Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Gest Kozakiewicza czy środkowy palec? Co burmistrz Łeby pokazał przeciwnikom PiS

To nie był środkowy palec tylko gest Kozakiewicza. Nazwano mnie m.in. złodziejem i oskarżono o sprzedaż Łeby Danielowi Obajtkowi. Musiałem zareagować - mówi burmistrz Łeby Andrzej Strzechmiński.
(fot. Twitter | screen z filmu zamieszczonego przez @Grubiusz)

W polityce, podobnie jak za oknem, temperatura wysoka. Ale emocje jeszcze bardziej się podgrzewają podczas objazdów Polski przez premiera Mateusza Morawieckiego. Na miejsce spotkań z tym politykiem przychodzą nie tylko jego zwolennicy ale także przeciwnicy. Ci ostatni, w coraz większej grupie, winią głośno obecną władzę m.in. za szalejącą drożyznę. Czasami dochodzi od ostrych spięć.

W internecie dużą popularnością cieszy się filmik, nagrany w Lęborku tuż przed spotkaniem premiera Mateusza Morawieckiego z sympatykami PiS. Idący na nie burmistrz Łeby Andrzej Strzechmiński został po drodze zaczepiony przez przeciwników PiS, którzy wołali pod jego adresem m.in. to, że sprzedał Danielowi Obajtkowi Łebę. Zdaniem jednych burmistrz pokazał swoim oponentom środkowy palec. Ale on sam twierdzi, że to był gest Kozakiewicza.

W poniedziałkowy ranek, burmistrz Łeby odbierał jeden telefon po drugim w tej sprawie.

Z nami rozmowę rozpoczyna tak: - Burmistrz Andrzej Strzechmiński jako samorządowiec przyjął zaproszenie na spotkanie z panem premierem Morawieckim, żeby usłyszeć, co przez następne miesiące rządów PiS będzie czekało samorządy. A jestem żywo zainteresowany samorządem, który mam zaszczyt reprezentować i nim kierować. Idąc na miejsce spotkania z premierem, musiałem przejść obok protestujących. Kiedy mnie zobaczyli, to pod moim adresem zaczęli rzucać obraźliwe słowa i oskarżenia. Najpierw poprosiłem tych ludzi, żeby wygasili swoje emocje bo chciałem tylko przejść. Potem chciałem im odpowiedzieć na zarzuty, które mi przypisywali. Ale to nic nie dało. Pokazałem im więc gest Kozakiewicza, odpowiadając na te chamskie zaczepki.

Na pytanie, jakie słowa padały pod jego adresem, odparł: - Wołano złodziej, łapówkarz, usłyszałem, że sprzedałem Obajtkowi Łebę i tego typu pomówienia. Żeby człowiekowi przypisywać takie rzeczy, trzeba mieć na to dowody, wyroki sądu itd.

Na stwierdzenie, że polityk jednak powinien mieć grubszą, niż wyborca skórę i nie pokazywać elektorami obraźliwych gestów, Andrzej Strzechmiński odpowiada:

- Jestem człowiekiem starej daty, samorządowcem trzecią kadencję. I zawsze miałem obraźliwe wpisy w mediach społecznościowych. Ale powtarzam, nie wolno takich rzeczy umieszczać i powtarzać, jeśli się kogoś za rękę nie złapało. Ja mam naprawdę grubą skórę. W życiu już wszystko przeszedłem. Kilka razy oblano mnie kwasem masłowym, miałem zniszczony samochód.

- To czemu teraz tak go poniosły nerwy i zareagował ostro? - pytam.

- Po pierwsze, nie jestem złodziejem. Po drugie Obajtkowi sprzedałem własną nieruchomość. I dlatego musiałem zareagować na kłamstwa – mówi burmistrz.

Najpierw poprosiłem tych ludzi, żeby wygasili swoje emocje bo chciałem tylko przejść. Potem chciałem im odpowiedzieć na zarzuty, które mi przypisywali. Ale to nic nie dało. Pokazałem im więc gest Kozakiewicza, odpowiadając na te chamskie zaczepki.

Andrzej Strzechmiński / burmistrz Łeby

Jego zdaniem, to nie miało nic wspólnego z demokratycznymi zachowaniami. Stwierdził też, że tych ludzi podburzali działacze jakiejś partii opozycyjnej.

- Dlatego należy to odbierać jako polityczne bojówki – kończy rozmowę.

Niektórzy internauci pod filmikiem napisali, że teraz trzeba taki gest Kozakiewicza pokazać burmistrzowi.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama