Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Wykluczenie ratunkowe w Pomorskiem. Kiedy na SOR jedzie się nawet dwie godziny

Od miejsca zamieszkania może zależeć nasza szansa na przeżycie zawału, udaru czy uratowanie po ciężkim wypadku - wynika z analizy przeprowadzonej przez Instytut Strategie 2050. Są miejscowości, takie jak Hel czy Krynica Morska, które oddalone są od najbliższych szpitalnych oddziałów ratunkowych o ponad 60 kilometrów.
karetka

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze | Zdjęcie ilustracyjne

W najlepszej sytuacji są mieszkańcy Trójmiasta, Słupska, Kościerzyny, Kartuz, Starogardu Gdańskiego Sztumu, Kwidzyna, Lęborka, Chojnic czy Wejherowa. Czyli miast, w których działają szpitale z oddziałami ratunkowymi.

Jednak w wielu szpitalach powiatowych takich oddziałów nie ma. Przez to mieszkańcy i turyści wypoczywający w Helu muszą pokonać aż 67 kilometrów do najbliższego SOR-u w Wejherowie (co latem, przy zatłoczonych, wąskich drogach może zająć karetce nawet dwie godziny), a osoby mieszkające i przebywające w Krynicy Morskiej wożone są na odległy o ponad 60 km SOR w Elblągu. Pacjenci z Miastka wożeni są w stanach nagłych do Chojnic (58 km), lub do Słupska czy Koszalina ( w obu przypadkach 61 km).

Inne odległości nie robią już takiego wrażenia, choć np. czas poświęcony na przebycie 42 kilometrów z Łeby na SOR w Lęborku, 52 km z Jastarni do szpitala w Wejherowie albo 36 km z Debrzna do Chojnic może być w niektórych przypadkach niepokojąco zbyt długi.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Seniorze, załóż maseczkę – apeluje minister zdrowia Adam Niedzielski

Strategie 2050 przeanalizowały odległość mierzoną z największych miast i gmin miejskich województwa pomorskiego. Średnia odległość w województwie to 19 km. Zwrócono też uwagę na brak szpitalnych oddziałów ratunkowych w Tczewie i Malborku. Wprawdzie do najbliższych SOR-ów jest odpowiednio 26 i 15 km, ale w Tczewie mieszka aż 115 tys osób, a w Malborku 65 tys. Oznacza to, że potrzeba dużej liczby karetek, by zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom.

W którym mieście powinien powstać szpitalny oddział ratunkowy w pierwszej kolejności? - to jedno z pytań ankiety przygotowanej przez Instytut Strategie 2050 i skierowanej do mieszkańców Pomorza. Pytania nie dotyczą tylko szpitali, ale także kwestii, który element systemu ochrony zdrowia wymaga poprawy w pierwszej kolejności? Czy jest to dostęp do POZ, czy np. do szpitala? A może nocna opieka chorych? Kto powinien być właścicielem szpitala? Jak oceniasz pracę swoich samorządowców i stopień finansowania z NFZ w dziedzinie zapewnienia opieki zdrowotnej?

>>> Link do ankiety <<<

Zaprzeczenie konstytucyjnej zasady równego dostępu do opieki zdrowotnej

Rozmowa z dr. Andrzejem Pecką, specjalistą chorób wewnętrznych i kardiologii z 23-letnim stażem pracy, ekspertem Instytutu Strategii 2050

Od lat przewija się temat niemiłosiernie zatłoczonych i przeciążonych pracą szpitalnych oddziałów ratunkowych. A państwo pytacie w ankiecie Pomorzan, czy podstawowa opieka zdrowotna wymaga poprawy w pierwszej kolejności?
Nasz program ochrony zdrowia sugeruje odwrócenie piramidy diagnostyczno-terapeutycznej ze szpitali, które są na czele tego systemu, w medycynę rodzinną i ambulatoryjną. Autorom ankiety z województwa pomorskiego zależy by na ten temat także wypowiedzieli się pacjenci.

Zaczęliście wykluczenia ratunkowego. Jak to można zbadać?
Jest bardzo obszerne zagadnienie, więc chcieliśmy badanie jak najbardziej uprościć. Jednym z takich prostych parametrów jest odległość między miejscem zamieszkania, a szpitalnym oddziałem ratunkowym. Przeanalizowaliśmy także czas dojazdów przy pomocy najbardziej dostępnego narzędzia, jakim jest mapa Google'a. Te warunki są dość dynamiczne. Pojawiają się korki, mamy sezon albo zmianę turnusów. I czasem przejechanie tych 67 kilometrów z Helu do Wejherowa trwa nawet dwie godziny.

Czy w sytuacjach nadzwyczajnych nie można skorzystać z pomocy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego?
Helikoptery nie zawsze mogą lądować, chociażby w nocy, na obszarze pozbawionym lotnisk. Loty zależne są także od warunków pogodowych. Ważne jest również, by szpitale takie lądowiska posiadały. Tam, gdzie jest SOR, tam musi być lądowisko. Obowiązują przy tym określone standardy, nakazujące, by lądowisko było na terenie szpitala i by nadawało się do lądowania przez całą dobę. A w szpitalach np. powiatowych, mających jedynie izbę przyjęć, lądowisk już nie ma. I to przyczynia się do wykluczenia zdrowotnego mieszkańców w tych powiatach, w których nie ma SOR-ów i gdzie nakłady na ochronę zdrowia są mniejsze. Jest to zaprzeczenie konstytucyjnej zasady równego dostępu do opieki zdrowotnej.

Znane są przypadki, że do pacjenta, który zasłabł u progu szpitala powiatowego wzywana jest karetka mająca go przewieźć do dużej placówki z SOR-em . Dlaczego pomocy w nagłych wypadkach nie ma udzielać najbliższy szpital?
Równie dobrze pomoc mogłaby być udzielona w pobliskiej przychodni. Nie we wszystkich zdarzeniach zdrowotnych tego typu placówki są w stanie pomóc. Jeśli ktoś dostanie zawału serca, to lepiej, by jechał do ośrodka, gdzie jest SOR i kardiologia inwazyjna. Proszę sobie wyobrazić chorego z urazem wielonarządowym, udarem, zatorowością płucną, który w mniejszym szpitalu zostanie obsłużony nie przez team składający się chirurga, neurologa specjalistę medycyny ratunkowej, specjalistę intensywnej terapii, kardiologa, a tylko przez jednego specjalistę lub lekarza w trakcie specjalizacji. Nie będzie możliwości wykonania USG czy tomografii komputerowej przez 24 godziny na dobę. Lekarz, jeśli będzie miał wątpliwości diagnozowania i leczenia takiego pacjenta, wyśle go do większego ośrodka. Ponadto system ratownictwa nie przewiduje transportu ze szpitala do szpitala. I wtedy ów szpital powiatowy sam musi się tym martwić. Czasem trzeba ściągnąć z oddziału lekarza, który musi towarzyszyć w przewozie pacjenta.

Czy oznacza to, że przy każdym mniejszym szpitalu powinien powstać niewielki SOR?
Byłoby to jakieś rozwiązanie. Pozostaje jednak kwestia ustawodawstwa. Przy tworzeniu szpitalnych oddziałów ratunkowych konieczne jest spełnienie bardzo wyśrubowanych wymogów. Muszą być odpowiednie korytarze transportowe, lądowisko helikopterów, w drodze wyjątku zlokalizowane w odległości pięciu minut drogi od SOR-u. Na miejscu powinna działać interna, pediatria, całodobowa chirurgia, neurologia oddział intensywnej opieki medycznej całodobowa pracownia tomografii komputerowej. Szpitale z izbami przyjęć OIOM-ów nie posiadają, działają w nich najwyżej małe oddziały obserwacyjne, pooperacyjne. Trzeba by było więc zmienić przepisy, choć uważam, że rezygnacja z wielu tych wymogów nie jest dobrym rozwiązaniem.

Sprawa kadry medycznej została zaniedbana przez kilkadziesiąt ostatnich lat. Winne są wszystkie ekipy rządowe. Już przekroczyliśmy cienką, czerwoną linię dzielącą nas od katastrofy kadrowej. Oznacza to, że katastrofa jest nieunikniona.

dr Andrzej Pecka / specjalista chorób wewnętrznych i kardiologii

Co więc pozostaje?
Być może w miejsce dwóch, trzech szpitali nie spełniających takich wymogów, trzeba by było wybudować pośrodku drogi jeden nowoczesny z SOR-em? Niewykluczone, że niektóre mniejsze szpitale trzeba będzie przeorganizować lub zamienić w lokalne domy zdrowia czy szpitale dzienne tak, aby zaoferować pacjentom wyższy standard i dostęp do specjalistów, diagnostyki obrazowej  i prostych zbiegów w miejscu zamieszkania. Zaś kwestię ratowania pacjentów w stanie bezpośredniego zagrożenia życia pozostawić dedykowanym ku temu ośrodkom z SOR.

Skąd wziąć personel do kolejnych oddziałów ratunkowych?
Sprawa kadry medycznej została zaniedbana przez kilkadziesiąt ostatnich lat. Winne są wszystkie ekipy rządowe. Już przekroczyliśmy cienką, czerwoną linię dzielącą nas od katastrofy kadrowej. Oznacza to, że katastrofa jest nieunikniona. Inercja kieruje nas na skały i niezależnie wykonywanych gwałtownych zwrotów i tak rozbijemy się o nie. W chwili obecnej możemy jedynie zminimalizować skutki zderzenia i policzyć co i kiedy poszło nie tak. A poszło i to wiele lat temu.  Trzeba zwiększyć liczbę kształconych lekarzy i pielęgniarek, pamiętając, że obecnie wykształcenie lekarza specjalisty trwa 12-13 lat. Wiemy, że nie zrobimy tego szybko, ale musimy znać potrzeby w zakresie doposażenia kadrowego. Temu służą mapy potrzeb zdrowotnych, które miały powstać i nie powstały. Mówią one dokładnie, jakie są potrzeby mieszkańców na danym terenie w zakresie medycyny rodzinnej, specjalistyki oraz zabiegów szpitalnych. Na tej podstawie ustala się liczbę lekarzy określonej specjalności, pielęgniarek, techników medycznych, sekretarek medycznych. Niestety, takich rzeczy się u nas w kraju nie robi. Zachęcam do lektury programu #plandlazdrowia Instytutu Strategie 2050, z którym jak najbardziej się utożsamiam.  To prawdziwa skarbnica rozwiązań i jedyny całościowy program reformy ochrony zdrowia, jaki znam.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama