Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Premierów dwóch. Czy opozycja ma się czego bać?

Rok temu Jarosław Kaczyński odszedł z rządu, żeby przygotować partię do wyborów. Teraz wraca jako wicepremier, żeby… je wygrać. To taki polityczny Dzień Świstaka w wykonaniu prezesa. Czy opozycja ma się bać, czy może cieszyć z tego ruchu?
Premierów dwóch. Czy opozycja ma się czego bać?

Autor: KPRM

Na razie internet lotem błyskawicy obiegło zdjęcie z ostatniego posiedzenia Rady Ministrów. Bo po raz pierwszy w historii Polski premier musiał podzielić się honorowym miejscem z wicepremierem. Opozycja miała używanie. Katarzyna Lubnauer z KO napisała, że Morawiecki został współpremierem" i że "tak ośmieszyć własnego Premiera RP, to potrafi tylko Kaczyński". Z kolei Marcin Kierwiński z PO stwierdził, że „W Polsce nie mamy premiera, tylko marnego rzecznika rządu", a jego partyjny kolega Cezary Tomczyk kpił w mediach społecznościowych: „To pierwszy w historii Wicepremier z teką Premiera i Premier bez teki!”.

Szymon Hołownia też na Twitterze pisał w podobnym tonie: „Szef swojego podwładnego znów został jego podwładnym. Jeśli to ma być ten gamechanger, jeśli już tylko to zostało w katalogu przedwyborczych kiełbas tej partii - to świetna wróżba na jesień. Kaczyński nie rozwiąże oczywiście żadnego problemu Polaków, ale stworzy, znając go, wiele nowych. I do reszty sparaliżuje ten i tak nieudolny rząd, przypomnijmy: czwarty najliczniejszy w Europie - po Rosji, Białorusi i Serbii.

Nawet Sławomir Mentzen z partii Nowa Nadzieja skomentował ten fakt, pisząc na Twitterze: „Czyli Morawiecki będzie szefem Kaczyńskiego w rządzie, a Kaczyński szefem Morawieckiego w PiS-ie. Panowie będą żyli ze sobą w bardzo dziwnej relacji. Mamy chyba pierwszy w Polsce związek partnerski”.

Zjednoczona Prawica oficjalnie jest zachwycona tym ruchem prezesa.

Radosław Fogiel – srebrne usta Prawa i Sprawiedliwości tak tłumaczy wejście Kaczyńskiego do rządu: „Wchodzimy w nowy etap. Rząd nie jest odlany w betonie, podlega różnym zmianom. To już ostatnia prosta przed wyborami, gdzie jest potrzebna koordynacja, a równocześnie pewne przygotowania działań na przyszłość”.

Ten ruch wyjaśnia też sam Jarosław Kaczyński, mówiąc w jednym z wywiadów, że zdecydował się wrócić do rządu, bo to szczególny okres, wyjątkowo ważny, najważniejsze wybory od 1989 roku.

„Wielu kolegów uważało, że to umocni rząd i współpracę partii z rządem, bo to zawsze są dwa troszkę odmienne, oddalone od siebie podmioty. Takie są po prostu prawa życia, że ta łączność jest potrzebna, chociaż oczywiście premierem jest w dalszym ciągu Mateusz Morawiecki. Nie mam najmniejszego zamiaru tego kwestionować, ale też nie przeczę, że moja pozycja jest tutaj mocna" – mówił w RMF FM.

Opozycja inaczej patrzy na ten powrót.

Agnieszka Pomaska z PO przypomina, że prezes Kaczyński odchodził przed rokiem z rządu, bo miał „skupić się na wzmocnieniu partii”. Dziś wchodzi do rządu, żeby go wzmocnić.

- Widząc jego efekty działania w PiS, aż strach pomyśleć, co nas wszystkich czeka. To bardzo niepoważne i kompromitujące, jeśli lider partii wchodzi do rządu po to, żeby pomóc swojej partii wygrać wybory. To znaczy, że pomylił funkcje i miejsca. Praca w rządzie oznacza działanie dla kraju, usprawnianie poszczególnych dziedzin życia, a nie wygrywanie wyborów dla partii. To kolejny dowód na to, jak PiS wykorzystuje publiczne urzędy do swoich partykularnych, politycznych celów - tłumaczy.

Co ten ruch oznacza dla opozycji? Czy padł na nią blady strach? Na tak postawione pytanie posłanka Platformy odpowiada, że wręcz przeciwnie. - To utwierdza nas w przekonaniu, że PiS nie ma pomysłu na kampanię wyborczą, że się w Zjednoczonej Prawicy pogubili i podgryzają wzajemnie. Dla nas nie ma to znaczenia. Robimy swoje

- Na razie prezes i wicepremier w jednym - dodaje Agnieszka Pomaska – ogłaszając referendum w sprawie migrantów nie wiedział, że nie ma czegoś takiego jak przymusowa relokacja migrantów. Ten mechanizm bowiem zakłada, że jeżeli Polska nie będzie chciała, to nie będzie musiała z niego korzystać. Ale to pokazuje oderwanie prezesa od rzeczywistości i polityki europejskiej.

Prof. Joannę Senyszyn z Polskiej Partii Socjalistycznej zaskoczył powrót Jarosława Kaczyńskiego do rządu.

- Bardzo wygodnie steruje się z tylnego siedzenia i decyduje o wszystkim, nie mając rządowej funkcji i nie ponosząc za nic odpowiedzialności. Teraz, kiedy prezes Kaczyński zrobił się wicepremierem, będzie go dużo łatwiej postawić przed Trybunałem Stanu. Dla opozycji to komfortowa sytuacja. Szefa partii nie stawia się przez Trybunałem, a wicepremiera jak najbardziej - mówi.

To utwierdza nas w przekonaniu, że PiS nie ma pomysłu na kampanię wyborczą, że się w Zjednoczonej Prawicy pogubili i podgryzają wzajemnie. Dla nas nie ma to znaczenia. Robimy swoje

Agnieszka Pomaska / PO

Na stwierdzenie, że PiS mówi wprost, że Jarosław Kaczyński wrócił do rządu po to, żeby Zjednoczona Prawica wygrała wybory, posłanka odpowiada: - Kiedy w 2007 roku Kaczyński był premierem, przegrał wybory, więc jego nominacja to dobry znak.

Co się jeszcze kryje za jego powrotem?

- W Zjednoczonej Prawicy jest tyle zawiści, niechęci, awantur i bałaganu, że ktoś to musi "posprzątać". Przede wszystkim trzeba było "ustawić" do pionu kilku wicepremierów, bo urośli w siłę i wydawało się im, że mogą podskakiwać. Kaczyński pokazał, że ich wicepremierowanie wynika jedynie z jego łaski. Wczoraj byli wicepremierami, dziś już nie są. A ponieważ w Polsce liczy się głównie autorytet formalny, ich notowania w rankingu społecznego zaufania zapewne spadną, a Kaczyńskiego wzrosną. Pewnie liczy, że może nawet uda mu się przeskoczyć Tuska, z którym od lat rywalizuje – kończy swoją wypowiedź.

Marek Biernacki poseł Koalicji Polskiej nie ma wątpliwości, że wejście Kaczyńskiego do rządu to desperacka próba ratowania wizerunku Prawa i Sprawiedliwości.

- Za powrotem prezesa kryje się chęć przerwania walki buldogów pod dywanami. Obserwujemy jak bardzo ta walka jest krwawa między wszystkimi frakcjami w Prawie i Sprawiedliwości. Dlatego prezes postanowił wszystkich wicepremierów pozbawić stanowisk. Ale też, jak widać, chce budować jedną narrację. Jest nią pomysł z referendum w sprawie migrantów. Ale ten pomysł pokazuje, że prezes kreuje wroga, którego tak naprawdę nie ma. Tak jak się okazało, że to za jego rządów sprzedano najwięcej polskiej ziemi obcokrajowcom, tak teraz – jak wiemy z danych - za rządów Zjednoczonej Prawicy sprowadzono największą liczbę migrantów z państw islamskich. Tylko w ubiegłym roku zanotowano przyjazd 130 tysięcy. Tymczasem Jarosław Kaczyński tym referendum chce wywołać kolejny konflikt z Unią Europejską. Bo tak naprawdę chodzi o relokację w Polsce 1300 migrantów, którzy uciekli z swoich krajów na skutek wojen lub klęsk żywiołowych. Ten bój o „bezpieczeństwo” Polaków przed ludźmi obcymi kulturowo zakrawa na kpinę.

Za powrotem prezesa kryje się chęć przerwania walki buldogów pod dywanami. Obserwujemy jak bardzo ta walka jest krwawa między wszystkimi frakcjami w Prawie i Sprawiedliwości. Dlatego prezes postanowił wszystkich wicepremierów pozbawić stanowisk.

Marek Biernacki / Koalicja Polska

Odsłania niewiedzę prezesa na ten temat i pokazuje, że żyje we własnym świecie. I taka desperacka próba grania migrantami może być kolejnym atakiem na Unię Europejską. Podważaniem roli i statusu naszego kraju w Unii. To byłoby nie tylko niebezpiecznie dla Polski, ale byłby to też swoisty chichot historii pokazujący, że Serbia i Ukraina wchodzą do Unii Europejskiej, a my się zastanawiamy nad przyszłością w niej – tłumaczy poseł Biernacki.

Jego zdaniem, sam sposób rządzenia się nie zmieni. Bo i tak wszystkim do tej pory kierował Jarosław Kaczyński.

- Wszyscy w PiS walczą o polityczne przeżycie. Prezes Kaczyński tak jak i cały aparat partyjny zdają sobie sprawę, że „bezkarność plus” działa tylko wtedy, kiedy ma się władzę. To pokazała sprawa panów: Wąsika i Kamińskiego, ułaskawionych przez prezydenta Andrzeja Dudę. Dlatego jest ryzyko, że będą podejmować desperackie kroki po to, żeby tylko nie stracić władzy. A prezes Kaczyński w tym oderwaniu i byciu w swoim świecie, jak każdy przywódca autorytarny, jest dodatkowo niebezpieczny, bo może skierować Polskę na niebezpieczne tory – puentuje polityk Koalicji Polskiej.

Artur Dziambor, prezes Wolnościowców twierdzi, że Jarosław Kaczyński będzie teraz osobiście doglądał wszystkiego i straszył, że jeśli ktoś fiknie, to nie znajdzie miejsca na liście.

Dodaje, że w rządzie jest taka mnogość koterii i interesów, że prezes może być jedynym spinaczem tego wszystkiego.

- Wiemy, że poprzednio Jarosław Kaczyński też wszedł do rządu m.in. po to, żeby przypilnować Ziobrę i Morawieckiego, którzy się publicznie mocno żarli. Ale odchodząc z rządu po powiedział, że nie może pełnić funkcji wicepremiera i prezesa partii, bo zajmując się partią nie ma czasu na wicepremierowanie. Teraz okazuje się, że może to po raz kolejny godzić. Oczywiście Kaczyński jest wicepremierem bez teki. Nikt więc nie będzie mógł go rozliczyć za to, co robi i czym się zajmuje. To działanie typowo kampanijne i konsolidacyjne Zjednoczonej Prawicy, w której każdy walczy o swoje. Już trwa polowanie na przyszłe stanowisko premiera w rządzie PiS po ewentualnie wygranych przez nich wyborach. Toczy się też walka o miejsca na listach. Spadek z 43 procent na trzydzieści parę, to będzie dla nich klęska. Z dzisiejszych 230 posłów w przyszłej kadencji może zostać na przykład tylko 170. I samodzielnej władzy nie będą mieli. Pytanie - kto odpadnie? Już dziś widać, że ci posłowie, którzy nie mieli pierwszych miejsc na listach, a weszli na fali gigantycznego poparcia sprzed czterech lat, teraz chodzą po Sejmie jak kura bez głowy. Wiedzą doskonale, że jeżeli się nie dostaną do parlamentu, to koniec.

Wiemy, że poprzednio Jarosław Kaczyński też wszedł do rządu m.in. po to, żeby przypilnować Ziobrę i Morawieckiego, którzy się publicznie mocno żarli. Ale odchodząc z rządu po powiedział, że nie może pełnić funkcji wicepremiera i prezesa partii, bo zajmując się partią nie ma czasu na wicepremierowanie. Teraz okazuje się, że może to po raz kolejny godzić

Artur Dziambor / Wolnościowcy

Na stwierdzenie, że Kaczyński wchodzi do rządu, żeby wygrać wybory Dziambor odpowiada: - To ciekawa argumentacja. Myślałem, że do rządu wchodzi się po to, żeby rządzić. Realizować pomysły dla dobra Polski. Inaczej jest to zwyczajne łamanie ustawy, jeśli się działa ku chwale partii za publiczne pieniądze. Nikt nie powinien być powoływany do rządu po to, żeby zajmować się rozwojem Prawa i Sprawiedliwości, a już na pewno nie powinno być tak, że państwowe pieniądze idą na jego konto tego, który tak robi.

Tadeusz Cymański, poseł Zjednoczonej Prawicy, pytany czy widział, jak po raz pierwszy w historii Polski w trakcie posiedzenia rządu na miejscu premiera zasiadło dwóch polityków i jak premier Morawiecki musiał się podzielić honorowym miejscem z wicepremierem Kaczyńskim, odpowiada: - Rola i znaczenie Jarosława Kaczyńskiego jest nie do przecenienia. Bo kto desygnuje premiera i powierza misję stworzenia rządu? Zwycięskie ugrupowanie polityczne. A kto podejmuje decyzje i bierze za nie odpowiedzialność? Rząd – premier i ministrowie.

Nikt z nas nie ma większej wiedzy na temat relacji, mechanizmów, a także problemów panujących wewnątrz organizacji, niż prezes. To człowiek, który kieruje potężnym obozem politycznym. Obozem, od ośmiu lat w Polsce sprawującym władzę. Jarosław Kaczyński udowodnił wielokrotnie, że posiada instynkt polityczny

Tadeusz Cymański / PiS

Pyta pani czego oczekuję od wicepremiera Kaczyńskiego? Nikt z nas nie ma większej wiedzy na temat relacji, mechanizmów, a także problemów panujących wewnątrz organizacji, niż prezes. To człowiek, który kieruje potężnym obozem politycznym. Obozem, od ośmiu lat w Polsce sprawującym władzę. Jarosław Kaczyński udowodnił wielokrotnie, że posiada instynkt polityczny. I wie – posłużę się pewną metaforą – że jak nie ma kota, to myszy harcują. Nie jest tajemnicą, że w naszym obozie podobnie jak u innych występują pewne napięcia, a nawet konflikty. To bardzo złe zjawisko, zwłaszcza kiedy dzieje się publicznie. A prezes Kaczyński pomimo upływu lat potrafi tych wszystkich młodszych od siebie, od premiera począwszy, a na ministrach skończywszy, wziąć za przysłowiową uzdę i zdyscyplinować. Tak, że całe towarzystwo przez wyborami pokaże to, co powinno pokazać – dyscyplinę i pracowitość – kończy swoją wypowiedź.

Jaki będzie następny ruch prezesa po tym, jak zajął w rządzie honorowe miejsce premiera? Najbliższy czas pokaże.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama