Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Czas, gdy do przestrzeni wystawienniczej wchodzono jak do „domu bożego”

Największe znaczenie miała tematyka dzieła. Nie przejmowano się specjalnie nazwiskami twórców. Recenzent, który relacjonował wystawę zorganizowaną w roku 1861 pisał, że widział „wielki obraz przedstawiający bitwę”, który jednak nie bardzo przypadł mu do gustu, ale za to „obok wisiały śliczne pieski malarki z Berlina” - mówi Magdalena Mielnik, kuratorka wystawy „Marzyciele epoki industrialnej” w Zielonej Bramie
Czas, gdy do przestrzeni wystawienniczej wchodzono jak do „domu bożego”

Autor: MNG

Na wystawie będzie można wylosować obraz?

Niestety, nie...

Szkoda.

Mieliśmy zakusy, by wzorem pierwszych gdańskich wystaw dzieł sztuki zorganizować taką loterię - co prawda nie obiektów zgromadzonych na wystawie, a dzieł malarzy współczesnych – ale okazało się, że to w dzisiejszych czasach nie jest takie proste…

A w XIX wieku w Gdańsku było możliwe.

Rzeczywiście, ci, którzy przybyli na wystawę mogli wziąć udział w takim losowaniu. Bójkę z tej okazji uwiecznił nawet na rysunku kupiec i radny miasta Gdańska Johann Sprot Stoddart.

Tytuł wystawy, którą otwiera pani w najbliższy piątek to „Marzyciele epoki industrialnej”. Marzyciele, czyli kto?

Czyli osoby, które w 1835 roku założyły i działały w Towarzystwie Sztuk Pięknych w Gdańsku, głównie artyści, ale też kupcy, generalnie różnych profesji gdańszczanie, ci wszyscy, którzy chcieli ożywić życie kulturalne w Gdańsku. Zainicjowali też starania, by powstało miejskie muzeum. Rok po założeniu Towarzystwa Sztuk Pięknych w Zielonej Bramie właśnie zostaje otwarta pierwsza wystawa sztuki w Gdańsku. Do 1872 roku to tu odbywały się wszystkie ekspozycje. Kolejne miały miejsce już w Muzeum Miejskim, które otwarto w odremontowanym budynku pofranciszkańskiego klasztoru.

 

Co na tej pierwszej wystawie pokazano i kto przyszedł na wernisaż?

Zaprezentowano między innymi obrazy malarzy gdańskich, choćby Michaela Carla Gregoroviusa, Johanna Carla Schultza, którzy potrafili niezwykle drobiazgowo oddać pejzaż miasta z pięknym sztafażem oraz artystów z innych ośrodków, jak na przykład Wilhelma von Schadowa. Pokazano także sztukę dawną, obrazy Daniela Chodowieckiego, Andreasa Stecha, Hansa Holbeina, Petera Paula Rubensa. Prócz obrazów zaprezentowano tu  także rzemiosła: orientalia, ceramikę, porcelanę, hafty, wreszcie modele, np. klatki schodowej mostu. Później pokazywano też modele nowinek technologicznych, którymi wtedy zachwycał się świat, choćby model parowca.

Wystawa obecna będzie nawiązywać do tej pierwszej, z 1836 roku?

Nasz projekt jest jedynie nowoczesną reinterpretacją dawnych projektów, bo też nie wiemy jak wyglądały te pierwsze ekspozycje. Zachowały się jedynie dokumenty z późniejszych czasów. Odnosimy się też do wystaw organizowanych w długim czasie od 1836 do 1911 roku, kiedy odbyła się ostatnia wystawa Towarzystwa. A zatem przestrzeń pierwszego piętra to będzie nasza wariacja na temat dawnych wystaw, pokażemy właściwą tamtym czasom atmosferę oraz jak kiedyś oglądało się dzieła sztuki i jak aranżowało wystawy.

Jak?

Obrazy zawieszone były w sposób galeryjny, czyli jeden nad drugim. Największe znaczenie miała tematyka dzieła. Nie przejmowano się specjalnie nazwiskami twórców. Recenzent, który relacjonował wystawę zorganizowaną w roku 1861 pisał, że widział „wielki obraz przedstawiający bitwę”, który jednak nie bardzo przypadł mu do gustu, ale za to „obok wisiały śliczne pieski malarki z Berlina”. Kierowano się też gabarytami dzieła, przeplatano małe obrazy z dużymi. Druga część naszej ekspozycji nawiązuje właśnie do prasowych recenzji z tamtych lat, jakie ukazywały się po otwarciu wystaw. Przybliżymy tu też sylwetki artystów czy pogłębimy wiedzę na temat działalności Towarzystwa. Oprócz przewodnika online po wystawie, wydaliśmy też kurier wystawowy, czyli gazetkę dla najmłodszych przygotowaną w trzech językach. Na otwarcie wystawy został przygotowany też katalog zbiorów malarstwa gdańskiego XIX wieku z kolekcji Muzeum Narodowego w Gdańsku.

Po pierwszej wystawie z 1836 roku entuzjastycznie pisano, że do przestrzeni wystawienniczej wchodzono niemal jak do „domu bożego”.

To recenzja opublikowana w czasopiśmie „Gdański parowiec” (Danziger Dampfboot). To był czas, gdy stawiano na duchowość w sztuce, na rozwój kultury, troszczono się o zabytki, bo też obawiano się ekspansji, jaką niósł za sobą rozwój technologiczny. Z drugiej strony zdawano sobie sprawę z tego, że dzięki takim wynalazkom jak kolej, można było łatwo te obrazy transportować z miasta do miasta i dzięki temu tak wielkie i różnorodne wystawy były w Gdańsku możliwe. Wspomniany recenzent z „Gdańskiego parowca” wyraża też nadzieję, że takie ekspozycje ożywią życie kulturalne, i że dzięki nim sztukę będą mogli podziwiać nie tylko bogacze. Ci wszak mają w salonach własne dzieła...

To był czas, gdy stawiano na duchowość w sztuce, na rozwój kultury, troszczono się o zabytki, bo też obawiano się ekspansji, jaką niósł za sobą rozwój technologiczny. Z drugiej strony zdawano sobie sprawę z tego, że dzięki takim wynalazkom jak kolej, można było łatwo te obrazy transportować z miasta do miasta i dzięki temu tak wielkie i różnorodne wystawy były w Gdańsku możliwe.

Obrazy, które wtedy pokazano, powstały niejako w opozycji do czasu wynalazków i postępu technologii.

Fascynował i pozwolił wierzyć w nieograniczone możliwości człowieka. Z drugiej strony niósł obawy o zagubienie tradycji i pamięci o przeszłości. Stąd też pojawiła się dbałość o zachowanie jej pamiątek i marzenie o stworzeniu świątyni sztuki... Dzieła z tamtych lat zachwycają do dziś! Pokażemy piękne, nastrojowe widoki, liryczne sceny z życia domowego, wyidealizowane portrety, ale i sceny historyczne, które w zbiorach gdańskich niestety nie zachowały się, zaliczamy je do strat wojennych. Podobne w treści i nastroju wypożyczyliśmy z innych muzeów. Pokażemy zatem obraz Józefa Simmlera „Dzieci króla Edwarda” z Muzeum Narodowego w Warszawie czy płótno Theodora Hildebrandta „Zamordowanie synów Edwarda IV” z kolekcji Muzeum Narodowego w Poznaniu.

Na wystawie jest obraz z 1862 roku „Wieczorne spotkanie malarzy u Stoddarta”. Kim są postaci uwiecznione na płótnie?

W centralnej części obrazu siedzi przy stole prezes Towarzystwa Sztuk Pięknych Johann Sprot Stoddart z synem, a obok gdańscy, znani w mieście malarze Wilhelm August Stryowski, Carl Scherres oraz sam autor dzieła Otto Brausewetter. Na obrazie widoczny jest także kupiec, kolekcjoner i malarz amator, Carl Gustav Panzer. Myślę, że zostało tu uwiecznione jedno ze spotkań Towarzystwa. W bardzo miłych okolicznościach, jak widać... Wątek towarzyski w tej społecznej działalności członków Towarzystwa był bardzo istotny.

Ich obrazy zobaczymy na wystawie?

Tak. Choćby piękny widok na zimowy wirydarz klasztoru franciszkanów Ottona Brausewettera, obraz z naszej kolekcji, który specjalnie na tę okazję pozyskał nową ramę (wcześniejsza zasłaniała m. in. sygnaturę). Pokażemy też obrazy Wilhelma Augusta Stryowskiego z naszej kolekcji, Muzeum Narodowego w Warszawie oraz Muzeum Narodowego we Wrocławiu, a także nastrojowe pejzaże Carla Scherresa, w tym wyjątkowej urody „Wiosenne roztopy” z kolekcji prywatnej.

Który obraz chciałaby pani wylosować wzorem dawnych loterii w Zielonej Bramie?

Nie jeden…

Ja skusiłabym się na „Scenę targową”…

To cudowny obraz! Był wśród stu dzieł, które na potrzeby naszej wystawy przeszły częściową lub całkowitą konserwację. Przejrzany został pod tym kątem zbiór prawie 150 obrazów Mnie szczególnie podoba się „Burza” Eduarda Hildebrandta ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie, to arcyciekawy artysta, podróżnik.

Ponoć za młodu pomagał ojcu - malarzowi pokojowemu...

Jego obraz „Pod równikiem” uznano za najpiękniejszy obraz przedwojennej, gdańskiej kolekcji. Niestety, w czasie wojny zaginął.

***

Marzyciele epoki industrialnej, Zielona Brama w Gdańsku, 

Wernisaż: 28.07.2023 o godz. 18.00, wystawa czynna: 28.07-26.11.2023
 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama