Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Makurat Serwis Audi w Gdańsku

Szpital tymczasowy w Gdańsku znów będzie otwarty?

Wzbiera czwarta fala epidemii i z dnia na dzień rośnie liczba zachorowań na COVID-19. W tej sytuacji w całej Polsce zapadają decyzje o ponownym otwieraniu szpitali tymczasowych. Czy i kiedy możemy spodziewać się ponownego uruchomienia szpitala w halach Amber Expo dla pacjentów z Pomorza? Sprawdziliśmy.
szpital tymczasowy AmberExpo
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Wśród 35 szpitali tymczasowych w kraju, do 8 listopada 2021 r. uruchomiono już 19, w tym aż 4 na Mazowszu zmagającym się z największą dzienną liczbą nowych zachorowań na COVID-19 w Polsce. Na sygnał o otwarciu czeka jeszcze 16 placówek. Jest wśród nich działający w halach Amber Expo w Gdańsku szpital tymczasowy, który został zamknięty 30 czerwca 2021 roku. W szczycie poprzedniej fali pandemii leczono tam jednocześnie 200 pacjentów. Czy nadszedł już czas, by ponownie rozważyć jego uruchomienie?

Według danych z poniedziałku, 8 listopada 2021 r. na Pomorzu dla zakażonych pacjentów przeznaczono 381 łóżek internistyczno-zakaźnych, z których 314 jest już zajętych. Na 45 łóżek respiratorowych zajęte są 24 miejsca.

– Do początku listopada sytuacja epidemiologiczna na Pomorzu nie była zbyt niepokojąca i uważaliśmy, że jest ona opanowana – mówi dr Jerzy Karpiński, dyrektor Wydziału Zdrowia Urzędu Wojewódzkiego, pomorski lekarz wojewódzki. – Wprawdzie obserwowano systematyczny wzrost liczby przyjęć do szpitali, ale nie przekraczał on dziesięciu w ciągu doby. Nie stwarzało to żadnego poważnego zagrożenia. Zauważyliśmy również, że w ślad za zajmowanymi łóżkami na oddziałach internistycznych nie rosła w znaczący sposób liczba zajętych miejsc pod respiratorami. Natomiast znacznie wyższa była liczba potwierdzonych przypadków – 300, 400 na dobę – zakażeń wirusem SARS-CoV -2.

Jednak od początku listopada 2021 r. liczba potwierdzonych przypadków dziennych zakażeń wzrosła już do około 800, równocześnie wzrosła też liczba zajętych łóżek szpitalnych. Zapełniają się one coraz szybciej, na szczęście, do tej pory nie w postępie geometrycznym, jak to było przed rokiem, podczas drugiej fali pandemii. Wówczas była sytuacja dramatyczna, gdy nagle okazywało się, że w województwie pozostały jedno lub dwa wolne łóżka respiratorowe.

Dziś już wiadomo, że wyczerpują się możliwości szpitala zakaźnego przy ul. Smoluchowskiego w Gdańsku, który ma 234 łóżka internistyczno-zakaźne i 8 łóżek respiratorowych.

Praktycznie nie ma już wolnych miejsc – słyszę od jednego z lekarzy z Pomorskiego Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy. – Przekazujemy dyspozytorowi, by kierował karetki do innych placówek.

Jednak, jak zapewnia lekarz wojewódzki, mamy jeszcze bufor bezpieczeństwa. We współpracy z NFZ, rekomendującym określoną liczbę miejsc, które mają zostać przekształcone w łóżka internistyczne i respiratorowe, po rozmowach z dyrektorami szpitali, wojewoda podejmuje decyzje o poszerzeniu bazy miejsc dla pacjentów z COVID-19. Do tej pory odbywa się to bardzo płynnie, bez zawirowań, we współpracy ze szpitalami. I tak w ciągu ostatnich dwóch tygodni wojewoda pomorski podjął szereg decyzji o powiększeniu bazy dla pacjentów zakażonych wirusem SARS-CoV- 2. Dotyczą one szpitali w: Miastku, Chojnicach, Słupsku, Kościerzynie, Malborku oraz Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego.

Szpital tymczasowy w Amber Expo znów zostanie otwarty?

Jednak nadal wojewoda zwleka z wydaniem decyzji w sprawie Amber Expo.

Nie planujemy na razie jego otwarcia – przyznaje dr Karpiński. – Jednak możliwość taka zawarta jest w planach kryzysowych. Jesteśmy w stanie w ciągu niecałego miesiąca uruchomić pierwszy moduł, czyli 100 łóżek internistyczno-zakaźnych i 20 łóżek respiratorowych.

Przyczyna wstrzymania uruchomienia szpitala tymczasowego w Gdańsku jest, zdaniem urzędników wojewody, oczywista – nadal możliwości zwiększenia liczby łóżek w pomorskich szpitalach są znaczące.

– Sytuacja jest dynamiczna, a listopad wydaje się obecnie najtrudniejszy – mówi lekarz wojewódzki. – Wiemy jednak, że w ubiegłym roku od połowy grudnia zaczęła się zmniejszać liczba przyjęć chorych do szpitali, i spadała dzienna liczba nowych zachorowań. Taka sytuacja utrzymywała się do końca lutego. Liczymy więc, że w tym roku może jakoś się uda dotrwać do tego czasu i w przeciągu najbliższych tygodni nie przekroczymy liczby tysiąca zachorowań dziennie. I nasza służba zdrowia będzie w stanie temu podołać, bez konieczności włączania szpitala tymczasowego. Jedno, co nas w jakimś stopniu uspokaja, to fakt, że od 1 listopada, kiedy mieliśmy do czynienia ze sporym zagęszczeniem nowych zachorowań, minęło już sporo czasu. Zauważyliśmy, że, mimo zapewne wielu spotkań w okresie świątecznym, nie odnotowujemy geometrycznego skoku. Nie pojawiły się żadna dramatyczna liczba 3-4 tysięcy nowych zachorowań na dobę i wzrost przyjęć do szpitali.

Szczepienia przeciw COVID-19. Ile osób na Pomorzu jest zaszczepionych?

Lepsza, w porównaniu z Podlasiem czy Lubelskiem, sytuacja na Pomorzu, to skutek szczepień. Obecnie w województwie pomorskim zostało zaszczepionych pierwszą i drugą dawką 1,4 mln osób, natomiast pierwszą dawką – 1,07 mln osób. I choć wyprzedzamy wiele innych regionów, jest to, niestety, nadal stanowczo za mało. Same apele do samorządów i akcje reklamowe w mediach nie dają zbyt wiele – liczba szczepień znacząco już nie wzrasta. W porównaniu z pierwszą połową tego roku, gdy wykonywano w Pomorskiem nawet 60-70 tys. szczepień dziennie, dziś szczepimy zaledwie 1,5-2 tys. osób na dobę.

Nie mamy też co liczyć na bardziej „twarde” zachęty, jakie stosują inne państwa. Ostatnio Austria wprowadza ograniczenie dostępu do szeregu instytucji (w tym do restauracji, kin, teatrów i fryzjera) dla osób niezaszczepionych. Czesi z kolei nie sprzedają alkoholu osobom nieszczepionym. W Polsce jest to jednak decyzja polityczna i bardziej od dążenia do zapewnienia bezpieczeństwa populacji liczy się społeczny jej odbiór. Jeśli miałoby to wywołać bunt, zwłaszcza wśród elektoratu, na pewno podobne restrykcje nie zostaną wprowadzone.

W zamian, eksperci proponują wobec tego lokalne lock downy, tam gdzie obserwujemy największy przyrost zakażeń.

– Jestem za takim rozwiązaniem – twierdzi dr Jerzy Karpiński. – Jeśli w niektórych regionach kraju, chociażby na Lubelszczyźnie, część mieszkańców poprzez swoje indywidualne decyzje obciąża lokalną służbę zdrowia, trzeba zacząć sobie z tym radzić. Nie może być tak, że jedna osoba przez swój upór zaczyna stanowić zagrożenie dla wielu innych. A akurat z Podlasia i Lubelszczyzny wiele osób jeździ do pracy do Warszawy, powodując boom zachorowań we wschodniej części stolicy. Te dwa województwa stworzyły dla Mazowsza spore zagrożenie.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama Kampania 1,5 % Fundacja Uśmiech dziecka