Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Dziambor: To nie jest Nowa Nadzieja tylko odgrzewane, polityczne kotlety

Robienie z Jakuba Banasia i jego ojca, prezesa NIK prawdziwych opozycjonistów, jest niepoważne. Przecież prezes NIK był w ścisłym jądrze PiS, a Jakub Banaś pracował do niedawna na wysokim stołku w jednej z wiodących spółek skarbu państwa - mówi Artur Dziambor, poseł i prezes Wolnościowców.
Artur Dziambor
Artur Dziambor

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Jak się panu podoba Nowa Nadzieja Sławomira Mentzena z Jakubem Banasiem, Przemysławem Wiplerem i Anną Sierakowską na pokładzie?

To nie jest Nowa Nadzieja tylko ogrzewane, polityczne kotlety. Nie dziwi mnie to. Doskonale wiedziałem, w którą stronę będzie szła partia z Mentzenem na czele. Byłem przeciwnikiem tego kierunku. Ale drużyna zadowolonych była silniejsza.

Jakub Banaś to nowa jakość w polityce. Problem jednak jest taki, że to syn prezesa NIK – Mariana Banasia, który organizuje wspólnie z Mentzenem konferencję prasową.

Jeszcze nie wiemy, o czym będzie mowa na tej konferencji.

Wiemy. Ten nieformalny alians ma dotyczyć walki o niezależność NIK.

Robienie z Jakuba Banasia i jego ojca, prezesa NIK prawdziwych opozycjonistów, ludzi, którym nie można niczego zarzucić, jest niepoważne. Przecież prezes NIK był w ścisłym jądrze Prawa i Sprawiedliwości, a Jakub Banaś pracował do niedawna na wysokim stołku w jednej z wiodących spółek skarbu państwa. To, że panowie pokłócili się z PiS nie oznacza, że z obecną władzą nie mieli nic wspólnego. A co do niezależności Najwyższej Izby Kontroli to organizowanie konferencji prezesa z jedną z partii politycznych zaprzecza temu, niestety. Zawsze uważałem, że NIK powinna zostać urzędem poza jakąkolwiek kontrolą polityczną, po to, żeby patrzeć politykom na ręce. Przypomnę, że kiedy Marian Banaś zostawał prezesem tej instytucji to Konfederacja krytykowała go, sugerując upolitycznienie kolejnego urzędu. A teraz organizowanie konferencji z szefem NIK pokazuje, że w polityce wszystko jest możliwe i można sobie w każdej chwili zmieniać zdanie.

To nie jest Nowa Nadzieja tylko ogrzewane, polityczne kotlety. Nie dziwi mnie to. Doskonale wiedziałem, w którą stronę będzie szła partia z Mentzenem na czele. Byłem przeciwnikiem tego kierunku. Ale drużyna zadowolonych była silniejsza.

Artur Dziambor

Jedynką w Toruniu na listach Konfederacji ma być Przemysław Wipler – krewki poseł, jak mówiono po tym, kiedy został skazany w 2016 roku za obrażanie policjantów. Media piszą też o trwającym jego innym procesie…

Chodzi o proces w sprawie wyprowadzenia pieniędzy z fundacji Wolność i Nadzieja, którą zarządzał. Dla mnie to gorzka pigułka, bo okazało się, że po raz kolejny miałem rację.

To znaczy?

Mówiąc, że prawybory w Konfederacji są fikcją. Prawybory były otwarte, a organizatorzy zapewniali, że są całkowicie uczciwe. Ale w Toruniu w prawyborach wygrał nikomu nieznany brat Sławomira Mentzena. Został jedynką.

Wycofał się ostatecznie.

Okazuje się, że nie zastąpił go ktoś, kto zajął drugie miejsce w tych prawyborach, co powinno być naturalne, tylko człowiek, który w nich nie brał udziału. To nieuczciwe wobec tych, którzy przyjechali na prawybory, kandydowali i musieli zapłacić za możliwość głosowania. Przemysław Wipler obracał się w naszym środowisku wiele lat temu, ale potem przeszedł do PiS. W czasie kiedy był poza polityką ściśle jednak współpracował z Mentzenem.

To może podoba się panu Anna Sierakowska, która do Konfederacji przeszła z Solidarnej Polski.

Przeszła po tym, kiedy usłyszała, że na liście Prawa i Sprawiedliwości nie ma dla niej miejsca. Co prawda do tego transferu dorabiana jest ideologia, że ona wraca do domu, bo kiedyś należała do Młodzieży Wszechpolskiej i była posłanką ruchu narodowego z list Kukiza, ale tak naprawdę Konfederacja to jej szalupa ratunkowa.

No dobrze, to przejdźmy teraz do pana partii. Po wyborach, wszystko na to wskazuje, znajdzie się ona poza sejmową burtą.

Nie jesteśmy gotowi na samodzielny start. Staramy się o zjednoczenie wszystkich wolnorynkowych, pozaparlamentarnych środowisk i jeśli do tego dojdzie, to możemy znaleźć się tam, gdzie chcielibyśmy być.

To oczywista oczywistość, jak mówi klasyk. Ale przez to w pana partii wrze. Ujawniono też wewnętrzny mail Dobromira Sośnierza, z którego wynika, że chce pan startować z list PSL, albo PO. Media spekulują, że sam Sośnierz jak syn marnotrawny może wrócić na łono Konfederacji. Kolejna kłótnia w politycznej rodzince?

O powrocie Dobromira do Konfederacji nic nie wiem, ale jeśli tak się stanie, to pewnie będę ostatnim, który się o tym dowie. Sprawa z mailem to coś, co nie powinno się pojawić nie tylko w przestrzeni medialnej, ale także w partii. To było zachowanie nie fair. Jedynie co mogę zarzucić sobie i z czego Dobromir zrobił wielki szum, to „myślozbrodnia”. Mówiłem tylko, że należy sprawdzać różne możliwości i zastanawiać się nad różnymi kierunkami. Ale żadnych propozycji nie ma na stole. Nie ma więc o czym rozmawiać.

Ale chciałby pan przytulić się do jakiejś listy sejmowej?

To nie byłoby przytulanie. Uważam, że jestem pracowitym posłem, ale partie polityczne są dzisiaj wyborczymi wehikułami z własnymi programami. Nie wyobrażam sobie zmiany poglądów i kierunku głosowań. Co prawda kiedyś Konfederacji połączyła narodowców i korwinistów, stając się partią skrajnie sprzeczną, bo narodowcy w dużym stopniu nie mają wolnorynkowych poglądów. Niektórzy z nich mówili o sobie dumni socjaliści. Natomiast doszło do tego mariażu i jakoś go wytrzymywaliśmy. Pewnie inne mariaże też dałoby się wytrzymać w granicach zdrowego rozsądku.

Robienie z Jakuba Banasia i jego ojca, prezesa NIK prawdziwych opozycjonistów, ludzi, którym nie można niczego zarzucić, jest niepoważne. Przecież prezes NIK był w ścisłym jądrze Prawa i Sprawiedliwości, a Jakub Banaś pracował do niedawna na wysokim stołku w jednej z wiodących spółek skarbu państwa. To, że panowie pokłócili się z PiS nie oznacza, że z obecną władzą nie mieli nic wspólnego.

Artur Dziambor

Jak pan postrzega ten rozsądek?

 

Nie wyobrażam sobie głosowania za nowymi podatkami i socjalami. Nie wyobrażam sobie kroków, które miałyby psuć gospodarkę polską. Jeżeli miałbym gwarancję odrębności poglądowej na ten temat, to jestem skory do współpracy z tymi, którzy mi ją zaoferują. Ale takich rozmów i dyskusji nie ma. Do podjęcia decyzji zostały 3 tygodnie, ponieważ 15 sierpnia rusza zbiórka podpisów i do tej pory listy muszą już być „zaklepane”. Wtedy będziemy wiedzieli, czy zostajemy w domu, czy może startujemy z jakiejś listy jako Wolnościowcy. Trzeba brać po uwagę to, że polityka nie kończy się w październiku 2023. Niezależnie od tego, jak potoczą się losy Wolnościowców, to następne wybory będą już za pół roku, zarówno samorządowe jak i europarlamentarne. Może być też tak, że wybory sejmowe zostaną powtórzone. I na wszelkie tego typu okoliczności trzeba być przygotowanym i nie podejmować drastycznych kroków jak wspomniany mail, które doprowadzają do nieprzyjemnej atmosfery w samej organizacji. Bo jeszcze wiele decyzji przed nami.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama