– Od lat powtarza się w kółko takie same argumenty przeciw energetyce jądrowej, aż dziw, że ludzie się jeszcze tym interesują – wita mnie od drzwi prof. Waldemar Kamrat.
I na wstępie, jako specjalista ds. energetyki kompleksowej zaznacza, że racjonalnym – z jego punktu widzenia – rozwiązaniem energetycznym dla Polski byłby miks energetyczny: po jednej trzeciej z energetyki jądrowej, źródeł odnawialnych i gazu.
Czy w Polsce wystarczy miejsca na OZE?
- W Polsce, która jest krajem średniej wielkości, z dość liczną populacją, o dobrej gospodarce, elektrochłonność na jednego mieszkańca wynosi ok. 4000 kWh.
- W krajach, których gospodarka jest nasycona elektrycznością, jak Skandynawia czy Niemcy, jest to poziom odpowiednio 15-16 tys. i 12-14 tys. kWh.
- Nawet w Czechach jest to 8-9 tys. kWh.
– Mamy więc dużo do zrobienia – mówi gdański naukowiec i podchodzi do wiszącej na ścianie gabinetu mapy polskiego systemu energetycznego. Wskazuje, że, przykładowo na Pomorzu, w centrach produkcyjnych pracują także maszyny o dużych mocach odbioru energii elektrycznej. – Załóżmy, sprowadzając rzecz do absurdu, że ktoś chciałby, aby pracowały tylko na prądzie pozyskiwanym ze źródeł odnawialnych, czyli wiatraków i słońca. Do takiego sposobu zasilania niezbędne są magazyny energii.
W Polsce magazyny są technologicznie opanowane na poziomie kilku megawatów. Kosztują kilkadziesiąt (35-70) mln zł. Gdyby je zainstalować do zasilania centrów produkcyjnych w kontenerach 12-stopowych, to trzeba by ich postawić kilkanaście/kilkadziesiąt sztuk w bliskim sąsiedztwie wiatraków i paneli fotowoltaicznych. To obrazuje, że nie ma w Polsce takiej powierzchni, żeby cały prąd dało się pozyskać tylko z wiatraków i fotowoltaiki.
prof. Waldemar Kamrat / dyrektor Centrum Energetyki Jądrowej Politechniki Gdańskiej
Zalety i wady energetyki jądrowej
Prof. Kamrat jest przekonany, że dostęp do taniej, bezpiecznej i ekologicznej energii jądrowej jest konieczny w Polsce, bo po prostu… nie mamy wyjścia. Samymi odnawialnymi źródłami energii (OZE) rosnącego zapotrzebowania na energię nie zaspokoimy.
Koszty energii z OZE i atomu
Główny argument za odnawialnymi źródłami energii (poza tym, że są odnawialne), to niski koszt wytwarzania energii. Ale – jak zwraca uwagę prof. Kamrat – to prawda tylko w odniesieniu do kosztów zmiennych, czyli kosztów „paliwa”, a więc w przypadku wiatraków czy paneli – siły wiatru lub nasłonecznienia. Natomiast należy liczyć koszty roczne całkowite (zmienne i także koszty stałe, czyli nakłady inwestycyjne poprzez uwzględnienie współczynnika zwrotu na kapitale) dyskontowane na lata, w zależności od technologii energetycznej.
– Czemu ci „czarodzieje”, którzy chcą wmówić, że OZE jest najlepszym sposobem zaopatrzenia naszego społeczeństwa w energię, mówią tylko o kosztach zmiennych? Powoduje to, że ludzie myślą, że wytwarzanie energii bierze się samo z siebie, jak tylko słońce zaświeci, wiatr powieje, ale nie liczą wszystkich kosztów, w tym i kosztów utylizacji.
Wiatraki średnio pracują 15-20 lat, fotowoltaika – podobnie. Elektrownia słoneczna o mocy zainstalowanej 55 MW, przy dostępnych mocach jednostkowych, składa się z ok. 400 000 szt. paneli. Jeden panel to 19,2 kg szkła i stali o wymiarach 169 na 100 centymetrów. Po tych 15 latach trzeba to utylizować/recyklingować. A elektrownia jądrowa zbudowana raz pracuje 60 lat, a w tej chwili mówi się, że ten okres można będzie przedłużyć do 80 lat.
Bezpieczeństwo elektrowni jądrowych
Często podnosi się argument o szkodliwej promieniotwórczości, z jaką wiąże się energetyka jądrowa. Tymczasem, zdaniem prof. Kamrata, dostępne badania medyczne pokazują, że, przykładowo, narciarz podczas dwutygodniowego pobytu w górach więcej się napromieniuje niż osoba mieszkająca w odległości 4 km od elektrowni jądrowej przez cały rok.
– Kilka lat temu byłem na wizycie studyjnej w elektrowni Flamanville we Francji. Przed wejściem zmierzono nam poziom napromieniowania, który uzyskaliśmy w czasie lotu samolotem z Warszawy. Potem dostaliśmy zupełnie nowe ubrania, w których weszliśmy na teren elektrowni. Byłem dosłownie o kilka metrów od reaktora, a kiedy wychodziłem, okazało się, że moje napromieniowanie z tego powodu było na poziomie minimalnym, znacznie niższym od tego, jakie stwierdzono, kiedy wchodziłem tam w swoim ubraniu – mówi prof. Waldemar Kamrat.
Tu musi się też pojawić pytanie o odpady radioaktywne. Prof. Kamrat przekonuje, że tych będzie niewiele. Paliwo jądrowe z reaktora AP 1000 (takiego, jaki powstanie w Choczewie) zmieści się na jednej ciężarówce, a odpady radioaktywne, zgodnie z procedurami bezpieczeństwa, składuje się na terenie elektrowni przez okres kilkudziesięciu lat. Po ich zużyciu wywozi się je do centralnej utylizacji odpadów – główny ośrodek składowania funkcjonuje we Francji.
Społeczne aspekty budowy elektrowni jądrowych
Prof. Kamrat uważa, że zbyt mało mówi się o społecznych aspektach budowy elektrowni jądrowych.
– Przy budowie zatrudniona jest grupa inżynierów, fachowców o wysokich kalifikacjach. Budowa trwa kilka lat, dlatego zwykle w pobliżu powstają osiedla, gdzie oni mieszkają, wchodząc często w relacje z mieszkańcami. Ich dzieci chodzą do miejscowych szkół. Wzrasta poziom cywilizacyjny danego regionu, ale też poziom życia. Gminy dostają wysokie podatki, więc mogą fundować dzieciom, na przykład, bezpłatne wakacje, całkowicie bezpłatną opiekę zdrowotną czy inne świadczenia pieniężne. Swego czasu wójt Gniewina opowiadał mi, że 15 lat temu był entuzjastą pomysłu powstania elektrowni na tych terenach. Cała społeczność gminna tego chciała, ale teraz poparcie zmalało, bo firmy, które się tym zajmują, nie potrafią w pełni się nią „zaopiekować”. Miejscowi nie widzą tych korzyści, które powinny być oczywiste.
prof. Waldemar Kamrat / dyrektor Centrum Energetyki Jądrowej Politechniki Gdańskiej
Przyszłość energetyki w Polsce. Rozwiązań idealnych nie ma
– Zdaję sobie sprawę z wad energetyki jądrowej, tak jak zdaję sobie również sprawę z wad innych technologii energetycznych – przyznaje prof. Kamrat. – Nie ma i nie będzie w ciągu najbliższych dekad technologii energetycznej, która byłaby idealna. Dlatego musimy być przygotowani na wykorzystanie całego spektrum dostępnych technologii. Powinniśmy zachować się jak rozsądny chirurg, który mówi: „To leczymy zachowawczo, to zoperujemy za jakiś czas, a to natychmiast”. Podobnie w energetyce – tam, gdzie na danym terenie, w danej gminie jest dobro w postaci zasobu energetycznego, powinniśmy to na miejscu wykorzystać. Tam, gdzie nie ma, potrzebny jest niezawodny system dostarczania energii do odbiorców.
– Nie pokryjemy całej Polski biogazowniami, bo nie wszędzie wytwarza się gnojowicę. Nie wszędzie słońce świeci przez 1200 godzin w roku, jak na Lubelszczyźnie, bo średnia dla Polski to nieco ponad 900 godzin rocznie (w roku nieprzestępnym jest 8760 godzin), a na Pomorzu nawet mniej. Nie wszędzie wieje też wiatr. W Polsce nie ma myślenia propaństwowego. Jak ktoś związany jest z OZE, to je chwali, a potępia w czambuł inne technologie. Kto jest związany z energetyka jądrową, mówi jaka ona jest świetna, i nie widzi zagrożeń. Ktoś inny mówi: tylko węgiel. Trzeba po prostu zostawić te wszystkie niepotrzebne dyskusje i „na poważnie” zastanowić się nad przyszłością energetyczną Polski – podsumowuje gdański naukowiec.

























Napisz komentarz
Komentarze