Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Matura, czyli dla kogo jest ten egzamin dojrzałości?

W styczniu podpisywali petycję do MEN, żądając likwidacji matury o obecnej formie. W maju, po pierwszym dniu egzaminu, mówili, że to „najłatwiejsza matura w XXI wieku, Waldek Kiepski by to zdał", a po drugim – że to „poziom egzaminu dla ósmoklasistów”. Jaka naprawdę jest matura? I po co jest? Sprawdzamy.
maturzyści 2024
Do zdania matury wystarczy zdobycie 30 proc. punktów z każdego z obowiązkowych przedmiotów na poziomie podstawowym

Autor: Kinga Kalenik | Zawsze Pomorze

W tym roku na pisemnym egzaminie z polskiego maturzyści mogli wybierać między tematem o buncie i jego konsekwencjach dla człowieka albo o tym, jak relacja z drugą osobą kształtuje człowieka.

– Dobre tematy, można by ich temat wiele napisać i powiedzieć – uważa nauczyciel filozofii Jacek Pacholski. – Bunt to przecież DNA nastolatków, a relacje międzyludzkie są podstawą ich funkcjonowania w świecie. Ale niestety żaden maturzysta nie pisał o swoich doświadczeniach i przemyśleniach, bo obecna formuła matury mu na to nie pozwala. Jeśli ktoś chciałby znaleźć w maturalnej pracy jakikolwiek ślad intelektualnych poszukiwań maturzystów, nie ma na to szans. Bo z taką pracą maturzysta po prostu nie zdałby…

Aleksandra Korczak, nauczycielka języka polskiego, etyki i filozofii, jeszcze w wtorek 7 maja, tuż po pierwszym tegorocznym maturalnym egzaminie wyraziła podobny pogląd: - Zapewniam Was: żadna osoba mierząca się z tymi tematami na maturze nie poświęciła nawet sekundy na rozważanie, czym dla niej osobiście jest bunt, przeciwko czemu ona chciałaby się buntować, kto kształtuje jej tożsamość, czy to są autorytety publiczne, czy rodzina, czy może odczuwa brak autorytetów i dlaczego – napisała Korczak w oko.press.

Maturzyści mają bowiem – zamiast do swoich przemyśleń – odwołać się do obowiązkowych lektur, wymienionych na maturalnym arkuszu.

– W całej Polsce w jeden poranek wyprodukowano więc tysiące prac o tym, że Oleńka Billewiczówna kształtowała Kmicica – pisze Korczak

To prawdopodobne, bo wśród obowiązkowych lektur, zgodnych z tzw. wymaganiami egzaminacyjnymi, był m.in. „Potop” Sienkiewicza.

O tym, że obowiązująca formuła matury z języka polskiego nie pozwala na inwencję, na własne przemyślenia, że premiuje prace średnie, nie za długie i nie nazbyt ambitne, raczej zgodne z rygorystycznymi wymaganiami egzaminacyjnymi – mówi się już od dawna. Co roku krytykuje się metody oceniania, czyli tzw. „klucz”, według którego sprawdzane są prace, nadmierny rygoryzm egzaminatorów, a przede wszystkim zakres wiedzy, jakiego wymaga zdanie egzaminu i wymuszane przez to metody pracy nauczycieli.

A i tak każdego roku maturalna refleksja sprowadza się najpierw do tego, czy egzaminacyjne arkusze były łatwe i czy bardzo łatwe, a potem do tego, czy można się odwołać od teoretycznie obiektywnej – bo tworzonej według „klucza” – oceny.

Matura obiektywna? Czyli jak to porównać

Tegoroczni maturzyści jako ostatni korzystają z nieco uproszczonych zasad na maturze. Przypomnijmy – gdy MEN pod kierownictwem minister Anny Zalewskiej likwidował gimnazja, wiadomo było, że zmienić się będzie musiała także matura. Miała być trudniejsza, bo – jak mówili wówczas rządzący – matura ma być prawdziwym egzaminem, a nie prostym rozwiązywaniem testów. Jednak zanim pierwszy rocznik kończący czteroletnie liceum, dotarł do matury, wybuchła pandemia, a uczniowie przeszli na zdalne nauczanie. Ministerstwo Edukacji i Centralna Komisja Egzaminacyjna uznały więc, że do 2024 roku maturzyści (oraz ósmoklasiści) będą podchodzi do egzaminów według zmniejszonych wymagań egzaminacyjnych, tzn. ograniczonego katalogu wymagań określonych w podstawie programowej.

Przyszłoroczni maturzyści już tego przywileju mieć nie będą, co oznacza np. że w przypadku egzaminu z polskiego w tematach wypracowań będą musieli odwołać się do konkretnych tytułów, a w przypadku matematyki – wróci większy zakres wymaganego materiału.

Tegoroczni maturzyści pisali maturalną rozprawkę na 300 słów, w przyszłym roku będzie to 400, a na poziomie rozszerzonym – 500 wyrazów. Wydaje się mało?

– Uczniowie wiedzą, że lepiej nie pisać więcej – mówi polonistka. – Czym dłuższa praca, tym większe ryzyko popełnienia błędu, więc ograniczają się do podstawowych wymagań. Tu nie ma miejsca na ambicję, egzaminator nie będzie oceniał kunsztu stylistycznego czy oryginalnego doboru odniesień.

To właśnie – zdaniem nauczycieli – podstawowa wada obecnej matury: brak możliwości pokazania swojej prawdziwej wiedzy. 

– Uczeń ma się zmieścić w określonych i przyznajmy – ciasnych ramkach – mówi polonistka. – Na lekcjach chciałabym usłyszeć ich prawdziwe przemyślenia, ale na maturze powinni dostosować się do średniej. To dotyczy przede wszystkim polskiego – uczą się chować za banałami, rozwiązują test za testem, odwołując się niezmiennie do tych samych literackich tropów.

Matura 2024. Na czym polega egzamin z polskiego?

Uczniowie dostają arkusze egzaminacyjne, składające się z trzech części. W pierwszej sprawdzane są ich umiejętności czytania ze zrozumieniem, argumentowania i posługiwania się poprawną polszczyzną. W drugiej muszą odpowiedzieć na pytania dotyczące polskich lektur, a w trzeciej - napisać wypracowanie. Na to wszystko mają 240 minut, w tym czasie muszą przeczytać fragmenty kilku tekstów, napisać streszczenie lub notatkę (uwaga! – do 90 wyrazów), odpowiedzieć na kilkadziesiąt pytań i wreszcie stworzyć rozprawkę.

Są to właściwie trzy egzaminy zdawane łącznie jeden po drugim bez żadnej przerwy. Wymyślił to jakiś potwór. 

Dariusz Chętkowski / polonista i twórca BelferBlog

Sami uczniowie od wtorku komentują poziom swoich egzaminów. Na portalu X (dawniej Twitter) zdecydowanie przeważają opinie zadowolonych. 

„Maturzystom z języka polskiego się poszczęściło na tej maturze. Proste tematy rozprawki i zadania myślę, że każdy kto choć poświęcił na naukę 30 minut tygodniowo powinien zdać tę maturę na przynajmniej 80%" – napisał jeden z nich, a podobnych komentarzy pojawiło się więcej. 

„Prostszych pytań już się chyba nie dało dać”. „Najłatwiejsza matura w XXI wieku. Waldek Kiepski by to zdał”.

Nie wszyscy jednak maturzyści są tak zadowoleni. „Wydawało się bardzo łatwe, ale było dużo rzeczy, gdzie mimo tego, że byłam blisko, to nie wiedziałem, czy moja odpowiedź da mi punktację, wiec albo poszło najgorzej, albo najlepiej na świecie” – stwierdziła jedna z maturzystek.

– Taki jest właśnie problem z tą maturą – ocenia polonistka. – Im dłuższa, mniej schematyczna praca – tym większe ryzyko popełnienia błędów. Dopóki nie dostaniesz z OKE wyniku, nie możesz mieć pewności, jak ci poszło. Czy trafiłeś w klucz? Czy na pewno użyłeś odpowiednich przykładów? Czy odwołałeś się do lektury, za którą dostaniesz maksimum punktów, czy do takiej, za którą dostaniesz zero? Egzaminowani mają się domyślić, czego oczekuje sprawdzający. Każdego roku jest więcej odwołań od wyniku matur i coraz częściej są one rozpatrywane ponownie na korzyść ucznia.

Po ubiegłorocznej maturze takich odwołań było kilkanaście tysięcy. Jednym z głośniejszych przykładów było odwołanie maturzystki, które nagłośnił sopocki polonista Paweł Lęcki. Maturzystka, pisząc pracę na poziomie podstawowym na temat „Człowiek – istota pełna sprzeczności”, powołała się na „Treny” Jana Kochanowskiego, podczas gdy w poleceniu zawarto zastrzeżenie, że należy się powołać na utwór epicki lub dramatyczny. Jednocześnie „Treny” były na liście lektur dołączonej do arkusza egzaminacyjnego, a dziewczyna oprócz tego odwołała się do „Granicy” Zofii Nałkowskiej. Nie zdała matury i podeszła do poprawki. A już po niej dowiedziała się, że komisja arbitrażowa jednak oceniła jej pracę na 72 proc. i zaliczyła egzamin.

Matura na zawsze?

Trzeba jednak pamiętać, że do zdania matury wystarczy zdobycie 30 proc. punktów z każdego z obowiązkowych przedmiotów na poziomie podstawowym (obowiązkowe są j. polski, matematyka i j. obcy). Oznacza to, że np. w przypadku matematyki na 46 punktów do zdania wystarczy 14 punktów. I choć trzeba przystąpić do egzaminu rozszerzonego z wybranego przez siebie przedmiotu, to dopiero od przyszłego roku będzie obowiązywał przy tym próg procentowy. A mimo to matury nie zdało w ubiegłym roku 19 tys. osób, czyli nieco ponad 8 proc. wszystkich zdających. Zdało zaś – po wszystkich sesjach dodatkowych i poprawkowych – ponad 90 proc. maturzystów!

Można by więc pomyśleć, że przynajmniej maturzyści nie chcieliby żadnych zmian w egzaminach, które zdają z takim powodzeniem. Tymczasem w styczniu tego roku w internecie można było podpisywać się pod petycją z żądaniem likwidacji części matur. Przedstawiciele grupy Maturalni wystosowali „na wyraźną prośbę i w imieniu uczniów przystępujących do matur od roku 2024” do minister edukacji Barbary Nowackiej petycję, w której zaapelowali o „przemyślenie zmiany formy przeprowadzania matur ustnych z języka polskiego oraz języka obcego nowożytnego”.

Skąd taki pomysł? Autorzy petycji potrzebę zmian argumentują: stresem związanym z maturami ustnymi, przeładowaną podstawą programową, losowością formuły matur ustnych z języka polskiego oraz tym, że w czasie pandemii matura ustna nie była obowiązkowa, co - jak uznali - nie wpłynęło w negatywny sposób na wiedzę i umiejętności maturzystów.

– Jesteśmy przekonani, że matury ustne mogą być przydatne w kształtowaniu umiejętności prezentowania wiedzy, przemawiania i wystąpień publicznych, które są ważne w przyszłym życiu zawodowym. Jednakże nie powinny one być źródłem strachu, paniki czy traumy, co niestety ma miejsce w obecnej formie egzaminu – napisali. Ich zdaniem matura ustna powinna być traktowana jak egzamin ósmoklasisty – „obowiązkowa, ale niewpływająca na zdanie lub niezdanie całej matury”. Powinny też przestać obowiązywać progi punktowe zdawalności.

– Wprowadzenie proponowanej zmiany, choćby w odniesieniu do zniesienia progu zdawalności w przypadku tego egzaminu – stanowiłoby istotną zmianę kierunkową w systemie oświaty, niespowodowaną wyjątkową sytuacją, jak miało to miejsce w latach ubiegłych – czas epidemii - zatem niezbędne jest poprzedzenie szerokich konsultacji społecznych – odpowiedzieli ostrożnie urzędnicy resortu edukacji.

Z kolei ministra Barbara Nowacka na pytania uczniów o to, czy może MEN planuje zlikwidować matury, odpowiada kategorycznie – nie.

– Nie zlikwidujemy matur. One są potrzebnym, zobiektywizowanym kryterium do oceny tego, czego nauczyła się młodzież – mówiła Barbara Nowacka podczas spotkania z licealistami w Człuchowie.

Prof. Krzysztof Konarzewski, pedagog, współtwórca systemu egzaminów zewnętrznych, były dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, od dawna głośno mówi o tym, ze matura w obecnym kształcie i powszechności nie ma sensu. 

– Od lat uważam, że matura sama w sobie do niczego nie jest potrzebna – mówił w ubiegłym roku w „Polityce”, gdy CKE ogłosiła wyniki matur. – (…) Dokładniej: uważałem i uważam, że lepiej byłoby, aby egzamin – w podobnej formule do dzisiejszej matury, jednolity w skali kraju i przygotowany przez zewnętrznych ekspertów – odbywał się na uczelniach.

Na pytanie, co by to dało, odpowiedział: 

– Oszczędność pieniędzy, czasu i nerwów. Dziś maturę zdaje ok. 80 proc. uczniów liceów i techników, a na studia idzie połowa z nich. Po co drugiej połowie ten papier? (…) Niech prace oceniają nauczyciele akademiccy, a odwołania rozpatrują uczelnie. Gdy egzaminowanych będzie o połowę mniej, pójdzie to sprawniej. No i szkoły średnie nie musiałyby zawieszać nauczania w niższych klasach na trzy majowe tygodnie.

Ale to już wymagałoby zmiany całego systemu kształcenia. Na razie łatwiej zmieniać podstawy programowe i wymagania egzaminacyjne.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama