Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Młodzi najbardziej sobie cenią trzy rzeczy: miłość, rodzinę, bezpieczeństwo. [nl] I wybierają... Konfederację

Te wybory będą dla mnie obserwacją socjologiczną: jak łatwo – zwłaszcza w dobie internetu – skrzywdzić ludzi ich własnymi umysłami. Jak łatwo jest spowodować, żeby społeczeństwo, jak ławica, płynęło za rybką, która daje proste odpowiedzi. Dlatego napisałem tę książkę – mówi Marcin Kącki, autor książki „Chłopcy idą po Polskę”.

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Książka „Chłopcy idą po Polskę” powstawała trzy lata. Gdy pan zaczynał Janusz Korwin-Mikke po bardzo długiej przerwie, trafił znów do Sejmu. Gdy pan kończył po raz kolejny utracił przywództwo własnej partii i po raz pierwszy nie założył innej. Czy to znaczy, że opisał pan koniec Korwina, jako polityka?

Korwin jest wyznawcą pewnej idei, którą sobie kiedyś ukuł, mianowicie: „polityka to sztuka unikania kompromisu”. A to oznacza, że za nim muszą stać ludzie, którzy również będą to wyznawać, którzy nie będą podatni na różne wpływy, szantaże, intrygi polityczne, dla których najwyższym formułą idei jest wiara w swoją wolność. Korwin już w czasach PRL był niezłomny politycznie, miał w sobie nieprawdopodobną potrzebę pójścia pod prąd, ale kiedy po 1990 roku wszedł do polityki demokratycznej, to ta jego niezłomność, czasami irracjonalna, spowodowała, że inni działacze zaczęli patrzeć na niego jak na faceta o zaburzonym postrzeganiu rzeczywistości. Natomiast Korwin był już w tym czasie niezależny finansowo. Odziedziczył spadek po swojej matce. Dzisiaj jego majątek jest szacowany na 10 milionów złotych. To dało mu wolność finansową: nie musi się oglądać na różne układy, może po nich skakać. A działacze, którzy do niego przychodzili i przychodzą, to często młodzi ludzie na dorobku, dla których polityka była jedyną drogą rozwoju zawodowego i osobistego. Po prostu tacy „Misiewicze”, od których żadna partia nie jest wolna. I to powodowało konflikty oraz brak sukcesji. Mam wrażenie, że Korwin szukał sukcesora, który będzie mu dorównywał intelektualnie, a przy tym – tak jak on – będzie lekko nie do okiełznania. Będzie takim wojownikiem, rycerzem, świętym Jerzym walczącym ze smokiem, Don Kichotem walczącym z wiatrakami. Ale nikogo takiego nie znalazł.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: W co gra Konfederacja i dlaczego pnie się w górę?
Dziennikarz „Gazety Wyborczej”, dramaturg, autor licznych książek reporterskich, m.in.: „Maestro. Historia milczenia”, „Białystok. Biała siła, czarna pamięć”, „Oświęcim. Czarna Zima”, „Chłopcy. Idą po Polskę”

Więc Mentzen wybrał się sam.

Sławomir Mentzen w ostatnich latach, zwłaszcza w pandemii, zdobył bardzo silną markę, gównie przez swoje standupersko-tiktokersko-piwne zdolności. I Korwin był pod ścianą. W zasadzie można powiedzieć, że to jest pół sukcesja. Menzen, młody, ambitny, także jest zrealizowany finansowo i zawodowo. Ma firmę, zajmującą się doradztwem podatkowym. Do końca nie wiadomo natomiast co go ukształtowało intelektualnie. To nie jest filozof, jak Korwin, czy ktoś poszukujący, ani jakiś wyodrębniony gatunek wolnościowca. Z jednej strony dużo o wolności mówi, ale podpisał Konfederację Gierzwałdzką, czyli dokument programowy bardzo katolicko zdogmatyzowany, opowiadający się za silnym ograniczeniem wolności jednostek: czy to w kategoriach edukacyjnych, czy relacji społecznych czy nawet zakładania rodziny. Więc pozostaje pytanie: kim on jest? Ale rzeczywiście udało mu się to, co nie udało się wcześniej nikomu. W pewnym stopniu wymógł na Korwinie, by ten przesunął się do dalszego szeregu i oddał mu władzę w partii. Jest to na pewno pierwszy przypadek, który kończy się sukcesem politycznym, a Korwin ma już ponad 80 lat.

Czemu Korwin się zgodził na te rozmowy z panem? On nie wygląda na kogoś, kto potrzebuje cudzej opinii, żeby się w niej przejrzeć jak w lustrze. I miał chyba więcej do stracenia, niż zyskania dopuszczając tak blisko dziennikarza i to „Gazety Wyborczej”.

To jest tak naprawdę szczery facet. A poza szczerością ma też w sobie potrzebę atencji, bycia autorytetem, mówienia jak żyć. Gdy się z nim rozmawia, to jest trochę jak rozmowa z coachem. Jak żyć? Co robić, żeby przetrwać? Jak zarabiać pieniądze? Kto jest głupi, a kto jest mądry? Może go pan zapytać o agroturystykę, o materiałoznawstwo, o geopolitykę azjatycką – na wszystko ma odpowiedź. Ten typ człowieka potrzebuje słuchaczy, musi się tym dzielić i dla niego nie ma znaczenia, czy to dziennikarz, z lewa, z prawa czy z centrum. Poza tym on się nie boi kancelowania, wykluczania, mówienia rzeczy kontrowersyjnych, czasami wręcz ksenofobicznych, mizoginicznych, seksistowskich, ocierających się o socjopatyczne postrzeganie różnych ról społecznych, jak choćby jego stosunek do osób niepełnosprawnych.

Tak myśli, czy robi to celowo, żeby szokować?

Jest chyba przekonany, że ma to tak głęboko przemyślane, że aż w to wierzy. Natomiast sposób, w jaki to mówi jest elementem jego strategii. Nie tyle żeby szokować, co żeby przykuwać uwagę. Doskonale wie, jak działają media, zwłaszcza wolne media demokratyczne, które są w klinczu między potrzebą informowania, czyli misją społeczną, a potrzebą zarabiania pieniędzy. I wie, że żeby przyciągać pieniądze, media idą czasami najprostszą drogą i szokują. Zatem gra na tym jacy jesteśmy, my, ludzie mediów. Jeżeli facet, który mówi, że niepełnosprawni, to w zasadzie są zakały ludzkie, trafia do głównego programu publicystycznego w Polsce, to to już nie jest wina Korwina, tylko nasza wina, że tam trafia. A on te nasze przewiny, słabości doskonale wykorzystuje. Raz mi powiedział: panie Marcinie, za chwilę będę musiał przyostrzyć temat kobiet, bo to się świetnie sprzedaje. No i za kilka dni wylądował w tym kanale Stanowskiego i dał upust swoim fantazjom na temat roli kobiet w społeczeństwie. A wiemy jaka jest ta fantazja.

Wydaje nam się, że doszliśmy do momentu w dziejach, w którym każda kobieta chce emancypacji, wolności, samorealizacji i niezależności finansowej. Okazuje się jednak, że tak nie jest. Są kobiety, które nie chcą postępu, mają tradycjonalistyczne postrzeganie swojej rodziny. Które nad niezależność finansową przedkładają bezpieczeństwo.

A propos kobiet. Rozmawiał pan z najnowszą żoną Korwina, młodszą od niego ponad 40 lat. I w tej rozmowie szokująca była jej niezwykła otwartość, z jaką mówiła o szczegółach ich związku.

Wydaje nam się, że doszliśmy do momentu w dziejach, w którym każda kobieta chce emancypacji, wolności, samorealizacji i niezależności finansowej. Okazuje się jednak, że tak nie jest. Są kobiety, które nie chcą postępu, mają tradycjonalistyczne postrzeganie swojej rodziny. Które nad niezależność finansową przedkładają bezpieczeństwo. Dlatego rozmowa z panią Dominiką może szokować. Jeśli jednak poczytamy sobie wyniki badania „Debiutanci 2023”, przeprowadzonego na dużej grupie społecznej polskich osiemnastolatków, okazuje się, że mamy w tym pokoleniu pewien odwrót od tych idei emancypacyjnych opartych na walce społecznej. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni mówią o tym, że najbardziej sobie cenią trzy rzeczy: miłość, rodzinę i bezpieczeństwo. Gdy sobie przypominam siebie w takim wieku, to miłość – ok, ale najważniejsza była przygoda, świat, wolność, ale nigdy bezpieczeństwo! Ani ja, ani nikt ze znanych mi rówieśników nie miał wtedy marzeń o tym, żeby być emerytem. Tymczasem wiele bardzo młodych kobiet, mimo możliwości rozwoju, jakie daje im współczesny świat, chce, tak jak pani Dominika, być matkami i „pielęgnować dobrobyt swego męża”. Choć i u niej zauważyłem jakieś ambicje, przekorność, jestem ciekaw, co dalej będzie z panią Dominiką.

CZYTAJ TEŻ: Wybory parlamentarne 2023. Konfederacja pokazała w Gdańsku listę kandydatów

Zastanawiałem się kiedy powstał tytuł pańskiej książki? Bo jak pan zaczynał ją pisać Konfederacja w sondażach balansowała na krawędzi progu wyborczego. Tymczasem tuż przed ukazaniem się książki poparcie skoczyło im do kilkunastu procent. Jakby na zamówienie wydawcy.

Zacząłem pisać książkę dlatego, że czytałem trendy społeczne – ogólnoeuropejskie, ogólnoświatowe, z których wynikało, że młodzi przechylają się w kierunku tradycjonalizmu i prawicy. To już było po tym, jak Trump doszedł do władzy w Stanach Zjednoczonych. I zdałem sobie sprawę z tego, że to idzie do nas. Tytuł „Chłopcy” wpadł mi do głowy bardzo szybko, po rozmowach z „panną Agatą”, byłą działaczką partii Korwina, która używała tego sformułowania, portretując swoich dawnych kolegów, jako takich chłopców, którzy są niezaradni na rynku, a dopiero polityka i drobne subwencje pozwalają im godnie żyć. Książkę skończyłem w listopadzie 2022 roku, a dopiero trzy-cztery miesiące później sondaże wyniosły ich na 15 proc. I to wtedy to uzupełniłem tytuł: „Idą po Polskę”. To była ostatnia poprawka.

Chłopcy idą po Polskę

A idą faktycznie? Myśli pan, że wejdą do rządu, jeśli arytmetyka powyborcza da im taką możliwość?

Scenariuszy jest kilka. Jeśli będą chcieli być niezłomni, nie wejdą. A jeśli PiS nie zawiąże koalicji, szybko się wykrwawi w rządzie mniejszościowym. To z kolei może oznaczać wcześniejsze wybory, które mogą dać Konfederacji jeszcze kilka punktów premii za niezłomność. Albo mogą wejść w koalicję i upomnieć się o kilka stołków w rządzie, ale też o synekury w spółkach skarbu państwa. To jest pytanie: jak Mentzen odpowie na ciśnienie dołów partyjnych? Niech czytelnik „Chłopców” odpowie na to sobie sam. Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało cynicznie, ale te wybory będą dla mnie bardziej obserwacją socjologiczną: jak łatwo – zwłaszcza w dobie internetu – skrzywdzić ludzi ich własnymi umysłami. Jak łatwo jest spowodować, żeby społeczeństwo, jak ławica, płynęło za rybką, która daje proste odpowiedzi. Dlatego napisałem tę książkę. Nie mam poczucia misji. Nie piszę książek pedagogicznych, edukacyjnych, nie chcę przestrzegać. Piszę dla ludzi dorosłych. Uważam, że warto uczyć krytycznego myślenia, a nie tego, co myśleć. Natomiast jestem bardzo ciekaw, jak taki kolejny młody człowiek, jak Mentzen, poradzi sobie ze swoimi słabościami intelektualnymi i brakiem doświadczenia. To jest bystrzak od rachunkowości, który wie jak się posługiwać Tik Tokiem, żeby przemówić do młodych ludzi. Ale jest też druga ważna rzecz, bardzo poważna: kompletne osierocenie małego i średniego biznesu w Polsce. Oni nie mają po prostu na kogo zagłosować. Donald Tusk, który wywodzi się z Kongresu Liberalno-Demokratycznego, porzucił te wszystkie liberalne hasła, bo Kaczyński zaszachował go w licytacji na postulaty socjalne. Dlatego te kilka milionów ludzi wybiera Konfederację, bo ona obiecuje pewne ulgi podatkowe. Sam mam wokół siebie drobnych przedsiębiorców, którzy są na drugim biegunie duchowości – jeśli chodzi o poglądy – z Mentzenem. Niektórzy nim gardzą. Ale są tak przyciśnięci przez pandemię, przez wojnę, przez inflację, przez tę politykę fiskalną, która polega na permanentnej kontroli, żeby wycisnąć z nich pieniądze na kolejne subwencje socjalne, że zatykając nos, zagłosują na Mentzena.

CZYTAJ TEŻ: W co gra Konfederacja i dlaczego pnie się w górę?

Gdyby książkę o chłopcach z Konfederacji napisał nie Marcin Kącki, ale Tomasz Piątek, to zdecydowanie mocniej by się przejrzał prorosyjskim sympatiom tego środowiska. Pan, mam wrażenie, potraktował bardzo lekko, ten dość istotny, szczególnie obecnie, problem.

Tomek Piątek ma jedną fantastyczną cechę: potrafi siedzieć w tych wszystkich drobiazgach, łączyć je, analizować. Do tego trzeba mieć taką umiejętność księgowego. Mnie bardziej pasjonują mechanizmy, a nie incydenty, literatura i wyobraźnia, i to kim są ludzie z którymi rozmawiam. Gdyby Korwin w ostatnich dwóch latach zaczął pisać dobrze o Rosji, bronić jej w swoich wypowiedziach, to uznałbym, że to jest podejrzane. Rzecz w tym, że Korwin już w latach 70. pisał, że lepiej jest zawierać sojusze z Rosją, a Zachód jest zgniły i zepsuty. Pod tym względem jego filozofia jest – można powiedzieć – spójna i nie podlega żadnym, ale to żadnym, weryfikacjom. Dlatego trudno go podejrzewać, że jest agentem. On jest po prostu facetem, który wierzy w tę Rosję. Pojechał na Krym, kiedy został zajęty przez Rosjan w 2014. Szczyci się tym, że dostał od tamtejszego gubernatora odznaczenie. Korwin urągający Ukrainie, która jest terroryzowana przez Rosję i wciągający tę Rosję na piedestał, bez względu na wszystko, daje wyraz jakiemuś całkowitemu brakowi instynktu publicystycznego, a zarazem jakieś kompletnie nieracjonalnej odwadze, na granicy wręcz samobójczej, jeśli chodzi o swoją rolę społeczną. Opowiedzenie się za Rosją, gdy na jej czele stoi psychopata, oznacza, że Korwin być może broni tych swoich poglądów z maniackiej przekory. Choć później zaczął jednak pomalutku krytykować Putina, dystansować się od niego, nazywając go szaleńcem. Przeanalizowałem dokumenty, które są dostępne i rzeczywiście można powiedzieć w sposób bezdyskusyjny, że konfederatów strasznie ciągnie do kontaktów z Rosją. To są niebezpieczne kontakty, nawet w minimalnej skali. Te podróże do Rosji, czy to Brauna, czy to korwinistów. Ale widzę też umizgi narodowców do Chin. W książce pokazuję jednego z tych działaczy, który opowiada o Chinach z wielką namiętnością. I nie wiem czy to nie jest jeszcze bardziej niebezpieczne w przyszłości, bo Putin się być może wykrwawi, a Chiny rosną w siłę.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama