Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Afera wizowa. Polska strzeże swoich granic przed tymi, których nie stać na łapówki

Od 1 września kraj żyje skandalem wokół handlu polskimi wizami na czarnym rynku. Czy temat imigrantów okaże się game-changerem i rozstrzygnie o wyniku wyborczym 15 października?

Autor: Projekt: Krzysztof Ignatowicz

Od początku września PiS robi wszystko, by problem bagatelizować. W czasie ostatniego spotkania w Toruniu, prezes Jarosław Kaczyński mówił, że nie jest to nawet aferka, a „jakiś głupi pomysł, który niektórzy próbowali wykorzystać”. Czy gdyby było, jak mówi wiceminister Paweł Jabłoński, że sprawa dotyczy „kilkudziesięciu, czy stu kilkudziesięciu” nielegalnie wydanych wiz, ze stanowiskiem musiałby pożegnać się wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk? Czy zlecono by nadzwyczajne kontrole we wszystkich placówkach konsularnych RP oraz zrywano umowy ze wszystkimi firmami outsourcingowym, którym powierzono przyjmowanie wniosków wizowych?

Czytaj też: Afera wizowa. Orędzie marszałka Senatu: To największa afera, z jaką mierzyliśmy się w XXI wieku

W sytuacji oskarżeń o działanie zorganizowanej grupy zajmującej się handlem wizami na czarnym rynku, rząd brnie w retorykę o stworzeniu nad Wisłą anty-imigranckiej twierdzy, którą obecnie próbują sforsować nielegalni migranci z Lampedusy, ściągani do Europy przez Tuska i Unię Europejską. Taki przekaz od kilkunastu dni dominuje w mediach rządowych.

Polska pokazuje, że można walczyć z nielegalną imigracją, ale trzeba po prostu strzec swoich granic. Jeżeli te granice nie są strzeżone – i to wszystko jedno, czy to są granice morskie, czy też granice na lądzie – to wtedy mamy do czynienia z taką sytuacją, jaka dzisiaj ma miejsce na Lampedusie – mówi premier Mateusz Morawiecki.
 

Liderzy KO czy Trzeciej Drogi, wykorzystują temat nielegalnie przyznawanych wiz, do wypunktowania polityki migracyjnej PiS, zarzucając ściągnięcie do Polski setek tysięcy obcokrajowców, a co za tym idzie, hipokryzję.

To co było problemem PiS w latach 2005-07 i jest w tej kadencji Sejmu, to duża liczba politycznych pożarów, z którymi instytucje publiczne nie zawsze sobie radziły. W tym wypadku, partia nie może adekwatnie zareagować na problem, bo naglona jest terminami wyborczymi. Zdejmując np. czołowych polityków ze stanowisk, tuż przed wyborami przyznałaby się do winy. PiS znalazł się w trudnej położeniu, a opozycja dostała pretekst do siania wątpliwości w elektoracie konkurentów – komentuje prof. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego.

Wizy Wawrzyk

W sprawie tzw. afery wizowej prowadzone jest śledztwo przez Prokuraturę Krajową w Warszawie. Dotychczas siedem osób usłyszało zarzuty, trzy aresztowano, oprócz tego zwolniono dyrektora Jakuba Osajdę z MSZ oraz wiceministra Wawrzyka, który krótko po odwołaniu trafił do szpitala. Symbolem afery stały się hinduskie „ekipy filmowe”, które miały przez Polskę trafiać do Stanów Zjednoczonych, ale również odnajdowane w mediach społecznościowych filmiki, na których autorzy instruują, jak zdobyć pozwolenie na pracę w Polsce czy wizę. Jednocześnie, wciąż nie wiadomo jaka mogła być skala tego zjawiska. W sprawie afery wizowej jest wciąż więcej pytań niż odpowiedzi.

Opozycja wytacza wobec rządu najcięższe działa. Wraca do drugiej połowy 2021 r., oraz kryzysu na granicy polsko-białoruskiej, sugerując, że rząd wykorzystywał sytuację migrantów, z premedytacją stosując tzw. procedurę „push-back”. Przyjęcie do kraju a następnie deportacja, uniemożliwiłyby koczującym starania o wizę.

Pamiętacie, podobnie jak ja, te obrazy, które łamały nam serca: kobiet w ciąży, dzieci, wypychanych, głodnych, zamarzniętych w zaroślach i w lesie. Oni nie zapłacili pięciu tysięcy dolarów. Każdy, kto zapłacił pięć tysięcy dolarów, mógł sobie spokojnie w warunkach komfortowych przejechać do Polski na polską wizę. Niestety wygląda to jak wojna gangów – mówił kilka dni temu Donald Tusk.

W sprawie skali nielegalnego procederu mamy jednak do czynienia z dużej skali szumem informacyjnym. Prof. Chwedoruk wątpi, by ta sprawa miała okazać się game changerem kampanii.

Jednocześnie liderzy KO czy Trzeciej Drogi, wykorzystują temat nielegalnie przyznawanych wiz, do wypunktowania polityki migracyjnej PiS, zarzucając ściągnięcie do Polski setek tysięcy obcokrajowców, a co za tym idzie, hipokryzję. Przypominają, że w 2022 r. wydano ponad 325 tys. wiz pracowniczych, m.in. obywatelom takich państw jak Uzbekistan, Indonezja czy Turkmenistan. Jeszcze większe wrażenie robią dane dotyczące zezwoleń na pierwszy pobyt, w których Polska jest europejskim liderem. W ub. roku wydano ponad 700 tys. tzw. „first residence permit” dla obywateli aż 148 krajów. Oczywiście, dane te nie mają żadnego związku z aferą wizową, choć w debacie publicznej żonglowanie tymi liczbami odbywa się obecnie bez skrupułów.

Z dystansem trzeba też podejść do doniesień o zalaniu Polski przez obywateli krajów, w których występuje wysokie zagrożenie terrorystyczne. Fakt, z danych Straży Granicznej za 2021 oraz 2022 r. wynika, że przyjazdy z Pakistanu, Nigerii, Iraku, Iranu czy Bangladeszu wzrosły nawet kilkukrotnie. Z drugiej strony, są to wciąż znikome liczby, biorąc pod uwagę, że ub. roku do Polski przyjechało ok. 13,5 mln osób. Dla przykładu, z Nigerii, z której pochodzić mają zdjęcia kłębiących się pod polską ambasadą potencjalnych emigrantów, w 2022 r. przyjęliśmy 4775 obywateli. Podobna liczba dotyczy Pakistańczyków oraz Banglijczyków. W przypadku Irakijczyków, w 2021 r. odnotowano 814 przyjazdów, z kolei w 2022 r. – 2427. Ilu z nich pozyskało wizy w nielegalny sposób? Tego nie wiadomo. Oficjalne dane prokuratury, mówiące o 268 podejrzeniach wydają się być jednak znacząco zaniżone. W sprawie skali nielegalnego procederu mamy jednak do czynienia z dużej skali szumem informacyjnym. Prof. Chwedoruk wątpi, by ta sprawa miała okazać się game changerem kampanii.

W sytuacji bardzo stabilnego systemu partyjnego, bardzo trudno komukolwiek narzucić temat, dlatego, że wyborcy po obu stronach barykady i tak wierzą wyłącznie w przekaz wspieranej partii. Odsetek osób wyczulonych na przekaz z obu stron jest niewielki, z czym mamy do czynienia praktycznie od czasów afery Rywina – uważa politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. – Oczywiście, obie strony będą starać się grać tym tematem. Natomiast jesteśmy na takim etapie kampanii, w którym sztaby będą próbowały dotrzeć do nielicznych grup wyborców, wśród których jest jeszcze perspektywa zwiększenia uczestnictwa w wyborach, ale poprzez inne, mniej nagłaśniane tematy.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama