W takich przypadkach zwykło się pisać, że było to piłkarskie święto, bo jak inaczej nazwać fakt, jeśli do IV-ligowca przyjeżdża mistrz Polski. Takie starcie było możliwe tylko w rozgrywkach Pucharu Polski i w losowaniu po 1/32 taką parę los skojarzył w Słupsku. Wcześniej piłkarska drużyna Gryfa wyeliminowała z tych rozgrywek I-ligową Polonię Warszawa wygrywając z nią 1:0. Wtedy niektórzy obserwatorzy porażki „Czarnych Koszul” z Warszawy upatrywali m.in. w trudnej, grząskiej murawie słupskiego stadionu.

W czwartek w Słupsku warunki do gry również nie były najlepsze, bo wiał silny wiatr i zacinał deszcz, co oczywiście nie wpłynęło korzystanie na jakość murawy. Bez wątpienia zawodnicy poznańskiego Lecha są przyzwyczajeni do gry na innych murawach. To nie było ich atutem, a sprzyjało raczej zawodnikom Gryfa. Niemniej jednak to „Kolejorz” był od początku drużyna lepszą, co nie mogło zaskakiwać kompletu publiczności na stadionie i przed telewizorami. Goście powinni po pierwszej połowie prowadzić 4-5 bramkami, ale nie byli tak skuteczni, jak powinni. Być może murawa im na to nie pozwalała.
W drugiej części meczu poziom się nieco wyrównał, bo Gryf nie miał nic do stracenia, a Lech jakby uspokojony 2-bramkowym prowadzeniem zaczął grać wolniej, mniej dokładnie i raczej skupił się na defensywie. Kontaktowy gol dla Gryfa jeszcze bardziej podkręcił atmosferę, a kiedy w 85 minucie padł gol na 2:2 trybuny oszalały. Niestety, dla Gryfa okazało się, że samobójcza bramka padła z pozycji spalonej. Do 1/8 finału PP awansował Lech Poznań.
Gryf Słupsk – Lech Poznań 1:2 (0:2).
Bramki: Damian Wojda (54’) – Filip Jagiełło (19’), Joao Pereira (33’).
























Napisz komentarz
Komentarze