Mezowo: Miało wyglądać na wypadek, okazało się zabójstwem
- Obrażenia, które spowodowały śmierć kobiety nie pochodziły z wypadku komunikacyjnego. To są obrażenia w obrębie głowy, zadane ręką obcą, narzędziem tępym – relacjonowała wstępne ustalenia sekcji zwłok 31-letniej Jolanty K., wkrótce po tragedii, do której doszło 10 stycznia 2024 r. prokurator Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Autopsja potwierdzała wcześniejsze ustalenia śledczych, które podważyły początkową wersję wydarzeń. Gdy w środowy wieczór poruszający się po linii PKM pociąg uderzył w skodę na niestrzeżonym przejeździe kolejowym w Mezowie w okolicach Dzierżążna pod Kartuzami, oczywistym wydawało się, że to nieszczęśliwy wypadek. Niespełna dobę od tego zdarzenia, w sprawie nastąpił jednak zaskakujący zwrot akcji: okrywając w bagażniku staranowanego przez szynobus auta ślady krwi 31-latki, której ciało znaleziono na siedzeniu kierowcy oraz posiłkując się innymi ustaleniami, funkcjonariusze uznali, że mają do czynienia z zabójstwem, którego sprawca usiłował zmylić trop. Podejrzanym, który został zatrzymany, a następnie aresztowany na trzy miesiące, okazał się 35-letni Tomasz K. - mąż zamordowanej.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Zabił żonę i upozorował wypadek. 35-latek już nie przyznaje się do winy
- Do pozbawienia życia kobiety doszło w miejscu jej pracy. Sprawca następnie przewiózł zwłoki samochodem i w celu ukrycia dokonanego czynu, pozostawił pojazd na przejeździe kolejowym – opowiadali już na początku postępowania śledczy.
Zagrożony karą więzienia Tomasz K. nie przyznawał lub tylko częściowo przyznawał się do winy.
Ponieważ mężczyzna usłyszał zarzut zabójstwa w zamiarze bezpośrednim, zagrożony karą nawet dożywotniego więzienia, w toku prowadzonego przez prokuraturę postępowania przygotowawczego skierowany został na badanie psychiatryczne. To rutynowe działanie w stosunku do podejrzanych o odebranie życia innej osobie, jednak w przypadku Tomasza K. tym bardziej wskazane, że według informacji niepotwierdzonych oficjalnie przez śledczych, miał on w przeszłości leczyć się psychiatrycznie, a także przez dłuższy czas przebywać w zakładzie psychiatrycznym, na krótko przed zabójstwem.
Biegli bez jednoznacznej opinii
Diagnoza lekarzy jest ważna o tyle, że w przypadku orzeczenia całkowitej niepoczytalności, a więc stwierdzenia niemożności rozpoznania znaczenia czynu lub niemożności, w momencie jego popełniania, pokierowania własnym postępowaniem, mężczyzna nie może być sądzony za przestępstwo. Taki wariant oznacza, że ze względu na chorobę psychiczną, zostanie niemal na pewno skierowany na leczenie w zamkniętym ośrodku.
CZYTAJ TAKŻE: Kartuzy: To miało wyglądać na wypadek. Mąż z zarzutem zabójstwa
- Biegli po jednorazowym badaniu nie byli w stanie ocenić jego stanu poczytalności, dlatego zawnioskowali o przeprowadzenie obserwacji sądowo-psychiatrycznej. Wniosek sprawie zarządzenia takiej obserwacji został już skierowany do sądu, czekamy na jego decyzję – wskazuje prokurator Grażyna Wawryniuk, potwierdzając informację, którą jako pierwsze podało Radio Gdańsk.
Jeśli sąd przychyli się do wniosku i orzeknie o poddaniu 35-latka obserwacji, to może ona potrwać do 4 tygodni, a na wniosek placówki, gdzie będzie się odbywała, sąd może przedłużyć ją na czas określony, „niezbędny”. Łącznie jednak okres takiego nadzoru nie może przekroczyć 8 tygodni.
Do samej tragedii Jolanta K. prowadziła w Kiełpinie salon kosmetyczny i już w kilka godzin po tragedii w mediach społecznościowych na stronie zakładu pojawiła się informacja, że będzie on zamknięty do odwołania. Jak wspomnieliśmy wcześniej, to właśnie przeszukany przez policyjnych techników wkrótce po zabójstwie salon miał być miejscem zbrodni.
Napisz komentarz
Komentarze