Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Dzielnice czekają. A w zasadzie chyba już przestały

Hasło „Teraz dzielnice i osiedla" wyraża ostatnio powszechne oczekiwania mieszkańców Gdyni. Warto pamiętać, że pod tym hasłem wiele lat temu Franciszka Cegielska i środowisko skupione wokół niej szli do wyborów samorządowych i sporo atencji na początku tym dzielnicom poświęcili – pisze Aleksandra Kosiorek z Federacji Gdyński Dialog
Dzielnice czekają. A w zasadzie chyba już przestały

Autor: fot. Jędrzej Szerle

Od pewnego czasu władze Gdyni przeniosły ciężar uwagi na reprezentacyjne rejony miasta. Oczkiem w głowie stały się miejsca, które zobaczy turysta ze stolicy i poniesie ze sobą przekaz „Gdynia jest taka piękna i zadbana". Później przekaz ten będzie można gdynianom narzucać jako obiektywną narrację, kupując przy tym kolejne wyróżnienia. A kto nie podziela entuzjazmu, ten malkontent i maruda. Turyści są zachwyceni, spacerując promenadą w Orłowie, odwiedzając GCF podczas festiwalu czy wędrując zalanym słońcem bulwarem (chociaż okolice bulwaru od dłuższego już czasu wołają o pilną rewitalizację).

Czytaj też: Koalicja Ruchów Miejskich wspólnie z PO chcą iść po władzę w mieście

Dzielnice czekają. A w zasadzie chyba już przestały. Ich mieszkańcy wzdychają z mieszaniną zazdrości i irytacji, obserwując jak ciężar uwagi miejskich notabli spoza centrum przesuwa się także na Gdynię Zachód. To tam powstać ma kolejny basen (być może tak samo wirtualny jak ten olimpijski, ale zawsze jakaś nadzieja jest), tam pchane są inicjatywy i budowane drogi. Mieszkańcom Grabówka pozostaje nadpalona konstrukcja szkolnej hali sportowej, a mieszkańcom Chyloni zamknięte od ćwierćwiecza szlabany przed przejazdem przez tory.

Stąd inicjatywa Federacji Gdyński Dialog, by przyjeżdżać do lokalnych społeczności. Nie po to, aby wygłaszać tam orędzia i składać obietnice, ale by słuchać, patrzeć i rozumieć. I dać czytelny sygnał mieszkańcom, że zasługują na rozmowę. Że ktoś chce przejść Gdynię zabłoconymi drogami, np. nieoświetloną drogą gruntową na Kaczych Bukach, przy której nie ma ani lampy, ani chodnika. Chce zobaczyć, jak znikają Turzycowe Błota na Dąbrowie, gdzie od lat nie realizuje się zwycięskiego projektu z budżetu obywatelskiego, który miał je chronić. I jest gotów posłuchać autora projektu, który już nigdy kolejnego nie zgłosi, czując się oszukany, atakowany przez sąsiadów, którzy pomysł poparli.

Przed laty ktoś powiedział, że obowiązkiem prezydenta i wiceprezydentów powinno być chodzenie po domach mieszkańców, aby wyjść z gabinetu i z roli tego, który „łaskawie rozstrzyga", „przyjmuje" i odpowiada, lub nie, na pisma. Taka lekcja pokory i przypomnienia, dla kogo się pracuje, kto zatrudnia prezydenta i jego świtę, byłaby bardzo przydatna.

Są także miejsca władzom Gdyni doskonale znane, jak choćby dawne ogródki działkowe wzdłuż Alei Zwycięstwa. Problem znany, starszy niż gdyński samorząd i nadal nierozwiązany. Wygląda, jakby ktoś stracił serce do tematu i ludzi, po prostu czekając aż zmęczą się i zrezygnują z jakichkolwiek oczekiwań. Poplątana, przedziwna sieć powiązań, historii, decyzji i stanów prawnych, którą wspólnie z zainteresowanymi trzeba rozplątać. Kolejne rozmowy, patrzenie w oczy rozczarowanym, zawiedzionym, do których Gdynia odwraca się – łagodnie mówiąc – plecami... W drugiej części Wzgórza rozmowy z czekającymi na inwestycje, które miasto wpisało do realizacji z budżetu rady dzielnicy i ich nie robi. Znów mieszkańcy zostają sami, z obawami, rozczarowaniami i domysłami.

Czytaj też: Koalicja Ruchów Miejskich z Gdyni chce wygrać z Samorządnością Wojciecha Szczurka

Za moment odwiedzimy Leszczynki, jedną z najbardziej pomijanych i „niewidzialnych" dzielnic. Czekają północne dzielnice Gdyni, z których kiedyś przed laty do rady startował prezydent Szczurek, czeka Dębowa Góra na Wiczlinie z „lokalnym jeziorkiem" czyli zalewanym permanentnie otoczeniem. To tu mieszkają wyborcy i płatnicy podatków.
Przed laty ktoś powiedział, że obowiązkiem prezydenta i wiceprezydentów powinno być chodzenie po domach mieszkańców, aby wyjść z gabinetu i z roli tego, który „łaskawie rozstrzyga", „przyjmuje" i odpowiada, lub nie, na pisma. Taka lekcja pokory i przypomnienia, dla kogo się pracuje, kto zatrudnia prezydenta i jego świtę, byłaby bardzo przydatna. Tymczasem ludzie odzwyczajają się od rozmowy i od poczucia, że ktoś ich w ogóle słucha. W tym sensie akcja „Dialog w dzielnicach", a w jej ramach odbudowywanie nawyku rozmowy, powinno we włodarzach Gdyni obudzić chęć naśladownictwa, a w wersji minimum – zwykłe poczucie wdzięczności, że ktoś za nich robi robotę, której sami najwyraźniej nie lubią.

Będziemy chodzić, spacerować, patrzeć i słuchać, ile zdrowia i sił, bo Gdyni nie zmienia się bez mieszkańców i bez dialogu.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama