Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Pomorzan czekają bardzo drogie święta, skala drożyzny jest szokująca. To nie koniec podwyżek

Tak mocno drożyzna nie dawała się we znaki Polakom od wiosny 2001 roku. Nic nie zapowiada jej rychłego spadku, dlatego ekonomiści prognozują również, że w tym roku czekają nas bardzo drogie święta Bożego Narodzenia. Najbardziej odczują to osoby, które żyją najskromniej
(Fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

 Skala drożyzny jest dla Polaków tym bardziej szokująca, że wielu z nich w życiu nie doświadczyło takiego tempa wzrostu cen  mówi Grażyna Piotrowska-Oliwa, ekonomistka, cytowana przez TOK FM. Jej zdaniem czekają nas najdroższe od 20 lat święta Bożego Narodzenia.

Najbardziej odczują to osoby z najniższymi dochodami, bo zazwyczaj skala podwyżek ich pensji jest mniejsza niż wzrost cen w sklepach. Do tego żyjący skromniej Polacy i tak zwykle poświęcają większą część dochodów na podstawowe produkty, więc już nie mają na czym oszczędzić.

Jak podał Główny Urząd Statystyczny, inflacja w październiku wyniosła rok do roku 6,8% w porównaniu z 5,9% we wrześniu. - I nadal będzie dalej przyśpieszać - w listopadzie i grudniu wzrost cen przekroczy 7% - ocenia Polski Instytut Ekonomiczny w komentarzu do danych GUS.

Życie…

Jolanta Klimaszewska w firmie sprzątającej zarabia 2,6 tys. złotych na rękę. Jest rozwiedziona,  dzieci wyprowadziły się kilka lat temu. Mieszka sama w 70-metrowym własnościowym mieszkaniu na gdańskim osiedlu. Za mieszkanie płaci 794 zł miesięcznie – w tej kwocie są woda, ogrzewanie, wywóz śmieci. W poprzednich latach udawało jej się mieć nadwyżki zużycia wody, więc 200-300 zł zwracało jej się w czynszu. Po ostatniej zimie jednak musiała dopłacić do ogrzewania - prawie 250 zł.  Za prąd miesięcznie wychodzi ok. 90 zł. Za telefon - 30 zł miesięcznie. Kolejne 100 zł kosztuje ją miesięczny bilet na komunikację miejską. Po opłaceniu wszystkich rachunków zostaje jej ok. 1,5-1,6 tys. „na życie”.

Jedzenie kupuję w dyskontach, mam dwa po drodze z pracy mówi. W osiedlowych sklepach kupuję bardzo rzadko, bo tam dla mnie jest za drogo. Robię zapasy, gdy są promocje. Ostatnio skończyło mi się już masło, musiałam pójść na zakupy i okazało się, że od poprzedniego razu podrożało o ponad 2 złote! Chleb kupuję w piekarni, ale w stosunku do poprzedniego zakupu pięć dni wcześniej podrożał o 60 groszy.  Na razie to małe kwoty, ale już wiem, że święta zrobimy dużo skromniejsze. Poluję na promocje i robię zapasy. Nie odkręcam kaloryferów i mam nadzieję, że dobra pogoda będzie jak najdłużej, żeby nie płacić za ogrzewanie. 

Na jedzenie według wyliczeń – pani Jola wydaje ok. 500-600 zł miesięcznie. Na szczęście mogę jeszcze trochę oszczędzić, teraz na święta i prezenty świąteczne, a potem na wszelki wypadek na ogrzewanie mówi. Byle tylko nie zachorować, bo przy mojej astmie każda wizyta w aptece to kilkaset złotych.

500 plus to nie wszystko

Halina Plata, jest rolniczką ze wsi Więckowy pod Skarszewami, ma troje dzieci w wieku 9,12 i 15 lat.

Od kilku miesięcy z przerażeniem obserwuję wzrost cen – przyznaje. -We wrześniu ekogroszek, potrzebny do ogrzania naszego gospodarstwa kosztował 1000 złotych, pod koniec listopada na zakup takiej samej ilości opału trzeba wydać już 1600 złotych. Drożeją wszystkie opłaty. Paliwo, które jest nam niezbędne, bo od nas wszędzie trzeba dojechać, dzieci do szkoły zawieźć. O cenach prądu już nie wspomnę!

A trzeba za coś żyć.

Hodujemy od lat prosiaki i teraz nie możemy już ich sprzedać. Przebijają je konkurencyjne prosiaki, karmione antybiotykami, sprowadzane z Danii mówi z żalem pani Halina. Poza tym takiego prosiaka trzeba czymś karmić, a cena zboża niesamowicie poszybowała w górę. Czegoś takiego nie pamiętam. Leki, witaminy, wszystko jest coraz droższe. O tej porze mieliśmy już kupione nawozy, ale tu też jest jakiś dramat cenowy. Nie możemy zamrozić w nawozach, które będą potrzebne na wiosnę, tak dużych pieniędzy!

Bo w sklepach trzeba wydawać coraz więcej. Na te same zakupy, na które przed rokiem pani Halina wydawała 100 złotych, dziś zostawia w kasie prawie 180 zł.

Drożeje wszystko, zwłaszcza artykuły spożywcze. Począwszy od pieczywa, przez masło, po olej. Ostatnie dwa miesiące były najgorsze, a jeszcze przed nami Boże Narodzenie. Już teraz wiem, że na  święta trzeba będzie wydać jakieś 60-70 procent więcej, niż przed rokiem – wylicza i dodaje, że denerwuje ją, gdy ktoś mówi, że ma przecież po 500 plus na każde dziecko… - Bo te 500 złotych sprzed kilku lat warte są dzisiaj jedynie jakieś 250 zł. I to jakoś znika. A przecież wtedy też nasze produkty miały większą wartość, niż obecnie zauważa. Staram się sobie jakoś radzić.

Wszystko planuje z długopisem w ręku. Śledzi promocje i wtedy kupuje na zapas.

Tak było z masłem, które kupiłam we wrześniu większą ilość o dłuższym terminie ważności w ramach promocji i zamroziłam na zimę – mówi pani Halina. Najgorzej, że wszystko jest takie niepewne. I nie ma nadziei, że coś się zmieni. Obietnice, że coś nam władza da, też nie są pewne. Bo najpierw coś dostaniemy, a potem przy podwyżce cen zostanie nam to zabrane.

Ta niepewność…

No właśnie, słowo „niepewność” bardzo często pojawia się w czasie rozmów z mieszkańcami Pomorza.

To prawda przyznaje sprzedawczyni, która od kilku lat prowadzi stoisko z warzywami i owocami na tczewskim Manhattanie. – Każdego dnia przy kupnie towaru jesteśmy zaskakiwani. Dostawcy twierdzą, że nie są w stanie zagwarantować nam stałych cen, co przekłada się także na portfele naszych klientów. Sama też przecież robię zakupy i widzę, co się dzieje. Sporo piekę, podrożała mąka, masło, nabiał. Tutaj 1,50 zł, tam 50 gr czy 80 gr… Jak się wszystko zsumuje, robi się z tego niezła kwota – przyznaje z żalem.

Jestem zszokowana obecnymi cenami żywności – dodaje pani Natalia, matka 1,5-rocznej dziewczynki, którą spotykamy na targowisku podczas zakupów. – Na straganach owoce i warzywa wciąż są drogie. Zauważyłam już, że targowisko odwiedza coraz mniej osób. Uciekają do supermarketów w nadziei, że tam zrobią tańsze zakupy, przy okazji załapując się na jakieś promocje. Z chlebem jest podobnie, niewielu stać na jego kupno w prawdziwej, tradycyjnej piekarni, gdzie za niewielki bochenek dobrego pieczywa trzeba zapłacić od 4 do ponad 5 zł, a za owsianą bułkę z ziarnami 1,20-1,90 zł.

Święta bez karpia?

Drożeją chleb, nabiał i tłuszcze. A co z rybami, bez których nie wyobrażamy sobie świąt Bożego Narodzenia, tak jak Wielkanocy bez jajek? Kiedy wchodzę do sklepu rybnego przy ul. Jasińskiego w Tczewie i pytam o ceny, panie obsługujące klientów robią się trochę nerwowe, zaznaczając, że każdy dzień przynosi nowe ceny i nie wiedzą, ile kosztować będzie np. karp za trzy dni, czy tuż przed świętami. Jednak, gdy pytam: „Czy naprawdę te ryby są droższe niż roku temu?”, napięcie nieco się rozładowuje. Bo im  także towarzyszy ciągła niepewność, co, za ile dostaną od hodowców i co będą mogły zaproponować klientom, no i czy ci będą zadowoleni? Jedno jest pewne - karp, który króluje w Wigilię na polskich stołach, w tym roku jest znacznie droższy niż rok wcześniej.

Dzisiaj za niewypatroszonego karpia [piątek, 26.11.2021 r. – dop. red.] trzeba zapłacić 24 zł, rok wcześniej kosztował 16 zł. To różnica 8 zł – podkreśla jedna ze sprzedawczyń. W dodatku karpia brakuje na rynku.

Przez pandemię i zahamowanie importu z innych krajów  – i nie tylko w całej Polsce jest zdecydowanie tej ryby mniej – przyznają hodowcy mowa tu nawet o 30 procentach w skali kraju. Na wiosnę – według nich - zabrakło tzw. kroczka, czyli ryby z drugiego rocznika. Karp rośnie trzy lata. Stąd jest mniej ryby handlowej, czyli sztuk ważących od 1,5 do 2 kilogramów. Wiele gospodarstw ratowało się zarybianiem stawów sztukami ważącym 10-15 dkg, mając nadzieję, że będzie ciepło i ryba zdąży urosnąć. Nie udało się.

Poza mniejszą ilością karpia, drugim czynnikiem wpływającym na cenę są koszty produkcji. Zboże poszło w górę o nawet 50 procent rok do roku. Karpie zwykle karmi się pszenicą, jęczmieniem, pszenżytem i kukurydzą. W górę poszły też ceny paliwa i energii elektrycznej, i oczywiście płace. Pracownicy upominają się o coraz więcej. Wszystko to powoduje, że w porównaniu do ubiegłego roku, ceny tych ryb są znacznie wyższe.

Potwierdza właściciel stoiska na Hali Targowej w Gdańsku.

Cena karpia wzrosła przynajmniej o 6-7 zł w górę w porównaniu z rokiem poprzednim – przyznaje.

Czy to się przekłada na rynek i zainteresowanie rybą? I tak, i nie. Część klientów analizuje, czy to się opłaca. Inni po prostu stawiają na święta, bez których, niezależnie od ceny, nie wyobrażają sobie świąt bez karpia.

To fakt, ryby są droższe niż rok temu, jednak zainteresowanie nimi nie spadło – przyznaje sprzedawczyni z przywołanego wcześniej punktu na ul. Jasińskiego w Tczewie.  – Wprost przeciwnie, klienci interesują się nimi wcześniej niż rok temu. Być może w powodu wcześniejszych locdownów. To wypatrywanie ryb na rynku przyspieszyło o przynajmniej dwa tygodnie.

Nie tylko ceny ryb poszybowały w górę.

– O ile ceny wieprzowiny w miarę utrzymują się na stałym poziomie, to wołowina i cielęcina podrożała o jakieś 20 procent – mówi sprzedawca jednego z punktów handlowych na Hali Targowej w Gdańsku. Za wołowinę zrazową czy szynkę cielęcą trzeba tutaj zapłacić 46,90 zł/kg.

A co z choinkami?

Nie tylko za żywność w tym roku zapłacimy więcej. Plantatorzy choinek  nie pozostawiają złudzeń – świąteczne drzewka też będą droższe.

Na cenę choinek składa się kilka elementów. Najważniejsze to  gatunek, wielkość, ale też i to, w jakim miejscu je kupujemy, czy w mniejszym mieście czy też większym, na osiedlu czy  w centrum – mówi Dawid Kasprzak, plantator choinek, który sprzedaje świąteczne drzewka na gdańskiej Oruni. Najbardziej popularne są tańsze świerki pospolite, które intensywniej pachną, no i jodła kaukaska ona słabiej pachnie, ale ma dłuższą żywotność, nawet ponad dwa tygodnie. Coraz bardziej popularne są drzewka w doniczkach, które po świętach są często przesadzane do przydomowych ogródków. W tej chwili naprawdę trudno ocenić o ile podrożeją. Wstępnie szacuje się że o około 30 procent – prognozuje pan Dawid. W ubiegłym roku za metr świerka pospolitego trzeba było zapłacić 40 zł,  za jodłę kaukaską 80 zł za metr, drzewka w doniczkach kosztowały od 70 zł.

Co generuje wyższe koszty plantacji?

Z roku na rok większego wynagrodzenia oczekują pracownicy, podrożało paliwo, więc wzrosły koszty transportu, drożeją stawki za place pod handel, wzrosły ceny materiałów, np. siatek do pakowania choinek, podrożały same drzewka, zwłaszcza jodły, które plantatorzy sprowadzają m.in. z Niemiec – wylicza nasz rozmówca. W zależności te wszystkie składowe podrożały od 20 do 40 procent.

Dodatkowo plantatorzy muszą konkurować z marketami, które oferują klientom niższe ceny.

W marketach zwykle świąteczne drzewka są tańsze, ale często odbywa się to kosztem ich jakości. Bywa, że są wycinane bardzo wcześnie czasami już na początku listopada. Po wstawieniu do ciepłego pomieszczenia igły opadają bardzo wcześnie – zauważa pan Dawid.

Przez to ostatnie lata były mało opłacalne dla hodowców drzewek, jak mówią: „Nie było przebicia”. Zwłaszcza, że wielu z nich nie traktuje już tej dziedziny działalności za taką, dzięki której można utrzymać rodzinę.

To raczej dodatkowe źródło dochodu, o ile takim jest. Uprawą często zajmują się osoby, które pracują zawodowo, w firmach więcej zarabiają, a drzewka uprawiają dodatkowo. A to nie jest tak, że choinkę wsadzi się do ziemi, a ona tak sobie sama rośnie. Drzewka  potrzebują pielęgnacji nawożenia, podcinania, grodzenia itp. – podkreślają plantatorzy.

Grzegorz Skrzypkowski, długoletni plantator drzewek z Kaszub za przykład podaje jodłę:

Ona jest szczególnie trudna w uprawie, bo stanowi, głównie w młodym wieku, smaczny kąsek dla zwierząt, np. saren, wymaga też dużo więcej pracy. Bez grodzenia nie warto jej uprawiać. Jest droższa, dlatego plantatorzy wolą ją kupować od innych.

Jodła pochodzi głównie z ziem położonych w pasie nadmorskim, gdzie jest cieplejszy klimat (ciepłe prądy od morza). Niektórzy eksportują ją z zagranicy, np. z Niemiec, a przy rosnącym kursie euro wpływa to też na jej cenę.

Rynek sprzedaży choinek jest specyficzny – zauważa pan Grzegorz. Tak naprawdę nie wiadomo, ilu ludzi uprawia świerki na plantacjach, a ilu z nich ostatecznie pojedzie z nimi na sprzedaż. Są też pośrednicy, którzy kupują drzewka taniej od hodowcy, aby potem je drożej sprzedać. 

Na co zwrócić uwagę przy kupnie świątecznego drzewka?

Z kupnem choinki nie powinniśmy czekać na ostatni moment – podpowiada pan Grzegorz. Chociaż tradycja mówi, że choinkę kupujemy w Wigilię (chyba że sami wytniemy ją z własnego ogródka lub okolicznych plantacji). Kolor powinien być wyrazisty, gałązki nie powinny być wysuszone. Zerknijmy na pieniek, łatwo rozpoznamy czy jest świeży. Jeśli jest zeschnięty, to znaczy, że drzewko było ścięte dawno. Nie kupujmy za dużego, aby później nie mieć za dużo pracy przy jego osadzeniu. Radzę także zabrać ze sobą na targ stojak sprzedawca przygotuje pieniek tak, aby łatwo można było go w nim osadzić.

Ważne, aby po zakupie nie wstawiać drzewka do ciepłego pomieszczenia, balkon, piwnica to miejsce przejściowe. Co bardzo ważne zaraz po przyniesieniu choinkę trzeba wstawić do wody, aby „się napiła''. Jak już będzie przystrojona, to  trzeba pamiętać o jej regularnym podlewaniu. Ta w doniczce też musi mieć odpowiednią wilgoć. Jeżeli mamy taką możliwość, nie stawiajmy drzewka obok ciepłego grzejnika, albo go po prostu przykręćmy.

Zaciskamy pasa

Inflacja nie zatrzymuje się, a nawet przyspiesza. Jeszcze miesiąc temu urzędnicy raportowali wzrost cen na poziomie 5,8-5,9 proc., w sierpniu wyniósł on 5,5 proc., a w lipcu 5 proc. Według ekspertów w kolejnych miesiącach wzrost cen nie wyhamuje. Przez drożyznę Polacy zaczęli oszczędzać. Jak wynika z opublikowanego kilka dni temu sondażu CBOS, oszczędza 75 proc. ankietowanych. Najwięcej, bo aż 64 proc. z nas, zrezygnowało na razie z większych wydatków. Z kolei 63 proc. ogranicza zużycie wody, prądu i gazu. Wydatki na rozrywkę, wypoczynek i kulturę ograniczyło 57 proc. badanych. Z kolei 28 proc. rzadziej jeździ samochodem.

Nie tylko Polska boryka się z galopującymi cenami.  Inflacja w Czechach przebiła oczekiwania ekonomistów i wyniosła w październiku tego roku 5,8 proc. (rok do roku), w Rumunii wzrosła do 7,9 proc., a z Niemczech notuje się najszybszy wzrost cen od 28 lat. Szaleństwo cenowe dotarło też do Stanów Zjednoczonych, gdzie inflacja w październiku sięgnęła poziomu - 6,2 proc. Według ekspertów to najwyższy wynik od grudnia 1990 r.

Przykładowe ceny karpia

Hala Targowa w Gdańsku:
patroszony 27,90 zł/kg
dzwonki 37-38 zł/kg
filet – 47,90 zł/kg

Hala rybna w Tczewie:
niepatroszony 24 zł/kg
dzwonki – 39 zł/kg
filet – 49 zł/kg

Auchan Gdańsk:
patroszony 29,99 zł/kg
dzwonki – 32,99 zł/kg
filet – 42,99 zł/kg

Lidl Tczew:
filet – 42,90 zł/kg



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama