Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Makurat Serwis Audi w Gdańsku

Ciemna strona turystyki i apartamentowców, które mordują przestrzeń. Dla kogo jest miasto?

Miasto musi być maksymalnie nakierowane na mieszkańców, bo - paradoksalnie - zwiększa to jego atrakcyjność turystyczną. Jeśli nastawimy się tylko na to, by turystom było dobrze, miasto straci to, co przyciąga przyjezdnych - mówi socjolog, dr Wojciech Ogrodnik z Wydziału Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Morskiego w Gdyni, przewodniczący Rady dzielnicy Wzgórze. Św. Maksymiliana w Gdyni.
Gdańsk, żuraw, kładka obrotowa

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Mieszkańcom Trójmiasta i innych turystycznych miejscowości wakacje kojarzą się nie tylko z plażą, szumem morza i ptaków śpiewem, ale także ze wzrostem cen w sklepach, "paragonami grozy" w restauracjach i tłumem nierzadko uciążliwych, pijanych  gości na ulicach.Czy robiono jakieś badania na ten temat?
Nie słyszałem, by takie badania przeprowadzano w Gdyni i szerzej w Trójmieście. Natomiast dobrze wiemy, że mówi pani o dość powszechnym zjawisku. Miasta, które kiedyś były Mekkami masowej turystyki, jak Barcelona, Sewilla, Wenecja, Rzym, Amsterdam, Palma de Mallorca i wiele innych, borykają się z tym problemem. W tym momencie należy zadać sobie pytanie: dla kogo jest miasto? Czy władze miasta bardziej nastawiają się na turystów, czy na mieszkańców? Jest to  kwestia polityki miejskiej.

Nie można i na mieszkańców, i na turystów?
Znalezienie złotego środka jest niezwykle istotne. W Barcelonie i wielu miastach hiszpańskich czy włoskich mieszkańcy zaczęli wpływać na swoje władze w celu nie tyle ograniczenia turystyki, ale sprawienia, by masowa turystyka nie burzyła im do końca życia. Chociażby taka banalna rzecz - zakaz chodzenia bez koszulek w mieście.

Jak w Sopocie?
Jak w Sopocie, ale już nie w Gdyni. Kolejny krok to ograniczanie liczby turystów. Przyjezdni w swojej wielkiej masie prowadzą, paradoksalnie, do wyludniania się miast, wzrostu cen za lokale, zwiększania wynajmu krótkoterminowego, który prowadzi do gentryfikacji, czyli zmiany charakteru dzielnicy mieszkalnej. Przez to wymierają śródmieścia. I tu jest kluczowa rola władz miejskich, czyli plany miejscowego zagospodarowania, odpowiednie przepisy. Kolejny przykład -  ostatnio media z zachwytem donoszą, że do Gdyni przypłynął kolejny wielki wycieczkowiec i pojawiła się na Nabrzeżu Pomorskim jeszcze jedna pamiątkowa płyta czcząca to wydarzenie. A przecież  wszystkie turystyczne potęgi, poczynając od Wenecji, zaczynają wyrzucać wielkie statki wycieczkowe!

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Gdański rynek mieszkań na wynajem skurczył się o 70 proc.

W czym one przeszkadzają?
Przede wszystkim straszliwie zanieczyszczają środowisko. Wycieczkowiec z kilkoma tysiącami pasażerów produkuje tyle ścieków, co małe miasteczko. Równocześnie nie wpływają na zwiększenie popytu i podaży w miastach portowych, bo wszystko, czego pasażerowie potrzebują, znajduje się na statku. Turyści pojawiają się na chwilę w mieście i  wyruszają na objazdówkę, wpływając na totalne zatłoczenie miasta.  Dlatego po podsumowaniu korzyści i strat, świat odchodzi od wycieczkowców.Spotykamy się z ogromnym przewartościowaniem, co widać także w ruchach miejskich. Aktywiści zwracają się do władz z postulatem, by przestrzeń miejska była przede wszystkim dla mieszkańców. Czyli tereny zielone, rzadsza zabudowa, piętnastominutowe miasto...

Co to znaczy?
Takie, gdzie można piechotą lub rowerem dotrzeć w 15 minut do ważniejszych miejsc. To także wyrzucanie ruchu samochodowego - miasta nie są z gumy, mamy coraz więcej aut, które powodują ich zatłoczenie. Jest to proces nie do zatrzymania.

Mieszkańcy centrów narzekają na uciążliwych sąsiadów z krótkoterminowego wynajmu. Przyjadą, pobawią się, pohałasują i nawet nie ma komu zwrócić uwagi, że budzą dziecko, a my jutro rano do pracy...
To jest dopust. W Gdańsku w okolicach Motławy i na Wyspie Spichrzów po wykupieniu przez firmy i prywatnych inwestorów apartamentów z myślą jedynie o wynajmie krótkoterminowym, zamordowano przestrzeń. Brak jednak przyzwoitego prawa, który by to regulowało. Cały rynek mieszkaniowy wymaga regulacji. I nie ma co się tu do miasta przyczepić, bo nie ma ono odpowiednich narzędzi, by ograniczyć wynajem krótkoterminowy.  Takie dzielnice jednak niszczą tkankę miejską. Pustoszeją poza sezonem, latem "słyną" z burd i imprez. Jest to, niestety, plaga.

Przyjezdni w swojej wielkiej masie prowadzą, paradoksalnie, do wyludniania się miast, wzrostu cen za lokale, zwiększania wynajmu krótkoterminowego, który prowadzi do gentryfikacji, czyli zmiany charakteru dzielnicy mieszkalnej. Przez to wymierają śródmieścia.

dr Wojciech Ogrodnik / socjolog

Nie można tego zatrzymać?
W Polsce często wyważamy otwarte drzwi, zamiast przyjrzeć się jak rozwiązano problem w innych krajach, czyli w Hiszpanii, Włoszech. To kwestia prawna do rozstrzygnięcia na poziomie państwowym, jak rozwiązać dylemat pomiędzy "twoją własnością", a "moją wolnością".Myślę, że gdyby ten wynajem krótkotermininowy był w zarówno odpowiedni sposób opodatkowany, jak i kontrolowany, możemy na coś liczyć.  Z drugiej strony miasto też musi żyć. Jeśli ktoś mieszka w centrum, powinien się liczyć, że czasem będzie głośniej.

Nie ma roku, by mieszkańcy Głównego Miasta nie skarżyli się na Jarmark Dominikański.
Gdańsk jest specyficznym miastem, gdzie centrum po wojnie zostało odbudowane jako osiedle robotnicze. W wielu innych ośrodkach w śródmieściu dominowały handel i usługi, chociaż oczywiście występowała funkcja mieszkaniowa.

Czy ktokolwiek policzył zyski i straty Gdańska, Gdyni i Sopotu wynikające z masowego ruchu turystycznego?
Nie mam takich danych. Wydaje się, że miasta powinny w swoich strategiach robić rachunek zysków i strat. Jak już mówiłem, miasto musi być maksymalnie nakierowane na mieszkańców, bo - paradoksalnie - zwiększa to jego atrakcyjność turystyczną. Jeśli nastawimy się tylko na to, by turystom było dobrze, miasto straci to, co przyciąga przyjezdnych.

ZOBACZ TEŻ: GTBS szykuje budowę kolejnych budynków przy ul. Piotrkowskiej w Gdańsku

Autentyczność?
Nie tylko, także wygodę i funkcjonalność. Spójrzmy na nieustannie organizowane biegi w centrach miast. Te Runmageddony i Armagedony są poważną niedogodnością dla mieszkańców. A w sezonie wakacyjnym jest dziesięć takich biegów, w których uczestniczą zawodnicy z całej Polski, zupełnie dezorganizujących przestrzeń miejską. Kolejny przykład to Opener. Przynosi zysk, czy nie? A może tylko reklamę? .

Jest to na pewno wydarzenie ważne dla gdynian, nawet tych po czterdziestce.
Nie jestem przeciw Openerowi, ale chciałbym wiedzieć, ile miasto do niego dopłaca i czy efekt marketingowy wart jest tych pieniędzy. I czy przychody turystyczne są aż tak znaczące.

Z jednym nie jesteśmy w stanie walczyć - z cenami. Ryby, warzywa, owoce, lody, gofry bywają latem nawet dwa razy droższe w Trójmieście, niż "na prowincji". Mieszkaniec gofra z bitą śmietaną zafunduje sobie od wielkiego święta...
...w przeciwieństwie do zdeterminowanego turysty. Mówimy o dwóch skalach. W skali makro ceny wszystkiego w Polsce szybują i dobrze wiemy dlaczego tak się dzieje. W skali mikro jest to  moment, kiedy przedsiębiorcy w miejscowościach turystycznych po pandemiach i stratach chcą sobie to wszystko odbić. Trzeba zrozumieć, że te dwa miesiące to moment, gdy muszą się odkuć.

A potem oglądamy w mediach społecznościowych  "paragony grozy".
Zjawisko wysokich cen i mieszkań na wynajem prowadzi do zmiany stylu życia w mieście. Mieszkaniec, który do tej pory wychodził raz w tygodniu z rodziną na lody czy do restauracji zauważa, że przestało go na to stać. Klientem w czasie wakacji staje się tylko i wyłącznie turysta. Skutek jest taki, że po wakacjach miasta zieją pustką, a restauracje się wyludniają.

Nie jestem przeciw Openerowi, ale chciałbym wiedzieć, ile miasto do niego dopłaca i czy efekt marketingowy wart jest tych pieniędzy. I czy przychody turystyczne są aż tak znaczące.

dr Wojciech Ogrodnik / socjolog

Nie zechcą obniżyć cen na jesień?
Jestem jak najdalej od tego, by radzić ludziom jak mają prowadzić biznesy. Wydaje się, że taka firma raczej by zyskała, gdyby ceny były bardziej przystępne przez cały rok. A po zakończeniu sezonu zaczęła namawiać mieszkańców do korzystania z oferty. Bo miasto przecież żyje cały rok.

W niektórych krajach europejskich mieszkańcy nie muszą, w przeciwieństwie do turystów, płacić za podróż kolejką linową, wejście do teatru, muzeum. Może u nas skorzystać z tego pomysłu?
To bardzo dobre rozwiązanie, pokazujące, że warto korzystać z pomysłów innych. Karta Mieszkańca funkcjonuje już w Trójmieście i mogłaby stać się dobrym kierunkiem przemian. W Gdyni pozwala np. pójść raz w roku za darmo do teatru czy muzeum. Powstaje pytanie - czy tych uprawnień nie rozszerzyć na inne usługi kultury lub transportu? To jednak rozmowa o mieście, które powinno być potraktowane całościowo. Może warto policzyć, czy transport powinien być dla mieszkańców darmowy? Jakie będą tego skutki i korzyści lub straty? Cały czas mam wrażenie, że na podwórkach samorządowych  brak  badań, które mogą dać poważne wiadomości. Jesteśmy skupieni na buchalterii rodem z lat 90., jeśli chodzi o preferencje społeczne. Kiedyś kibicowaliśmy postawieniu hotelu na Polance Redłowskiej, teraz powstał w Gdyni ruch, walczący, by hotelu w tym miejscu nie stawiać. Władze miejskie powinny zwracać na to uwagę.

Podobne zainteresowanie dotyczy Parku Rady Europy, gdzie mogą powstać apartamenty lub hotelowej inwestycji, jak gdyńskie plotki mówią, właściciela dużej stacji telewizyjnej na kortach Arki. Czy nacisk mieszkańców może doprowadzić do zmiany polityki stawiającej na zyski z turystów?
To jedyna rzecz, która może doprowadzić do weryfikacji lub chociażby do debaty nad tą polityką. Inną kwestią jest nabywanie przez mieszkańców pewnej świadomości, że np. Park Rady Europy, kiedyś zielony, może być zastawiony przez apartamentowce Hossy. Chcemy tego zamiast instytucji usługowo-kulturalnych? Albo czy potrzebny jest hotel lub apartamentowce na legendarnych kortach Arki? Może tam pojawić  się malutkie sanatorium, albo sanatorium z kompleksem aparatmentowców i trzeba być czujnym, by decyzje nie zapadły bez wiedzy gdynian. W tej sytuacji aktywność mieszkańców budzi nadzieję.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama Kampania 1,5 % Fundacja Uśmiech dziecka