na zanik pamięci. Więc zabierz mnie, proszę. Postaw na półce, a ja będę ci opowiadać, gdy kiedykolwiek spojrzysz mi w oczy." - mówi w opowiadaniu „Klemens” małpka, którą znalazł pracownik zajmujący się rozbiórką tego, co zostało po stadionie przy ul. Kościuszki...- Moim marzeniem jest, żeby małpka znów ożywiła pamięć. Oparta o zdjęcie siedziałaby na tle chłopców w białych koszulkach z amarantowymi pasami, gotowa opowiedzieć historię zespołu komukolwiek, kto spojrzałby jej w oczy – mówi autor.

Ernest Jezionek mówi, że miłość do Gdańska odkrył jako nastoletni chłopak. - Zobaczyłem od strony Motławy wschodnią ścianę kościoła św. Jana z częścią napisu „Anno Domini…” i tak Gdańsk został we mnie chyba na zawsze – dodaje.

Pisząc książkę starał się chodzić szlakami swoich bohaterów. To dzięki nim poznał to miasto lepiej. Jego zdaniem Gedania zasłużyła na więcej niż dostała od miasta do tej pory, bo klub i ludzie z nim związani to zbyt ważna część Gdańska, by o nich nie pamiętać.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama