Bałtyk przez cały rok. Jak przyciągnąć turystów z Czech i Słowacji?
Polskie wybrzeże Bałtyku od lat kojarzy się z krótkim, intensywnym sezonem letnim. Lipiec i sierpień to czas, gdy kurorty tętnią życiem, a przez resztę roku nadmorskie miejscowości zapadają w letarg. Czy ten schemat można przełamać?
Jakub Łoginow, ekspert ds. transportu transgranicznego, dziennikarz słowackich mediów piszący o Polsce uważa, że wraz z rosnącą liczbą turystów ze Słowacji i Czech da się wydłużyć sezon nad polskim morzem. A to mogłoby pozwolić na nieco niższe ceny w sezonie, przy wyższych dochodach mieszkańców.
Takie tezy Jakub Łoginow postawił w wydanym właśnie ebooku „Bałtyk przez cały rok. Jak wydłużyć sezon turystyczny i przyciągnąć gości ze Słowacji i Czech”. Przedstawia w nim strategie, które mają pozwolić na wydłużenie sezonu poprzez przyciągnięcie turystów w innych miesiącach i promować zrównoważoną turystykę.
– Często słyszymy, że nad Bałtykiem muszą być horrendalnie wysokie ceny, bo sezon rzekomo trwa tu tylko trzy miesiące, podczas których przedsiębiorcy muszą zarobić na cały rok – mówi Jakub Łoginow. – To nieprawda. To oczywiste, że w listopadzie będzie dużo mniej ludzi niż w wakacje, tak jest też we Włoszech i Chorwacji, ale przykład Kołobrzegu pokazuje, że nie muszą być zupełne pustki. Ale samo się nie zrobi.
Słowacy i Czesi chcą do nas przyjeżdżać poza sezonem, ale trzeba podjąć pewien wysiłek, zatrudnić ekspertów od tych krajów, zrobić solidną promocję gmin nadmorskich w języku słowackim, czego dotychczas nie było.
Jakub Łoginow / ekspert ds. transportu transgranicznego, dziennikarz słowackich mediów piszący o Polsce
Co zaoferować turystom poza sezonem letnim?
Autor ebooka wskazuje na ogromny potencjał turystów ze Słowacji i Czech, którzy coraz częściej wybierają podróże w chłodniejszych miesiącach nastawione na spacery, wędrówki, zwiedzanie zabytkowych miasteczek oraz aktywny wypoczynek.
Publikacja analizuje konkretne segmenty rynku, które mogą pomóc w „spłaszczeniu” sezonu. Wśród nich znajdują się m.in.:
- wycieczki szkolne i grupowe ze Słowacji, odbywające się od marca do maja oraz jesienią,
- grupy senioralne preferujące spokojniejsze miesiące,
- a także organizacje lokalne – strażackie, parafialne.
Duży potencjał ma też kontakt z lokalnymi Klubami Słowackich Turystów, dla których atrakcją byłyby choćby jesienne czy zimowe wędrówki po znakowanych szlakach turystycznych Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego czy na Kaszubach.
Dla Słowaków i Czechów polski Bałtyk to coś więcej niż plażowanie. To doświadczenie klimatu, historii, architektury oraz natury. W ich oczach nasz region jest równie atrakcyjny jesienią i wiosną, jak latem, a dla słowackich seniorów oraz grup szkolnych to właśnie miesiące takie jak: październik, listopad, marzec i kwiecień, są najlepsze do przyjazdu nad polskie morze. To ogromna szansa, by przestać myśleć o Bałtyku wyłącznie sezonowo.
Jakub Łoginow / ekspert ds. transportu transgranicznego, dziennikarz słowackich mediów piszący o Polsce
– Warto przypomnieć, że dzięki m.in. moim staraniom w grudniu wraca połączenie lotnicze Gdańsk-Poprad, co jeszcze bardziej zwiększa szanse na masową turystykę Słowaków nad Bałtykiem w „martwym” sezonie zimowym – przekonuje Jakub Łoginow.
Coolcation. Nowy trend nad polskim morzem
Magdalena Węgrowicz, dyrektor ds. marketingu i relacji z branżą Pomorskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej, pytana o zwiększone zainteresowanie Pomorzem ze strony turystów zza naszej południowej granicy, zaznacza, że twarde dane, jakimi PROT dysponuje, to m.in. liczba osób, które zakupiły bilety wstępu do instytucji kultury prowadzonych czy współprowadzonych przez Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego. I tam faktycznie widać znaczne wzrosty, jeśli chodzi o turystów z Czech, zarówno w porównaniu do ubiegłego roku, jak i – funkcjonującego w branży jako ważny punkt odniesienia – „przedpandemicznego” roku 2019. Szczególnie w porównaniu do tego drugiego wzrost jest ogromny.
Tłumaczy się to m.in. trendem tzw. coolcation (z połączenia angielskich słów cool – chłodny, i vacation – wakacje), obserwowanym, np., w krajach skandynawskich, gdzie udają się turyści z południowej Europy w poszukiwaniu chłodniejszego lata.
W ten trend z pewnością wpisują się Czesi, dla których do tej pory tradycyjnym miejscem letniego wypoczynku była Chorwacja. Ale tam temperatury robią się już bardzo wysokie. Nie każdy to lubi, więc ludzie szukają czegoś przyjaźniejszego. Polski Bałtyk spełnia te warunki.
Magdalena Węgrowicz / dyrektor ds. marketingu i relacji z branżą Pomorskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej
Zdecydowanie jednak warto też pamiętać, że nasz region zyskał popularność m.in. dzięki większej dostępności komunikacyjnej. Rozbudowana sieć autostrad z południa Polski aż do Gdyni i dalej do nadmorskich miejscowości, bezpośrednie połączenia lotnicze z Pragi do Gdańska jednego z popularnych budżetowych przewoźników czy wreszcie uruchomiony w grudniu 2024 roku Baltic Express – bezpośredni pociąg ze stolicy Czech do Gdyni, to z pewnością ważne czynniki. Do tego należy dodać połączenie oferty kulturalnej z nadmorskim krajobrazem i sympatię do naszych czeskich sąsiadów.
Dłuższy sezon oznacza koniec „paragonów grozy”?
Ale czy to znaczy, że możemy też liczyć na obecność Czechów i Słowaków poza „wysokim” sezonem? Tu dyrektorka PROT nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
Od tego momentu, w którym otworzyliśmy się szeroko na turystów zza południowej granicy, czy też może oni się otworzyli na nasz region, tych posezonowych lat nie było wiele – dwa, trzy. Musimy nadal nad tym pracować, aby promować ten okres w roku jako atrakcyjny czas na wizytę w regionie pomorskim. Warto też cały czas poszerzać listę miejsc wartych odwiedzenia również w październiku, listopadzie czy grudniu. Zwłaszcza i ze szczególnym uwzględnieniem tych poza Trójmiastem.
Magdalena Węgrowicz / dyrektor ds. marketingu i relacji z branżą Pomorskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej
Czy gdyby to się udało, możemy – jak to zapowiada Jakub Łoginow – liczyć na koniec „paragonów grozy”? Dyrektor Węgrowicz podkreśla, że nie lubi tego określenia. Uważa, że jest krzywdzące dla przedsiębiorców, sugerujące, iż ceny usług turystycznych są brane „z sufitu”.
– To nie jest tak, że ktoś sobie wymyśla, że dzisiaj nocleg będzie kosztował tyle, a jutro tyle. Na finalną cenę usługi składa się cała plejada różnych kosztów. Są warunki mikro- i makroekonomiczne. Czy to, że sezon się wydłuży, faktycznie zmniejszy, np., koszty prądu? Albo koszty, jakie pracodawca musi ponieść za zatrudnienie pracownika? Albo koszty żywności, którą musi zakupić, żeby ugotować kolację albo przygotować śniadanie dla gości? – pyta retorycznie Magdalena Węgrowicz.
























Napisz komentarz
Komentarze